Polska "Igą Świątek" rozwoju. Prof. Piątkowski o tym, jak zostawiliśmy inne kraje w tyle
– W światowej rywalizacji głos Polski słabo wybrzmiewa, mimo że mamy dobre papiery, mamy atuty, by to inni nas podziwiali - mówi prof. Michał Piątkowski.

Patryk Pallus: Polska odniosła ogromny sukces gospodarczy w ostatnich 35 latach, o czym, pisze Pan w książce „Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość.
Prof. Marcin Piątkowski: Wszystkich zostawiliśmy daleko w tyle. Polska kiedyś jeszcze rywalizowała z Słowacja, która jednak prawie dekadę temu wpadła w stagnację. Rywalizowała z nami też Estonia, ale jej gospodarka skurczyła się po covidzie. Polska jest samotnym europejskim liderem wzrostu. Jesteśmy też światowym liderem wzrostu wśród gospodarek na podobnym poziomie rozwoju. Myślę, że wielu Polaków zaskoczy fakt, że od ponad 30 lat rośniemy szybciej niż wszystkie azjatyckie tygrysy takie jak Korea Południowa, Singapur czy Tajwan.
Cały czas mało o tym mówimy w kraju, ale też mało się chwalimy tym za granicą.
Dolega nam zbytnia skromność. Zgodnie z nasza kulturą nie powinniśmy się chwalić, ale niestety podcina nam to skrzydła. Dziś każdy szuka informacji o sukcesach innych. W światowej rywalizacji głos Polski słabo wybrzmiewa, mimo że mamy dobre papiery, mamy atuty, by to inni nas podziwiali.
Jakie są przyczyny tego wzrostu?
Za rozwojem gospodarczym Polski nie stoi jedna przyczyna. To zbieg wielu okoliczności. Ja bym wyróżnił pięć czynników, wszystkie zaczynają się na literę „e”. To egalitaryzm, elity, edukacja, energia i Europa.
Egalitaryzm, bo w 1989 roku z powodu skądinąd nieszczęsnego PRL- u weszliśmy w transformację z najbardziej wyedukowanym, egalitarnym i społecznie mobilnym społeczeństwem w całej historii Polski. Każdy, nieważne czy nazywał się Kowalski, Brzoska czy Piątkowski, nie ważne, gdzie się urodził, miał w miarę duże szanse na osiągnięcie sukcesu. Nigdy wcześniej tak nie było.
Mieliśmy też szczęście posiadać prorozwojowe elity. Pracuję w międzynarodowej instytucji i widzę, że większość problemów ze wzrostem na świecie nie wynika z braku wiedzy o rozwoju, ale z braku chęci miejscowych elit do rozwoju.
Po trzecie edukacja. PRL wykształcił tylko jedną dziesiątą młodych ludzi, ale w latach 90. doszło do prawdziwego boomu edukacyjnego. Obecnie niemal połowa młodych Polaków ma wyższe wykształcenie. Po raz pierwszy w historii.
Dalej jest energia. Polacy wyróżniają się przedsiębiorczością, nasza energia wybuchła w latach 90. i ta eksplozja trwa do dziś. Z ostatniego raportu OECD nt. naszej gospodarki wynika, że sektor przedsiębiorstw w Polsce jest jedynym z najbardziej dynamicznych wśród krajów należących do tej organizacji.
Ostatni czynnik to Europa. Bez wejścia do Unii Europejskiej, czyli zarówno samego procesu akcesji, jak i przyjęcia całego dorobku instytucjonalnego Wspólnoty, żadnego cudu gospodarczego nad Wisłą by nie było.
Co zrobić, żeby Polska pozostała liderem wzrostu?
Frustruję się tym, którzy lubią wieszczyć, że Polska za chwilę przestanie się rozwijać i stanie się „drugą Grecją” czy „trzecią Wenezuelą”. Nasza gospodarka cały czas jest bardzo konkurencyjna, głównie z powodu wysokiej jakości kapitału ludzkiego. U nas jest nawet lepiej niż Niemczech, bo więcej młodych Polaków ma wyższe wykształcenie niż młodych Niemców. Jednocześnie młodzi Polacy zarabiają cały czas mniej niż połowę tego co nasi sąsiedzi znad Odry.
Tej konkurencyjności szybko nie stracimy i jeszcze co najmniej przez dekadę będziemy doganiać Zachód. Do 2035 roku po raz pierwszy w historii możemy osiągnąć poziom średnich dochodów w Unii Europejskiej. Według tegorocznych prognoz UE i OECD znowu będziemy najszybciej rozwijająca się dużą gospodarką w Europie i w strefie OECD. Nie widać kryzysu, Polska nadal jest „Igą Świątek” rozwoju. Ale to nie oznacza, że nie powinniśmy się martwić.
Czym?
Teraz jest czas na zbudowanie ekonomicznych muskułów. Będą one potrzebne, gdy wynagrodzenia w Polsce zbliżą się do tych niemieckich. Wtedy będziemy mogli konkurować nie niskimi kosztami, bo tani już nie będziemy, tylko naszymi pomysłami, technologiami i markami. Do tego nam dziś daleko. Czy będziemy w stanie wystarczająco w siebie zainwestować, żeby być tak produktywni jak Niemcy, Francuzi, Szwedzi czy Holendrzy?
Bardziej długoterminowym problemem jest kryzys demograficzny. Dotyka on całego świata rozwiniętego, ale Polskę jeszcze mocniej. Można przeciwdziałać mu na kilka sposobów. Można dalej zwiększać stopę zatrudnienia, automatyzować się i absorbować młodych ludzi z wybranych krajów świata. Powinnyśmy jednak zacząć też już myśleć jak dostosowywać się do nowej rzeczywistości, w której Polska niestety będzie coraz mniejsza i starsza.
Sformułował Pan program rozwoju określany jako „5i”. Jego składowe to instytucje, inwestycje, innowacje, imigracja oraz inkluzywność.
5e było źródłem polskiego sukcesu, a 5i powinno zbliżyć nas do wizji, którą nazywam „30-20-10”. Zakłada ona, że w ciągu jednego pokolenia Polska wejdzie do 30-stki najbogatszych krajów na świecie, do 20-tki krajów o najwyższej jakości życia i do 10-tki krajów, które pchają światową cywilizację do przodu.
Pierwsze „i” to instytucje. Poprawiliśmy je dzięki wejściu do Unii Europejskiej, ale przez ostatnią dekadą zostały osłabione. Przykładem jest nas system sądowniczy. Długoterminowa rola instytucji w podtrzymywaniu rozwoju jest kluczowa. Drugie „i” to inwestycje.
Dużo o inwestycjach mówił ostatnio premier Donald Tusk. Ogłaszając plan gospodarczy na ten rok, zapowiedział inwestycje wartości 650 miliardów złotych.
Cieszę się, że premier Tusk wysłał do sektora prywatnego sygnał, że stawia na inwestycje. Martwi mnie jednak to, że ich poziom określił na 650 miliardów złotych. To raptem 16,5 proc. naszego przewidywanego PKB w tym roku, co jest mniejszą stopą inwestycji niż kiedykolwiek wcześniej. Chyba nie o to chodziło.
Chciałbym deklaracji rządu, że zrobi wszystko, by do końca kadencji poziom inwestycji wzrósł do 20 proc. PKB, zarówno jeśli chodzi o inwestycje publiczne, jak i inwestycje prywatne. Ten ambitny cel jest wykonalny.
Dobrze, że w planie rządu podkreślono kluczowe znaczenie nauki, ale zabrakło konkretów. Chciałbym deklaracji, że wydatki na naukę będą rosnąć w tempie minimum 20 proc. rocznie, co najmniej do momentu, aż osiągniemy poziom średnich wydatków na naukę w proporcji do PKB taki jaki w Unii Europejskiej.
A co się Panu podoba w planie rządu na 2025 roku?
Kilka rzeczy. Przede wszystkim to, że pokazano wreszcie jakieś elementy wizji Polski. Zakłada ona dołączenie do wąskiej grupy najbogatszych krajów świata. Cieszę się, że jest program, który przynajmniej określił nasze ambicje. Tego wcześniej w narracji rządu brakowało.
Wizja ma motywować nas do gonienia najbogatszych. To będzie jednak coraz trudniejsze. Łatwiej jest gonić, startując z niskiego poziomu, tak jak przez ostatnie 35 lat, a o wiele jest trudniej konkurować z najlepszymi i z nimi wygrywać.
Wróćmy do 5i. Po instytucjach i inwestycjach wymienia Pan innowacje.
Kluczowe jest, by więcej wydawać na naukę i rozwój sztucznej inteligencji. To dla nas szansa na przeskoczenie Zachodu, bo startujemy z tego samego poziomu, a Niemcy technologicznie są już w tyle. Kolejny czynnik to imigracja.
Trudny temat.
Tak. Staram się unikać słowa imigracja, bo w żadnym kraju na świecie, może z wyjątkiem Kanady i Australii, ono nie najlepiej się kojarzy. Wolę mówić o absorpcji młodych i prężnych mózgów z wybranych krajów świata. Polska może zasypać dużą część rosnącej dziury demograficznej, sprowadzając na polskie uczelnie ludzi z krajów bliskich nam kulturowo. Mówię o Wietnamie, Filipinach, Etiopii, czy choćby Białorusi. Nie ma powodu, by nie „podkraść” połowę ze studiujących w kraju Łukaszenki Białorusinów.
Ostatnie „i” to inkluzywność. Co ona oznacza w tym przypadku?
Egalitaryzm był jedną z podwalin polskiego sukcesu, a teraz jest ważna inkluzywność. Chodzi w niej o równość szans. Niezależnie od majątku rodziców, płci czy miejsca zamieszania. 5i to kluczowe kierunki polityki, ale trzeba podzielić je na konkretne działania.
Dr hab. Marcin Piątkowski, ekonomista pracujący w New Delhi, profesor Akademii Leona Koźmińskiego i autor bestsellera „Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość”. Wcześniej m.in. Główny Ekonomista PKO BP oraz wizytujący naukowiec na m.in. Uniwersytecie Harvarda.
Dołącz do dyskusji: Polska "Igą Świątek" rozwoju. Prof. Piątkowski o tym, jak zostawiliśmy inne kraje w tyle