SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Król Ryszard I. Szef Inforu: "Ja nie zwalniam ludzi, bo mam taki humor"

Ryszardowi Pieńkowskiemu zadałem łącznie 42 pytania: o firmę, wciąż nieudaną sukcesję, odejścia wieloletnich pracowników, plany i głośne zapowiedzi walki z WP i Onetem. – Na emeryturze to ludzie umierają, a ja się bawię, tworzę nowe produkty, czasem udane, czasem nie i się nimi bawię – mówi w szczerej rozmowie założyciel Inforu, który na czele swojej firmy stoi od 37 lat.

Materiały prasowe, Ryszard Pieńkowski Materiały prasowe, Ryszard Pieńkowski

Po co Panu ten dzwon na stole? 

Żeby ludzie, którzy czekają na korytarzu na spotkanie, wiedzieli, że mogą już wejść.

I tak Pan w niego dzwoni, jak w Kościele? 

Tak (śmiech). I nawet się do tego przyzwyczaili.  

Wie Pan kto jeszcze miał taki dzwonek w swoim gabinecie? 

Kto?

Królowa Elżbieta II. Tylko że ona dzwoniła po kryjomu, jak chciała dać znać, żeby spotkanie się skończyło.  

To nie wiedziałem, ale ja na zakończenie nie dzwonię. To jest raczej inspiracja z marynarki wojennej, gdzie też często się dzwoni. W gabinecie głównym mam drugi dzwonek, mniejszy.  


 

Ona siedziała na tronie przez lata i do samej śmierci. Pan na swoim inforowym tronie też chce siedzieć do samego końca? W tym roku kończy Pan 77 lat.

Parę długich lat temu podjąłem próbę wycofania się i przejścia do rady nadzorczej, ale ostatecznie musiałem wrócić i dalej sterować firmą osobiście. Natomiast uruchomiliśmy konkurs i poszukiwania kogoś, kto mnie zastąpi i docelowo będzie takim sukcesorem, ale zanim nim się stanie, będzie musiał być zastępcą. Przyglądam się oczywiście moim obecnym menadżerom, szukamy też po rynku.  

I jak idzie?  

Dopiero to uruchamiamy.

Panu się jeszcze chce aż tak angażować? Czy to kwestia braku wyboru?

Mam 76 lat, 9 miesięcy i… sporo dolegliwości. To jest biologia. Wy młodzi tego nie czujecie, i dobrze, ale powinniście przewidywać i szanować zdrowie, bo ja tego nie robiłem. 16 godzin pracy dziennie przez wiele, wiele lat daje się we znaki.

Dziś ile Pan pracuje?

Tak fizycznie tutaj w biurze to 3-4 godziny, ale na tym poziomie głowa przecież pracuje cały czas, nie tylko podczas siedzenia w biurze.

A jak Pan nie pracuje, to co Pan robi?

Dużo gram w szachy, godzinę dziennie pływam na basenie, siedzę w jacuzzi. Czasem obejrzę dobry film.

Brak zastępcy-następcy to dziś Pana jedyna motywacja?

Jedna z głównych, ale nie tylko. Ja naprawdę wierzę, że na emeryturze ludzie umierają, dlatego chcę i potrzebuję być czynny i aktywny tak długo, jak to możliwe. Bardzo motywuje mnie praca z moimi ludźmi w firmie, nawet jeśli czasem ich krytykuję.

Kiedy ostatni raz ktoś powiedział Panu, że Pan zwariował?

Nawiązuje Pan do mojej książki “Wielkie śmiałe cele”, w których piszę, że trzeba stawiać sobie tak ambitne cele, które u innych wywołują zaskoczenie?  

Tak. Zmierzam do Pana głośnych zapowiedzi sprzed 1,5 roku, gdy powiedział Pan, że rokrocznie będzie inwestował dziesiątki milionów złotych i rzuci wyzwanie Onetowi i WP. No to mówię sprawdzam.  

Tytuł tamtego tekstu był trochę przesadzony, ale od tamtego czasu zupełnie przestawiłem strategię. Prawda – na początku faktycznie myślałem o walce w kategorii ogólnej, ale potem postawiliśmy na kategorię, w której jesteśmy najmocniejsi, czyli biznes, finanse i prawo: BFP. Kategoria najcenniejsza ze wszystkich i najdroższa. I tu nie tylko chcemy być numerem jeden, ale nim faktycznie jesteśmy, już pokonując konkurencję: PTWP, RASP, Agorę, Polsat Interię, Polskę Press. W styczniu zajęliśmy pierwsze miejsce z wynikiem na poziomie 11,9 mln realnych użytkowników.  

A ile zostało z tego wielkiego śmiałego celu inwestycji idących w dziesiątki milionów złotych rocznie?

Tu przyznaję, że przesadziłem z tymi zapowiedziami. Inwestujemy kilkanaście milionów rocznie, kilkadziesiąt w ciągu najbliższych lat.  

W studio wideo sporo Pan włożył?

Tak, kosztowało nas dwa miliony złotych i to jedna z naszych najnowszych inwestycji.

I zwraca się?

Jeszcze to liczą, to nie są łatwe inwestycje. Korzysta z niego reklama i marketing oraz oczywiście redakcja, ale teraz otwieramy się też na zewnętrznych klientów.

Co się stało, że w ciągu ostatniego roku z Pana firmy zniknęło tak dużo wieloletnich współpracowników? Mowa o ludziach, którzy pracowali od kilkunastu, do nawet ponad 20 lat. Menadżerach na różnych stanowiskach i dziennikarzach.  

Nie chcę roztrząsać personalnie każdego odejścia, ale niektórzy ludzie odchodzą sami, inni są zwalniani, a jeszcze inni do firmy przychodzą. W ubiegłym roku z DGP odeszło z własnej woli 18 osób, a zatrudniliśmy 12 osób i nadal rekrutujemy. Nie jesteśmy wyjątkiem na rynku pod tym względem, ale z jakiegoś powodu my jesteśmy tu eksponowani.

Bo Pana zapowiedzi wielkiego projektu odbiły się szerokim echem i ludzie są ciekawi.  

A pan ciągle o tym wywiadzie…  

Powiedział Pan kiedyś: “Słuchajcie dyrektora finansowego, ja często ich wymieniałem, nie słuchałem i tego żałuję”. A ostatni dyrektor finansowy Inforu wytrzymał dwa miesiące, teraz ma Pan nowego.

I jest super. Ja nie zwalniam ludzi, bo mam taki humor. Nowego menadżera zawsze testuję, sprawdzam, nierzadko intensywnie. Zadaję pytania, dopytuję i widzę, kto dobrze rokuje, a kto nie. Najpierw oceniam rokowania, a dopiero później efekty.

A osobiście Pan się angażuje w rekrutacje, czy dostaje już takich gotowych menedżerów i dopiero się poznajecie? Może stąd te szybkie ruchy kadrowe?

Bardzo się angażuję, oczywiście w przypadku kluczowych stanowisk menadżerskich, a nie wszystkich rekrutacji w firmie. W tych przypadkach mam ostatni głos. Natomiast najbardziej lubię awanse wewnętrzne, bo one najlepiej się sprawdzają, mamy sporo takich przykładów. One pokazują ludziom, że mają szansę na rozwój wewnątrz firmy.

Myśli Pan, że łatwo się z Panem pracuje? Jakim jest Pan szefem?

Wymagającym, ale wyrozumiałym. Spotkania prowadzą w formie półżartobliwej. Kiedyś moi menedżerowie nie mogli mnie rozgryźć i jedna z pań powiedziała o mnie: “słuchajcie, on się tym wszystkim bawi”. I idealnie oddała tym istotę mojej natury. Ja się bawię, tworzę nowe produkty, czasem udane, czasem nie i się nimi bawię.

Wie Pan, to jak z żartami szefa, do śmiechu często jest tylko autorowi, a inni uśmiechają się, bo muszą.  

To z tym się nie zgadzam. Zawsze mówię menedżerom, że jeśli za dużo wymagam, to niech podadzą mi argumenty, że więcej się nie da i to uwzględnię. Generalnie staram się wyznaczać wyższe cele niż te, które są w budżecie, ale też odpowiednio za nie premiuję.  

Ile ludzi dziś zatrudnia Infor?

Około 450.

Czyta Pan jeszcze regularnie swoją gazetę?

Już nie. Jeśli już, to magazyn. Ale to nie jest kwestia gazety. Ja generalnie nie czytam już papieru, nawet książki pochłaniam tylko w formie elektronicznej.  

A stronę gazety?

O, to już częściej, choć to – jak to dziś u internautów – często to tylko przeglądanie.  

I co Pan sądzi?

Kiedyś, dawno temu, wytykałem błędy, pokazywałem palcem co zostało źle zrobione lub mogło być zrobione inaczej np. że podatki powinno być na pierwszej stronie, ale dzisiaj wzniosłem się już trochę ponad to i bezpośrednio produktami dziennikarskimi zajmuję się już bardzo sporadycznie.  

A dziś jak mówię Infor, to najpierw w głowie pojawia się Panu prasa czy internet?

Oj, zdecydowanie internet. W 2024 same przychody z wydań elektronicznych wynosiły u nas 66%, w 2023 było to 59%. I to bez reklamy w internetowej. W ubiegłym roku nasze serwisy miały ponad 925 mln odsłon, o 39% więcej niż rok wcześniej.  To internet jest moją strategią. Uruchomiliśmy też Inforlex 4.0, nową odsłoną naszego flagowego produktu.

Coś Panu ostatnio nie wyszło?

Sporo czasu i zasobów zainwestowaliśmy w Inforchata, który miał być dostępny dla naszych czytelników, ale akurat ten wielki, śmiały cel nam nie wyszedł. Okazał się za duży i za skomplikowany, więc porzuciliśmy ten projekt.

Na myśl o czym w Inforze szybciej bije Panu serce? Z ekscytacji, nie ze złości.  

Najfajniejsza jest ta koncentracja na internecie, to naprawdę daje mi najwięcej radości. Wie Pan, że ja codziennie sprawdzam sobie Chartbeata i analizuję wyniki? Od jakiegoś czasu pracujemy też nad naszym dużym projektem DGP Digital i tutaj wzorujemy się na największych światowych markach. Będzie część płatna i bezpłatna.

Co to będzie?

To jeszcze się kształtuje. Pracuje nad nim zespół operacyjny, który ma doświadczenia z naszego flagowego projektu jakim jest wspomniany już Inforlex 4.0.

Ale czym będzie się zajmował ten DGP Digital? To będzie strona, usługa czy coś innego?

To będzie serwis, choć nie lubię tego słowa, bo jest deprecjonujące. To będzie taki nasz superserwis, digitalowa wersja naszej gazety z częścią za paywallem oraz darmową.  

A jak to będzie się miało do Dziennik.pl, Forsal.pl czy innych serwisów z grupy? Nie skanibalizuje się?

Przyglądamy się temu, ale raczej nie.

2023 to ostatni rok, który zaraportowaliście. Przychody wzrosły o 11 mln, zysk spadł o 4 mln do nieco ponad 7 mln. Niepokojąca tendencja.  

No spadł i co z tego?  

Zazdroszczę komfortu. A 2024 jak będzie wyglądał?

Będzie słabszy wynik. Mieliśmy bardzo duże inwestycje, także w ludzi, które okazały się częściowo nietrafione. Potem musieliśmy je zweryfikować.

Ale pod kreską czy nad kreską?

Nie no, oczywiście, że nad kreską. Parę milionów na plusie.

A o akwizycjach nie myślicie?

Najpierw musimy wyprostować wszystko u siebie w tym roku. Już wiemy, że wynik za 2025 będzie wielokrotnie lepszy niż ten z 2024.

Na czym się Pan najbardziej przejechał w swojej całej karierze?

Na niesprawdzonych i nie do końca przeanalizowanych decyzjach w przeszłości. Robiłem wiele inwestycji, w których nie patrzyłem w ogóle na stronę kosztową. W latach dziewięćdziesiątych byłem współtwórcą rynku wydawniczego w Polsce obok "Wyborczej" i Prószyńskiego. Wydawałem dziesiątki czasopism i kupiłem ich około 10 w tym czasie.

Pamięta Pan, ile najwięcej Pan utopił?

20 milionów złotych, ale to było tak dawno, że dziś te 20 byłoby warte pewnie koło 30. Kupiłem od Włochów gazetę, która okazała się wielkim niewypałem. Odzyskałem z tego na koniec tylko 5 milionów, sprzedając ją dalej.  

Czemu Pan tego wszystkiego po prostu dzisiaj nie sprzeda?

Bo to jest moje dziecko.

Ale nawet dzieci trzeba kiedyś z domu wypuścić.

Cholera, faktycznie.  

Drążę ten temat, bo to dla mnie troszkę historia tragiczna. Firma z 37-letnią historią, bardzo znaną marką. Ewidentnie jest Pan dumny z tego, co udało się stworzyć, na drzwiach w biurze jest Pana nazwisko i rok założenia, a na horyzoncie nie widać tego, co dalej.

Dlatego szukamy zdolnego menedżera, ale naprawdę jest bardzo ciężko. Nawet jak go znajdziemy, to ja będę wpadał może na dwie godziny i tak zobaczyć, co tu się dzieje. Chcę być aktywny i w miarę zdrowy jak na swoje lata, bo jak już mówiłem, na emeryturze to ludzie umierają.  

I będzie Pan przylatywał z Hiszpanii?

Nie, sprzedałem już tamten dom.  

A może problemem nie jest brak specjalistów z odpowiednią wiedzą tylko specjalistów z wiedzą i umiejętnością nadawania z Panem na tych samych falach? Zwłaszcza przy tak dużym potrzebnym kredycie zaufania.

Dlatego szukamy kogoś, kto spełni wszystkie kryteria. Potrzebuję kogoś nie tylko mocnego kompetencyjnie, ale z odpowiednimi umiejętnościami komunikacyjnymi, które są dla mnie bardzo ważne.  

Dołącz do dyskusji: Król Ryszard I. Szef Inforu: "Ja nie zwalniam ludzi, bo mam taki humor"

25 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Pomocna dłoń
Prószyńskiego, nie Pruszyńskiego. Akurat WM powinny to wiedzieć.
21 0
odpowiedź
User
Gym
Miły starszy pan, który się bawi. Pod żadnym pozorem nie powinien iść na emeryturę.
18 7
odpowiedź
User
XYZ
Cyrk na kółkach. Dobra rozmowa. Chciałem napisać że szkoda tel firmy ale jednak chyba nie.
21 1
odpowiedź