SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Google nie potrzebuje wydawców? Renata Krzewska: wnioski z badań naukowców są odmienne

Google po przeprowadzaniu specjalnego testu twierdzi, że „treści informacyjne z Europy w wyszukiwarce nie mają mierzalnego wpływu na przychody z reklam Google”. Renata Krzewska, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy i Wydawców Repropol w komentarzu dla Wirtualnemedia.pl zwraca uwagę, że wnioski z badań naukowców są odmienne od testu Google. Wynika z nich, że treści informacyjne ukazują się aż w 55% wyszukiwań.

Renata Krzewska Renata Krzewska

W połowie listopada Google bez wcześniejszego ostrzeżenia uruchomił test w swojej wyszukiwarce, w ramach którego 1 proc. użytkowników czasowo nie wyświetlano linków do serwisów informacyjnych europejskich wydawców. Test objął kilka krajów, w tym Polskę.

W piątek firma poinformowała o wynikach – generalny wniosek brzmi: „treści informacyjne z Europy w wyszukiwarce nie mają mierzalnego wpływu na przychody z reklam Google”. Koncern podkreśla w komunikacie, że w toku negocjacji z europejskimi regulatorami na temat wdrożenia dyrektywy o prawach autorskich „spotkał się z licznymi nieprecyzyjnymi raportami, które znacznie przeszacowują wartość treści informacyjnych dla Google”.

„Badanie wykazało, że po usunięciu tych treści nie nastąpiła zmiana w przychodach z reklam w wyszukiwarce, a spadek wykorzystania wyniósł mniej niż 1% (0,8%), co wskazuje, że każda utrata wykorzystania pochodziła z zapytań generujących minimalne lub żadne przychody. Poza tym, badanie wykazało, że łączne przychody z reklam na wszystkich platformach Google, w tym w sieci reklamowej, pozostały na tym samym poziomie” – czytamy na blogu Google. 

Dla Wirtualnemedia.pl sprawę komentuje Renata Krzewska, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy i Wydawców Repropol:

Większość polskiego internetu zbudowały wydawnictwa wywodzące się z prasy, więc pozwolę sobie na skomentowanie  badań i wizualizację sposobu ich przeprowadzenia na przykładzie gazety. Przyjrzyjmy się, jak przeprowadzono to badanie. Powiedzmy, że mamy egzemplarz gazety o objętości 100 stron. Wyrywamy z niego kilkanaście stron z najlepszymi artykułami i pytamy czytelników, czy widzą reklamy, które w nim zostały. Pewnie, że widzą i wyrwanie tych stron nie spowodowało mniejszej widoczności tych reklam. Tak właśnie w uproszczeniu wyglądają ostatnie testy Google. 

Proponuję zastanowić się, co będzie się działo, gdy użytkownicy dostaną taki wybrakowany produkt codziennie przez cały rok? Na pytania dotyczące ewentualnego spadku lojalności, zadowolenia z korzystania z wyszukiwarki, czasu korzystania – już to badanie nie odpowiada.

W wielu krajach na świecie wydawców w przygotowaniu argumentacji do rozmów z BigTechami wspierają  naukowcy z uznanych uczelni (m.in. Columbia University, University of Huston, University of Zurich) lub firm consultingowych (m.in. Brattle Group, FehrAdvice & Partners AG). Ich badania przygotowywane są zgodnie z protokołem naukowym: opisana jest metodologia, próba, ograniczenia metodologiczne, wnioski. 

Dyskusja dotyczy przede wszystkim korzyści, jakie Google odnosi z treści wydawców i  jak powinno być wyliczane wynagrodzenie dla wydawców. Ich wnioski są odmienne od testu Google i wskazują na to, że treści informacyjne ukazują się aż w 55% wyszukiwań, budują satysfakcję użytkowników z wyszukiwarki oraz znacząco wydłużają czas przebywania w ekosystemie Google. Naukowcy wyliczyli, że wartość ekonomiczna tych treści to może być nawet 15% obrotów firmy. 

Rozumiem, że w tym tzw. teście Google odpowiedzią na dorobek autorytetów naukowych z różnych krajów jest badanie własne firmy, przedstawione bez szczegółów metodologicznych i próbujące sprowadzić dyskusję z poziomu „ile płacić” do poziomu „czy płacić, skoro to nie jest dla nas wartością”. 

Taka postawa merytoryczna raczej zaskakuje we współczesnym świecie.

Jesteśmy w historycznym momencie. Ważna jak nigdy wcześniej jest jakość treści, w postępie geometrycznym rośnie liczba fake newsów. Walka z dezinformacją staje się ważnym celem i powinna być społeczną odpowiedzialnością firm technologicznych. Oczywiście Google może minimalizować wynagrodzenie z praw pokrewnych dla wydawców, przeciągać negocjacje w czasie, spierać się w sądach, nadużywać pozycji dominującej, jak to ma miejsce w wielu krajach, gdzie wdrażano Dyrektywę, sprowadzić wynagrodzenie do wypełniania minimalnego obowiązku ustawowego, ale pytanie, czy o to naprawdę tu chodzi?

Google jest wielkim koncernem, inwestuje w badania naukowe w wielu dziedzinach, ma nawet efekty w postaci nagród Nobla, inwestuje w postęp technologiczny, ma wiele naprawdę udanych narzędzi, z których wszyscy korzystamy i je cenimy. Inwestycja w Noble czy zmiany technologiczne to użyteczność, to duma dla twórców. Ale inwestycja w treści to odpowiedzialność. To swego rodzaju misja i obowiązek w kraju, w którym się działa: wszystkim powinno zależeć na prawdzie, na braku dezinformacji, na odpowiedzialności za słowo, internecie czystym od mowy nienawiści czy niemyleniu rzetelnej wiedzy z tekstami pisanymi pod SEO. 

Mamy głęboką nadzieję, że te wartości będą przyświecać rozmowom Google z wydawcami. Repropol, organizacja zbiorowego zarządzania reprezentująca wydawców w tych rozmowach, apeluje  do firm Big Tech o stworzenie odpowiedzialnego ekosystemu, gdzie wydawcy będą mogli coraz więcej inwestować w treści, gdzie będą one legalnie pozyskanym wartościowym zasobem zarówno dla wyszukiwarki, jak i rozwijających się narzędzi AI. 

Platformy będą na tych treściach zarabiać i dzielić się na uczciwych warunkach tymi przychodami z wydawcami. Czy Google podziela te wartości w Polsce – wkrótce zobaczymy po efektach naszych negocjacji. 

Dołącz do dyskusji: Google nie potrzebuje wydawców? Renata Krzewska: wnioski z badań naukowców są odmienne

5 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Ten
I ta pani, z merytoryka pozostawiająca wiele do życzenia ma nas, wydawców (szczególnie tych małych) reprezentować w rozmowach z Google’em innymi bigtechami? Jestem załamany.
14 1
odpowiedź
User
O
Wręcz przeciwnie. Większość internetu nie zbudowały wydawnictwa prasy, tulko social media. Wybiórczość argumentów ma swoje granice
10 2
odpowiedź
User
O
"Ta pani, z merytoryka pozostawiająca wiele do życzenia ma nas, wydawców".
Niestety to smutne. W konfrontacji z wiedzą powszecnnie dostępną, np. Raportami Teuters zinstitute i PEW, te wypowiedzi to katastrofa
8 0
odpowiedź