"Nie lubię korpo bullshitu". Jacek Świderski o WP, TVN, Mediapanelu i kupowaniu innych
W tej rozmowie będzie o WP, o Mediapanelu, o TVN, o akwizycjach, o poglądach, o Krzysztofie Suwarcie, raz jeszcze o akwizycjach, raz jeszcze o Mediapanelu, o stylu zarządzania, o kulturze “no bullshit”, o krwi, o walce z Google, o zwolnieniach, o powrocie do mediów, o kontaktach ze strony ludzi władzy, o generowaniu tekstów przez AI, o redaktorach naczelnych i w końcu o Jacku Świderskim, prezesie i współwłaścicielu Wirtualnej Polski Holding.

Ten wywiad jest częścią cyklu rozmów z szefami, właścicielami, redaktorami naczelnymi polskich spółek z branży medialnej. Dla pełnej transparentności informujemy, że Wirtualna Polska Holding jest właścicielem portalu Wirtualnemedia.pl, ale ten fakt nie miał żadnego wpływu na przebieg rozmowy.
Grałeś kiedyś w “Monopol”?
Grałem. I nawet lubiłem.
Wiesz, jaki gracz był najbardziej wkurzający?
Ten, który dużo kupował?
A jak już kupił wszystko, co największe, to kupował średnie, a potem najmniejsze i obstawiał całą planszę. Czy Ty i WP nie jesteście trochę takim graczem w mediach?
(śmiech) Jest jeszcze sporo rzeczy, których nie kupiliśmy.
Na przykład TVN? Kupicie go w końcu czy nie? I nie mów tylko, że nie komentujecie procesów akwizycyjnych.
Z zasady nie komentujemy procesów akwizycyjnych, niezależnie od tego, czy w nich uczestniczymy, czy nie.
No proszę cię. Przecież ludzi to interesuje, a informacja o tym, że jesteście zainteresowani, jest publiczna. A co byś powiedział jako widz TVN, który przypadkiem jest też szefem WPH?
Że jeśli dojdzie do sprzedaży, to najważniejsze, żeby niezależność redakcji nadal była świętością, a cała firma była wolna od jakichkolwiek wpływów wewnętrznych czy zewnętrznych.
Po co wam ten TVN? Zobaczyliście, że Interia z Polsatem faktycznie dużo zyskuje na tej synergii?
Powtórzę: tematu TVN nie komentujemy. Natomiast nie ma podmiotu z segmentu TMT (technology, media, telecom – red.), na który moglibyśmy nie spojrzeć, jeśli jest na sprzedaż. Zadaniem naszego działu M&A jest patrzenie na każdy podmiot z tego rynku. To normalne, że przy naszej polityce akwizycyjnej patrzymy na wszystko. Natomiast w kupowaniu jesteśmy selektywni.
A może to chodzi o łechtanie ego i pozycję takiego “grubasa mediowego”, który kogo to on nie może kupić, jeśli tylko by chciał?
W ogóle tego nie odczułem i jestem zaskoczony taką opinią. Może nie zauważyłem momentu, kiedy się tak “upaśliśmy” i to faktycznie nastąpiło, ale nie sądzę. Tyle tylko, że polski rynek internetowy jest tak bardzo rozdrobniony na tle innych krajów, że konsolidacja jest nieunikniona. Spójrz na Czechy, tam gracz numer 2 miał łącznie tyle przychodów co gracz numer 1 EBITDA. Polska jest fenomenem pod względem liczby podmiotów internetowych. Ja po prostu nie chcę, by Wirtualna Polska odgrywała tu pasywną rolę. Dlaczego mielibyśmy pozwolić, aby wszedł jakiś fundusz private equity i to zrobił, a na koniec sprzedał niemieckiemu czy francuskiemu inwestorowi branżowemu?
I potem ludzie żartują, że jak ktoś z branży chce zostać milionerem, to musi pukać do twoich drzwi i próbować sprzedać swój biznes.
Milionerzy robią się sami i mówienie w ten sposób jest odebraniem należnej im chwały za ich pomysł i ciężką pracę, którą wykonali. Naszym zadaniem jest tylko zidentyfikowanie we właściwym czasie osoby, która już jest tym milionerem.
Nie boisz się, że jeśli przejmujecie firmę do spółki z kimś, a nie funduszem, to się pokłócicie?
W związku biznesowym z Michałem Brańskim i Krzyśkiem Sierotą jesteśmy od prawie 30 lat, więc partnerstwo to nasze DNA. Nigdy nie pokłóciliśmy się tak bardzo, żebyśmy stracili ochotę robić wspólnie biznes, co jest fenomenem i wynikiem lepszym od wielu kapel rockowych. To świadczy, jakimi jesteśmy ludźmi i jakie partnerstwo można z nami zbudować.
Jesteście uzależnieni od akwizycji?
Ale mamy u ciebie opinię (śmiech). Ten rynek musi się skonsolidować. To naturalny proces, w którym my musimy zdecydować, czy chcemy być myśliwym, czy zwierzyną. Wolimy być tym pierwszym, więc to nie jest kwestia uzależnienia, tylko rozsądku.
Ale ile można kupować?
Tak długo, jak kreuje się wartość dla akcjonariuszy.
Jaka jest meta? Uznanie, exit za bambiliony monet czy po prostu skalowanie się w nieskończoność?
Jesteśmy z pierwszego pokolenia po komunizmie, które wreszcie ma szansę zostawić coś po sobie dzieciom. Myśląc o end game, każdy z nas chciałby, żeby nasze dzieci nie miały tak trudno, jak mieliśmy my.
To myślę, że na to już wystarczy.
Dopóki ze wspólnikami czerpiemy z tego frajdę, ta gra ma dla nas sens.
Liczyłeś kiedyś, w ilu procesach akwizycyjnych byliście?
Nie liczyłem. W kilkudziesięciu, więcej w e-commerce niż w mediach. Były lata, w których mieliśmy dziesiątki procesów z zerową konwersją. Doszło do tego, że nasz dział M&A poprosił jedną z renomowanych firm doradczych o zrobienie z zarządem ankiety, czego my tak naprawdę chcemy, bo albo odrzucaliśmy propozycje, albo nie pozwalaliśmy im licytować na tyle wysoko, żeby mogli wygrać. Wszystko zmieniło się w drugiej połowie 2023, gdy postcovidowe wyceny spółek internetowych wreszcie spadły i w dwa miesiące dokonaliśmy siedmiu akwizycji.
Wakacje.pl to wasza najlepsza akwizycja?
Nie no, najlepsza to Wirtualna Polska, ale Wakacje.pl są jedną z bardziej udanych. Kosztowały ok. 84 mln zł, a dziś ta spółka jest warta ponad miliard.
A największa wtopa?
W kategorii wtop nie wymieniłbym żadnej, ale są spółki, które skończyły inaczej, niż zamierzaliśmy np. Domodi. Tu plany były ambitniejsze. Myśleliśmy, że będziemy odgrywali rolę na e-commerce’owym rynku odzieżowym, a skończyło się na świadczeniu usług reklamowych dla tej branży.
A może WP ciągle kupuje, bo wewnętrznie nie jest w stanie kreować już więcej “fajności” i żeby dynamicznie rosnąć oraz robić sensowne rzeczy, to musi je kupić?
Faktycznie, duże firmy w pewnym momencie mają problem z tym, żeby samemu wyhodować coś „fajnego”.
Co udanego WP zrobiła sama w ostatnim czasie?
U nas to trzy duże samodzielne projekty: WP Booster, WPartner i WP Ads. Natomiast faktem jest, że pomogła im determinacja i nacisk ze strony właścicieli i rady nadzorczej.
Jaki wizerunek ma dziś Wirtualna Polska? W branży i wśród czytelników?
Z badań wynika, że w stosunku do głównych konkurentów właściwie nie ma istotnych różnic w postrzeganiu. Pewnie z racji nazwy jesteśmy trochę bardziej “polscy”.
To ja bym powiedział trochę inaczej, bo popytałem ludzi i są cztery spontaniczne skojarzenia: akwizycje, krwiożerczy kapitaliści, dziennikarskie śledztwa i cały czas “suwartyzm”.
Staliśmy się akwizycyjni, gdy mieliśmy inwestora private equity, czyli w latach 2013-2016 i te umiejętności nam po nim zostały. Cieszę się, że tak nas rozsławiły. Odbieram to jako komplement. Bez nich nie byłoby z nami wielu utalentowanych ludzi np. prezesa Wakacje.pl, który był właścicielem SportowychFaktów kupionych w 2014 roku.
Krwiożerczy kapitaliści?
Smak krwi znam tylko własnej. Dziennikarzy śledczych podziwiam, a rola właścicieli jest jedna – zapewnienie im warunków do pracy. Suwartystów nie poznałem, być może dlatego, że nie było mnie już wtedy od 2 lat w mediach. Choć wątpię, abym poznał nawet gdybym tam był, bo nigdy nie miałem żadnych kontaktów z szeregowymi dziennikarzami w zakresie dotyczącym ich pracy.
Ale to Twoja firma, nie możesz od tego uciekać.
Ale czego ode mnie oczekujesz? W marcu 2018 roku odeszliśmy z mediowej spółki, żeby zająć się e-commercem, którego budowa poszła tak dobrze, że dziś jest już większy od tego biznesu mediowego, o który pytasz. Do spółki mediowej moi wspólnicy wrócili na początku 2024 roku, a ja nieco później, po zwolnieniach grupowych. Byłem tam prezesem w latach 2013-2018, znam tam mnóstwo ludzi, których cenię, lubię, którym dużo zawdzięczam i na których mi zależy. Moim zdaniem właściciele reagowali adekwatnie na wszystko, co działo się w tej spółce w latach 2018-2024.
To Twój największy wyrzut sumienia?
To w ogóle nie jest mój wyrzut sumienia.
Wiesz, co wyskakuje w podpowiedziach w Google, gdy wpiszesz “Jacek Świderski”?
Nie mam pojęcia, nie wpisywałem.
“Jacek Świderski poglądy”.
Pytasz mnie o moje poglądy?
Nie ja, internauci.
Oczywiście, że je mam i myślę, że dla osób, które mnie znają, są jasne i oczywiste. Natomiast bycie współwłaścicielem spółki medialnej ma jedną wadę, no może ma kilka, ale tę jedną wyjątkowo: nie można afiszować się ze swoimi poglądami.
Jeff Bezos ma “Washington Post” i myśli inaczej. Ukłonił się przed Trumpem, co odbiło się masową stratą subskrypcji i odejściami dziennikarzy.
I to jest świetny przykład, który mnie oburza. Właścicieli mediów trzeba podzielić na tych, którzy kupują sobie medium, jako kwiatek do kożucha i dodatek do istniejących biznesów, oraz tych, dla których media są życiem i pasją. Ci pierwsi psują media i traktują je jako narzędzie wpływu, ci drudzy je budują.
Dziś Wirtualna Polska to spółka mediowa czy e-commercowa?
Bardziej e-commerce’owa, ale różnica jest minimalna, bo to ok. 56% naszego EBITDA. Poza ekspozycją na atrakcyjny rynek, daje nam to też ekonomiczny komfort, żeby robić silne i niezależne media. Taki był pierwotny pomysł, stojący za ideą inwestowania w e-commerce. I to się udało.
I co by się stało, jakbyś nagle pozbył się z holdingu tych nieszczęsnych mediów?
Nic by się nie stało, ale w ogóle nie ma takich planów, bo one wcale nie są nieszczęsne. Jesteśmy chłopakami, którzy wyrośli z branży mediowej i na niej znamy się najbardziej. Robimy to od trzech dekad, a e-commerce trzy razy krócej.
Krew się leje w tych mediach, same problemy. Po co Wam to?
To tutaj się nie zgodzę. W Wirtualnej Polsce Media widzę ogromny potencjał do wzrostu. Nie mniejszy niż w części turystycznej. Mimo że sam rynek turystyczny jest bardziej atrakcyjny.
A w samych mediach chcecie coś kupić, poza TVN-em?
Z zasady nie komentujemy procesów akwizycyjnych, niezależnie od tego, czy w nich uczestniczymy, czy nie.
Po zwolnieniu Joanny Pawlak z funkcji prezesa nie było nikogo wewnątrz i na zewnątrz, kto mógłby przejąć spółkę?
Szczerze mówiąc, nie chcieliśmy zaserwować tej firmie potencjalnie nieudanej rekrutacji czy awansu. Szukanie kogoś zawsze wiąże się z ryzykiem, a my nie byliśmy na nie gotowi. Kiedy okazało się, że powinniśmy zmienić zarząd, najgorsze co mogliśmy zrobić ludziom, to powołać nowy zarząd, który znów by się nie sprawdził. Doszliśmy do wniosku, że nic tak dobrze nie zmotywuje ludzi, jak widok właścicieli stojących razem z nimi przy wiosłach. Michał Brański został prezesem Audioteki, a Krzysiek Sierota wrócił do operacyjnego działania z technologią. Myślę, że takie też było oczekiwanie wobec nas, bo wielokrotnie krytykowaliśmy stan rzeczy i pojawiały się głosy, że skoro mówicie, że wiecie lepiej, to zamiast krytykować przyjdźcie i pracujcie z nami.
To kiedy znikniesz z mediów?
Gdy będę miał pewność, że z tego oczekiwania zostaliśmy zwolnieni. (śmiech)
Nie wiem, czy to dobra motywacja.
Na pewno nie rekrutujemy prezesa. Do wykonania są oczywiste rzeczy, które należy zrobić pewną ręką. Wpuszczenie menadżera z zewnątrz wiązałoby się ze stratą czasu, zanim on się zorientuje w sytuacji i dojdzie do tych samych wniosków.
I kiedy to się stanie? Trudno ciągnąć tyle etatów jednocześnie.
Jak najszybciej, ale nie mam daty w kalendarzu. Mogę określić to momentem. Kiedy zrobimy wszystko, co już dawno powinno być zrobione, będziemy zastanawiać się, kto powinien zostać nowym liderem.
Ludzie się ciebie boją?
Nie spotykam się z takimi zarzutami. Mam trochę wad, ale strach przede mną nie jest raczej jedną z nich. Ale nie mnie oceniać.
Podobno schodzisz czasem do mocnych szczegółów. A wiadomo, że jak się czepia sam prezes i współwłaściciel, to stres większy.
Jestem przekonany, że kultura “no bullshit” sprawia, że organizacja jest zdrowsza. Najgorzej, gdy wewnątrz jest poczucie, że “góra” coś olewa, albo że można wcisnąć jej ściemę. To psuje każdą firmę. Nie robię tego dla przyjemności, ale jeśli lider jest w stanie w razie potrzeby przeprowadzić śledztwo wydobywcze i zejść do samego spodu, by mieć ten moment “aaaha”, to mniej jest korpo bullshitu.
Gdy zapytałem o ciebie jedną osobę, która dobrze cię zna, powiedziała, że masz “nadludzką pamięć do danych sprzed lat”.
Prowadząc biznes, trzeba nauczyć się zapamiętywać rzeczy ważne kosztem mniej ważnych. Jak ktoś mi coś obieca, to pamiętam. Jak ja coś obiecam, też pamiętam. W każdej firmie to jest rozgrywka między szefem a podwładnymi, ale jeśli ludzie wiedzą, że szef pamięta, co się powiedziało miesiąc czy pół roku temu, że szef jest w stanie zejść nisko i w razie potrzeby zweryfikować temat, to tylko pomaga pracować w duchu kultury “no bullshit”.
A jaka była największa “pierdoła”, którą wydobyłeś?
Pewnie wiele było takich rzeczy, ale jedna przychodzi mi do głowy. To było pół roku przed naszym powrotem do mediów i właściwie nas też do tego zmotywowało, a na pewno Krzyśka. Na warsztatach strategicznych zadałem proste pytanie o to, jaki wolumen mailingów w Poczcie WP wysyłamy poniżej jakiejś stawki. Ku mojemu zaskoczeniu, w zespole nie było tej informacji. Nie dlatego, że nikt nie wiedział, ale dlatego, że nawet nie mieli dostępu do tych informacji. Po firmie krążyły legendy, jak to dodzwanialiśmy do spotkania kolejne osoby, by czegoś się dowiedzieć. Krzysiek Sierota w końcu wszedł do jakiejś bazy danych i ręcznie wyciągnął te dane. Okazało się, że duża część maili jest wysyłana poniżej absolutnie minimalnych cen, co do których biuro reklamy się zarzekało, że tego nie robi. To był bullshit. Godzina takiego śledztwa doprowadziła do rewolucji w naszym podejściu do Poczty WP i postawienia jej na nogi w wielu wymiarach. I to nam pokazało, że zarząd, który jest oderwany od produktu, ma w naszej branży bardzo trudno.
Siedząc w radzie nadzorczej, miałeś komfortową pozycję. Łatwo punktować i doradzać, nie musząc potem tego realizować. Mocno zmieniła ci się perspektywa, gdy wróciłeś do mediów?
To było trochę jak wyzwolenie, bo nagle zyskałem sprawczość. Z poziomu, w którym mogłem właściwie tylko pytać, wszedłem w rolę, w której mogę działać. W praktyce dla każdego przedsiębiorcy brak sprawczości jest bardzo frustrujący.
Czemu popsuliście Mediapanel? Wypięliście kody i jest problem z poprawnym zliczeniem wszystkich wyników.
Dla nas to był temat czysto techniczny związany z czyszczeniem niepotrzebnego oskryptowania, pomijalny. A okazało się, że wypuściliśmy Dżina z branżowej butelki i chyba już do niej nie wróci. Według mnie, wyniki w Mediapanelu to zwodnicza nadzieja, którą karmi się wielu wydawców. Niech ktoś otworzy okno i wpuści trochę świeżego powietrza do pokoju, w którym siedzi PBI/Gemius. Tych, którzy jeszcze tego nie wiedzą, informuję: reklamodawcy chcą efektu, a w szczególności oczekują go od internetu. Era sprzedawania reklamy na ładne oczy skończyła się dekadę temu.
Nie wierzysz w Mediapanel?
Mediapanel doprowadził do sytuacji, w której wydawca, gdy miał tam mocną pozycję, myślał, że jest bezpieczny i atrakcyjny dla reklamodawców. To złudne.
Ale to był jedyny punkt odniesienia dla branży, żeby móc się porównać z innymi.
No dobra, ale oddzielmy sferę PR-ową od biznesowej. Dla reklamodawców liczy się efekt. I nawet jeśli ma cele wizerunkowe, to mierzy je najczęściej efektem sprzedażowym. A Mediapanel to narzędzie z poprzedniej epoki, które było wymyślone w czasach, gdy starano się odwzorować badania prasowe w internecie.
Ma sporo grzechów, ale w ostatnich kilku latach starali się podgonić, stworzyli w końcu przejrzysty i łatwo dostępny panel.
I to doprowadza do tego, że w wielu firmach medialnych siedzą ludzie, którzy patrzą tylko w ten Mediapanel i starają się ze sobą ścigać. I to już jest niebezpieczne.
Ale ludzkie, że chcą zobaczyć, jak wypadają na tle konkurencji i być przed nią. Przecież WP przez lata też się ścigała.
Odkąd wszedłem operacyjnie w media, co drugie spotkanie słyszałem, że “Mediapanel to, Mediapanel tamto”, aż w końcu zaczęło mi to przeszkadzać w prowadzeniu biznesu. To badanie było wielokrotnie psute przez samych uczestników, łatane i poprawiane z opóźnieniem przez organizatorów, którzy sprawiali wrażenie, że nie są w stanie do końca nad nim panować. W końcu ktoś zapytał, czy jest sens przenosić skrypty Gemiusa na naszą nową platformę. Moim zdaniem nie było, ale zapytałem menedżerów. Spośród 130 osób nikt, ale to nikt, nie powiedział, że warto je zostawić. To nie zostawiliśmy.
W latach 90. do przedsiębiorców przychodzili panowie i mówili, że za odpowiednią opłatą mogą zapewnić ochronę. A dziś w internecie za odpowiednią opłatą możesz zostać w Mediapanelu dokładnie policzony. Problem w tym, że jeśli za audyt nie zapłacisz, twój wynik może nagle spaść, bo będzie nieaudytowany. I wtedy majtki ściągnięte do kostek, bo wszyscy widzą “ojej, jacy mali”.
Do zeszłego miesiąca bym tak nie powiedział, ale teraz zmieniłem zdanie, bo zobaczyłem wyniki. Okazało się, że niektóre nasze popularne serwisy np. Autokult nagle mają o połowę mniej użytkowników, mimo że nasze wewnętrzne dane spadku nie pokazują. W Pudelku, gdy przestaliśmy płacić, to odsłony rzekomo spadły o 55%, a przecież my widzimy każdą odsłonę i one nie spadły, a urosły o 7%. Nieźle się tam bawią.
To czego WP chce teraz od Mediapanelu? Albo czego Mediapanel chce od WP?
My chcemy być traktowani jak Google, Facebook czy Aliexpress, a Mediapanel chce pieniędzy, bo mają dziurę w budżecie. Powiedzieli, że to nie musi być za audyt. Może być za raporty i badania radiowe czy telewizyjne, ale nam to niepotrzebne. Przyznam szczerze, że ja w ogóle nie miałem świadomości, że my na tej decyzji coś zaoszczędzimy. To w ogóle nie było podyktowane chęcią szukania oszczędności. A okazało się, że płacimy kilkaset tysięcy złotych rocznie tylko za to, że Gemius sprawdza, czy mamy dobrze wpięte kody... Ja się dowiedziałem o tym dopiero od Gemiusa.
Jest szansa, że WP oskryptuje się ponownie?
Nie. Poinformowaliśmy pół roku wcześniej, że nie przedłużymy umowy i wypniemy kody Gemiusa ze swoich stron z końcem 2024 roku. Z tego co pamiętam w momencie decyzji to nawet byliśmy liderem w wynikach tego badania wśród lokalnych portali, jeśli to ma dla kogoś jakieś znaczenie.
To, czemu nagle boli cię tak ten spadek wyników w Mediapanelu niektórych portali, skoro mówisz, że to wam niepotrzebne?
Mnie nie boli. Gdybyś mnie nie spytał, to bym o tym nie mówił.
W Google też raczej nie są Waszymi fanami.
Dlaczego?
Bo gracie o coś innego niż reszta wydawców. Nie o pieniądze w ramach dyrektywy, ale o osłabienie pozycji Mety czy Google, bo jako jedyni macie, choć w części alternatywną ofertę reklamową.
O pieniądze z dyrektywy walczymy z Google, będąc zrzeszonymi w ramach ZPWC. Rzeczywiście, oprócz tego zbroimy również wydawniczych rebeliantów, bo uważam, że powinniśmy się jednoczyć w obliczu wspólnego zagrożenia. Inwestujemy we własną technologię najwięcej na rynku. Jeśli Google to dostrzega, to traktuję to jak komplement. Nasz WPartner fantastycznie się rozwija nie tylko w Polsce, ale i w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Właśnie spięliśmy się z największym portalem w Czechach. Wspólnie z Seznam i Criteo budujemy alternatywę dla Google. A gdybym chciał, żeby wszyscy mnie lubili, to sprzedawałbym lody.
Nie sądzisz, że Wirtualna Polska jest brzydka?
Naprawdę tak uważasz?
Nie wątpię, że jest mega efektywna i wyżyłowana, ale patrzę sobie na Onet, Gazetę, Interię i tam bywa ładniej.
Zatrudniamy ludzi, którzy znają się na stylu i designie. Na pewno zachodzą w tej chwili duże zmiany. Uruchomiliśmy nowy feed na mobilnej stronie głównej z dużymi zdjęciami. WP jest teraz w budowie, duży nacisk kładziemy na UX, bo wcześniej kładliśmy go na reklamę. Ludzie chcieli robić fajne rzeczy, ale zawsze był fokus na więcej przychodów. Wiele rzeczy się tu zmienia. Rozszerzamy np. zakaz pisania pod pseudonimami/aliasami.
Czemu zdegradowałeś ostatnio redaktora naczelnego Wirtualnej Polski? (w styczniu zmieniono strukturę redakcji WP, rozdzielono redakcje informacyjne i tematyczne, zmniejszając zakres odpowiedzialności naczelnego).
Nie zdegradowałem, „spremiumizowałem”, przepraszam za to słowo.
Jeśli nagle ktoś traci tak dużą część swojego obszaru, to z boku wygląda to nieco inaczej.
Chcemy, żeby redaktor naczelny Wirtualnej Polski zajmował się Wirtualną Polską, a nie innymi brandami. To tak, jakby powiedzieć, że Adam Michnik został zdegradowany, bo nie zajmuje się lifestyle’owymi treściami “Wyborczej”. Musieliśmy to sprofesjonalizować, bo to była jedna ze źle działających rzeczy. Paweł Kapusta będzie miał teraz więcej czasu, żeby wejść głębiej w Wirtualną Polskę i zająć się naszymi treściami z najwyższej półki. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że lepiej dla WP, kiedy będzie więcej pisał, więcej pracował z redakcją Magazynu, a wcześniej zwyczajnie nie miał na to czasu.
A może portalom zamiast redaktorów naczelnych potrzeba dziś sprawnych menadżerów mediów?
Nie, redaktorzy naczelni są bardzo potrzebni. Portale potrzebują twarzy i nazwisk, które będą gwarantowały wiarygodność.
Skoro jesteśmy przy naczelnych. Wiesz może po latach, o co chodziło Marcinowi Mellerowi, który przestał być naczelnym WP jeszcze zanim na dobrze zaczął nim być i zniknął w dyskusyjnych okolicznościach?
Nie wiem. Mam tylko przypuszczenia, że może zobaczył, ile będzie pracy. Nie mam do niego o to żalu. Nie podobało mi się tylko, że najpierw ogłosił swoją decyzję na Facebooku, a dopiero później powiedział w firmie, która go zatrudniła.
Jaki procent tekstów WP generuje dziś z użyciem AI?
Muszę zacząć od mocnego zastrzeżenia, nie produkujemy i nie planujemy produkować tekstów bez udziału człowieka. To byłby koniec mediów, jakie znamy. Natomiast od kilku miesięcy mamy “Asystenta Redaktora”, który pomaga dziennikarzom. Finalnie jednak każdy tekst musi zostać przeczytany, zredagowany i zaakceptowany przez człowieka. Dziś nieco ponad 40% naszych tekstów powstaje w ten sposób.
Lata temu restartowałeś ręcznie serwery. Jaka jest najbardziej przyziemna rzecz, którą dziś jeszcze robisz?
Zazwyczaj sam robię prezentacje w warstwie logicznej. Dużą uwagę przykładam też do corocznego listu do akcjonariuszy, który piszę sam i powiedziałem sobie, że skoro już muszę to napisać, to będę to robił tak, aby czytał to ktoś poza naszym audytorem, którego serdecznie pozdrawiam.
Kiedyś musieliście brać kredyt, żeby wypłacić pensje w O2. Czy w czasach WP była sytuacja podobnie graniczna?
W o2 nie braliśmy kredytu na pensje, ale pożyczaliśmy spółce prywatne pieniądze. Po kupieniu WP pierwszy kwartał był dość cienki, gdzie ocieraliśmy się o kowenanty bankowe, ale później wszystko poszło zgodnie z planem.
Politycy często próbują się z tobą zakolegować?
Bardziej przedstawiciele spółek skarbu państwa. Z politykami nie mam kontaktów poza jakimiś warszawskimi rautami, grupowymi spotkaniami itp. Z przedstawicielami spółek, którzy są reklamodawcami i owszem. Niestety, i tu nie ma znaczenia, kto jest u władzy, zawsze zdarzają się ludzie, którzy próbują coś ugrać. Władzę obecną od poprzedniej różni to, że teraz to są nieco niższe stanowiska, na których występuje ten element bezczelności.
Jakiej?
To różne próby wpływania na to, co dzieje się w redakcji. Pracując tyle lat w mediach, można się na to uodpornić, ale dla osób z zewnątrz może być szokujące, gdy wiceprezes spółki Skarbu Państwa wysyła SMS-em screen z pytaniami, które dostał od redakcji WP i sugeruje, że budżet reklamowy, który wydaje, może mieć wpływ na to, czy i jak dany tekst powstanie. To realna sytuacja sprzed paru dni. Albo kolejna sytuacja, pokazująca, jak chore myślenie jest w głowach niektórych ludzi. Byłem ostatnio w sądzie na rozprawie którą 4 lata temu wytoczyłem byłym prominentom z TVP z czasów Jacka Kurskiego za naruszenie moich dóbr osobistych w trzech kolejnych wydaniach “Wiadomości”. Adwokat pozwanych stwierdził, że przecież ja mam tyle portali, więc mogę poprosić, żeby w każdym napisali tekst, który mnie wybieli z ich kłamstw na mój temat. Zszokowało mnie to, bo naprawdę wciąż istnieją wykształceni ludzie w Polsce, którzy myślą, że tak się steruje mediami. Dużo jako kraj osiągnęliśmy w ostatnich 35 latach, ale jeszcze sporo przed nami.
Przeczytaj też:
Król Ryszard I. Szef Inforu: “Ja nie zwalniam ludzi, bo mam taki humor”
Krajobraz po wojnach. Prezes Agory: Ta firma prawie się przewróciła, niewiele brakowało
Paradoks Interii. Naczelny o walce o TOP1, przeklikach na stronę główną i patologiach
Więcej grzechów nie pamiętam. Jak newonce trafił z nieba do piekła i z niego wyszedł
Dołącz do dyskusji: "Nie lubię korpo bullshitu". Jacek Świderski o WP, TVN, Mediapanelu i kupowaniu innych