Pomiędzy Miriam a listą Wildsteina
Z listą Wildsteina jest jak z transseksualną Miriam
Z listą Wildsteina jest jak z transseksualną Miriam, budzi obrzydzenie, ale wszyscy chcą ją zobaczyć w całości.
Telewizja lubi urozmaicać nam życie za wszelką cenę. Dzięki naszej rynsztokowej ekscytacji, TVN zaliczyła kolejny przebojowy reality show. Bohaterką programu była Miriam, dziewczyna piękna, acz nieco różniąca się od większości kobiet. Niezwykłej urody Meksykanka to transseksualista przed operacją usunięcia męskich narządów płciowych. Nie wiedzieli o tym faceci, których zadaniem było uwiedzenie Miriam. Po kolei mieli być wyeliminowani. Zwycięzca mógł odebrać nagrodę pieniężną. Uczestnicy domyślili się szwindla i podali producenta programu do sądu. Nie zmienia to faktu, że zorientowani w sytuacji widzowie mieli ubaw po pachy, a stacje telewizyjne zagwarantowaną wysoką oglądalność.
Dzięki obłędnemu zainteresowaniu, postać Miriam stała się fenomenem. W internecie mnożą się strony ukazujące całą prawdę o quasi-kobiecie. Tajemnicza brunetka wzbudziła ciekawość przede wszystkim wśród młodych ludzi. "Ty chyba jesteś Miriam, ćwoku", "Jak będziesz tak robił, zostaniesz Miriam", można było usłyszeć na ulicach. Postać z reality show stała się synonimem sztuczności i dziwaczności. W ten mało wyszukany sposób idiotami okazali się nie tylko uczestnicy "konkursu". Na wędkę złapało się ponad 2 miliony naszych rodaków oglądających widowisko grubymi nićmi szyte.
Jeszcze nie ochłonęliśmy po ujawnieniu sekretu Miriam, kiedy ogarnął nas nowy szał. Szał nazwisk zamieszczonych na liście ujawnionej przez Bronisława Wildsteina. Felietonista "Rzeczpospolitej" wyniósł w Instytutu Pamięci Narodowej spis nazwisk rzekomych agentów PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa. Dziennikarz został pozbawiony pracy, ale stał się bohaterem masowej wyobraźni. Po tym, jak ujawniono, że lista przeciekła do internetu, 1,5 miliona internautów zaczęło przeszukiwać sieć. Szybko pojawiło się kilka wersji listy. Co bardziej pomysłowi zaczęli ją rozprowadzać i sprzedawać na bazarach po promocyjnej cenie w wysokości 5 złotych. Takiego hitu o politycznym podtekście w III RP jeszcze nie było.
W czasie, kiedy dorastająca młodzież szperała w sieci w poszukiwaniu sekretu Miriam, rodzice przeszukiwali net w nadziei odnalezienia tajemniczej listy, a na niej nazwisk nie lubianych sąsiadów i osób publicznych. Pierwsi z obrzydzeniem wyrażali się o niby-kobiecie, drudzy ze wstrętem mówili o osobach umieszczonych na liście. Wszystkimi targała pusta, bezsensowna i nic nie dająca ciekawość. Ale jeszcze raz okazało się, ze życie pisze najlepsze telewizyjne scenariusze.
Przypuszczam, że producenci niedoszłego reality show "Zostań posłem" gryzą paznokcie ze złości. Przecież z wykorzystaniem teczek Wildsteina mogli mieć kabaretowy przebój roku! Miriam z pewnością znalazłaby zatrudnienie w serialu "M jak miłość" jako symbol przyjaźni polsko-meksykańskiej. Ktoś ma inne pomysły na kontynuację dwóch pierwszych telewizyjnych hitów tego roku? Zapraszam do wykazania się inwencją twórczą na forum. Dobre pomysły zawsze w cenie.
Robert Patoleta
www.patoleta.pl
Dołącz do dyskusji: Pomiędzy Miriam a listą Wildsteina