Media nie uprzedziły reklamodawców o blackoucie. Firmy nie chcą odszkodowań, negocjują przesunięcie kampanii
Środowa akcja „Media bez wyboru”, w ramach której większość prywatnych mediów na dobre zawiesiła emisję programów i publikowanie treści, to także niezrealizowane kampanie reklamowe. Eksperci z agencji mediowych szacują, że to może przynieść mediom straty od kilkuset tys. do kilku mln zł, a najbardziej ucierpią te najmniejsze. Reklamodawcy podeszli do akcji ze zrozumieniem i nie planują dochodzenia z tego tytułu odszkodowań ani rekompensat.
W środę większość mediów prywatnych w ramach akcji „Media bez wyboru” nie nadawało swoich programów, nie publikowało tekstów. Wśród nich m.in. stacje Grupy Discovery TVN, Polsatu, radio RMF FM, Radio Zet, Tok FM, serwisy Wirtualnej Polski, Onetu, Agory i wiele innych. W ich miejscu umieszczono czarną planszę informującą o akcji „Media bez wyboru” będącej protestem przeciw rządowym propozycjom wprowadzenia podatku od reklam.
To spowodowało, że w środę nie zostały wyemitowane zaplanowane już wcześniej reklamy w telewizjach i stacjach radiowych, nie wyświetlano reklam w wielu portalach internetowych. Reklamodawców i współpracujące z nimi agencje mediowe oraz reklamowe zapytaliśmy o koszt wstrzymania tych kampanii i straty, które zostały w związku z tym poniesione.
Na kilkunastu zapytanych marketerów odpowiedziało nam zaledwie kilku, część w ogóle nie zareagowała (Bank Pekao SA, Kompania Piwowarska, Wawel, Wedel, Carlsberg Polska, Aflofarm, Orange, Biedronka) na nasze pytania, inni odmówili komentarza (Provident, Grupa Żywiec, mBank, Media Expert, Link4), kolejni powoływali się się np. na tajemnicę handlową obowiązującą ich w relacjach z partnerami handlowymi (Kaufland Polska).
Reklamodawcy zaskoczeni
Z informacji, do których udało nam się dotrzeć wynika, że część reklamodawców nie została poinformowana o akcji i związanym z tym wstrzymaniem emisji reklam. - Nikt z protestujących nie pomyślał o dziesiątkach firm polskich i zagranicznych, które się w ich mediach reklamują (czyli na swój sposób utrzymują te media), mają swoje plany sprzedażowe i wczoraj dostały po głowie. Żaden dom mediowy nawet już po uruchomieniu protestu nie napisał wyjaśnienia jak będą rekompensowane straty. Reklamodawcy potrzebują stabilności w Covidzie, a nie takich ułańskich działań - zarzuca jeden z marketingowców prosząc o anonimowość.
O akcji nie został poinformowany też Play. - Nie zostaliśmy uprzedzeni o akcji "Media bez wyboru", dlatego nie znamy jeszcze odpowiedzi na pytania dotyczące kosztów emisji dzisiejszych reklam oraz ew. rekompensat - mówiła nam wczoraj Ewa Sankowska-Sieniek z biura prasowego firmy.
O akcji niezwłocznie po jej rozpoczęciu została poinformowana przez dom mediowy IKEA Retail Polska. - Pragniemy podkreślić, że IKEA jako organizacja stawiająca sobie za cel tworzenie lepszych warunków życia dla wielu ludzi wspiera różnorodność, inkluzywność i poszanowanie praw człowieka, w tym także prawo swobodnego dostępu do informacji. Biorąc pod uwagę długoletnią i pełną zaufania relację z domem mediowym, nie obawiamy się, aby to wydarzenie miało wpływ na realizację naszych kampanii reklamowych i nie oczekujemy od naszych partnerów rekompensat finansowych - zaznacza biuro prasowe IKEA.
Z dużą dozą cierpliwości i wyrozumiałości do akcji „Media bez wyboru” podeszła też sieć sklepów Aldi. Jej biuro prasowe przekazało w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że na bieżąco spływały do firmy oświadczenia od podmiotów mediowych.
- Zależy nam na podtrzymaniu pozytywnych relacji i kontynuacji współpracy, zarówno w ramach powierzonych już kampanii reklamowych, jak i przyszłych działań. Ze wszystkimi partnerami prowadzimy indywidualne rozmowy ustalając dalsze kroki. Emisje reklam w ramach realizowanych już budżetów staramy się przesuwać w czasie, tak, by wyeliminować straty i zachować budżety. Wierzymy, że ze wszystkimi dojdziemy do porozumienia - podkreśla Aldi.
Informacja o akcji późno, nie dało się nic zrobić
Paweł Więckowski, TV buying director w MediaCom, przekazał nam, że decyzja o środowym strajku mediów zapadła we wtorek wieczorem, a to niestety spowodowało brak możliwości uprzedzenia wszystkich zainteresowanych stron.
Nasz rozmówca wylicza, że w przypadku kampanii telewizyjnych strata jednego dnia z powodu niewyemitowania reklam to około 2-3 proc. ubytku GRP w kampaniach telewizyjnych trwających cały miesiąc (zależy to od wybranego pakietu stacji). - Z uwagi na niekorzystną pogodę liczymy, że do końca miesiąca straty częściowo lub w całości zostaną odrobione - mówi ekspert.
W rozmowie z Wirtualnemedia.pl zaznacza, że najbardziej narażone na ubytek GRP są krótsze kampanie - dla nich MediaCom będzie niezwłocznie potwierdzać możliwości ich uzupełnienia.
- Gdyby nie było to możliwe, nikt nie zapłaci za niewyemitowane spoty. W najgorszym wypadku będą wystawiane faktury korygujące na wartość reklam, które miałyby być w środę wyemitowane. Warto także zauważyć, że mniejsza intensywność kampanii nie wpłynie na SOV marek, gdyż cały rynek mierzy się z tymi samymi problemami - dodaje Paweł Więckowski.
Negocjacje domów mediowych z mediami
Z kolei Łukasz Kozłowski, dyrektor generalny Initiative, stwierdza wprost, że zarządzana przez niego agencja czeka na propozycje ze strony mediów. - Będziemy starać się wypracować z naszymi partnerami biznesowymi najlepsze rozwiązanie dla klientów. Zakładam, że w tak wyjątkowej sytuacji znajdziemy satysfakcjonujące wszystkie strony rozwiązanie - mówi Kozłowski.
Szacuje, że w wyniku wstrzymania emisji reklam media stracą swoją średnią „dniówkę”, chyba że uda się przesunąć budżety i działania na kolejne dni. - Tak odważna inicjatywa pokazuje jednak skalę problemu oraz ryzyko, które podjęli nadawcy – twierdzi ekspert.
Zapytany o realne koszty akcji twierdzi, że w odniesieniu do samego strajku straty finansowe poniosą głównie media. - Jak jednak rozumiemy, celem tej akcji jest zwrócenie uwagi środowiska biznesowego i konsumentów na skutki wprowadzenia podatku. Wydaje się, że siła rażenia, spowodowana głównie efektem zaskoczenia, jest spora. Udało się osiągnąć zamierzony cel – podkreśla Łukasz Kozłowski.
Uważa też, że mogą pojawić się jednostkowe przypadki negocjacji ze strony reklamodawców. Jego zdaniem w tej sytuacji marketerzy raczej nie będą domagać się rekompensat od mediów.
1 dzień to 3 proc. zasobności rynku reklamowego
Jaku Bierzyński, CEO OMD Polska informuje nas, że reklamy klientów tej agencji zaplanowane na środę zostaną wyemitowane w innym terminie - agencja ustaliła to z mediami.
- Jeden dzień stanowi, jak łatwo policzyć, 3 proc. zasobności rynku. Nasi klienci przyjęli akcję mediów ze zrozumieniem. Walczą przecież nie tylko w swoim imieniu, ale w imieniu wszystkich polskich reklamodawców. Wprowadzenie podatku obrotowego od reklam musi odbić się na wzroście ich cen, a co za tym idzie uderza bezpośrednio w interesy nie tylko mediów, ale przede wszystkim reklamodawców. Jestem pewien, że klienci to doskonale rozumieją i w tej sprawie media mogą liczyć na solidarność z ich strony - uważa Jakub Bierzyński.
OMD Polska wystosowało do obsługiwanych reklamodawców list, informując o akcji i jej wpływie na ich kampanie. Przekazano im, że akcja ma potrwać 24 godziny, więc reklamy będą normalnie emitowane już od czwartku. „Jesteśmy w stałym kontakcie z mediami, które przeplanowują emisje z dnia dzisiejszego na najbliższe dostępne czasy reklamowe. Wspólnie dołożymy wszelkich starań by wszystkie niewyemitowane pozycje zostaną skompensowane jeszcze w tym miesiącu. Jeden dzień stanowi jedynie 3 proc. zasobów rynku, więc kompensacja nie powinna stanowić problemu” - napisano.
Wyjaśniono marketerom też, że media protestują także w ich imieniu. „Podatek obrotowy nałożony na wydatki reklamowe odbije się w prosty sposób na kosztach reklamy w Polsce. W wyniku nałożenia nowego podatku praktycznie wszyscy reklamodawcy telewizyjni zapłacą 10% więcej na reklamę a niektórzy (firmy farmaceutyczne ….. ) nawet 15%. Jedynie solidarna i konsekwentna postawa mediów i ich klientów może obronić naszą branżę przed poważnym kryzysem” - podkreślono
Realne straty finansowe dla mediów
Eksperci zarówno z domów mediowych, jak i agencji reklamowych, którzy na co dzień współpracują w imieniu reklamodawców z mediami nie mają wątpliwości, że środowa akcja „Media bez wyboru” jest bez wątpienia bezprecedensowa. Zwracają uwagę, że pierwszy raz media, które na co dzień ze sobą rywalizują solidarnie przedstawiły wspólne stanowisko.
- Nadawcy, którzy przystąpili do protestu mogą oczywiście żałować, że zasięg akcji nie objął wszystkich mediów, niemniej skala i forma z pewnością były wystarczające do samego nagłośnienia sprzeciwu. Tym bardziej, że pozostali gracze rynkowi w takiej czy innej formie o samym proteście również informowali - komentuje Maciej Niepsuj, trading director w MullenLowe MediaHub.
Ekspert przyznaje, że brak reklam oznacza realne straty finansowe dla mediów. - Media oczywiście w miarę dostępnych zasobów będą oferowały zastępcze powierzchnie w ramach kampanii, niemniej biorąc pod uwagę dostępne jeszcze w lutym powierzchnie, z pewnością nie wszędzie będzie to możliwe, więc całości strat nie uda się w ten sposób uniknąć. Ciężko oczywiście oszacować ich wartość, ale myślę, że bardzo ostrożnie można założyć, że będą to setki tysięcy złotych. Na razie ciężko jest też odnieść się do całej sytuacji klientom, ponieważ media są jeszcze w trakcie przedstawiania nam możliwości rozwiązania problemu. Biorąc jednak pod uwagę stosunkowo niewielką skalę, myślę, że przy rozsądnych propozycjach ze strony dostawców, klienci wykażą się zrozumieniem - podkreśla Maciej Niepsuj.
Odszkodowań nie będzie
- Wczoraj media w Polsce pokazały, że cisza potrafi znaczyć więcej niż milion wykrzyczanych w eter słów. Media to nie tylko reklamowy biznes, ale przede wszystkim użytkownicy, którzy za nimi stoją - i to do nich zwrócili się nadawcy. Jest to niewątpliwie sytuacja bez precedensu i w tych kategoriach będzie rozpatrywana przez podmioty na rynku - uważa Katarzyna Baczyńska, head of media w One House.
Jej zdaniem odszkodowań dla reklamodawców w związku z tą sytuacją nie będzie. Kampanie zostaną przesunięte na inne terminy, w innych przypadkach biura reklamy będą proponować rozwiązania satysfakcjonujące dla swoich klientów.
- Z punktu widzenia masowej komunikacji jeden dzień wstrzymania działań rzadko bywa problemem. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz – coraz częściej właściciele firm i osoby decyzyjne w przedsiębiorstwach analizują dobór kanałów komunikacji nie tylko pod względem szeroko rozumianej efektywności ,ale także pod względem treści w nich przedstawianych. Wszystko wskazuje na to, że przed nami postępujący podział sceny reklamowej - w ślad za mediami - zaznacza nasza rozmówczyni.
Małgorzata Węgierek, CEO Havas Media Group przyznaje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że to, co uspokajało i tonowało w środę nastroje, to z jednej strony wyrozumiałość klientów, a z drugiej zapewnienia mediów, że kampanie będą zrealizowane na zakładanym poziomie.
- W przypadku dłuższych kampanii tv parametry można nadrobić, trochę inaczej oczywiście sytuacja wygląda np. przy krótkich kampaniach. Niewątpliwie taki protest będzie odczuwalny finansowo, ale dla mediów, szczególnie tych mniejszych, gra jest warta świeczki, ponieważ bezpośrednio dotyczy ich przetrwania w przyszłości. Jako branża stoimy na wspólnym stanowisku razem z innymi podmiotami zrzeszonymi w IAB, IAA czy SAR. Rozumiemy jej cel – zwrócenie uwagi na negatywne aspekty niektórych proponowanych w rozporządzeniu rozwiązań, które z pewnością wymagają jeszcze szerokich konsultacji, ponieważ w dłuższej perspektywie mogą wpłynąć nie tylko na funkcjonowanie rynku mediów i reklamy, ale też innych obszarów gospodarki - mówi nam Małgorzata Węgierek.
Poważne konsekwencje biznesowe
Z szacunkiem i zrozumieniem decyzję mediów o podjęciu akcji protestacyjnej przyjęły agencje z GroupM. - Oznacza ona zarówno dla naszych spółek, jak i dużej części aktywnych teraz reklamowo klientów, poważne zmiany w bieżącej pracy, a także konsekwencje biznesowe. Bliskie są nam jednak argumenty przytoczone w stanowiskach mediów oraz stowarzyszeń branżowych. Mamy nadzieję, że spektakularna i bezprecedensowa akcja największych mediów, które dnia 10 lutego zaryzykowały utratę liczonych w milionach złotych przychodów reklamowych, zostanie zauważona i poważnie przemyślana przez polski rząd – podkreśla Izabela Albrychiewicz, prezeska GroupM.
Przyznaje, że reklamodawcy obsługiwani przez spółki GroupM okazali mediom oraz agencjom duże zrozumienie. - Klienci zdają sobie sprawę, że wydawcy i nadawcy komercyjni pośrednio działają także w ich interesie - wprowadzenie dodatkowego obciążenia podatkowego oznaczałoby bez wątpienia inflację kosztu dotarcia w mediach. Jest to tylko jedna z wielu negatywnych konsekwencji możliwej decyzji o wprowadzeniu kolejnego podatku. Mamy nadzieję, że głos naszej branży uświadomi je polskim władzom - komentuje Izabela Albrychiewicz.
Twórcy reklam: nowy podatek pogorszy jakość reklamy
Zdaniem Rafała Barana, CEO agencji FCBBridge2Fun, "Media bez wyboru" choć jest akcją o niespotykanej dotąd skali, to jednak w dłuższej perspektywie może nie przynieść oczekiwanych skutków.
- Akcja bezprecedensowa, szczególnie jeśli będzie zsychnchronizowana i rzeczywiście odbiorcy mediów ja zauważa. Natomiast jeśli chodzi o jej efekty to obawiam się ze nic nie przyniesie poza odnotowaniem protestu. Po pierwsze władze robią to co chcą i protesty znacznie bardziej spektakularne i masowe i dotyczące spraw ważniejszych nie przyniosły skutków przynajmniej w średnim terminie (Sądy, Ustawa antyaborcyjna). Podobne podatki czy tez opłaty są w różnych innych krajach planowane a sytuacja kryzysu Covid powoduje ze wiele tego typu opata wyjaśnionych jest jako opłata solidarnościowa, bo media są bogate i mogą działać a właściciele restauracji czy hoteli nie mogą. Co więcej jak akcja dociera do określonych „baniek" w społeczeństwie. Programy nadawców publicznych nadal są dostępne... a tez mediów prywatnych nie stać na prowadzenie takiej akcji dłużej - ocenia Rafał Baran.
W komentarzu dla Wirtualnemedia.pl zagrożenia dla rynku reklamowego z tytułu nowej daniny wylicza Wojciecha Kotali, CEO agencji Ancymony (poprzednio Schulz).
- Rynek reklamy nie ma w trakcie pandemii łatwo, czego dowodem jest choćby ostatnie dopisanie agencji reklamowych do beneficjentów pandemicznych subwencji. Myślę, że branża nie zdaje sobie sprawy z potencjalnych zagrożeń dla budżetów reklamowych w kolejnych latach. Sumy na reklamę są często sztywno określone i trudno będzie je podnieść. Zatem w niektórych przypadkach nawet o 15% spadną kwoty na promocję. To oznacza gorsze produkcje telewizyjne, tańszych wykonawców, używanie starych kopii reklamowych. Branża, od kilku lat przeżywająca kryzys jakości, z zanikającą kulturotwórczą rolą, będzie dalej redukowana i zastępowana opłatami za promocję i programami lojalnościowymi od których nie trzeba płacić podatku. Te działania dzieją się poza konsumentem, a prawo do wolnej i ograniczonej tylko etyką i konkurencją reklamy to także prawo konsumenckie.
Szef Ancymonów uważa, że media "fantastycznie skrzyknęły się w jeden poranek, pokazując ponad podziałami (nawet politycznymi) solidarność". - I to pojmowaną dosłownie, bo najwięksi jakoś by sobie poradzili, a walczą też o mniejszych i lokalnych. Mam nadzieję na podobne głosy w środowisku reklamowym - mówi nam Wojciech Kotala.
- Skala podatku dla dotkniętej pandemią branży jest za duża, żeby powiedzieć „jakoś to będzie". Głos w obronie opodatkowywanej branży to głos w obronie jakości i zdolności do solidnej pracy na rzecz marek ale też konsumenta, który chciałby podziwiać i szanować polskie reklamy. Niestety, wbrew założeniom Ustawodawcy, polska reklama wcale nie stanie się bardziej etyczna, uczciwa i mniej inwazyjna dla odbiorcy. Będzie gorsza i tańsza, a agencje pełne sfrustrowanych ludzi - ocenia szef agencji Ancymony (Schulz).
Różne stawki i progi podatku reklamowego
Na początku lutego do wykazu prac legislacyjnych rządu wpisano projekt ustawy, której konsekwencją będzie wprowadzenie składki od przychodów reklamowych. Chodzi o projekt ustawy o dodatkowych przychodach Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz utworzeniu Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów.
Podatek od wpływów reklamowych w mediach pozainternetowych ma obejmować wszystkie podmioty, które przekroczą określony próg rocznych wpływów.
Od wpływów z reklam w telewizji, radiu, kinach i na outdoorze powyżej 1 mln zł będą obowiązywać takie stawki: - 7,5 proc. od wpływów do 50 mln zł (po przekroczeniu progu wynoszącego 1 mln zł), - 10 proc. od wpływów powyżej 50 mln zł. Wyższe będą stawki w przypadku reklam towarów kwalifikowanych (produktów medycznych, leczniczych, suplementów diety i napojów słodzonych): 10 proc. od wpływów do 50 mln zł (bez żadnego dolnego progu), 15 proc. od wpływów powyżej 50 mln zł.
W prasie będą obowiązywały niższe stawki podatku reklamowego: 2 proc. od wpływów do 30 mln zł (powyżej progu 15 mln zł), 6 proc. od wpływów powyżej 30 mln zł. Za wpływy z reklam towarów kwalifikowanych stawki wynoszą: 4 proc. od wpływów do 30 mln zł, 12 proc. od wpływów powyżej 30 mln zł.
W internecie podatek od przychodów reklamowych będzie obowiązywał podmioty, które w zeszłym roku obrotowych na całym świecie zanotowały ponad 750 mln euro wpływów, a w Polsce - powyżej 5 mln euro przychodów z reklam internetowych (należy spełniać oba warunki). Stawka podatku wyniesie 5 proc. Będzie on naliczany tylko od przychodów z reklam wyświetlanych internautom w Polsce.
Podatek ma wejść w życie z początkiem lipca, a w przyszłym roku przynieść ok. 800 mln zł. Resort finansów do 16 lutego czeka na opinie dotyczące projektu.
Za pobór podatku reklamowego będzie odpowiadała skarbówka w Bielsku-Białej. Podatek od reklam internetowych będzie opłacany do 25 lutego za poprzedni rok, a w przypadku reklam w pozostałych mediach zobowiązane podmioty będą do 25 lipca uiszczać zaliczkę za pierwsze półrocze, a do 25 stycznia płacić resztę daniny za cały miniony rok.
Środki uzyskane z nowej daniny mają trafiać w trzy miejsce. Połowa będzie przekazywana do Narodowego Funduszu Zdrowia, 35 proc. - do nowo utworzonego Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów, a 15 proc. - do Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków.
Premier i rzecznik rządu uzasadniają podatek reklamowy
We wtorek Mateusz Morawiecki na konferencji prasowej został spytany, czy podatek reklamowy ma uderzyć w niezależne media. - W sytuacji tak gwałtownych zmian w gospodarce, które obserwujemy na co dzień - nawet jeśli nie interesuje się bardzo gospodarką i nowymi sektorami, w szczególności cyfrowymi. Systemy podatkowe świata muszą za tym nadążać - stwierdził premier.
Szef rządu przypomniał, że od kilku lat na forum Komisji i Rady Europejskiej oraz OECD toczy się dyskusja, jak skutecznie opodatkować cyfrowe koncerny takie jak Apple, Google, Facebook czy Amazon, bo zauważono, że w większości krajów, w których działają, płacą zbyt niskie podatki.
- Mało tego, one korzystają z rajów podatkowych. Znacie państwo pewnie przypadek Irlandii, których jest jednym z krajów, w których usadowiły się centrale wielu międzynarodowych firm i tam płacą znikome podatki, praktycznie zerowe - dodał Morawiecki. - Czy to jest sprawiedliwe, żeby najbogatsze firmy świata, których wyceny sięgają biliona dolarów, a nawet dwóch bilionów dolarów, płaciły znikome podatki? - spytał.
Morawiecki zauważył, że na poziomie Unii Europejskiej i OECD starano się wypracować nowe rozwiązania podatkowe wspólnie z globalnymi koncernami cyfrowymi. - Weszliśmy w dialog z tymi firmami, ten dialog się przedłużał, trwał dwa lata, obiecano nam coś na koniec 2020 roku, cierpliwie czekaliśmy do 2020 roku. Ale okazało się, że to była tylko gra na czas - ocenił.
„Wartość dodaną w sposób sprawiedliwy należy opodatkować”
- Śladem Francji, Hiszpanii, Włoch wdrażamy rozwiązania, które mają w znacznym stopniu odpowiedzieć na ten nowy, cyfrowy świat, który pojawia się zarówno w okienkach naszych telewizorów, komputerów, telefonów - zaznaczył. - Nie może być tak, żeby biedni stawali się coraz bardziej biedni poprzez to, że bogaci stają się coraz bardziej bogaci. Oni muszą też partycypować w rozwoju społeczno-gospodarczym - podkreślił premier.
Dodał, że takie koncerny „korzystają z nowym modeli gospodarczych, zupełnie nowych modeli biznesowych”, przez co nie płacą danin publicznych od generowanej wartości dodanej. - Właśnie tę wartość dodaną w sposób sprawiedliwy zawsze należy opodatkować. Żeby także nasi emeryci, nasi renciści, nasze dzieci, nasze rodziny korzystały z tego, żebyśmy mogli budować drogi, remontować szkoły, szpitale itd. - wyliczył szef rządu.
Mateusz Morawiecki zauważył, że roczne wpływy, które ma dać nowa danina, są znikome przy skali budżetu i sektora finansów publicznych Polski. - Czy 700-800 mln zł to jest znacząca kwota? Nie, to sprawiedliwy krok w kierunku wyrównania szans krajowych graczy w tych różnych branżach porównaniu do wielkich graczy zagranicznych.
Rzecznik rządu: podatek dotyczy największych podmiotów
Plany wprowadzenia składki z tytułu reklamy internetowej i reklamy konwencjonalnej w rozmowie z PAP skomentował rzecznik rządu Piotr Müller. Podkreślił, że propozycja dotyczy największych podmiotów na rynku reklamowym.
"Od długiego czasu w UE trwa dyskusja na temat regulacji dotyczących m.in. sprawiedliwego opodatkowania cyfrowych gigantów internetowych. Ta dyskusja niestety znacząco się przedłuża. W związku z tym Polska, podobnie jak kilka innych krajów europejskich, zaproponowała krajowe rozwiązania podatkowe. Należy podkreślić, że dotyczy to największych podmiotów na rynku reklamowym" - powiedział Müller.
Rzecznik rząd zaznaczył, że podobne rozwiązania funkcjonują już w innych państwach Europy, m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, Włoszech, Belgii i w Grecji.
"Pieniądze z opłaty trafią bezpośrednio na konta Narodowego Funduszu Zdrowia, Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków oraz nowego Funduszu, z którego wspierane będą projekty związane z kulturą i dziedzictwem narodowym w obszarze mediów" - podkreślił Müller.
Dołącz do dyskusji: Media nie uprzedziły reklamodawców o blackoucie. Firmy nie chcą odszkodowań, negocjują przesunięcie kampanii