Służba zdrowia to wizerunkowa kula u nogi ekipy rządzącej, jednak strajk lekarzy rezydentów nie spowoduje kryzysu zaufania (opinie)
Brak porozumienia pomiędzy strajkującymi lekarzami rezydentami a rządem nie wywoła tąpnięcia w sondażach ani nie spowoduje kryzysu zaufania wobec ekipy rządzącej. To raczej wyzwanie dla resortu zdrowia i samego ministra. Po działaniach KPRM widać, że otoczenie pani premier ma duże doświadczenie i wypracowaną politykę komunikacji. Można się z nią nie zgadzać, ale nie sposób odebrać jej skuteczności - komentują eksperci dla Wirtualnemedia.pl.
Lekarze rezydenci protestują od 2 października; część z nich prowadzi protest głodowy. Skarżą się na niskie zarobki, zmuszające ich do pracy w wielu miejscach i w dużo większym wymiarze czasowym niż 40 godzin tygodniowo. Domagają się również zwiększenia wydatków budżetowych na ochronę zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB w ciągu trzech lata, z perspektywą dalszego wzrostu do 9 proc. przez 10 lat. Chcą natychmiastowego podwyższenia swoich wynagrodzeń do 1,05 średniej krajowej.
Ekipa rządząca nie powinna lekceważyć obecnego strajku
Zdaniem ekspertów od public relations i komunikacji protest młodych lekarzy to nic nowego, bo służba zdrowia to pięta Achillesa dla każdego polskiego rządu i jest dla każdej władzy wizerunkową kulą u nogi. Dlatego ich zdaniem ekipa rządząca nie powinna lekceważyć obecnego strajku. - Również życie rezydentów nie jest łatwe w żadnym kraju: zarabiają na początek mało i pracują dużo, ale - w innych, rozwiniętych krajach - z perspektywą dobrych zarobków, gdy staną się już pełnoprawnymi lekarzami. Dlatego rezydenci popełnili błąd wizerunkowy na początku swojej akcji, gdy deklarowali walkę jedynie o większe pieniądze dla siebie. Ktoś im dobrze doradził, by rozszerzyli postulaty o troskę o pacjentów, o inne zawody medyczne oraz ogólnie o stan opieki zdrowotnej w Polsce. Trudno się też im dziwić, że wybrali obecny moment: słyszą o nadwyżkach w budżecie, widzą pro-społeczne deklaracje i działania rządu, czytają o dofinansowywaniu różnych programów - a więc idealny moment, by zyskać coś dla siebie, bo za rok czy dwa może być za późno - komentuje Zbigniew Lazar, prezes agencji ModernCorp.
Twierdzi, że niedźwiedzią przysługę wyświadczają im natomiast politycy opozycji, którzy próbują się przy tym ognisku zapalnym ogrzać, zwłaszcza Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz, którzy utracili wiarygodność poprzez swoje zaniechania jako ministrowie zdrowia. - Ich zaangażowanie w ten spór powoduje, ze w opinii publicznej rezydenci mogą dużo stracić poprzez proste skojarzenia: strajk rezydentów=politycy PO=stary układ. Nieważne, ile razy rezydenci będą zapewniać, że ich protest jest apolityczny. W ich własnym interesie jest przegonić takich, co się do nich przykleili i krzyczą "płyniemy!" jak najdalej od siebie. Rezydenci nie powinni też pozwolić na umiędzynarodowienie tego sporu. Pisanie donosów do instytucji międzynarodowych zada kłam ich zapewnieniom o apolityczności, uplasuje ich w tej samej lidze, co niektórzy liderzy opozycji tracący gwałtownie w sondażach oraz zrazi znaczną część społeczeństwa - podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Zbigniew Lazar.
Uważa przy tym, że obecnie w interesie rządu natomiast jest wygasić ten protest w sensowny i pro-społeczny sposób - ale taki, który nie będzie mógł być postrzegany, jako słabość i ustępstwo rządu - aby nie dać opozycji pretekstu do codziennego rozdrapywania tej jątrzącej się rany.
Problem ministra, a nie premier rządu
Według Borysa Gryniewicza, account managera z agencji MSL protest lekarzy rezydentów raczej nie stanie się przyczyną poważnego kryzysu zaufania do partii rządzącej. Twierdzi, że to raczej wyzwanie dla resortu zdrowia i samego ministra, który przecież przez lata reprezentował środowisko lekarzy w dialogu z decydentami. - Spór z pewnością nie wzmacnia jego pozycji i napędza spekulacje na temat potencjalnego następcy. Po działaniach KPRM widać, że otoczenie pani premier ma duże doświadczenie i wypracowaną politykę komunikacji. Możemy się z nią nie zgadzać, ale nie sposób odebrać jej skuteczności. Spójrzmy na schemat działania Beaty Szydło, która spotkała się z rezydentami, wyrażając zainteresowanie i troskę. Jednocześnie złożyła deklaracje dotyczące wzrostu nakładów na ochronę zdrowia. Tym samym odpowiedziała na jeden z postulatów strajkujących lekarzy, ten, o którym rząd i sam minister Radziwiłł mówił przez ostatnie dwa lata. Swoją aktywnością dobrze wpisała się w społeczne oczekiwania dotyczące roli premiera i w oczach swoich wyborców wypadła wiarygodnie. Fakt, że problemu nie rozwiązała jest tutaj mniej istotny - uzasadnia Borys Gryniewicz.
Osłabiona wizerunkowa pozycja lekarzy
Ocenia, że w zdecydowanie trudniejszej sytuacji są rezydenci. W społecznej percepcji lekarz jest godny zaufania i szacunku. Jednocześnie jest osobą majętną, która do wysokiej pensji dorabia jeszcze poprzez dyżury czy prywatną praktykę. - Warto zauważyć jak mało uwagi poświęca się temu ile rzeczywiście rezydenci zarabiają, zdecydowanie częściej mówi się o ich oczekiwaniach. Przypomnijmy, że chodzi o dwukrotność średniej pensji krajowej, czyli 9200 zł. Tymczasem dominanta, czyli najczęściej występująca pensja, to niespełna 1800 zł netto. Kontrast jest zatem bardzo silny. Część mediów informuje także o zagranicznych wyjazdach, wystawnym jedzeniu czy ogromnych społecznych kosztach realizacji postulatów medyków. Taki sposób narracji skutecznie osłabia pozycję lekarzy, uniemożliwia "statystycznemu Polakowi" identyfikację z postulatami protestujących. Oznacza to większe pole do działania dla rządu, który może skutecznie odraczać podwyżki, składać deklaracje wzrostu nakładów na zdrowie nawet w bardzo odległej perspektywie i jednocześnie nie spełniać żądań rezydentów przy minimalnych wizerunkowych kosztach – zwraca uwagę Borys Gryniewicz. Jego zdaniem - choć protest lekarzy rezydentów wydaje się poważnym wyzwaniem dla rządu nie - należy mieć wątpliwości, że osoby, które ufają i popierają Prawo i Sprawiedliwość pozostaną mu wierne, podobnie jak niewzruszone pozostaną szeregi zwolenników opozycji.
Rząd się zapędził?
W podobnym tonie wypowiada się Paweł Modzelewski, head of strategy w agencji 24/7 Communication. Twierdzi, że obecna sytuacja, w jakiej znalazła się ekipa rządząca w związku ze strajkiem lekarzy nie spowoduje tąpnięcia w sondażach. - Każda ze stron sporu politycznego - co ma przełożenie na media - tworzy materiały w taki sposób, żeby uwiarygadniać swoją tezę. I dociera systematycznie z komunikatem do swojej grupy odbiorców, którzy się z nim zgadzają - mówi Modzelewski. I dodaje: - To, że obóz wspierający ekipę rządzącą zauważył, że trochę się zapędził w rozwiązaniu tej sytuacji niech świadczy zawieszenie dziennikarza odpowiedzialnego za materiał o "rezydentach i kawiorze". Takie konsekwencje wobec dziennikarza oznaczają, że redakcja jest świadoma przekroczenia granic. I dobrze. Jest to dobry prognostyk na przyszłość w kontekście konstruowaniu materiałów - podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Paweł Modzelewski.
Przyznaje, że w całej tej sytuacji dostrzega większy, systemowy problem - związany ze sposobem, w jaki konstruowane są przekazy medialne. - W odniesieniu do każdego dyskursu na temat problemu społecznego najpierw każdy wydawca określa swoje stanowisko w sporze, a potem zaczyna szukać do niego potwierdzenia. Trudno obecnie znaleźć szerszą refleksję w stosunku do jakiegokolwiek tematu, który rozpala emocje w polskim społeczeństwie. Takie zapętlenie się, szczególnie w obozie sprzyjającym ekipie rządzącej, sprawia, że pojawiają się materiały jak ten o "rezydentach i kawiorze" - komentuje szef strategii z 24/7 Communication.
Dołącz do dyskusji: Służba zdrowia to wizerunkowa kula u nogi ekipy rządzącej, jednak strajk lekarzy rezydentów nie spowoduje kryzysu zaufania (opinie)