Prof. Dariusz Jemielniak: Astroturfing w polskiej sieci to amatorszczyzna
Wraz ze społecznym protestem wokół ustaw „sądowych” zawetowanych w części przez prezydenta Andrzeja Dudę pojawiły się podejrzenia o stosowanie w internecie astroturfingu i ingerencję zewnętrznych sił w polityczny spór w polskich mediach społecznościowych. Prof. Dariusz Jemielniak, ekspert w dziedzinie badań internetu z Akademii Leona Koźmińskiego w komentarzu dla serwisu Wirtualnemedia.pl wyjaśnia korzenie astroturfingu i krytycznie spogląda na jego jakość w polskich mediach społecznościowych. – To amatorszczyzna – ocenia Dariusz Jemielniak.
Oskarżenia o astroturfing stosowany w sieci przez ugrupowania opozycyjne pojawiły się w miniony weekend i pochodziły ze strony mediów zbliżonych do środowisk sprawujących obecnie władzę.
Główne ugrupowania opozycyjne walczące z ostatecznie zawetowanymi po części przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawami „sądowymi” zaprzeczyły że stosują w swoich działaniach rozwiązania rodem z marketingu politycznego.
Jednocześnie pojawiły się podejrzenia, że w social mediową grę wykorzystującą astroturfing włączyły się siły zewnętrzne. W komentarzach eksperci nie wykluczali, że może chodzić o Rosję.
Serwis Wirtualnemedia.pl poprosił o komentarz w tej sprawie prof. Dariusza Jemielniaka, eksperta w dziedzinie badań internetu z Akademii Leona Koźmińskiego, który szczegółowo wyjaśnia zarówno korzenie astroturfingu, jak i jego nieudolne zastosowanie w wypadku ostatniego sporu wokół ustaw dotyczących sądownictwa.
- W polskiej sieci od dawna działają także zawodowcy – podkreśla Dariusz Jemielniak. - Astroturfing oznacza proces, w którym tworzy się pseudo-spontaniczny ruch społeczny. Działa tak, aby sprawiać pozory naturalnego, oddolnego poparcia jakiejś idei czy produktu. Nazwa pochodzi od marki AstroTurf, sztucznej murawy, przypominającej prawdziwą trawę. Jest to gra słów – bo spontaniczne ruchy społeczne określane są jako „grassroot” (z ang. oddolny, przyziemny, ale przecież „grass” – to trawa, a „root” to korzeń). I choć ten termin przebił się do świadomości społecznej w Polsce dopiero w ostatnich dniach, w nauce o społecznościach internetowych i w praktyce marketingu politycznego funkcjonuje od co najmniej kilkunastu lat.
W marketingu trudno nie zauważyć np. wysypu pozytywnych recenzji produktów w niektórych sklepach internetowych. Często jeszcze przed premierą – powodem są właśnie sprawnie skoordynowani, opłaceni „astroturferzy”. W nieco bardziej eleganckiej formie tego rodzaju kampanie robi się w ten sposób, że wysyła się produkt chętnym do napisania recenzji za darmo – ale obie strony zazwyczaj rozumieją, że przygotowanie negatywnej opinii raczej wykluczy daną osobę z dalszej współpracy.
Według eksperta z Akademii Leona Koźmińskiego tego rodzaju zaangażowanie jakościowe jest mocno wspierane analizami ilościowymi i Big Data, czyli dużych, różnorodnych zbiorów danych, których przetwarzanie i czytanie nie jest łatwe, jednak bardzo wartościowe przy pozyskiwaniu nowej wiedzy.
- Analizuje się dane o użytkownikach internetu na podstawie powszechnie dostępnych profili i segmentuje ich na grupy, do których można kierować konkretny przekaz – wyjaśnia Jemielniak. - Co prawda jest to podejście stosowane w marketingu od kilkudziesięciu lat, jednak ostatnio precyzja jego zastosowania gwałtownie wzrosła. Znacznej poprawie uległy także narzędzia do estymowania cech i preferencji użytkowników. Informacje zdobywane są nawet na podstawie pozornie mało istotnych polubień seriali telewizyjnych – bowiem analiza setek tysięcy profili ujawniła pewne niewidoczne wcześniej wzorce. USA, Wielka Brytania i Francja zdają sobie sprawę z tego, że cyberwojna propagandowa już się zaczęła i podejmują intensywne wysiłki mające na celu przynajmniej identyfikację zjawiska i przeciwdziałania.
Zdaniem naszego rozmówcy trudno stwierdzić jak duża część społeczności Twittera i Facebooka to fałszywe konta i boty, ale szacuje się że całkiem spora.
- W Polsce dało się zauważyć niedawny wzrost aktywności kont Facebooka z komentarzami krytycznymi wobec PiS, w dodatku z kont z Ameryki Łacińskiej, podobnie jak gwałtowny wzrost liczby śledzących konta polityków PO. To typowe przykłady amatorsko wykonanego astroturfingu – ocenia Jemielniak. - Podobne kampanie robione w sposób profesjonalny rozkładają wzrost followerów na miesiące po to, aby nie było widać nienaturalnego skoku, a komentarze dodawane są z kont wyglądających na rdzennie polskie. Trzeba sobie zadać pytanie, jakie kampanie i ruchy społeczne są pod wpływem specjalistów od astroturfingu. Można jedynie zgadywać, ale warto próbować, także analizując motywy, gdy zauważamy zaskakująco „spontanicznie” rosnące trendy, jak i kontrtrendy. A następnym razem, kiedy wdamy się w dyskusję w internecie – zastanówmy, czy aby na pewno po drugiej stronie jest człowiek – przestrzega ekspert.
Dołącz do dyskusji: Prof. Dariusz Jemielniak: Astroturfing w polskiej sieci to amatorszczyzna
Dlatego warto promować ogólnopolski, państwowy system komentarzy z potwierdzona urzędowo tożsamością.
Gdy to zrozumieją, można rozpocząć szkolenie.