Kazimierz Pułaski (prezes Sony Music Polska)
Z Kazimierzem Pułaskim, szefem Sony Music Polska rozmawiamy o stanie polskiego przemysłu fonograficznego, problemach związanych z promocją rodzimych debiutantów, relacjach na linii koncerny fonograficzne - media, nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji oraz telewizyjnych talent show.
Krzysztof Lisowski: W środowisku muzycznym panuje przekonanie, że koncerny fonograficzne niechętnie wydają muzykę polskich artystów i przez to nie chcą wspierać rodzimej kultury. Szczególnie dotyczy to debiutantów. Czy zgadza się Pan z takimi tezami?
Kazimierz Pułaski, szef Sony Music Polska: Ta sprawa ma kilka aspektów. Po pierwsze, nie do końca mogę zgodzić się z tą tezą. W ciągu następnych 12 miesięcy Sony Music ma zamiar wydać co najmniej pięciu debiutantów. To chyba niezły wynik. Nie boimy się tego i chętnie wydajemy debiutantów, którzy są oryginalni – przykładem może być choćby wydany właśnie i bardzo ciepło przyjęty album zespołu Neo Retros. Niestety, większość polskich artystów jest odtwórcza w tym, co robi i zbyt mocno wzoruje się na muzyce zagranicznej. Jest to problem, ponieważ jeśli ktoś chce być na przykład polską Beyonce, to z góry wiadomo, że taki wykonawca ma małe szanse na sukces, bo przecież jest oryginał, z którym niełatwo konkurować. Druga kwestia to brak mechanizmów, które umożliwiają promowanie nowych talentów. Trudno jest kogoś wypromować, jeśli my musimy dosłownie „przebijać się” przez media. Coraz większa jest dostępność muzyki zagranicznej i gwiazd już wypromowanych i to one wypełniają rynek.
Wspomniał Pan o konieczności przebijania się przez media. Dlaczego polskie rozgłośnie radiowe tak niechętnie grają polską muzykę, a szczególnie piosenki debiutantów?
Częściowo bierze się to z tego, że polskie produkcje często nie są aż tak dobre, by przyciągnąć uwagę słuchaczy. W większości media są prywatne, każdy kieruje się własnym interesem. Jeśli rozgłośnia radiowa ma do wyboru piosenkę zagraniczną, która się podoba słuchaczom i nie najlepszy utwór polski, to w tej sytuacji wybór jest jasny. Jestem w stanie to zrozumieć, że rozgłośnia radiowa kieruje się swoim interesem. Poza tym dużo łatwiej jest zainteresować słuchaczy prezentując muzykę artystów zagranicznych, którzy mają już status gwiazd międzynarodowych. Oczywiście ja wolałbym, aby polska muzyka, w tym muzyka debiutantów częściej gościła na antenie, ponieważ nie jest dobrym rozwiązaniem nadawanie polskich piosenek głównie w nocy. Jak wspomniałem, rozumiem sytuację rozgłośni radiowych, ale też chciałbym, aby w jakiś sposób były zabezpieczone interesy rodzimych wykonawców.
W takim razie pewnie cieszy się Pan z nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, która nakazuje rozgłośniom granie większości obowiązkowych 33 procent utworów słowno-muzycznych w języku polskim w dzień?
Mam mieszane odczucia w tej kwestii. Generalnie jestem przeciwny jakimkolwiek nakazom i zakazom, więc jestem w stanie zrozumieć niezadowolenie rozgłośni radiowych, które zostają zmuszone do prezentowania konkretnej liczby polskich piosenek w konkretnych godzinach i jest to im narzucane z góry. Z drugiej strony mam świadomość, że żyjemy w Polsce i wszystkim nam powinno zależeć na promowaniu polskiej kultury – w takiej sytuacji nowelizacja ustawy z pewnością jest dużym krokiem naprzód.
Ale ta nowelizacja jest bezsprzecznie na korzyść koncernów fonograficznych. Prawdopodobnie teraz, gdy stacje radiowe muszą grać więcej polskiej muzyki w dzień, promocja polskich artystów powinna być nieco łatwiejsza?
Z punktu widzenia biznesowego jest to prawda. Ale tak jak powiedziałem – rozumiem, że prywatna rozgłośnia może protestować, gdy dostaje z góry konkretny nakaz. Jest to m.in. związane ze stroną ekonomiczną. W sytuacji, kiedy dane radio musi na siebie zarobić jasne jest, że chce przygotowywać taką zawartość ramówki, która zagwarantuje odpowiednie przychody. Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby dane medium otrzymywało roczne subwencje na promocję polskiej kultury, a w zamian za to byłoby zobowiązane do prezentacji polskiej twórczości.
Uważa Pan, że w Polsce trudno jest promować rodzimą muzykę?
Tak. Nie mamy niestety skutecznego narodowego programu wspierającego polską kulturę. Nazbyt często mamy poczucie, że jesteśmy wobec mediów wciąż w pozycji proszącej. Jedyny sposób wywołania zainteresowania ze strony mediów to próba przedstawienia danego artysty i jego muzyki, a reszta jest już w rękach danego medium. To media podejmują bowiem samodzielne, autonomiczne decyzje, kogo chcą grać i co na temat danego artysty chcą powiedzieć. Problemem jest też to, że nie ma tak naprawdę żadnego poważnego programu telewizyjnego czy radiowego, w którym mogłaby być przekrojowo prezentowana polska muzyka oraz to wszystko, co się na polskim rynku muzycznym dzieje.
Czy takie programy jak „X Factor” czy „Must be the Music – Tylko muzyka” są w stanie spełnić taką rolę?
Tylko częściowo. Takie programy z założenia nie mają na celu promowania nowej muzyki lecz dostarczenie widzom rozrywki. Owszem, jest ona związana z muzyką i na szczęście pojawiają się w nich zdolni artyści, jednak chodzi tutaj raczej o show, a nie o muzykę. Polski rynek jest zupełnie inny niż np. rynek brytyjski. W Wlk. Brytanii ludzie żyją muzyką, w Polsce włączamy telewizor, oglądamy dany odcinek jakiegoś show i potem zapominamy. Mogę to opisać na przykładzie „X Factor” i „Mam Talent”. Widziałem trasę koncertową, zorganizowaną po jednej z brytyjskich edycji „X Factor”. Odniosła ona oszałamiający sukces, trzeba było organizować dodatkowe koncerty. W Polsce próbowaliśmy zorganizować mała trasę po pierwszej edycji „Mam talent”. Nie spotkała się ona z oczekiwanym zainteresowaniem. To wszystko pokazuje, że polski rynek jest zupełnie inny. Polacy są typowymi telewidzami, Brytyjczycy żyją muzyką.
A czy wierzy Pan, że któremuś z tych formatów uda się w Polsce wykreować wielką gwiazdę na miarę Leony Lewis, który wygrała brytyjską edycję „X Factor”?
Jak wspomniałem, uważam, że tzw. talent show powstają po to, aby zapewnić widzom rozrywkę, a gwiazdy udaje się wykreować albo „przy okazji” albo „przez przypadek”. Mimo to wierzę, że się to uda. I wcale nie jest powiedziane, że ktoś musi wygrać taki show, by zostać gwiazdą. Mogę powiedzieć, że my już mamy kilka typów z polskiej edycji „X Factora”, ale nic więcej na ten temat nie mogę zdradzić.
Wiadomo, że kluczową rolę w promocji danego wykonawcy – oczywiście oprócz ciekawego wizerunku, a przede wszystkim dobrej płyty – odgrywa marketing i PR. Jaka część przychodu Sony Music Polska jest zatem przeznaczana na działania promocyjne?
Wiadomo, że najistotniejszym elementem jest dobry artysta z dobrą płytą. Potem następują działania promocyjne. Od strony finansowej wygląda to różnie i są to skrajności – począwszy od bardzo skromnych budżetów po bardzo duże. Ogólnie mogę powiedzieć, że na działania promocyjne wydajemy od kilkunastu do dwudziestu kilku procent całkowitych obrotów firmy. Jest to uzależnione od grupy docelowej. Jeśli jest to młodzież, która działa w świecie wirtualnym, te koszty nie są bardzo wysokie, ponieważ wykorzystujemy wtedy np. serwisy społecznościowe. W przypadku starszego pokolenia, w grę wchodzą tradycyjne media (outdoor lub telewizja) i wtedy te koszty już bardzo mocno rosną.
Mówi się o tym, że w Polsce nie powstaje dobra muzyka, że brakuje nam dobrych twórców, a polski przemysł fonograficzny przeżywa kryzys. Czy zgadza się Pan z tymi stwierdzeniami?
To trudne pytanie, ponieważ dla każdego „dobra muzyka” jest czymś innym. Ja nie widzę tego aż tak czarno i myślę, że takie opinie wynikają z wrodzonego nam uwielbienia do narzekania. Fakt, jako kraj nie jesteśmy w awangardzie światowej muzyki. Ale to nie znaczy, że nie mamy dobrych twórców i że nie powstaje dobra, oryginalna muzyka. Nie jest jej dużo, bo zainteresowanie szerszej publiczności kieruje się raczej w stronę łatwego popu i śpiewających celebrytów. Mamy ewidentnie problem z promowaniem artystów w kraju nie wspominając już o zagranicy. Ani instytucje państwowe ani polskie media – mówię to z przykrością - niestety nie stwarzają dobrej atmosfery, umożliwiającej zaistnienie na rynku nowym rodzimym wykonawcom.
O rozmówcy
Kazimierz Pułaski - absolwent handlu zagranicznego na warszawskiej SGH. Z branżą muzyczną związany od 2002 roku. Do 2008 roku dyrektor finansowy BMG, Sony BMG, a potem Sony Music Poland. Od 2008 roku dyrektor zarządzający Sony Music Poland. Członek zarządu Związku Producentów Audio-Video ZPAV.
Dołącz do dyskusji: Kazimierz Pułaski (prezes Sony Music Polska)