„Nasze matki, nasi ojcowie”: Kłamliwa produkcja, choć dobrze zrobiona (opinie)
- Mimo że to dobra produkcja pod kątem rzemieślniczym, jest to film kłamliwy, pokazuje prawdę akceptowaną tylko przez Niemców i należało go potraktować jak dziwadło - to niektóre opinie na temat serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Komentują m.in. Michał Karnowski, Tomasz Lis i Michał Wójcik.
Wyprodukowany przez niemiecką stację ZDF serial „Nasze matki, nasi ojcowie” można było oglądać w TVP1 w tym tygodniu od poniedziałku do środy ok. 20.25. Z danych Nielsen Audience Measurement przygotowanych dla Wirtualnemedia.pl wynika, że średnia widownia produkcji wyniosła 3,35 mln osób, co przełożyło się na 26,26 proc. udziału w grupie 4+ i 20,67 proc. w grupie 16-49. Jedynka w czasie emisji serialu była zdecydowanym liderem rynku. Przypomnijmy, że gdy serial w marcu br. nadała niemiecka telewizja publiczna ZDF, wywołało to burzę w polskich mediach. Protestował ambasador RP w Berlinie, a w liście do dyrektora generalnego ZDF Thomasa Belluta prezes TVP Juliusz Braun ocenił, że polski wątek serialu „nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną i dlatego musi zostać potępiony i odrzucony”. Mimo wątpliwości, TVP zdecydowała się na emisję serialu (więcej na ten temat).
Jakie emocje serial „Nasze matki, nasi ojcowie” wzbudza z kolei teraz, już po emisji w TVP1? Michał Wójcik, redaktor naczelny magazynu „Focus Historia” powiedział w rozmowie z nami, że - jego zdaniem - telewizja słusznie pokazała serial, dobrym krokiem było także zorganizowanie debaty z ekspertami.
- Czy film był kontrowersyjny? Jasne! Już to, że pokazuje historię II Wojny oczami Niemców, którzy zanim staną się ofiarami Armii Czerwonej - są dumnymi najeźdźcami i zwykłymi mordercami w mundurach. Już ta perspektywa jest dyskusyjna, bo widz, który w zasadzie identyfikuje się z bohaterami zostaje postawiony w dwuznacznej sytuacji. Wątek polski również jest kontrowersyjny i jak potwierdziły to rozmowy w studio - zupełnie niestosowny. Słusznie ktoś podkreślił, że w AK byli również antysemici, ale sama Armia Krajowa antysemicka nie była, a z filmu można odnieść wrażenie (film rządzi się swoimi prawami), że AK to zarośnięta banda antysemitów i rasistowskich morderców. I taki też obraz idzie potem w świat. Obraz niesprawiedliwy i po prostu bałamutny - twierdzi Wójcik.
Michał Karnowski, publicysta magazynu „Sieci” wyraził w rozmowie z Wirtualnemedia.pl jak najgorsze zdanie na temat serialu ZDF. - Telewizja Polska mogła pokazać serial „Nasze matki, nasi ojcowie”, jednak nie powinna była robić tego w taki sposób, jak to zrobiła. Przede wszystkim film promowano jako ciekawą historię piątki Niemców, odwoływano się bardzo mocno w zajawkach do atrakcyjności fabuły. Podkreślano też rzekomą „kontrowersyjność” filmu. W rzeczywistości jest on kłamliwy, niestety pewne kłamstwa sprostowano dopiero po ostatnim odcinku, późno w nocy, na dodatek w chaotycznej dyskusji, w której polskie racje nie wybrzmiały. TVP powinna była rozważyć emisję na przykład na kanale TVP Historia, zawsze przed i po emisji organizując spotkanie historyków i ekspertów. Innymi słowy należało potraktować to jak dziwadło, które ogląda się pod mikroskopem, a nie atrakcyjny materiał na którym można zarobić - powiedział portalowi Wirtualnemedia.pl Karnowski.
Michał Karnowski ocenił niemiecki serial bardzo negatywnie.
- Rozumiem zadowolenie telewizji publicznej z niezłej oglądalności, ale sądzę, że straty wizerunkowe będą większe. Wielu obywateli poczuło, że nadawca publiczny niespecjalnie się przejmuje polską racją stanu. Polacy są w tym serialu pokazywani tak, jak pokazywała ich propaganda nazistowska, jako ludzie prymitywni, brudni, niezdolni do uczuć wyższych. Nie wiadomo, o co i po co walczą, nie wiadomo, co w ogóle w lesie robią, poza marzeniami o kapuście i mordowaniu Żydów. Natomiast Niemcy narysowani są subtelną kreską, jako ludzie wrażliwi, którzy dokonują bestialstw i mordów, ale z przykrością - uważa Karnowski.
- Poza tym nazizm i zbrodnie są im narzucone, rozkazy przychodzą z zewnątrz. Ta fabuła całkowicie zakłamuje odpowiedzialność za wybuch II Wojny Światowej, wybiela sprawców i oskarża ofiary. To film, który powinien budzić poważne polskie obawy. To też dzwonek alarmowy, że jeśli nie podejmiemy rywalizacji na polu polityki historycznej, którą - jak widać - Niemcy prowadzą aktywnie, to za kilka lat zostaniemy uznani za głównych morderców w Europie. Podsumowując - TVP i inne media publiczne mają o czym myśleć - powiedział nam Michał Karnowski.
Na temat serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” rozmawialiśmy także z Bartoszem Dudkiem, kierownikiem zespołu sekcji polskiej w Deutsche Welle. - TVP podjęła słuszną decyzję pokazując ten serial. Polscy widzowie powinni przecież móc zapoznać się z filmem, który wywołał tyle kontrowersji. To moim zdaniem szansa na podjęcie poważnej debaty o różnicach w postrzeganiu historii bądź po prostu braku wiedzy historycznej. Ten właśnie brak wiedzy historycznej, ignorancja i niechlujstwo redakcyjne słusznie krytykowane są w polskich (a także niemieckich) mediach. Obok scen z AK niewiedzę autorów i redaktorów obnażają na przykład napisy typu „Gliwice-Polen 1944”, a przecież do 1945 roku (i przed wojną) miasto to nazywało się "Gleiwitz" i leżało w granicach Rzeszy Niemieckiej. Takich błędów jest tam więcej - mówi Dudek.
Zdaniem szefa polskiej sekcji w Deutsche Welle serial „Nasze matki, nasi ojcowie” jest artystycznie słaby i słusznie wywołuje w Polsce kontrowersje.
- Jednak w Niemczech jego postrzeganie jest inne niż w Polsce. Dla niemieckich widzów to rodzaj przypomnienia wojennych losów ich rodziców w całej ich złożoności. A więc rodzaj rodzinnej opowieści o ludziach, którzy byli trybikami, a nawet ofiarami zbrodniczego systemu. Dlatego ten film został w Niemczech odebrany pozytywnie. W tym szerszym kontekście sceny z AK nie zostały specjalnie zauważone. Dobrze natomiast, że po fali protestów ZDF zdecydował się na produkcję i pokazanie filmu dokumentalnego poświęconego polskiemu podziemiu w czasie II Wojny Światowej. I to jest największy i najlepszy efekt „wpadki” niemieckiej telewizji publicznej ZDF - uważa Bartosz Dudek.
Na temat serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” wypowiedział się na łamach serwisu natemat.pl także Tomasz Lis, redaktor naczelny magazynu „Newsweek Polska”. - Mam wrażenie, że celem twórców filmu nie było przede wszystkim pokazanie historycznej prawdy. Ich celem było pokazanie prawdy akceptowalnej przez Niemców. I to im się udało. Niemcy robią w tym filmie rzeczy straszne, potworne. Ale prawdziwe potwory są w tym filmie na drugim planie. Bydlaki są w tle. Na pierwszym planie jest piątka głównych bohaterów. Troje z nich robi rzeczy haniebne, ale coś bardzo ważnego łączy ich z pozostałą dwójką. Co może łączyć Niemców mordujących Żydów albo Niemkę donoszącą na Żydówkę i skazującą ją de facto na śmierć z niemieckim Żydem, którego Niemcy chcą zabić? Ano to, że wszyscy są sympatyczni. Bracia rozstrzeliwujący Żydów i Rosjan wyraźnie cierpią. Potem mniej, ale na początku bardzo - napisał Lis w natemat.pl.
Zdaniem Tomasza Lisa serial pokazuje, że przedstawione postaci z natury są dobre, a tylko wojna uczyniła z nich potwory. - Z czego zresztą, jako ludzie inteligentni, zdają sobie sprawę. Kaci stają się więc w tym filmie ofiarami. Systemu, nazizmu, Hitlera, przełożonych, wojny. Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby w tej piątce znalazł się jeden prawdziwy schwarzcharakter, tak dla przyzwoitości. Nie ma go. Niestety. Niemcy oglądający ten film w większym pewnie stopniu niż o potworności niemieckich zbrodni, musieli myśleć o potwornych czasach. Ze współczuciem musieli też myśleć o tym jakie cierpienia musieli w związku z tym przeżywać ich ojcowie i matki - stwierdza Lis.
Jak na tym tle - zdaniem szefa „Newsweeka” - wypadają Polacy? - Parszywie. Bo z filmu wynika, że Niemiec zabijał Żyda bo musiał, a Polak właściwie chciał go zabijać albo przynajmniej skazywać na śmierć. Polak nie potrzebował więc do nienawiści wobec Żydów Hitlera. On miał ją w sobie. Owszem, w końcu Żydowi odpuścił, ale nic więcej. Tym bardziej, że w wypadku nieuratowania Żydów z pociągu nie zabijanie też byłoby w praktyce zabijaniem - uważa Tomasz Lis.
A jak serial „Nasze matki, nasi ojcowie” jest oceniany przez recenzentów filmowych? Artur Zaborski z portalu stopklatka.pl stwierdza, że emisja tego serialu przez TVP1 to powinność, którą publiczna telewizja powinna - jego zdaniem - czynić. – „Nasze matki, nasi ojcowie” to przede wszystkim dobrze zrobiony serial, szczególnie pod kątem rzemieślniczym. Odwzorowanie realiów epoki, pieczołowitość w odtwarzaniu szczegółów i wierność nie zostały w nim, na szczęście, podporządkowane celom propagandowym, jak chcieli nam wmówić niektórzy. Pokazanie, że wśród żołnierzy AK istniało zjawisko antysemityzmu, nie wydaje mi się zamachem na ich wizerunek, tylko zwróceniem uwagi na problem, który ówcześnie istniał. Udawanie, że w czasach II Wojny Światowej nie było napięcia na linii Polacy-Żydzi przekreślałoby dotychczasowy dorobek naszej kultury - żeby nie szukać daleko, wystarczy przecież odnieść się do ważnego dla polskiej kinematografii filmu „Samson” Andrzeja Wajdy, który przypomniał, że antysemityzm w tamtym okresie był właściwie na porządku dziennym (wcześniej zrobiła to powieść Kazimierza Brandysa pod tym samym tytułem) - uważa Zaborski.
- Cieszę się, że serial „Nasze matki, nasi ojcowie” ma szansę na nowo wywołać dyskusję o tym, że nasza historia nie jest czarno-biała, tylko mieni się wieloma kolorami, w tym czerwienią niewinnej krwi na rękach niejednej osoby, dziś uważanej za bohatera. Ale pamiętajmy, że na serial, o którym mowa, również nie możemy patrzeć posługując się systemem zero-jedynkowym. Wszak wyciąganie na jego podstawie wniosków, że każdego żołnierza AK cechował antysemityzm, również może przynieść więcej szkód niż pożytku. Bohaterów pokazanych w filmie nie możemy traktować jako pars pro toto wszystkich osób, które zasilały szeregi Armii. Mimo że współcześnie myślimy o nich zbiorowo, jako konglomerat mający wspólny cele i idee, to jednak składali się oni z szeregu indywidualności. Cieszę się, że kino i telewizja może nam o tym przypominać. Nawet jeśli niekoniecznie nam się to podoba, jak w przypadku „Naszych matek, naszych ojców” - mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Artur Zaborski.
Telewizja Polska jest zadowolona z emisji niemieckiego serialu. Andrzej Godlewski, wicedyrektor telewizyjnej Jedynki stwierdził w oficjalnym komunikacie przesłanym do naszej redakcji, że „wysoka oglądalność serialu i szczególnie debaty ekspertów dowodzą, jak tematy historyczne są ważne dla Polaków”. - Dlatego będziemy do nich wracać na antenie TVP1 - zapowiedział Godlewski.
Dołącz do dyskusji: „Nasze matki, nasi ojcowie”: Kłamliwa produkcja, choć dobrze zrobiona (opinie)