Ewa Wanat: ws. wywiadu o uchodźcach nie atakuję Rigamonti i „Dziennika Gazety Prawnej”. „DGP”: to podważanie faktów i manipulacja
W „Tygodniku Powszechnym” ukazał się artykuł Ewy Wanat polemizujący z relacją z niemieckiej miejscowości, gdzie żyje wielu uchodźców, przedstawioną przez Mayę Paczesny w rozmowie z Magdaleną Rigamonti w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. - Jesteśmy przekonani, że publikacja „Tygodnika Powszechnego” jest efektem szerszego zjawiska - podważania faktów i manipulowania treściami, jeśli nie odpowiadają one poglądom redakcji. Kuriozalna to metoda - krytykuje Andrzej Andrysiak z „DGP”. - Jest mi obojętne, kto przeprowadził ten wywiad i w jakiej gazecie. Mój reportaż nie był atakiem ani na gazetę, ani na dziennikarkę, ani nawet na panią, która im opowiada zmyślone historie - zapewnia Ewa Wanat.
Wywiad Magdaleny Rigamonti z Mayą Paseczny został opublikowany w „Dzienniku Gazecie Prawnej” w lipcu br. z tytułem „Był raj, jest śmietnisko. Jak naprawdę wyglądają Niemcy zasiedlane przez uchodźców”. Paseczny opowiedziała, jak wyprowadziła się z niemieckiej miejscowości Rupprechtstegen, ponieważ zasiedleni tam uchodźcy brudzili i kradli, z niektórzy ze stałych mieszkańców w odwecie podpalali ich domy. Doprowadziło to m.in. do spadku atrakcyjności turystycznej miejscowości.
Ewa Wanat, w przeszłości m.in. redaktor naczelny stacji TOK FM i RDC, postanowiła sprawdzić te informację, a jej relacja ukazała się w bieżącym numerze „Tygodnika Powszechnego”. - Uznałam, że każda odpowiedź będzie interesująca jako materiał do mojej książki o uchodźcach w Niemczech. Pojechałam do Rupprechtstegen, żeby na własne oczy zobaczyć śmietnisko robione przez uchodźców, rajskie wioski, z których uciekli turyści, i 600 podpalonych domów - wyjaśnia dziennikarka. Dodaje, że w miejscowości spędziła tydzień. - Przeprowadziłam kilkadziesiąt rozmów. Mam kilkadziesiąt godzin nagrań i kilkaset zdjęć. Rozdział książki na podstawie tej podróży będzie liczył ok. 40 tys. znaków (reportaż w „TP” miał 18 tys.) - opisuje swój artykuł.
Z relacji jej rozmówców wynika, że w miejscowości nie było podpaleń domów uchodźców, nie dochodziło do licznych kradzieży, a ruch turystyczny się nie zmniejszył. Ewa Wanat zaznaczyła, że bezskutecznie próbowała skontaktować się z Mayą Paseczny, żeby odniosła się do tych relacji.
W środę w serwisie Dziennik.pl Andrzej Andrysiak, redaktor odpowiadający za weekendowe wydania „Dziennika Gazety Prawnej”, zarzucił Wanat i „Tygodnikowi Powszechnemu”, że atakują „DGP” ślepakami. - Nie będziemy udawać, że jak ktoś pluje, to pada deszcz. Nie wiem, jakimi racjami kierowało się kierownictwo „Tygodnika Powszechnego”, drukując taki paszkwil - stwierdził.
W nowym weekendowym wydaniu „DGP” znalazł się kolejny wywiad Magdaleny Rigamonti z Mayą Paseczny. Rozmówczymi polemizuje z relacją Wanat, a Andrzej Andrysiak zapewnia, że „DGP” tak samo jak przy innych tematach jest w tej sprawie bezstronny i rzetelny.
- Zawsze uznawaliśmy, że medialne spory są niezbyt interesujące dla czytelników, ale tym razem postanowiliśmy zareagować. Jesteśmy przekonani, że publikacja „Tygodnika Powszechnego” jest efektem szerszego zjawiska - podważania faktów i manipulowania treściami, jeśli nie odpowiadają one poglądom redakcji. W ten też sposób „zweryfikował” rozmowę Magdaleny Rigamonti „Tygodnik Powszechny” - ocenia Andrysiak. - W dodatku kuriozalna to metoda, bo indywidualną opowieść naszej rozmówczyni redakcja weryfikuje indywidualną refleksją dziennikarki - dodaje, podkreślając: „Mamy przekonanie, że medium ma być platformą wymiany poglądów, a nie publikowania jedynie słusznych, obojętnie z której strony. I tego się będziemy trzymać”.
Ewa Wanat odpowiedziała na tę publikację tekstem w serwisie internetowym „Tygodnika Powszechnego”. Oceniła, że w „DGP” przypisano jej tezy, których nie postawiła, i szczegółowo to omówiła. - Jest mi obojętne, kto przeprowadził ten wywiad i w jakiej gazecie. Mój reportaż nie był atakiem ani na gazetę, ani na dziennikarkę, ani nawet na panią, która im opowiada zmyślone historie - zadeklarowała dziennikarka. - Widać, że niczego się z publikacji w „Tygodniku” nie dowiedzieli. Trudno. Chodziło o postawienie z powrotem spraw z głowy na nogi. Odkręcenie nieprawdy. Tylko tyle - dodała.
Z kolei redakcja „Tygodnika Powszechnego” w komentarzu „Gdy dziennikarz mówi: nie sprawdzam” podkreśliła, że celem artykułu Ewy Wanat nie był atak na „Dziennik Gazetę Prawną”. - Celem „Tygodnika” nie był personalny atak, a nazywanie wywiadu Rigamonti z Paczesny „wycinkiem świata rozmówcy” jest albo wyrazem niekompetencji, albo wynikiem pobieżnej jedynie (jeśli w ogóle) lektury źródłowego tekstu - uważają dziennikarze „TP”.
- Wywiady z nią (Mayą Paczesny - przyp.red.) w „DGP” to gotowy, modelowy zbiór uprzedzeń i fobii, wzbogacony o „indywidualną opowieść” na temat ogólnodostępnych faktów i statystyk (tłumaczenie Paczesny, że podała liczbę 600 podpaleń, bo „my słyszeliśmy co chwilę o podpaleniach”, jest bodaj najbardziej kuriozalnym fragmentem drugiej rozmowy), które red. Rigamonti nagrała na dyktafon, a następnie opublikowała w gazecie, nie turbując się jakąkolwiek weryfikacją faktów, nawet tych łatwo dostępnych w internecie - krytykują dziennikarze tygodnika. - Dlaczego zajęliśmy się nierzetelnym materiałem „Dziennika. Gazety Prawnej”? W tej sprawie nie chodzi o branżowe porachunki - zapewnili.
Według danych ZKDP w pierwszych trzech kwartałach br. średnia sprzedaż ogółem „Dziennika. Gazety Prawnej” wynosiła 43 185 egz., a „Tygodnika Powszechnego” - 20 748 egz.
Dołącz do dyskusji: Ewa Wanat: ws. wywiadu o uchodźcach nie atakuję Rigamonti i „Dziennika Gazety Prawnej”. „DGP”: to podważanie faktów i manipulacja
Czy ktokolwiek, mając na uwadze, że Ewa Wanat pracowała przez lata w Agorze, oczekiwał czegoś innego?