SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

„Tygodnik Powszechny” ma 80 lat. Jedyne niezależne pismo w stalinowskiej Polsce

24 marca 1945 r. ukazał się pierwszy numer „Tygodnika Powszechnego”. W pierwszych powojennych latach redakcja pisma była jedyną legalnie działającą grupą, która nie identyfikowała się ze stalinowskim modelem socjalizmu.

Jacek Żakowski w książce „Pół wieku pod włos czyli życie codzienne +Tygodnika Powszechnego+ w czasach heroicznych” tak opisał początek krakowskiego pisma: „Kończył się luty (a może zaczynał marzec) dramatycznego 1945 roku, kiedy w małym pokoiku krakowskiej Książęcej Kurii Metropolitalnej spotkali się dwa ludzie mający założyć nowy katolicki tygodnik: Jerzy Turowicz ([...] żonaty, szatyn o urodzie Bogarta, wzrost średni, przed wojną naczelny dziennika +Głos Narodu+, ostatnio bez stałego źródła utrzymania) i ksiądz kanonik Jan Piwowarczyk ([...] profesor katolickiej etyki społecznej, bliski współpracownik Księcia Metropolity [Adama] Sapiehy, przedwojenny zwolennik radykalnej reformy rolnej, były proboszcz św. Floriana, publicysta, redaktor naczelny +Głosu Narodu+ przed Turowiczem, rektor seminarium i więzień Montelupich)”.

„Tygodnik Powszechny” to nie tylko Turowicz i ks. Piwowarczyk. Pismo nie powstałoby, gdyby nie inicjatywa, poparcie i ochrona ze strony bp. Adama Stefana Sapiehy, którego posłanie na pierwszej stronie pierwszego numeru kończyło się zdaniem: „Ufam, że po tyloletnim przymusowym milczeniu, myśl katolicka znajdzie w nim godny wyraz, a dusze nasze zdrowy pokarm w tych przełomowych dla Kościoła i Narodu chwilach”.

CZYTAJ TEŻ: Były prezes Interii udziałowcem „Tygodnika Powszechnego"

Wspomniane przymusowe milczenie to przeszło pięcioletnia niemiecka okupacja. Koniec wojny z jednej strony dawał nadzieję na ożywienie katolickiego życia społecznego, ale z drugiej strony rozpoczynające się rządy Polskiej Partii Robotniczej, osłaniane przez Armię Czerwoną i Związek Radziecki, budziły obawę, że stalinowskie wzorce polityczne ograniczą swobodę działania katolickiego tygodnika.

Hierarchowie kościelni uważali, że w nowej sytuacji politycznej misja Kościoła powinna być realizowana i próbowali szukać sposobów na ułożenie stosunków z władzami. W początkowym okresie także kierownictwo PPR szukało tego porozumienia, aby nie zrażać do siebie katolickiego w większości społeczeństwa i Kościoła, który na to społeczeństwo mógł wywierać wpływ. Dlatego gdy abp Sapieha wykonał kilka przyjaznych gestów jak udział w bankiecie z okazji otwarcia Uniwersytetu Jagiellońskiego w obecności radzieckich oficerów czy kurtuazyjne spotkanie z ministrem obrony Michałem Rolą-Żymierskim, uzyskał zgodę na utworzenie „Tygodnika Powszechnego”.

Historyk prof. Radosław Ptaszyński, biograf Stanisława Stommy, tak wyjaśniał motywację środowiska, z którego wyłoniła się redakcja „Tygodnika”: „Wśród grup inteligencji katolickiej (i nie tylko katolickiej), która – mając swoje doświadczenia pokoleniowe wzrastania w II RP, często również uczestnictwa w konspiracji, partyzantce, powstaniu warszawskim, reprezentantów grupy doświadczającej zdziesiątkowania w okresie okupacji – podjęła decyzję o zakończeniu okresu walki wraz z finałem wojny. Decyzja o wykorzystaniu choćby cienia możliwości na legalną działalność nie była konformistyczna, nie wynikała z ideowej akceptacji komunizmu i uzależnienia od ZSRR, raczej wiązała się z nadzieją na uzyskanie choćby marginesu autentycznego działania i uznaniem braku sensu walki z bronią w ręku w beznadziejnym położeniu. Podobnie sądzili również ludowcy oraz zasadnicza część hierarchii kościelnej”.

CZYTAJ TEŻ: Tygodniki opinii z jednym wyjątkiem tracą czytelników. „Gazeta Polska” wyżej od “Sieci”

W artykule otwierającym pierwszy numer ks. Piwowarczyk pisał, że świat i Polska muszą ulec po wojnie przebudowie i Kościół w tym zadaniu ma do odegrania ważną rolę, by zachować takie wartości jak prymat ducha nad materią, wyzwolenie osoby ludzkiej z tyranii warunków zewnętrznych, etyczny sens życia. Autor „Tygodnika” wskazywał, że Kościół stoi po stronie demokracji, postępu i antyfaszyzmu. „I nie byłoby żadnego zaskoczenia, gdyby kiedyś ku czci Piusa XI z racji jego walki z ideologią faszyzmu i hitleryzmu wzniesiono pomnik w Londynie i Moskwie”.

Słynni publicyści „Tygodnika Powszechnego”

Wśród autorów i redaktorów „Tygodnika Powszechnego” znaleźli się m.in.: Stefan Kisielewski, Antoni Gołubiew, Stanisław Stomma, Zofia Starowieyska-Morstinowa, Hanna Malewska czy Józef Maria Święcicki. Trzon redakcji stanowili trzydziestolatkowie: w 1945 r. Kisielewski kończył 34 lata, Stomma – 37, Gołubiew – 38, a Turowicz zaledwie 33.

Siłą redakcji było też zaangażowanie naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy byli autorytetami jeszcze przed wojną, m.in. Stanisława Kutrzeby, Władysława Konopczyńskiego czy Józefa Feldmana.

Najważniejszy był Turowicz, który od października 1945 r. widniał w stopce jako redaktor naczelny. Ks. Piwowarczyk zachował głos decydujący w sprawach zasadniczych, ale w końcu opuścił redakcję w 1951 r. Turowicz pozostał na stanowisku do śmierci w 1999 r., a jego długi staż i wpływ na redagowane pismo może równać się tylko z kierowaniem paryską „Kulturą” przez Jerzego Giedroycia (1947-2000).

Turowicz, który już przed wojną był publicystą katolickiej prasy, zbudował autorytet łagodnego, przenikliwego i kompetentnego szefa. Jego teksty można było czytać jako stanowiska redakcji. W 1950 r. w artykule napisanym wspólnie ze Stommą pisał: „Stawiamy sprawę prosto bez niedomówień i z całą szczerością. Marksistami ani socjalistami nie jesteśmy. Widzimy w socjalizmie wiele stron dodatnich. Niemniej ideał socjalistyczny nie jest naszym ideałem. Dlatego nie możemy i nie powinniśmy przyjmować na siebie odpowiedzialności za realizację tego ideału w Polsce i w świecie. (…) Polityka obozu marksistowskiego jest bezpośrednim wynikiem jego zasadniczej ideologii. Nie mając wiary w tę ideologię, nie włączamy się też w nurt politycznego obozu. Oto nasze stanowisko proste i konsekwentne. Szanując stanowisko polityczne marksistów, chcielibyśmy, aby nasze odrębne stanowisko zostało uszanowane”.

Publicyści jasno określali swoje cele, których realizacja musiała ich skonfliktować z państwem, które już wtedy weszło w fazę pełnego stalinizmu: „Konflikt jest patetyczny i głęboki. Chodzi o oblicze kulturalne narodu, chodzi o ideowe jutro Polski. Czy pokolenie przyszłe ma być katolickie, czy też ma być ożywione ideami materialistycznej filozofii idealistycznej? Sprawa jest wielka i ważna, i warto o nią walczyć”.

Z każdym kolejnym rokiem „Tygodnik Powszechny” stawał się obiektem coraz silniejszych nacisków. Mimo to redakcja starała się pozostać niezależna i nie dawać władzom pretekstu do likwidacji pisma.

Stanisław Lem, który w 1947 r. debiutował w „Tygodniku”, tak pisał o modelu działania redaktora naczelnego: „Zdaje mi się, że Turowicz przyjął strategię optymalną. Dać się zatopić z wielkim honorem na samym początku tej socrealistycznej imprezy, zwłaszcza kiedy – nie wiedzieliśmy tego – szło się kursem prostym na stalinizm, byłoby chwalebne i heroiczne, ale jaki stąd pożytek dla czytelników? Turowicz szedł halsem, cały czas pod wiatr, raz lewym halsem, raz prawym, nie w sensie politycznym oczywiście. Nie można iść prosto pod wiatr i on musiał dokonywać pewnych uników, wymagało to dużej umiejętności i sprawności: on był zarazem twardy i miękki. Zbliżał się do granicy tego, co było wtedy niewypowiadalne, czasami ją przekraczał i wtedy coś wylatywało, ale zawsze była już gotowa, złożona zastępcza kolumna i redaktor z metrampażem zmieniali układ, żeby uratować numer”.

Pismo nie unikało publikowania odważnego komentowania bieżących wydarzeń. Tak było w przypadku tekstu Hanny Malewskiej (byłej kapitan Armii Krajowej), która, uznając bohaterstwo uczestników powstania warszawskiego, sprzeciwiała się kultowi heroizmu wojennego. Pisała, że model wychowawczy w Polsce powinien nieść przesłanie, że „rozumna rezygnacja” to nie „brudny kompromis”, a „słuszność moralna” wskazuje na zimną kalkulację, nie na bezrozumną uczuciowość.

Problemy „Tygodnika Powszechnego” w okresie stalinizmu

Gdy doszło do pogromu kieleckiego w 1946 r., Stomma apelował „do tych wszystkich, dla których godność i sumienie Polaka i katolika nie jest pustym dźwiękiem, by w imię moralności chrześcijańskiej, w imię wiekowej kultury obyczajowej naszego kraju i jego wielkich chlubnych tradycji, odcięli się w sumieniu i w czynie od zbrodni płynących z antysemityzmu, a na jednostki zaślepione i otumanione starali się bez zwłoki wywrzeć wpływ przywodzący je do opamiętania”.

Problemy „Tygodnika Powszechnego” nasiliły się ok. 1951 r., gdy władze zaostrzyły kurs polityczny wobec Kościoła. Coraz częściej cenzura konfiskowała numery, władze wprost naciskały, o czym i jak pisać, wstrzymywały także przydział papieru. Wielu członków redakcji liczyło się z aresztowaniem.

Po śmieci Józefa Stalina w marcu 1953 r. redakcja odmówiła opublikowania odredakcyjnego nekrologu radzieckiego dyktatora. Kolejny numer wrócił z cenzury cały skreślony. Redakcja próbowała jeszcze rozmawiać z władzami, lecz jego przedstawiciele za punkt wyjścia uznawali usunięcie z redakcji Turowicza i Stommy, co oznaczałoby kapitulację pisma.

Jak jednak przekonuje prof. Ptaszyński, los pisma był przesądzony, nawet gdyby doszło do druku nekrologu Stalina: „W całym tym kontekście pojawiająca się często sprawa zamieszczenia w czarnej ramce nekrologu po śmierci Józefa Stalina w marcu 1953 r. była tylko pretekstem – redakcja zgadzała się na zamieszczenie oficjalnego komunikatu rządu, uparła się jednak przy drobiazgu – żądaniu zamieszczenia go w czarnych ramkach. Stomma tłumaczył to non possumus sytuacją psychologiczną – wyznaczenie ostatecznego końca ingerencji. Dziś jest jasne, że niezależnie od kwestii ramki bez zmiany redakcji pismo i tak by zamknięto”.

Zbigniew Herbert, który publikował w „Tygodniku Powszechnym” i miał niedługo zostać sekretarzem redakcji, tak pisał do Haliny Misiołek: „zgasło małe światełko w ciemności, zatonęła mała łupinka po ośmiu latach żeglugi. Teraz każdy z osobna będzie musiał iść wpław przez zło”.

Władze przekazały tygodnik stowarzyszeniu PAX i w nowych warunkach tylko jedna redaktorka zgodziła się wrócić do redakcji. Po wznowieniu pismo zachowało winietę, szatę graficzną i ciągłość numeracji. Czytelnicy nie znaleźli w kolejnych numerach wyjaśnienia, dlaczego pismo redaguje inny zespół, a dawni autorzy zniknęli. Łamy zapełniali autorzy znani z PAX-owskiego „Słowa Powszechnego”, którzy dla w „Tygodniku Powszechnym” podpisywali się pseudonimami.

Pismo wróciło w ręce prawowitej redakcji dopiero po destalinizacji i politycznej odwilży po dojściu Władysława Gomułki do władzy. Pierwszy numer pod redakcją Turowicza ukazał się w grudniu 1956 r.

Dołącz do dyskusji: „Tygodnik Powszechny” ma 80 lat. Jedyne niezależne pismo w stalinowskiej Polsce

7 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Dagmara
Ja tam wolę kupić pizzę.
5 5
odpowiedź
User
Buahaha
Niezależne? To już od lat komusza tuba pro. Pagan. Sowa. A zawsze był pod kontrolą
38 4
odpowiedź
User
olo
A teraz to prasa kolorowa
3 4
odpowiedź