Eryk Mistewicz: hejterzy są hodowani przez wydawców portali, przynoszą im ruch i pieniądze
- Hejt stał się elementem modelu ekonomicznego działania portali, stacji telewizyjnych oraz celebrytów medialnych - ocenia Eryk Mistewicz, szef kwartalnika opinii „Nowe Media”.
Hejter stał się najbardziej hołubionym czytelnikiem portali. Teksty już od tytułu mają powodować wściekłość. Wściekłość przekładać ma się na wyżycie się na portalu, popularyzowanie „wściekłych treści”, zaproszenie innych do obrzucenia się inwektywami, generowanie ruchu. Ruch generowany na wściekłości czytelników napędzać ma przychody reklamowe.
Zasadne jest pytanie, czy hejterem nie powinniśmy aby uznać w tym modelu raczej dziennikarza, autora „wściekłej notki”, wydawcę portalu podgrzewającego wściekłość, wydawcę prasowego akceptującego „wściekłą okładkę”, wydawcę programu telewizyjnego dopuszczającego do języka nienawiści na antenie w wykonaniu prowadzącego, a nie wkręconego we wściekłość i zmuszonego do odreagowania czytelnika czy widza.
Od strony technicznej nie ma dziś najmniejszych przeszkód, aby ograniczyć hejt, język nienawiści, agresję w mediach (zarówno starych, jak nowych). W stacjach TV wystarczy wprowadzić zasady i je egzekwować. W portalach internetowych podobnie – twarda moderacja, także półautomatyczna, jest dziś, przy niebywałym postępie technologicznym, bardzo prosta. Eliminowanie hejterów oznaczałoby jednak spadek liczby odwiedzin stron, a co za tym idzie możliwość sprzedawania na nich reklam.
Tam, gdzie wydawcy internetowi z hejtu nie żyją, nie hołubią go, nie wpisują do swoich planów biznesowych, nie podkręcają emocji dla osiągnięcia klikalności, tam tego hejtu po prostu nie ma.
Od lat jestem za tym, aby portale żyjące z reklam i sprzedawania na nich ruchu reklamodawcom jednocześnie przejmowały pełną odpowiedzialność za wszystkie treści, w tym komentarze na nich publikowane (i to bez konieczności „zgłaszania treści nieprzyzwoitych” przez oburzonych czytelników). Czerpanie korzyści z hejtu byłoby wówczas choćby częściowo zmniejszone wydatkami, jakie wydawca musiałby ponosić na moderację komentarzy. Dziś wydawcy internetowi sprawnie bronią się przed takimi regulacjami, nie ma też środowiska, któremu realnie a nie tylko deklaratywnie zależałoby na ograniczeniu agresji i chamstwa w sieci. Po raz kolejny daje o sobie znać słabość realnej elity intelektualnej w Polsce.
Eryk Mistewicz, szef kwartalnika opinii „Nowe Media”
Dołącz do dyskusji: Eryk Mistewicz: hejterzy są hodowani przez wydawców portali, przynoszą im ruch i pieniądze
Ma rację z hodowaniem, bo niektóre treści są bardzo stronnicze i wątpię, aby tak debilny dziennikarz to pisał, ale z drugiej strony dziennikarz to człowiek, który NIE ZNA SIĘ NA WIELU RZECZACH. Na prawdę widać, że ludzie piszą o rzeczach o których pojęcia nie mają... i zamiast owe pojęcie nabyć to są dumni, że jako dziennikarze... nie muszą!