SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Czy Netflix doczekał się własnego „Białego Lotosu”? Recenzja serialu „Cztery pory roku”

„Cztery pory roku” to nowy serial Netfliksa inspirowany filmem Alana Aldy o tym samym tytule. Obraz Aldy z 1981 roku oparty był na jego osobistych doświadczeniach. To historia trzech zaprzyjaźnionych par po pięćdziesiątce, które spędzają wspólny weekend mający na zawsze zmienić dynamikę ich relacji. W serialu oglądamy m.in. Tinę Fey, Steve’a Carella i Colmana Domingo.

 

„Cztery pory roku”, Netflix „Cztery pory roku”, Netflix

Ośmioodcinkowy serial „Cztery pory roku” (dziennikarze otrzymali dostęp do sześciu z nich) to komediodramat, w którym więcej dzieje się w sferze emocji niż fabularnym przebiegu. Jeśli więc odstrasza was wizja spędzania czasu z bohaterami nudzącymi się, analizującymi swoje życie i w kółko rozmyślającymi, możecie zrezygnować z seansu.

Przyjaciele ze studiów 
Produkcja przypomina nieco inny serial Netfliksa zatytułowany „Przyjaciele z uniwerku”. Bohaterowie, którzy studiowali razem w Harvardzie, spotykają się ponownie po 20 latach, co skłania ich do przewartościowania swojego życia. Podobnie jest w „Czterech porach roku”. Grupa przyjaciół w większości znających się ze studiów, spotyka się cyklicznie w innej porze roku, aby przy okazji tych spotkań obserwować problemy w związkach, pracy, relacjach z dziećmi.

Szóstka znajomych to Kate (Tina Fey) i Jack (Will Forte), Nick (Steve Carell) i Anne (Kerri Kenney-Silver) oraz Danny (Colman Domingo) i Claude (Marco Calvani). Poznajemy ich wiosną podczas weekendowego wypadu do Nicka i Anne. Nick podczas wspólnie spędzanego czasu, nagle oznajmia, że zamierza rozstać się z żoną. To wydarzenie stanie się początkiem lawinowo następujących zmian w życiu całej ekipy.

Nick czy Michael Scott? 
Dla tych, którzy znają Steve’a Carella tylko z „The Office”, nowa rola może być zaskoczeniem. Nick jest facetem po pięćdziesiątce rozczarowanym rutyną życia małżeńskiego. Chciałby pożyć i spędzać czasu nie tylko w fotelu przed kominkiem. Jego postać może i jest nieco sztampowa (słynny kryzys wieku średniego u mężczyzn), ale na szczęście nie jest memiczna i przerysowana jak w kultowej produkcji o pracownikach firmy papierniczej Dunder Mifflin w Scranton w Pensylwanii. Carell wciąż zmaga się z szufladką tej jednej roli i na pewno (mimo upływu 12 lat od finału „The Office”) dla wielu widzów, na zawsze pozostanie Michaelem Scottem.

Dla fanów twórczości Tiny Fey serial również będzie zaskoczeniem. Nie jest to komedia, w której aktorka wciela się w kolejną pamiętną postać jak Liz Lemon w „Rockefeller Plaza 30”. Jej postać to Kate, żona Jacka. Z jednej strony cieszy się, że jej małżeństwu nie grozi rozpad, z drugiej czuje się znudzona i okazjonalnie upokarza męża gdy ten próbuje odmłodzić swój wizerunek.

W pogoni za młodością 
Jasne jest, że bohaterowie walczą z upływającym czasem. Czują, że ich młodość uciekła, ale nie zamierzają poddać się bez walki. Nie godzą się z wejściem w rolę statecznych dorosłych, których za dziesięć lat czeka etykietka „senior”. Fakt, że spędzają ze sobą czas, przypomina im o tym, jak wyglądało ich życie kilka dekad wstecz i paradoksalnie, działają na siebie jak płachta na byka. W końcu znają się z czasów, gdy „było lepiej, bo młodziej”.

Gdzie podobieństwo do „Białego Lotosu”? Wszyscy są dobrze sytuowani, wolność finansowa pozwala im na spędzanie beztroskiego czasu na wakacjach. Drugi odcinek najbardziej przypomina formułę „Białego Lotosu”, ponieważ paczka przyjaciół wyjeżdża na luksusowy eko glamping. Ten pomysł nie każdemu przypadnie do gustu. Eko wakacje z czasem okazują się nie tak wygodne jak można by sądzić. Kontakt z naturą, to nie tylko przebywanie wśród bujnej roślinności, ale także kompostowanie resztek posiłków, wilgotne ręczniki, brak zasięgu, a nawet huragan. 

Niestety bohaterowie serialu Netfliksa nie mają w sobie pazura, iskry i wyjątkowości cechującej większość postaci z „Białego Lotosu”. Nie są wyraziści, zaczepni, irytujący. Są dosyć przewidywalni i to stanowi największą słabość nowości Netfliksa.

Twórcy serialu chcą nam powiedzieć, że współczesny pięćdziesięciolatek stoi na rozdrożu. Tęskni za minioną beztroską kojarzoną z młodością, ale wciąż ma nadzieję na więcej „dziania się”, nie zamierza składać broni. Pytanie o sens małżeństwa, okopywania się w codziennej rutynie podszyty jest dozą melancholii.

Czy to „Biały Lotos” na bis? 
Nie bez powodu wakacje, wyjazdy weekendowe i powrót do miejsc z przeszłości tak refleksyjnie nastrajają bohaterów. Wybici z rutyny zastanawiają się, czy dokonali dobrych wyborów, spontanicznie popełniają głupstwa, chcą się przejrzeć w spojrzeniu przyjaciół, a gdy nie widzą ekscytacji, zamykają się w sobie.

„Cztery pory roku” to ciekawa propozycja na weekend majowy. Nie oczekujcie efektu „wow”, ale możecie spędzić z bohaterami cztery godziny, zastanawiając się wspólnie, czy jesteście w miejscu, w którym zawsze chcieliście być. To medytacja jak w „Białym Lotosie”, ale pozbawiona strzelanin, defekacji do walizek i prób popełnienia rozszerzonego samobójstwa, czyli tego co podkręcało wisielczy humor w produkcji Maxa i czyniło ją nieoczywistą.

Serial „Cztery pory roku” od 1 maja dostępny jest w ofercie Netfliksa.

Dołącz do dyskusji: Czy Netflix doczekał się własnego „Białego Lotosu”? Recenzja serialu „Cztery pory roku”

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl