Debata prezydencka „SE” okiem medioznawcy. "W telewizjach będą się zastanawiać"
Żadnych pytań od dziennikarzy, tylko pojedynki jeden na jeden między politykami. Tak wyglądała debata na youtubowym kanale „Super Expressu”, którą pokazały też czołowe stacje informacyjne i media internetowe. – Formuła, która okazała się atrakcyjna z perspektywy widzów, zobliguje telewizję publiczną do zmodyfikowania dotychczasowego schematu debaty – twierdzi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl dr Wojciech Maguś, zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

Jeszcze na dobre nie zapomnieliśmy o debatach w Końskich, a już po Świętach Wielkanocnych kandydatki i kandydaci na prezydenta ponownie stanęli do pojedynków. I to niemal dosłownie - w studiu „Super Expressu” (ZPR Media) debata wszystkich kandydatów nie polegała na odpowiadaniu na pytania dziennikarzy. Politycy natomiast odpytywali się wzajemnie – dwóch oponentów wybierali sami, trzeciego „dostawali” z losowania. Dziennikarze – Jacek Prusinowski i Jan Złotorowicz – pełnili jedynie funkcje porządkowe.
Debata zgromadziła liczną, choć nie taką jak poprzednie widownię. Niecałe 3,4 mln widzów oglądało średnio debatę prezydencką ”Super Expressu” w stacjach telewizyjnych, na kanale „SE” na YouTube miała ponad milion wyświetleń – wynika z analizy danych, do których dotarł portal Wirtualnemedia.pl. Starcie można było także oglądać m.in. w Onecie, naTemat czy Kanale Zero.
CZYTAJ TEŻ: Sukces „Super Expressu”, porażka dziennikarstwa [OPINIA]
Dynamika zamiast odpytywanki – dobrze czy źle?
– Formuła, w której zamiast nieco „szkolnej odpytywanki” mamy starcia bezpośrednie, wielu widzom, zwłaszcza tym internetowym, mogła się podobać – ocenia dr Wojciech Maguś, zastępca dyrektora Instytutu Nauk o Komunikacji Społecznej i Mediach, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
– Atrakcyjność debaty bazowała głównie na interakcji między kandydatami – mieliliśmy do czynienia z serią starć, czasami bardzo ostrych. Pytania były bardziej spersonalizowane, nawiązywały do doświadczenia poszczególnych osób lub ich wcześniejszych deklaracji. Interlokutor miał też możliwość odniesienia się do usłyszanych słów, przez co często dane wypowiedzi były kontrowane (prostowane od razu) – analizuje ekspert.
Dalej Maguś wskazuje słabość dotychczasowych form debat politycznych. – Formuła debat, gdzie kandydaci w kolejności odpowiadają na identyczne pytanie zadane przez dziennikarza, jest zdecydowanie mniej atrakcyjna. Zazwyczaj i tak kandydaci stosują uniki i nie mówią na temat, stosując pomost do treści, którą chcą wygłosić – uważa medioznawca.
Dziennikarz niewidoczny
Naukowca z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie zapytaliśmy także o ocenę roli dziennikarzy w debacie. W trakcie programu byli w zasadzie niewidoczni – nie wchodzili z politykami w interakcje, nie kontrowali nawet najbardziej zuchwałych, a momentami antysemickich wypowiedzi. Czy taka powinna być rola dziennikarza w programie z politykami?
– Z jednej strony dziennikarze zagwarantowali w miarę równe szanse i pilnowali ram debaty, dyscyplinując uczestników, jednak z drugiej strony przyjęta formuła była okazją do ekspozycji skrajnych poglądów. Pojawiają się głosy, że dziennikarze nie reagowali w odpowiedni sposób na skrajne wypowiedzi. Jednak pamiętając wcześniejsze debaty, kiedy zbyt często dziennikarze stawali się kreatorami rzeczywistości politycznej, poprzez zadawane pytań faworyzujących konkretnych polityków, z tych dwóch postaw, już chyba wolę tę wycofaną, która sprowadza dziennikarzy do roli moderatora debaty – uważa dr Wojciech Maguś.
Ekspert dodaje jednak, że momentami prowadzący powinni mocniej reagować. – Przynajmniej upomnieniem w stosunku do kandydatów przekraczających granice. Myślę, chociażby o publicznym znieważaniu grupy ludzi z powodu przynależności etnicznej. Jednak przyjęta formuła debaty utrudniała reakcję – ocenia medioznawca.
– Mimo iż fundamentalnie nie zgadzam się z tymi budzącymi emocje słowami, to uważam, że mimo wszystko dobrze się stało, że te poglądy wybrzmiały w sposób jednoznaczny – widzowie mieli okazję zaobserwować, co sobą prezentują poszczególne osoby. Mam nadzieję, że wyborcy wyciągną odpowiednie wnioski i adekwatnie ocenią skrajne postawy – mówi nam dr Wojciech Maguś.
Zobacz: Stanowski ujawnił awanturę o debatę w TVP. Poszło o prowadzącą
Wnioski dla telewizji z debaty „Super Expressu”
W ocenie naszego rozmówcy, wtorkowa debata kandydatów na prezydenta RP zorganizowana przez tabloid na YouTube może dawać do myślenia w kontekście ewolucji tego formatu. Wnioski płyną głównie dla telewizji.
– Formuła, która okazała się atrakcyjna z perspektywy widzów, zobliguje telewizję publiczną do zmodyfikowania dotychczasowego schematu debaty. Jednak wydaje mi się, że duże telewizje będą bronić swojej autonomii, polegającej na tym, że to dziennikarze zadają pytania istotne z ich perspektywy. Myślę, że w telewizjach poważnie będą się zastanawiać, jak do tego podejść. Bo z jednej strony wydźwięk tej debaty pokazuje, że widzowie kupili ten produkt, ale z drugiej strony media tradycyjne starają się cały czas hołdować sprawdzonym sposobom tworzenia tego typu formatu – rozważa w rozmowie z Wirtualnemedia.pl de Wojciech Maguś.
Ekspert podsumowuje: – Debata „Super Expressu” będzie wskazywała kierunek, w którą stronę powinny pójść tego typu formaty. Więcej interakcji, bardziej spersonalizowane pytania, zamiast jednego pytania do kilkunastu kandydatów. Wzorce mamy już na Zachodzie – Francji, USA, gdzie bezpośrednie starcia kandydatów są bardziej dynamiczne i angażujące w odbiorze.
Następna telewizyjna debata kandydatek i kandydatów na prezydenta odbędzie się 12 maja. To będzie debata, która ustawowo musi zorganzować TVP. Pokazywać ją mają też stacje Polsatu i TVN.
Dołącz do dyskusji: Debata prezydencka „SE” okiem medioznawcy. "W telewizjach będą się zastanawiać"