"Empuzjon. Horror przyrodoleczniczy" - nowa powieść Olgi Tokarczuk
Na początku XX wieku w spowitym sudeckimi mgłami sanatorium dla gruźlików kuracjusze dyskutują o wrodzonej niższości kobiet, pociągając halucynogenną nalewkę - to punkt wyjścia nowej, pierwszej po Noblu, powieści Olgi Tokarczuk zatytułowanej "Empuzjon. Horror przyrodoleczniczy", która ukazuje się 1 czerwca.
Akcja książki rozpoczyna się jesienią 1913 roku w uzdrowisku Görbersdorf (dzisiejsze Sokołowsko na Dolnym Śląsku, gdzie w 1855 roku powstało pierwsze na świecie sanatorium leczące gruźlików). Do malowniczego gmachu u podnóża gór przyjeżdża student ze Lwowa, Mieczysław Wojnicz, licząc, że powietrze i miejscowe nowatorskie metody zdziałają w jego przypadku cuda. Tokarczuk w "Empuzjonie" świadomie nawiązuje do "Czarodziejskiej góry" Tomasza Manna - tak jak w klasycznej powieści pobyt w sanatorium pozwala bohaterom wyrwać się z codzienności, spojrzeć na świat i samych siebie z dystansu, nawiązać kontakty, których w normalnym życiu zapewne by nie nawiązali. W Pensjonacie dla Panów, gdzie Mieczysław zajmuje pokój, spotykają się m.in. Longin Lukas - katolik z Królewca, August August - socjalista z Pragi, Walter Frommer - teozof z Breslau, Thilo von Hahn - student malarstwa z Berlina. W sanatorium ma się wiele czasu na myślenie i rozmawianie - i to właśnie czynią bohaterowie "Empuzjonu".
Dyskutują - podobnie jak u Manna - o widmie wojny nad Europą, problemach monarchii i demokracji, istnieniu demonów. Tematów do rozmowy dostarcza także rzeczywistość wioski, gdzie mieści się sanatorium. Tak jak w "Czarodziejskiej górze" z grona kuracjuszy szybko wyłaniają się potencjalni mentorzy młodego chłopaka ze Lwowa, każdy stara się niego wpłynąć, ukształtować jego osobowość, sposób postrzegania świata. Pojawia się też tajemnicza kobieta w wielkim kapeluszu, nonszalancko trzymająca ręce w kieszeniach żakietu, która bardzo działa na wyobraźnię młodego lwowiaka, jak to było w przypadku Madame Chauchat i głównego bohatera "Czarodziejskiej góry"
"Empuzjon" to kol.ejna książka, której akcję Tokarczuk umieszcza w Kotlinie Kłodzkiej. Szczególny mikroklimat tej krainy sprawia, że lato trwa tu bardzo krótko, dni słonecznych w roku nie jest zbyt wiele - przeważnie nad lasami porastającymi zbocza gór unoszą się tajemnicze mgły, przebijające się przez mokre drzewa światło daje złudzenia optyczne - słowem: jest to wymarzona sceneria horroru. Już pierwszego dnia po przybyciu Mieczysława do Görbersdorfu samobójstwo popełnia żona gospodarza pensjonatu. Okazuje się, że nagłe zgony w okolicy są częste, nie tylko z powodu nieuniknionych śmierci gruźlików z sanatorium. Co roku we wsi zdarzają się tajemnicze wypadki, najczęściej w listopadzie, który właśnie nadciąga. Nie sposób jednak dojść, co w opowiadanych przez kuracjuszy historiach jest prawdą, a co plotką, wytworem wyobraźni.
Przyroda jest równoprawnym z ludźmi bohaterem tej powieści, ale szczególnie ważną rolę odgrywają grzyby. Pewnego dnia kuracjusze wybierają się na spacer i trafiają na wielką obfitość rosnących na polanach kurek i prawdziwków wśród buków. Bardzo cieszy ich zbieranie i perspektywa sosu grzybowego na kolację, jednak właściwy cel wyprawy jest inny. To niewielkie, niepozorne grzybki na długich łodyżkach z kapeluszami przypominającymi kobiece piersi. Tokarczuk opisuje je jako rodzaj kołpaczków, choć autorytety w tej dziedzinie (jak Kamil Sipowicz w swojej monografii polskich narkotyków) dowodzą, że halucynogenne grzyby rosnące w polskich górach to łysiczki. W każdym razie mają one działanie zmieniające świadomość, a kuracjusze przejęli od autochtonów przepis na znakomitą nalewkę na tych właśnie grzybkach.
Popijają ją po troszeczku od rana do wieczora i bardzo trudno dojść, jak bardzo jej działanie wpływa na ich odbiór rzeczywistości. Grzyby, które w pewnym momencie powieści objawiają się jako narrator, przyglądają się z poziomu mchu dziwnym poczynaniom snujących się w okolicy naczelnych z głębokim przekonaniem, że epoka ludzi to tylko mgnienie oka, przemijająca chwila wobec trwałości i solidności ich bytu. W pewnym sensie grzyby wpływają też na zachowanie bohaterów powieści raczących się halucynogenną nalewką. Nie jest to niczym nadzwyczajnym - historia zna przypadki epidemii szaleństwa wywołanych spożyciem zboża zakażonego halucynogennym grzybem - sporyszem. Z tego rodzaju zatruciem niektórzy historycy wiążą sławną historię procesów czarownic z Salem.
W 1639 roku okolice Görbersdorfu stały się areną dramatycznych wydarzeń związanych z polowaniami na czarownice. Doszło do wielu procesów i egzekucji, a część kobiet z okolicy przez pewien czas ukrywała się w lasach. Wieść gminna niesie, że nie wszystkie z nich powróciły do swych domów, część jakimś cudem nadal żyje i co jakiś czas mściwie ingeruje w życie wioski. Ludowa intuicja wiążąca kobiecość z nieokiełznaną przyrodą i okrucieństwem znajduje odbicie w dialogach wykształconych kuracjuszy.
"Badania naukowe wykazały, że kobiecy mózg funkcjonuje zupełnie inaczej, a nawet ma inną budowę. Przede wszystkim jest to kwestia rozmiaru, a zarazem uwypuklenia innych sfer. Tam, gdzie u mężczyzny mieści się wola, u kobiety mamy pożądanie. Tam, gdzie mężczyzna ma rozumienie liczb i ogólnie struktur, u kobiety znajduje się macierzyństwo…" - mówi jeden z bohaterów, dodając, że mózg kobiet jest "po prostu mniejszy". "Swoją drogą, gdy czasem rozmawia się z kobietami" - zauważa inny - "można odnieść wrażenie, że odpowiadają sensownie i myślą tak jak my. A to jest złudzenie. One imitują nasz sposób komunikacji i niektóre, trzeba przyznać, są w tym bardzo dobre".
"Nie możemy traktować czynu kobiety jako w pełni świadomego. Psychologia kobieca udowodniła, że kobieta jest jednocześnie i podmiotem, i przedmiotem, więc jej wybory mogą być tylko w pewnej części świadome… [...] Kobiety ze swej natury są delikatniejsze i bardziej wrażliwe, dlatego tak łatwo skłaniają się do czynów nieprzemyślanych" - dywaguje kolejny bohater. "Kobieta reprezentuje miniony i niższy etap ewolucji, tak pisze pan Darwin, a on ma tu przecież coś do powiedzenia. Kobieta jest jakby ewolucyjnym guzdrałą. Podczas gdy mężczyzna poszedł już do przodu i nabył nowych umiejętności, kobieta została w dawnym miejscu i nie rozwija się. Dlatego kobiety bywają często upośledzone społecznie, nie potrafią same dać sobie rady i zawsze muszą się wspierać na mężczyźnie. Muszą robić na nim wrażenie. Manipulacją, uśmiechem" - mówi inny.
Tokarczuk wkłada w usta bohaterów wybór cytatów
Tokarczuk wkłada w usta bohaterów "Empuzjonu" wybór cytatów z epoki, poglądów bardzo popularnych na początku XX wieku. Takie i podobne sądy głosili m.in. Freud, Pound, Strindberg, Yeats. Te wypowiedzi to kwintesencja kultury patriarchalnej, ale nie tylko kobiety są w tej powieści jej ofiarami. Główny bohater - nie bez powodu nazwany przez autorytarnego ojca "Mieczysławem" - też jest uciśniony, zmuszany do wejścia w rolę mężczyzny, wojownika, zdobywcy, brutala. Społeczeństwo każe mu odrzucić wszystko, co w nim delikatne, miękkie, nieokreślone. Ale to właśnie Mieczysławowi udaje się wymknąć z patriarchalnych sideł. Hans Castrop w zakończeniu powieści Manna idzie na front, Mieczysławowi nadchodząca Wielka Wojna daje wolność samostanowienia.
Tytuł powieści "Empuzjon", jak wyjaśniła Tokarczuk w rozmowie z Michałem Nogasiem, jest "jakimś wariantem +sympozjonu+" czyli platońskiej uczty mędrców. Słowo ma też jednak związek z empuzami, boginiami strachu z greckiej mitologii. Można więc próbować tłumaczyć ten tytuł na przykład jako "ucztę bogiń lęku". Podtytuł - "horror przyrodoleczniczy" - potwierdzałby tego rodzaju intuicje.
W swojej nowej powieści autorka "odsłania przed czytelnikami prawdy o świecie, których albo nie zauważamy, albo za wszelką cenę nie chcemy do siebie dopuścić" - jak możemy przeczytać na oficjalnym profilu instagramowym Olgi Tokarczuk. "Empuzjon" jest pierwszą powieścią noblistki od czasu "Ksiąg Jakubowych" opublikowanych w 2014 roku. Premiera 1 czerwca.
"Empuzjon. Horror przyrodoleczniczy" ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Dołącz do dyskusji: "Empuzjon. Horror przyrodoleczniczy" - nowa powieść Olgi Tokarczuk