Dziennikarze „Wprost”, „Newsweeka”, „Faktów” i „Tygodnika Powszechnego” zmanipulowani przez ks. Charamsę
Ksiądz Krzysztof Charamsa wywiady na wyłączność o swoim coming oucie obiecał i „Newsweekowi”, i „Wprost”, po czym rozmawiał z oboma tygodnikami i przesłał list „Gazecie Wyborczej”. O swoich planach nie poinformował „Tygodnika Powszechnego”, dla którego parę tygodni temu napisał artykuł okładkowy. - Ja właściwie czuję się oszukana przez księdza. To była doskonale zaplanowana akcja marketingowa - ocenia Katarzyna Kolenda-Zaleska z „Faktów” TVN.
Informacja o tym, że ksiądz Krzysztof Charamsa pracujący w Kongregacji Nauki Wiary i Międzynarodowej Komisji Teologicznej jest homoseksualistą, pojawiła się w piątek wieczorem, kiedy zapowiedzi wywiadów z duchownym zamieściły w swoich serwisach internetowych tygodniki „Newsweek” i „Wprost”, a „Gazeta Wyborcza” opublikowała przysłany przez niego list. Jednocześnie na YouTubie pojawiło się wideo, w którym ksiądz ogłasza swój coming out i krytykuje homofobiczne poglądy w Kościele.
Okazuje się, że ks. Charamsa zarówno dziennikarzom „Newsweeka”, jak i „Wprost” obiecał wywiady na wyłączność. Już w piątek wieczorem ujawnił to wicenaczelny „Wprost” Bartosz Marczuk. - Ks. Charamsa obiecał nam ekskluzywny wywiad, teraz okazuje się, że dał wszędzie. Wiarygodność zerowa, za to zacietrzewienie 100 proc. - napisał na Twitterze. - To kwestia niesmaku wobec osoby, która co innego nam obiecała, a co innego faktycznie zrobiła. Przy czym wpisuje się to w jego postawę w całej tej sytuacji - dodaje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Tomasz Wróblewski, redaktor naczelny „Wprost”. Takie samo zapewnienie od ks. Charamsy otrzymali dziennikarze „Newsweeka”. - Obiecał ekskluzywny wywiad - potwierdza portalowi Wirtualnemedia.pl Renata Kim, szefowa działu Ludzie w tygodniku, która rozmawiała z duchownym. - „Newsweek” podał informację o planowanym coming oucie jako pierwszy. Potem była „Gazeta Wyborcza” powołująca się na nas, a następnie „Wprost” - podkreśla Kim.
Dziennikarze obu tygodników wiedzieli, że w sobotę tę informację poda wiele mediów, ponieważ ks. Charamsa organizuje konferencję prasową, na której pojawi się ze swoim partnerem. - Wiedziałam o konferencji prasowej w Rzymie. On wiedział, że ja się na to spotkanie wybieram - informuje nas Renata Kim. - Wiedzieliśmy, że ksiądz ogłosi swój coming out w sobotę. Nie liczyliśmy na to, że poinformujemy o tym jako pierwsi, tylko że jako pierwszy tytuł prasowy zamieścimy dłuższą rozmowę z księdzem - tłumaczy Tomasz Wróblewski.
W piątek wieczorem dziennikarze „Wprost” do wywiadu dodali komentarz, w którym opisali taktykę medialną zastosowaną przez ks. Charamsę w tej sytuacji. - Ksiądz Krzysztof Charamsa w wielkiej tajemnicy skontaktował się z nami przed tygodniem, obiecując ekskluzywny wywiad. Chciał wyjawić swój dramat, rozterki życiowe kogoś, kto wspiął się wysoko w watykańskiej karierze, miał być autorytetem w kwestiach nauki i wiary. W miarę upływu dni dowiadywaliśmy się o kolejnych tytułach czy stacjach radiowych w Europie, które otrzymały podobne obietnice. W końcu okazało się, że ksiądz, który od jakiegoś czasu planował książkę o swoim życiu w zakłamaniu, rozesłał listy czy wywiady do możliwie dużej liczby tytułów, dostosowując ich treść do profilów gazet w nadziei na lepszą promocję - opisali.
Czy tygodniki nie rozważały zmiany tematu okładkowego, kiedy dowiedziały się, że podobny materiał ma konkurencyjny tytuł? - Zastanawialiśmy się nad zmianą okładki. Przy czym ten temat i wywiad sam w sobie jest warty publikacji, co do tego nie mieliśmy wątpliwości - mówi nam Tomasz Wróblewski.
„Tygodnik Powszechny” w wydaniu z zeszłego tygodnia jako temat okładkowy zamieścił artykuł ks. Charamsy, w którym duchowny mocno skrytykował poglądy wyrażane przez ks. Dariusza Oko, określając je jako mowę nienawiści. Już w piątek dziennikarze pisma podkreślili, że duchowny przed publikacją tekstu nie poinformował ich o planach swojego coming outu. - Dopiero fala ataków, które spotkały watykańskiego urzędnika w ostatnich dniach, skłoniła go do wyjścia z sytuacji naznaczonej przecież hipokryzją - stwierdzili. Zadeklarowali też, że nawet gdyby znali wcześniej prawdę o życiu osobistym duchownego, i tak opublikowaliby jego tekst
W niedzielę redakcja „TP” w kolejnym oświadczeniu poinformowała, że ks. Charamsa zaproponował im artykuł 11 września, a jego publikację ostatecznie uzgodnili podczas spotkania 23 września.
- Podczas rozmowy, której celem było poznanie motywacji autora i przedyskutowanie możliwych konsekwencji publikacji, ks. Krzysztof Charamsa nie mówił o swojej sytuacji osobistej, a także planach na przyszłość - podkreślili dziennikarze tygodnika. - O planowanym przez ks. Charamsę na 3 października rzymskim wystąpieniu dowiedzieliśmy się w przeddzień od jednego z dziennikarzy, którym w tych dniach autor artykułu „Teologia i przemoc” udzielił wywiadu. Niezwłocznie skontaktowaliśmy się z ks. Charamsą, który w rozmowie telefonicznej potwierdził swój zamiar, a wkrótce przesłał nam także teksty, jakie w dniu następnym ukazały się w „Gazecie Wyborczej”. Z jego wypowiedzi wynikało, że decyzję podjął pod wpływem ataków, które spotkały go po publikacji w „Tygodniku Powszechnym” - wyjaśnili.
Redakcja „Tygodnika Powszechnego” podtrzymała swoje przekonanie, że należało opublikować artykuł ks. Charamsy. - Ks. Charamsa złamał wiążące go w Kościele śluby i ponosi tego oczywiste konsekwencje. Styl, w jakim próbował wpłynąć na toczący się obecnie Synod Biskupów, oceniamy negatywnie - zaznaczyli dziennikarze. - Niezależnie od tego jednak, a także zostawiając na boku kwestię manipulacji, jakiej dopuścił się wobec Czytelników i redakcji „TP” (dziś wiemy, że jego spotkanie z naszymi przedstawicielami odbyło się już w trakcie przygotowywania przezeń licznych wystąpień medialnych), nadal stoimy na stanowisku, że wszystko, co napisał o języku nienawiści obecnym w wypowiedziach publicznych ks. Dariusza Oko, pozostaje prawdą - podkreślili.
Z kolei Katarzyna Kolenda-Zaleska z „Faktów” TVN, która rozmawiała z ks. Charamsą przed jego coming outem, przyznała w poniedziałek w porannym paśmie TVN24, że czuje się w zasadzie oszukana przez duchownego. - To był zupełnie inny wywiad w piątek, a co innego zdarzyło się w sobotę. W wywiadzie ksiądz mówił, że jest idealistą, romantykiem i chce uwrażliwić Kościół na potrzeby homoseksualistów - nie tylko księży, ale wszystkich. A potem, kiedy zrobił występ w rzymskiej restauracji ze swoim partnerem, to unieważnił wszystko, co mówił do tej pory - stwierdziła dziennikarka. - To była doskonale zaplanowana akcja marketingowa - podsumowała.
Dołącz do dyskusji: Dziennikarze „Wprost”, „Newsweeka”, „Faktów” i „Tygodnika Powszechnego” zmanipulowani przez ks. Charamsę