SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Szef Answear.com: Nie będzie żadnych korzyści z wprowadzenia zakazu handlu w niedziele

- Niewinnie i prospołecznie brzmiący projekt zakazu handlu w niedziele może się okazać jednym z najbardziej  nieodpowiedzialnych pomysłów rządu, który przyczyni się do spadku rentowności polskich firm handlowych i wszystkich z nimi współpracujących, spowoduje spadki wpływów do budżetu państwa z podatku VAT, CIT, ZUS i podatku od wynagrodzeń. Nie wiem dlaczego obecny polski rząd tak  nie lubi handlu i koniecznie chce go pokarać, jak  nie podatkiem handlowym, to zakazem handlu w niedzielę - ocenia dla serwisu Wirtualnemedia.pl Krzysztof Bajołek, współzałożyciel i prezes Answear.com.

Zakaz prowadzenia handlu detalicznego w niedziele od dłuższego czasu postulowały środowiska związane ze związkiem „Solidarność”. One także opracowały wstępny obywatelski projekt tych przepisów, który został przedłożony rządowi.

Kilka dni temu Rada Ministrów na posiedzeniu poparła pomysł ograniczenia handlu w niedziele, zarekomendowała jednak dalsze prace nad projektem. - Przepisy powinny być tak przeredagowane, aby wprost i całkowicie wyłączały handel w internecie spod wprowadzanego zakazu - napisano w komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu.

Projekt ograniczający prowadzenie działalności handlowej w internecie, choć jest na razie na wczesnym etapie przygotowań, wywołuje poważne kontrowersje. Przedsiębiorcy i niektórzy ekonomiści wskazują na poważne konsekwencje nowej ustawy dla sektora handlowego. Z kolei zwolennicy planowanych regulacji argumentują, że podobne rozwiązania obowiązują w wielu krajach unijnych, a intencją autorów projektu jest uwolnienie wielu Polaków od konieczności pracy w niedzielę, dniu powszechnie uważanym za wolny.


Krzysztof Bajołek, współzałożyciel i prezes Answear.com.: Nie będzie żadnych korzyści z wprowadzenia zakazu handlu w niedziele


- Planowane przez rząd wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę spowoduje szereg negatywnych konsekwencji dla firm handlowych, pracowników, konsumentów i całej gospodarki. Uważam że jest to projekt głęboko nieprzemyślany, nieadekwatny do sytuacji polskiej gospodarki jak i czasów w których żyjemy. Nie znam kraju na świecie który wprowadził by taki zakaz w ostatnich latach, nie licząc Węgier które taki ograniczony zakaz wprowadziły, ale szybko się z niego wycofały.

Takie zakazy obowiązują w niektórych krajach głównie bogatej Europy Zachodniej, ale zostały wprowadzone wiele lat temu, kiedy pomiędzy państwami były szczelnie chronione granice, nie było wolnego handlu, szybkich możliwości przemieszczania się autostradami, tanimi liniami lotniczymi, popularnej turystyki weekendowej, czy przede wszystkim internetu umożliwiającego dokonywanie zakupów w dowolnej chwili i w dowolnym kraju na świecie. W tamtych czasach wprowadzenie zakazu rzeczywiście nie spowodowało istotnych strat dla tych gospodarek, zwłaszcza że te były silne i zorientowane na eksport, a nie jak Polska osiągająca swoje wzrosty głównie w oparciu o rynek wewnętrzny i nie w dobie internetu, otwartych granic i szybkich form komunikacji.

Wprowadzenie takiego zakazu w Polsce w dzisiejszych czasach, będzie miało negatywne konsekwencje w różnych aspektach.

Dla gospodarki państwa
Spowoduje ogólny spadek sprzedaży o kilka procent. Obecnie niedziela jest jednym z dwóch najlepszych dni sprzedażowych w ciągu tygodnia. W większości firm odpowiada za ponad 20 proc. całego przychodu. Nie ma możliwości aby całość tych przychodów została przeniesiona na inne dni tygodnia, przynajmniej kilka punktów procentowych zostanie utracone.

Jeśli sklepy i centra handlowe zostaną zamknięte, konsumenci spędza czas inaczej i wydadzą swoje środki na coś innego, gdzie indziej, w tym również za granicą, a częściowo zostawią na rachunkach bankowych. Nie jesteśmy już przecież społeczeństwem które kupuje tylko to co potrzebuje i wtedy gdy musi.

Duża część zakupów stanowi element naszego lifestyle i następuje impulsywnie, jeśli czasu i okazji zabraknie to zakupy nie zostaną zrealizowane. Nastąpi spadek sprzedaży przygranicznej i ruchu turystycznego w regionach przygranicznych. Ponieważ w Polsce wiele produktów jest tańszych niż w krajach ościennych to „turystyka zakupowa” w regionach przygranicznych odgrywa znaczącą rolę w naszej gospodarce i odpowiada za znaczną części całości sprzedaży w tych rejonach.

Większość tych zakupów odbywa się w soboty i niedzielę, ta niedzielna część zostanie bezpowrotnie stracona. Mało tego, ruch przygraniczny odwróci się częściowo w drugim kierunku, czyli z Polski za granicę. Nastąpi też spadek sprzedaży w miastach turystycznych w Polsce centralnej. W miastach takich jak Kraków, Gdańsk, Wrocław, Poznań, Warszawa czy Zakopane zakupy turystów zagranicznych stanowią nawet 20 proc. niedzielnych przychodów niektórych sklepów. Ten przychód również zostanie bezpowrotnie stracony. Brak możliwości dokonywania zakupów spowoduje spadek atrakcyjności przyjazdów weekendowych z zagranicy do Polski, straci nie tylko handel, ale również hotele, gastronomia i inne usługi.

Polscy konsumenci dokonujący zakupów w tym czasie będą musieli inaczej zagospodarować swój czas wolny. Część z nich wyjedzie za granicę na weekendowe wypady podczas których zamiast wydać kasę w Polsce wydadzą ją za granicą, również częściowo na zakupy.

Część handlu przeniesienie się do internetu, w tym w dużej mierze do sklepów zagranicznych. Zyskają Aliexpress, Amazon, E-bay, Zalando i inne duże światowe sklepy internetowe.

W konsekwencji nastąpi spadek czynszów w centrach i lokalach handlowych, spadek cen nieruchomości handlowych i zmniejszenie rentowności inwestycji związanych z handlem.

Dla firm handlowych i ich kooperantów
Jak w każdej branży również w handlu są firmy mocne, które szybko się rozwijają jak i firmy mniejsze, słabsze które balansują na granicy rentowności.

Dla tych drugich spadek przychodów może oznaczać że „zanurkują z wynikami pod wodę”, banki wypowiedzą im kredyty (bo prawie cały handel się kredytuje) i wiele z nich zbankrutuje, albo zostanie przejęta przez konkurencję, często zagraniczną.

Polska w stosunku do innych Państw wschodnio-europejskich, dzięki dużemu rynkowi, handlowym tradycjom i dogodnemu położeniu geograficznemu wykształciła wiele stosunkowo silnych firm które świetnie poradziły sobie na rodzimym rynku. Większość tych firm obecnie stara się rozwijać za granicą i ma duże szanse na sukces, bo tam tych konkurentów lokalnych jest mniej, nie rozwinęły się z racji tego że rynki tamtych państw są mniejsze, a rozwój gospodarki przebiegał wolniej.

Jednakże rozwój tych firm na rynkach zagranicznych jest na stosunkowo wczesnym etapie, u większości wciąż ponad połowa przychodów jest generowana na rynku polskim. Jeśli rząd podetnie skrzydła polskiemu handlowi stracimy szanse na wykształcenie firm które mogą być „championami” naszej części Europy i stanowić istotną siłę polskiego eksportu. Wolne miejsce na tych rynkach zajmą europejscy liderzy w handlu czyli firmy niemieckie, francuskie, hiszpańskie, brytyjskie.

Dla wszystkich firm tych słabszych i tych mocniejszych mniejsza sprzedaż będzie oznaczała konieczność redukcji kosztów i zatrudnienia. Dotyczy to również ich kooperantów którzy muszą się liczyć z mniejszymi zamówieniami.

Dodatkowo co stanie się z galeriami handlowymi? Zostaną w całości zamknięte, czy część restauracyjna z kinami i rozrywką będzie pracować? Jeśli będzie pracować to czy liczba klientów która przyjdzie do tak częściowo zamkniętej galerii wystarczy aby małe rodzinne kawiarnie, cukiernie, kwiaciarnie, pijalnie soków, place zabaw dla dzieci opłacało się otwierać? Co z tego że w myśl przepisów właściciele tych małych firm będą mogli otwierać swoje punkty sprzedaży, jeśli nie będzie to opłacalne… Co z tymi lokalami które znajdują się w części handlowej, pomiędzy dużymi sklepami które zostaną zamknięte?

Dla pracowników handlu
Konsekwencją musi być zmniejszenie zatrudnienia w handlu, które my szacujemy nawet na kilkanaście procent. Zmniejszy się możliwość zatrudnienia przez studentów i osoby uczące się, dla których weekend to jedyne dni w tygodniu w których mogą zarobić na swoje utrzymanie.

Rynek pracy stanie się mniej konkurencyjny, mniej pracy w handlu to przecież mniej pracy dla wszystkich pracowników na rynku, mniejsze możliwości i gorsze warunki zatrudnienia dla wszystkich. To będzie oznaczać większe bezrobocie zwłaszcza wśród ludzi młodych, dla których handel to często pierwsze miejsce pracy w którym mogą zdobyć doświadczenie. Alternatywą po którą młodzi ludzie będą sięgali częściej, będzie wyjazd za granicę i w konsekwencji pogarszanie się sytuacji demograficznej w Polsce.

Dla tych co nie chcą pracować w niedzielę mniejsze bezrobocie któremu będzie sprzyjać brak zakazu handlu w niedzielę będzie oznaczać łatwiejszą możliwość znalezienia pracy w innym sektorze. Mogą też poprosić pracodawcę o takie sporządzenie grafików aby nie musieli przychodzić do pracy w niedziele.

Małe bezrobocie powoduje konieczność większej dbałości przez pracodawców o pracowników, o elastyczność i lepsze warunki zatrudnienia na które firmy będzie stać przy utrzymaniu większej sprzedaży, uzyskiwanej również w dni świąteczne. Trzeba zwrócić uwagę że nie wszyscy zatrudnieni w handlu muszą być obecni w pracy w niedzielę, przy dobrze ułożonych grafikach wystarczy aby pracownik był obecny 1 lub 2 niedziele w miesiącu. Są takie osoby jak studenci i osoby uczące się którzy chcą i mogą pracować tylko w weekendy, oni mogą wyręczać tych którzy nie chcą tego robić. Dlaczego państwo ma ich pozbawiać tej możliwości?

Dla konsumentów
Konsumentom pogorszy się komfort dokonywania zakupów w tygodniu, na drogach dojazdowych do centrów handlowych powstaną korki, na parkingach brak miejsc, a w sklepach czekała będzie na nich gorsza obsługa, mniejszy wybór produktów i wyższe ceny spowodowane gorszą koniunkturą w handlu. Część osób zacznie „urywać się z pracy” w ciągu tygodnia aby spokojnie zrobić zakupy, zamiast tłoczyć się w sobotę.

Pomysłodawcy liczą, że zakaz wzmocni więzi rodzinne, bo w weekend ludzie zamiast pędzić do centrów handlowych zalegną w parkach, na deptakach i miejskich skwerach. Tyle że współczesny handel jest tak usytuowany że stanowi zwykle uzupełnienie tych spacerów, wyjścia do kina lub innego rodzaju rozrywki. Ponadto sądzę że nic tak nie wzmacnia rodziny jak dobrobyt i stabilna pozycja materialna wynikająca z pewności zatrudnienia i dobrej koniunktury w całej gospodarce.

Dla budżetu Państwa
Spadek przychodów i dochodów firm handlowych i ich kooperantów to nieuchronny spadek wpływów do budżetu z tytułu; VAT, CIT, ZUS i podatków od wynagrodzeń.

Należy zwrócić uwagę że zamknięcie sklepów sieciowych, przy jednoczesnym umożliwieniu funkcjonowania małych firm rodzinnych oznacza przeniesienie części handlu do szarej strefy, nie opodatkowanym podatkiem VAT i CIT i nie zatrudniających pracowników.
Część konsumentów zrobi zakupy w sklepach internetowych. Jeśli polskie sklepy internetowe zamkniemy to klienci przeniosą się do zagranicznych. I tu trzeba mieć świadomość że w paczkach z Aliexpres, z Ebay, Amazona i innych sklepów zagranicznych nie będzie polskich marek, czy nawet towarów wyprodukowanych w Polsce. Od tej sprzedaży Polski fiskus nie będzie miał żadnego podatku dochodowego ani ZUS, często nie będzie nawet VAT. Zostanie tylko podatek od niskich wynagrodzeń listonoszy i kurierów. Dla tych którzy uważają że internet to jakiś margines rynku przytoczę prognozy że ta sprzedaż w niedalekiej perspektywie może wynosić nawet 30 proc. całego handlu i to jest raczej ostrożny szacunek, bo najbardziej rozwiniętym rynkom Wielkiej Brytani, USA, czy Niemiec już niewiele do tego poziomu brakuje.

Dla rządzących
Czy polski rząd oraz popierające ten projekt związki zawodowe i organizacje, narzekające na dominację zagranicznych sieci handlowych, chce wyprowadzić część handlu z Polski za granicę? Jak takie pomysły mają się do deklarowanej troski rządu o gospodarkę, o wpływy do budżetu państwa, o wspieraniu polskiego eksportu i ekspansji zagranicznej? Nie wspominając o podwyżce cen i uciążliwości dla konsumentów wynikających z takiego zakazu które odczuwalne będą dla wszystkich obywateli.

Czym można uzasadnić absurdalność niektórych proponowanych zapisów dotyczących np. zakazu sprzedaży przez internet, skoro cała ta sprzedaż odbywa się bez udziału pracowników, więc nie ma kogo chronić, a jedyną konsekwencją będzie utrata konkurencyjności polskich sklepów internetowych w stosunku do zagranicznych? W jaki sposób kontrolujący urzędnicy, czy sądy będą interpretować i rozstrzygać proponowaną definicję, czy dany produkt „powstał w efekcie działalności produkcyjnej”? Czy pizza powstaje w wyniku działalności produkcyjnej, czy nie? Jeśli tak, to dlaczego będzie możną ja kupić w restauracji a przez internet nie? Kto będzie liczył skrupulatnie powierzchnie sklepów w metrach kwadratowych czy udział poszczególnych produktów w całości sprzedaży, które mają być decydującymi kryteriami o możliwości pracy w niedzielę? Czy za pomyłkę w wyliczeniach lub złą interpretację przepisów będzie groziła kara 2 lat więzienia? Czy tego typu ustawodawstwo, nad którym na poważnie zajmuje się rząd i parlament nie podważa zaufania przedsiębiorców i obywateli do Państwa?

Dlatego nie dziwią mnie sondaże w których większość społeczeństwa jest przeciwko zakazowi, a proporcje te jeszcze się zwiększą na korzyść zwolenników niedzielnego handlu, po ewentualnym wprowadzeniu zakazu, kiedy uciążliwość tego zakazu stanie się odczuwana przez konsumentów.

Nie widać więc nawet korzyści politycznych z tytułu wprowadzenia tego zakazu, no chyba że obecne władze chcą sprawić prezent opozycji… Myślę że Kościół popierający ten zakaz również na tym straci, bo ludzie wyjeżdżający na weekendowe wypady przeważnie zapominają o niedzielnej mszy... .

Trudno się dopatrzyć jakichkolwiek korzyści wiążących się z wprowadzeniem zakazu handlu w niedzielę. Uważam że  państwa polskiego nie będzie stać na ten zakaz i nawet jeśli go wprowadzimy to szybko się z niego będziemy musieli wycofać.  On po prostu nie pasuje do współczesnej zliberalizowanej gospodarki europejskiej, otoczenia konkurencyjnego, możliwości komunikacyjnych pozwalających na szybkie przemieszczanie się autostradami i tanimi liniami lotniczymi, czy  zakupów internetowych z szybko rosnącą ilością transakcji transgranicznych.

Niewinnie i prospołecznie brzmiący projekt może się okazać jednym z najbardziej nieodpowiedzialnych pomysłów rządu który przyczyni się do spadku rentowności polskich firm handlowych i wszystkich z nimi współpracujących, spowoduje spadki wpływów do budżetu państwa z podatku VAT, CIT, ZUS i podatku od wynagrodzeń.

Nie wiem dlaczego obecny polski rząd tak nie lubi handlu i koniecznie chce go pokarać, jak nie podatkiem handlowym, to zakazem handlu w niedzielę. Przecież od dawna wiadomo że sprawny handel napędza całą gospodarkę, jeśli jest słaby to wszyscy na tym tracą, nie tylko firmy handlowe, również dostawcy bo sprzedają mniej, konsumenci bo kupują drożej i w gorszych warunkach.

Na taki zakaz mogą sobie pozwolić bogate gospodarki z silnym eksportem, jak niemiecka, szwajcarska, czy austriacka. Polska gospodarka rozwija się w dużej mierze w oparciu o rynek wewnętrzny, dlatego powinniśmy dbać o jego koniunkturę. Zanim przesiądziemy się na drony, elektryczne samochody, autobusy i inne nowe technologie które dobrze że rząd chce wspierać, nie powinniśmy psuć rynku wewnętrznego który w tej chwili jest motorem napędowym całej naszej gospodarki.

Polski handel ma dobre naturalne warunki rozwoju w kraju i może odnosić sukcesy również za granicą, dlatego powinniśmy tworzyć jasne przepisy prawa, stabilne w dłuższym okresie, a nie co chwilę je zmieniać. Państwo powinno dbać aby podatki i ceny na rynku były niskie, tak jest lepiej dla naszych obywateli, a dodatkowo sprawi to że sąsiedzi i turyści chętniej przyjadą do nas na zakupy, a nie odwrotnie, przy okazji promując polskie produkty, turystykę i Polskę w ogóle.

Wycofanie się Węgier z tego pomysłu prowadzi do oczywistego wniosku że ten pomysł się nie sprawdził, jest szkodliwy dla gospodarki, rządu i społeczeństwa. A przecież handel na Węgrzech nie ma takich tradycji, nie ma tak rozwiniętych stref przygranicznych, tak silnych firm i marek które mają szansę na sukcesy zagraniczne i wpływających na całą gospodarkę. Konsekwencje wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę w Polsce będą o wiele bardziej negatywne niż na Węgrzech i o wiele bardziej negatywne niż się w tej chwili wydaje. Może to spowodować zwiększenie niepewności konsumentów i przedsiębiorców, skutkujące spadkiem konsumpcji i inwestycji, a konsekwencji dołożyć istotną cegiełkę do kryzysu całej gospodarki.


Krzysztof Bajołek, współzałożyciel i prezes Answear.com

Dołącz do dyskusji: Szef Answear.com: Nie będzie żadnych korzyści z wprowadzenia zakazu handlu w niedziele

25 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Wojciech
Tak! Zakaz handlu sprowadzi na nas wszystkich również koklusz i gradobicie! Sraczkę i zatwardzenie!
0 0
odpowiedź
User
Bart
Zgadzam się. Co to za korzyść spędzić czas z bliskimi. Zaplanować sobie wyjazd do rodziny. itd.
Nie da się tego przeliczyć na zysk lub umieścić w tabelce za pomocą cyferek, więc możemy uznać, że nie istniej.
Zakaz raczej ominie wszelkiego rodzaju witryny internetowe (bo niby jak miał być egzekwowany). A tym samym część osób, która miała kupić w Niedzielę kupi online. Pozostała część przyjdzie w tygodniu.
0 0
odpowiedź
User
Jasiecek
Najpierw udoopiliśmy se przemysł, teraz czas na handel, a za chwilę rozniesiemy rolników ....
No i co? ...a no nic wracamy z powrotem do jaskiń, maczug i polowań.
0 0
odpowiedź