Wiktor Świetlik opisuje kulisy odejścia z Trójki. „Byłem wykończony tkwieniem w samym środku konfliktu politycznego”
Były dyrektor radiowej Trójki Wiktor Świetlik w obszernym tekście przedstawił okoliczności rezygnacji z tego stanowiska. Odniósł się też do zarzutów w tym kontekście postawionych mu w „Newsweeku” i „Gazecie Wyborczej”.
Wiktor Świetlik szefował Trójce od czerwca 2017 roku. Zrezygnował z tej funkcji z końcem października br. Swoją decyzję uzasadnił ogólnikowo: sprawami prywatnymi i nowymi planami zawodowymi.
Obowiązki szefa Trójki przejął Tomasz Kowalczewski, dotychczasowy wicedyrektor anteny. Okres szefowania Świetlika w stacji niektórzy dziennikarze ocenili surowo, obarczając go winą m.in. za spadek słuchalności i upolitycznienie rozgłośni.
We wtorek w serwisie SDP.pl (Wiktor Świetlik przez 8 lat był szefem funkcjonującego przez SDP Centrum Monitoringu Wolności Prasy) ukazał artykuł, w którym Świetlik obszernie opisał okoliczności odejścia z Trójki. Publikujemy ten tekst za zgoda szefostwa portalu SDP.pl oraz autora.
Po ogłoszeniu rezygnacji z kierowania Programem Trzecim Polskiego Radia miałem wrażenie, że znalazłem się w sytuacji „Pingwinów z Madagaskaru”, gdy trafiły do ZOO w Hoboken.
Musiałem nieco odczekać. Nie chciałem by ten tekst był emocjonalny, lecz wskazywał na to, co dzieje się z dzisiejszym dziennikarstwem, jak daleko zaszliśmy w akceptacji kłamstwa, uznawaniu go za coś zwykłego, za stały element walki politycznej - przede wszystkim w mediach.
Jak było z Trójką
Najpierw o okolicznościach odejścia z Trójki i stanie samej stacji. W największym skrócie: jestem bardzo ciekaw, czy opinie o upolitycznieniu tej stacji dotyczą wymyślonych przeze mnie audycji Wojciecha Mazolewskiego, Jana Młynarskiego, przeniesionych w primetime audycji muzycznych Jakuba Różyłły, Michała Margańskiego, czy dziennikarzy, którzy awansowali na prowadzących pasma, jak Marcin Pośpiech, Ola Budka, Patrycjusz Wyżga czy Piotr Łodej? Czy dotyczy sukcesu dziesiątego Męskiego Grania czy nowych dla Trójki festiwali, jak Snow Fest, w które angażowaliśmy swoje siły? Czy to jest właśnie zamordowanie Trójki, które ogłosił między innymi „Tygodnik Powszechny”, piórem Cezarego Łazarewicza, i które ogłasza jego wiecznie sfrustrowana była dyrektor Magdalena Jethon?
Wszystko odbywało się w warunkach permanentnej nagonki, mającej na celu destabilizację słuchalności i utwierdzenie społeczeństwa, że nastąpiła „śmierć Trójki”, „PiS zarżnęło Trójkę”. W sytuacji, gdy rynek radiowy badany jest nie na podstawie audiometrii, a badaniu rozpoznawalności i deklarowanym przywiązaniu do marki, ta akcja – podjęta przede wszystkim przez Agorę (z czterema konkurencyjnymi stacjami radiowymi w portfolio) – okazała się skuteczną. Bez wielkich pieniędzy na profesjonalne kampanie reklamowe, Trójka była w tej sytuacji bezbronna.
A teraz propozycja dla Państwa: posłuchajcie od rana do wieczora dzisiejszej Trójki. A potem stacji Agory. I oceńcie – gdzie prezentowane jest szersze spektrum opinii? Gdzie jest większy pluralizm? Śmiem twierdzić, że w niewielu mediach jest on dziś taki, jak w Trójce.
Dlaczego więc odszedłem, skoro było tak dobrze? Bo dobrze nie było. Przede wszystkim ze mną. Byłem wykończony tkwieniem w samym środku konfliktu politycznego, między młotem a kowadłem, ostrzeliwany z obu stron.
Czas na odejście nigdy nie jest dobry. Najpierw była konieczność przygotowania wakacyjnych festiwali, potem zimowa ramówka, wybory parlamentarne. W końcu postanowiłem, że chcę odpocząć, a potem zająć się czymś innym. To wszystko. Okazało się jednak, że nie. Tuż po odejściu dowiedziałem się, że jestem hodowcą trolli.
Hoboken wita
Tu następuje moment, w którym poczułem się jak pingwiny z Madagaskaru, które trafiły do ZOO w Hoboken. Pojawiły się tam wszystkie złe, drugoplanowe postaci z ich przygód.
Wojciech Cieśla, dziennikarz, który pracował ze mną przez jakiś czas w dzienniku „Polska The Times”. Zasłynął tekstami śledczymi, które kończyły się przegranymi procesami. Tak było, gdy biznesmenowi i politykowi Markowi Jakubiakowi zarzucił powiązania z gangsterami, czy pisał o rzekomych nadużyciach szefa „Solidarności”. W 2017 roku opublikował na łamach „Newsweeka” tekst, w którym na podstawie „anonimowych źródeł” opisał, jak strasznie dzieje się w Trójce. Cieśla miał gdzieś elementarne zasady, nawet nie próbował kontaktować się z nami. Za to napisał rzecz zupełnie już karygodną, bo zarzucił mojemu ówczesnemu współpracownikowi, obecnemu prezesowi PAP Wojciechowi Surmaczowi, że został wyrzucony z „Forbesa” ze względu na „oskarżenie o antysemityzm”. Cieśla – pracując w tym samym wydawnictwie – świetnie wiedział, że tak nie było. Tekst Surmacza dotyczył kontrowersji wokół wyprzedaży przedwojennego majątku, odzyskanego przez polskie gminy żydowskie. Współpracowali z nim dziennikarze z Izraela, Stanów Zjednoczonych i środowiska żydowskie, oburzone procederem. Po tej publikacji stanowisko stracił wysoko postawiony, niemiecki menadżer w wydawnictwie, który w sprawie tego artykułu interweniował. Ale nie Surmacz.
Kolejną osobą jest Agnieszka Kublik - dziennikarka, której kariera polega na tym, że w agorowych porachunkach z przeciwnikami idzie dalej niż ktokolwiek inny. Tak było w 2018 roku, gdy publikowała kłamliwe, oparte, a jakże, na „anonimowych źródłach” teksty o tym, co dzieje się w Trójce. Nie muszę dodawać, że pani Kublik nie raczyła się wówczas ani ze mną, ani z rzeczniczką Polskiego Radia skontaktować.
Do tego dochodzi kilka postaci mniej istotnych dla sprawy. Magda Jethon, była dyrektor Trójki z czasów rządów PO. Popisała się tym, że za jej czasów na ścianie złożył autograf prezydent Bronisław Komorowski, a Trójka błysnęła czekoladowym orłem, który stał się symbolem paździerza i gnił później tygodniami w hallu na Myśliwieckiej niemiłosiernie śmierdząc. Magda Jethon, po utracie stanowiska, jak zombie krążyła tygodniami wokół stacji, równocześnie angażując się w działalność opozycyjną. Działalności tej pewną szkodę zadał wywiad Roberta Mazurka, w którym ten odkrył, że walcząca o konstytucję, Trybunał Konstytucyjny i Krajową Radę Sądownictwa pani redaktor nie bardzo rozumie co to za instytucje.
No i jeszcze wspomniany już Cezary Łazarewicz. Nie lubi mnie, bo Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nominowało go kiedyś do dziennikarskiej Hieny Roku (zresztą bez mojego udziału, byłem przeciwnikiem tej antynagrody). Łazarewicz napisał wtedy tekst o ojcu braci Kaczyńskich, sugerując mu romans sprzed kilkudziesięciu lat na podstawie anonimowego i wątpliwego źródła. Było to w czasie, kiedy w domu umierała zbolała po stracie jednego z synów Jadwiga Kaczyńska. W opinii krytyków tekstu Łazarewicz chciał uderzyć w syna dobijając wątpliwymi rewelacjami jego matkę. To, że dziś „Tygodnik Powszechny” publikuje jego przemyślenia na temat innych dziennikarzy jest uderzającym świadectwem tego, co stało się z tym historycznym pismem.
Trollowa wendetta
Tuż po tym jak ogłosiłem publicznie decyzję o rezygnacji, dowiedziałem się, że w tle jest „farma trolli”. Cóż to za farma? W ciągu następnych dni odkryłem świat do tej pory ukryty za płatnymi subskrypcjami. W świecie tym opisywana była przez Wojciecha Cieślę owa „farma trolli”, firmie tej zlecenia miała jakoby dawać między innymi firma Art Media. Z firmą Art Media współpracuje think-tank Instytut Staszica, a ja jestem „trzonem organizacji”. Potem „Gazeta Wyborcza” piórem pani Kublik dodała („ustaliła nieoficjalnie”), że moja rezygnacja związana jest z udziałem w tej mrocznej triadzie. Potem “Newsweek” – piórem wiadomego autora – poszedł już dalej i „ustalił”, że zostałem zwolniony przez Przewodniczącego Rady Mediów Narodowych Krzysztofa Czabańskiego, gdyż farma trolli, z którą miałem związki, go atakowała, a także broniła hodowców zwierząt futerkowych, a jak wiadomo Czabański walczył o los tych zwierząt. Co ciekawe, ten wątek zwierząt futerkowych w żadnym wcześniejszym tekście się nie pojawia. Ale jak stwierdziła jeszcze potem Magda Jethon w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” „sprawa jest rozwojowa”. Jest. Rozwija się w wyobraźni tych samych dziennikarzy z dwóch przerzucających ją sobie mediów, a ja jej nadam kolejny etap rozwoju w sądach powszechnych.
Jak było naprawdę mógłbym opowiedzieć panu Cieśli, albo pani Kublik, ale żadne z nich nie zdecydowało się ze mną skontaktować, co zdaje się jest żelazną tradycją ich warsztatu dziennikarskiego. Co ciekawe, jak udało mi się ustalić, wcześniej wysłano dziesiątki zapytań do spółek Skarbu Państwa, ministerstw, firm prywatnych z pytaniami o moją osobę, a zarazem sugerujących moje związki z jakimiś niecnymi knowaniami. Co jeszcze bardziej ciekawe, pytania te rozsyłał nie “Newsweek”, a fundacja o nazwie Fundacja Reporterów. Źródła finansowania fundacji, która przeprowadziła tak pracowitą akcję defamacyjną, nie są jawne, a jej prezesem jest… no zgaduj zgadula, chyba nie było trudne. Wojciech Cieśla.
Czyżby nie chodziło tylko o politykę i osobistą niechęć, a strzelano do mnie niejako przy okazji i w związku z biznesowymi rozgrywkami?
Nasza mroczna organizacja
Prawda jest taka, że faktycznie w 2013 roku założyliśmy wraz z moimi przyjaciółmi Piotrem Gursztynem i Marcinem Rosołowskim think-tank o nazwie Instytut Staszica. Chcieliśmy rozmawiać o modernizacji Polski, jej zrównoważonym rozwoju, i chyba to się udawało. Organizowaliśmy konferencje poświęcone przyszłości NATO z udziałem amerykańskich naukowców, zorganizowaliśmy newsletter poświęcony cyberbezpieczeństwu, do działania wciągaliśmy specjalistów z różnych dziedzin, z reguły naszych przyjaciół o bardzo zresztą różnych poglądach, z czym jakoś nie bardzo w swoich tekstach był w stanie poradzić sobie Cieśla. Zależało nam na tym, by ludzie, którzy zajmują się daną tematyką rzeczywiście się na niej znali, a nie byli tylko gadającymi głowami. Nieraz spieraliśmy się ostro ze sobą, ale dbaliśmy – pomni doświadczeń z różnych miejsc pracy – by tworzyć także miejsce, gdzie grono przyjaciół będzie mogło działać razem.
A teraz dwie sprawy, które panu Cieśli jakoś umknęły, może dlatego, że wbrew temu co pisze, nie próbował się ze mną kontaktować. W momencie objęcia obowiązków dyrektora Trzeciego Programu Polskiego Radia zrezygnowałem ze wszystkich innych pełnionych funkcji – dyrektorowania Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP i zarządu Instytutu Staszica. Co więcej, nigdy, wcześniej ani później, za moją działalność w ramach Instytutu nie pobrałem ani złotówki. Instytut zostawiliśmy w dobrych rękach, ekspertów i naszych przyjaciół. Marcin Rosołowski, ten z którym współzakładaliśmy Instytut, pozostał w Radzie Fundacji, w której był od samego początku. Oto ten słynny link, który poprzez wyszukiwarkę Google’a znalazł Wojciech Cieśla. Marcin, zawodowo związany jest od lat z firmą Art Media. Art Media mają – zdaniem Cieśli – mieć związki z owymi, osławionymi trollami. No i na tym właśnie polega wywód pana Cieśli. Skoro A ma związki z B, a B ma wiązki z C to znaczy, że A ma związki z C. Czyli Instytut ma związki z osławioną farmą, bo z nią mają rzekomo mieć związki Art Media. Taka logika to czysta insynuacja, modelowy fakenews. Do tego dochodzi jakiś milion złotych w tytule informacji, niżej działająca na wyobraźnię „farma trolli” i jest materiał śledczy.
Po pierwsze więc, pisanie o mnie, że jestem „trzonem organizacji”, to jakby pisać o zmarłym w 1947 roku Henrym Fordzie, że jest trzonem dzisiejszej Fundacji Forda, a o każdym użytkowniku samochodu marki ford, że jest antysemitą. Od dwóch i pół roku nie brałem udziału w żadnych koncepcyjnych pracach Instytutu (mam nadzieję, że pewnego dnia to się zmieni). Zdarzało mi się za to bywać na towarzyskich spotkaniach, także panelach czy konferencjach współorganizowanych przez Instytut (jak i inne organizacje społeczne). Tak było w przypadku antyalkoholowej konferencji w Sejmie, którą współprowadziłem z Krzysztofem Ziemcem. Żaden z nas nie wziął za to ani grosza. Brali w niej udział ludzie mocno zaangażowani w walkę z nałogiem, byli alkoholicy, dziennikarze, księża. Cieśla sugeruje, że konferencja była ustawiana pod przemysł spirytusowy. Nader troszczy się o przemysł browarniczy, bo jego zdaniem krzywdził go przedstawiany tam przez kogoś postulat zrównania stawek podatkowych dla różnych typów alkoholi. Tylko jak wytłumaczy, że jednym z jej tematów była kwestia szkodliwości „małpek”, jednego z głównych produktów naszych Polmosów, które każdego ranka zapełniają polskie trawniki i rowy? Tak, Panie Cieśla, właśnie lobbing nie wygląda. Tak wygląda uczciwe prowadzenie rozmowy o problemie społecznym, coś przeciwnego niż fabrykowanie fakenewsów na zlecenie lobbystów.
Tak już będzie?
To chyba tyle. Tak powstaje fakenews. Tak bywa, że działają dziś media, tak próbuje wykańczać się ludzi za ich pomocą. Mnie ta cała szczujnia zaszkodzi raczej umiarkowanie. Ale gdybym był lokalnym burmistrzem, nauczycielem czy działaczem, który by tym manipulatorom podpadł? Takiej osobie zafundowaliby śmierć cywilną. Zresztą Cieśla chwalił się w jakimś wywiadzie, że zostawia za sobą łzy. Postaram się zadbać, żeby tym razem te łzy polały się na sali sądowej. Choć wiem, uwzględniwszy dossier pani Kublik i pana Cieśli, że niczego to w ich postępowaniu nie zmieni.
Wiktor Świetlik
Dołącz do dyskusji: Wiktor Świetlik opisuje kulisy odejścia z Trójki. „Byłem wykończony tkwieniem w samym środku konfliktu politycznego”
Teraz prosimy o opisanie tej drugiej strony ostrzału, Czabańskiego. Jego prywatnego folwarku, Polskiego Radia. Największego niszczyciela tej instytucji.