„Pan Samochodzik i templariusze” czyli w poszukiwaniu nostalgii. Recenzja rodzimej nowości filmowej Netfliksa
„Pan Samochodzik i templariusze” debiutuje dzisiaj na Netfliksie i najprawdopodobniej podzieli widzów na fanów i krytyków obrazu Antoniego Nykowskiego. Wielbiciele twórczości Zbigniewa Nienackiego z pewnością czekali na ten dzień, żeby porównać kolejną ekranizację z literackim pierwowzorem. Mało prawdopodobne, żeby wszyscy wyszli z seansu zadowoleni.
Na fali filmowych powrotów ostatnich lat, Netflix postanowił zekranizować „Pana Samochodzika i templariuszy”. Po sensie wiele osób zapyta, czy było warto. Twórczość Zbigniewa Nienackiego zakorzeniona jest w bardzo specyficznym momencie dziejowym (akcja powieści toczy się latem 1962 roku) i gdy pisarz tworzył serię książek, trafiała ona do dzieciaków uwielbiających zagadki i łamigłówki prowadzące do odnalezienia skarbu. To, co współgrało z obyczajowością i codziennością czytelników powieści Nienackiego w latach 70., niekoniecznie pozostało aktualne, podobnie jak język powieści.
W nieokreślonej przeszłości...
Twórcy stali zatem przed trudnym zadaniem, czy ekranizację uwspółcześnić, czy zostawić w przeszłości zgodnie z duchem oryginału? Zdecydowali się na działanie pośrednie – akcja filmu „Pan Samochodzik i templariusze” nie toczy się współcześnie, ale w bliżej nieokreślonej przeszłości, która przypomina lata 70. Dziwna to decyzja, ponieważ uwspółcześnienie filmu byłoby czytelnym znakiem, dlaczego ekranizacja powstała. Wiedzielibyśmy, że Nykowski chce nam pokazać, jak dzisiaj mógłby funkcjonować Pan Samochodzik i czy dzisiaj możliwe jest zbudowanie świata, w którym bohaterowie poszukują skarbu zakonu templariuszy. Byłoby to zadanie trudne, ale pomysł na wpisanie Pana Samochodzika w erę smartfonów i mediów społecznościowych mógłby się udać przy dobrze przemyślanym scenariuszu. Wymagałoby to stworzenia całego uniwersum na nowo, dzięki czemu Pan Samochodzik zyskałby kolejne grono fanów.
Producenci obawiali się zagrać va banque. Według scenariusza Bartosza Sztybora rzecz dzieje się w trudnej do określenia przeszłości, jednak stroje bohaterów i rzeczywistość wokół nich sugeruje, że to najprawdopodobniej lata 70. Pan Samochodzik (Mateusz Janicki), dziennikarka Anka (Sandra Drzymalska), harcerze Sokole Oko (Olgierd Blecharz), Mentorek (Piotr Sega) i Wiewióra (Kalina Kowalczuk) nie są postaciami współczesnymi, a Sokole Oko jako samotny chłopiec wspomina ciągle o sierocińcu, jako miejscu, do którego nie chce wracać z etykietką „frajera”. Język postaci mówi nam o nich całkiem sporo. Dla widza nieznającego powieści, a chcącego obejrzeć „przygodówkę”, realia lat 70., przydługa ekspozycja i rozpoczęcie akcji zasadniczej dopiero po 50 minutach, nie brzmią zachęcająco.
Trudno też wyobrazić sobie współczesnych nastolatków chętnych na seans filmowy – niezbyt miły facet szuka skarbu, nikomu nie chce powiedzieć, co planuje, dlaczego mu na tym zależy, opryskliwie traktuje dzieci, a na dodatek porzuca je gdy pojawiają się kłopoty. Sama historia opowiedziana jest w prosty, pozbawiony fajerwerków sposób, obawiam się więc, że nieortodoksyjnych widzów spoza fandomu zwyczajnie znudzi.
W pułapce ekranizacji
Trudno dostrzec, jaki pomysł krył się za tą ekranizacją, poza przypomnieniem fenomenu książek Nienackiego. Pan Samochodzik w wykonaniu Mateusza Janickiego jest poprawnym, ale niezbyt interesującym bohaterem. Nie przekonują deklaracje o jego charyzmie, ponieważ nie wynikają z samej akcji, a jedynie z tego co mówią o nim inne postacie. Nie dowiadujemy się zbyt wiele o harcerzach, wszystko mieści się w podstawowych formułkach i deklarowanej sympatii, która rzekomo rodzi się między postaciami w trakcie poszukiwania skarbu.
Samochód Pana Samochodzika
Samochód Pana Samochodzika, który wzbudził tyle emocji przed premierą, wydaje się nieco zapomnianym artefaktem. Nie został ograny w ciekawy i zapadający w pamięć sposób. Najprawdopodobniej wierni fani będą uważnie mu się przyglądać i porównywać z pojazdem, który wystąpił w filmie ze Stanisławem Mikulskim w 1971 roku, ale o tym pisaliśmy więcej tutaj.
Czy warto obejrzeć film Netfliksa?
Kim w filmie jest Pan Samochodzik? Poznajemy go jako muzealnika, historyka sztuki realizującego specjalne zlecenia dla Muzeum Narodowego. Tropienie zaginionych muzealiów, eksponatów to jego specjalność. Zlecenia otrzymuje od swojej szefowej, pani Gierymskiej (w tej roli Ewa Błaszczyk). Dziennikarka Anka pisze artykuł na temat skarbu zakonu templariuszy, czytają go także dzieciaki na wakacyjnym obozie i w ten sposób wszyscy bohaterowie spotykają się w miejscu, z którego – niejako zmuszeni okolicznościami – razem wyruszają na poszukiwania. Brakuje jednak chemii między bohaterami i trudno uwierzyć w tę wielką przygodę, gdy zarówno dorośli, jak i dzieci wydają się sobie obcy, nic między postaciami nie „kliknęło” tak, żebyśmy uwierzyli we wspólne pragnienie odnalezienia skarbu i porywającego ich ducha przygody.
Ekranizacja, która nie odważyła się na uwspółcześnienie historii, to działanie na pół gwiazdka, nie odświeża formuły, ani też nie odtwarza wiernie oryginału. Dużo większym ryzykiem byłoby napisanie historii na nowo, być może zniechęciłoby to wiernych fanów, ale film mógłby zyskać nową, własną widownię, tymczasem „Pan Samochodzik i templariusze” okazał się przedsięwzięciem o niewielkim znaczeniu. Nie polemizuje ze swoim poprzednikiem, ani z wersją książkową, nie wnosi nowych wątków, nie reinterpretuje postaci, nie rzuca nowego światła na całą historię. Była szansa na trzęsienie ziemi, ale nie została wykorzystana. W tym kontekście warto już teraz zapytać, jaki będzie „Znachor”, czy popełni te same błędy, czy pójdzie inną drogą?
Film „Pan Samochodzik i templariusze” dostępny jest na platformie Netflix.
Dołącz do dyskusji: „Pan Samochodzik i templariusze” czyli w poszukiwaniu nostalgii. Recenzja rodzimej nowości filmowej Netfliksa