Wydawcy krytykowani za wprowadzenie regulaminu korzystania z artykułów
We wtorek część wydawców wprowadziła stworzony przez siebie regulamin korzystania z artykułów prasowych. - Prasa i internet powinny znaleźć płaszczyznę współpracy, a nie z sobą walczyć - twierdzą krytycy. - Akcja i jej zamierzenia służą ułatwieniu wydawcom rozmowy z podmiotami biznesowymi oraz ściganiu naruszeń - odpowiadają wydawcy.
Wśród tytułów, które przystąpiły do akcji znalazły się: „Rzeczpospolita”, „Parkiet”, „Dziennik Gazeta Prawna”, „Puls Biznesu”, „Tygodnik Powszechny”, a także dzienniki regionalne Grupy Polskapresse i Mediów Regionalnych. Regulamin współtworzyły również Izba Wydawców Prasy i Polska Agencja Prasowa (więcej na ten temat).
Wprowadzając wewnętrzne regulacje wydawcy sprzeciwiają się nadużyciom w korzystaniu z dozwolonego użytku, w tym m.in. „piratowaniu” całych wydań gazet w sieciach p2p, zamieszczaniu pełnych treści materiału prasowego na stronach firm, udostępnianiu w portalach omówień i streszczeń tekstów oraz obszernych przedruków, a także publikowane bez odnośników do oryginalnego materiału.
Rozwiązanie to zostało chłodno przyjęte przez branżę.
- Prasa i internet powinny znaleźć płaszczyznę współpracy, a nie z sobą walczyć. Są od siebie zależne, choć więcej do stracenia mają portale - napisał na Twitterze Paweł Prus z ośrodka analitycznego ThinkThank, w przeszłości reporter TVP Info. - „DGP” i „PB” trochę jak Kazik, którego okradali piraci, zanim zrozumiał, że piraci nabijają frekwencję na koncertach - ironizował Rafał Madajczak z naTemat.pl. - Czegoś tu nie rozumiem. Jakie znaczenie ma jakiś regulamin, który ktoś tam sobie uchwalił? W Polsce prawo regulują ustawy, rozporządzenia i zarządzenia, a nie regulaminy, uchwalone przez prywatne firmy - zauważył publicysta Łukasz Warzecha. - Wasza akcja jest pogwałceniem logiki funkcjonowania dzisiejszej sieci - przepływu informacji, kuracji treści itd. To jest większy problem, bo tu wchodzi jeszcze Wasze chore pomysły na walkę z Google itd. - napisał na Facebooku Przemysław Pająk, szef Spider’s Web.
- Akcja wydawcy kontra kopiowanie treści więcej mówi o zderzeniu świata papieru i świata 2.0 niż przyniesie wymiernych ekonomicznych efektów - tłumaczyła Sylwia Czubkowska, dziennikarka „Dziennika Gazety Prawnej”.
@Samueljrp Ponad nie, ale jak prawo autorskie jest nieprecyzyjne to może stanowić jego uzupełnienie. A sądy ocenią czy ma wartość czy nie.
— Pawel Prus (@PawelPrus) styczeń 13, 2015
"Dziennik Gazeta Prawna", "Dziennik Gazeta Prawna", "Dziennik Gazeta Prawna", "Dziennik Gazeta Prawna" #łamięprawo #więcejniż11słów
— Ojciecredaktor (@OjciecRedaktor) styczeń 13, 2015
@pawelprus nie cytujemy dzis, nie wiem dlaczego mielibysmy sie stosowac do jakiegos regulaminu prasowego PZPNu? @michal_kolanko
— Lukasz Mezyk (@LukaszMezyk) styczeń 13, 2015
@Pawel @janiuuxx Tak. Promujemy również tytuł prasowy, logo. Jak kogoś zaint. tekst - sięga po źródło
— LoveKraków.pl (@lovekrakow) styczeń 13, 2015
Wydawcy tłumaczą, że wobec podmiotów łamiących regulamin podejmowane będą kroki prawne. - Regulamin to wstęp do lepszego egzekwowania naszych praw. Będziemy je egzekwowali z całą stanowczością, choć zapewne statystyka na początku nie będzie imponująca. Bardziej tu chodzi o stworzenie reguł cywilizujących relacje między siecią a wydawcami. Uporządkowanie tej sfery to długotrwały proces - tłumaczy portalowi Wirtualnemedia.pl Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”. - Planujemy podejmować działania prawne, choć wierzymy, że wielu łamiących prawo robi to z braku wiedzy lub też niewłaściwej interpretacji prawa i po nagłośnieniu nowych zasad zaprzestaną. Już w przeszłości podejmowaliśmy kroki prawne (kończyły się ugodami), wprowadzanie regulaminu pozwoli na skuteczniejszą walkę z piratami - mówi Grzegorz Nawacki, wicenaczelny „Pulsu Biznesu”.
Paweł Nowacki, zastępca redaktora naczelnego ds. online w „Dzienniku Gazecie Prawnej” podkreśla, że każdy wydawca ma realizować regulamin we własnym zakresie - jedni będą monitorować internet samodzielnie, inni z użyciem programów antyplagiatowych. - Wcześniej, jeśli ktoś wykorzystał treść z „DGP” bez zgody, mogłem tylko wysłać maila i żądać reakcji o którą było bardzo trudno. Obecnie szybciej zajmie się tym dział prawny, będzie łatwiej przy ewentualnym dochodzeniu rekompensat - wyjaśnia Paweł Nowacki.
Jednocześnie wydawcy traktują wprowadzone regulacje jako działania edukacyjne, skierowane do wydawców internetowych. Ważnym elementem tego regulaminu jest jednak uregulowanie niedopowiedzianych szczegółów i podpowiedź sądzącym w sprawach o naruszenia.
- Mają doprowadzić do przywrócenia ekonomicznej równowagi na rynku i wyeliminowania patologii - rozpowszechnionej w polskim internecie praktyki polegającej na publikacji obszernych skrótów, prowadzącej do tego, że wielu czytelników uznaje za zbędne sięgnięcie po gazetę. W ten sposób jeden podmiot (wydawca) ma koszt wytworzenia treści, a inny (dystrybutor) czerpie z tego zyski. Taki system jest nielogiczny, nieuczciwy i prowadzi do zachwiania równowagi ekonomicznej na rynku, która powoduje że wydawcy mają ograniczoną możliwość inwestowania w profesjonalność i innowacyjność produktu - wyjaśnia Grzegorz Nawacki.
- Rozwiązania polskiego prawa w przypadku ochrony treści o charakterze autorskim wyglądają na skuteczne. Jednak kiedy dochodzi do procesów okazuje się, że przepisy nie zawsze są jasne i czytelne. Zgadzając się z opiniami, że sprawy będą rozpatrywane na salach sądowych pod kątem prawa prasowego i autorskiego pragnę zauważyć, że jednak pewne regulacje, które środowisko wprowadza, są brane przez sądy pod uwagę - dodaje wicenaczelny „DGP”.
- Jakiś elementarny szacunek do opinii publicznej wymaga, by wydawcy paru starych mediów wiedzieli, że to nie oni nowelizują ustawy - komentował na Twitterze wprowadzone regulacje Łukasz Mężyk, redaktor naczelny portalu 300polityka.pl, w którym publikowane są w sekcji Stan Gry m.in. przeglądy prasy drukowanej. W regulaminie podano, że w prawie cytatu mieści się zamieszczenie w serwisie internetowym urywków o objętości nieprzekraczającej 11 słów zawartych w artykule pod warunkiem dodania do nich linku do cytowanego materiału.
- Nie będziemy nikogo cytować na siłę, dlatego wydawnictwa, które ustanowiły sobie nowe regulacje, nie pojawią się dziś w Stanie Gry. Niech też wezmą pod uwagę, że wydatnie przyczyniliśmy się tym samym do nagłośnienia ich akcji - napisała rano redakcja 300polityka.pl. - Skończy się jak w Hiszpanii, gdzie starzy wydawcy właśnie proszą internet żeby jednak znów ich cytował - dodał na Twitterze Mężyk.
Wieczorem portal LoveKrakow.pl poinformował swoich czytelników, że wskutek wprowadzonego przez część wydawców regulaminu korzystania z artykułów na stronie nie będą już publikowane poranne przeglądy prasy. - Niektóre gazety wprowadziły zmiany bardzo ograniczające możliwość cytowania i de facto „promowania” ich treści - napisano na Twitterze.
Jak wydawcy będą traktować w świetle tego regulaminu przeglądy prasy publikowane przez serwisy internetowe? - Co do zasady wprowadzone przez wydawców regulacje nie są w żadnym wypadku próbą wyeliminowania przeglądów prasy, lecz metodą walki z pasożytniczym, nielegalnym i nagminnym wykorzystywaniem treści. Regulamin nie zabrania wykorzystywania treści w przeglądach prasy, lecz po prostu precyzuje zasady, na których może się to odbywać (wprowadza licencje, określa jakie są ramy cytatu/omówienia). Jeśli komuś zależy na zrobieniu przeglądu prasy, a nie serwisu, którego model biznesowy będzie oparty na pasożytniczej dystrybucji cudzych treści, to nie będzie miał problemu, by to zrobić z poszanowaniem regulaminu, czyli praw autorskich twórców – podkreśla Grzegorz Nawacki.
Bardziej kategorycznie na temat materiałów z fragmentami tekstów drukowanych wypowiada się Bogusław Chrabota. - Muszą szanować nasze zasady. Nie widzę innego rozwiązania. Inaczej muszą liczyć się z zalewem faktur i pozwów - wyjaśnia naczelny „Rzeczpospolitej”.
Dołącz do dyskusji: Wydawcy krytykowani za wprowadzenie regulaminu korzystania z artykułów