SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Tomasz Lis po zarzutach ws. podwładnych w „Newsweeku” nie wyjaśnia, tylko zaprzecza. „Brakuje pokory i empatii”

Tomasz Lis nie odniósł się szczegółowo do podawanych przez kolejne osoby informacji, że źle traktował podwładnych jako naczelny „Newsweeka”. Wszystkim zarzutom zaprzeczył, na Twitterze stara się pisać o bieżących wydarzeniach. Według specjalistów od komunikacji próba przejścia nad sprawą do porządku dziennego to błędna taktyka. - Wielu ludzi, którzy przez lata słuchali opinii Tomasza Lisa, dziś zasługuje na jego poważne i rzetelne wyjaśnienie - ocenia Marek Gieorgica.

Szereg relacji o tym, że Tomasz Lis jako redaktor naczelny „Newsweek Polska” zachowywał się wobec podlegających mu dziennikarzy w sposób, który można uznać za mobbing, przedstawiono w artykule Szymona Jadczaka zamieszczonym na Wirtualnej Polsce 24 czerwca. Jadczak zaznaczył, że potwierdziło to kilkadziesiąt osób w przeszłości lub obecnie związanych z tygodnikiem.

W tekście napisano, że najgorsze były poniedziałkowe kolegia prowadzone przez Lisa. Naczelny, jeśli był w dobrym humorze, miał „opowiadać świńskie, pełne seksualnych odniesień kawały i wszyscy odetchną z ulgą”, a jeśli w gorszym „będzie po kolei wyśmiewał każdy zgłaszany temat”.

Tomasz Lis na kilka pytań przesłanych mu przed publikacją artykułu odpowiedział za pośrednictwem prawnika. Zaprzeczył wszystkim wskazanym zarzutom. - Żadne wyszydzanie wyglądu czy ubioru nie miało miejsca, bo - poza wszystkim - są to kwestie, które zupełnie mnie nie interesują. Równie kategorycznie zaprzeczam, by dochodziło do gnębienia, prześladowania czy zastraszania kogokolwiek - zapewnił.

- Niedobrze wygląda to, że formalne oświadczenie zaprezentował przez prawnika - już to pokazuje ze sprawa jest poważna i że musi ważyć słowa. W ten sposób trochę sam wskazuje, że coś jeszcze w tej sprawie wymaga wyjaśnienia - komentuje dla Wirtualnemedia.pl Marek Gieorgica, partner zarządzający Clear Communication Group.

Lis jedynie zaprzecza

Zwraca uwagę, że na niekorzyść Tomasza Lisa działa to, że miesiąc wcześniej w trybie natychmiastowym pożegnał się ze stanowiskiem redaktora naczelnego „Newsweeka”, o czym poinformowano w krótkim oświadczeniu. Ani Lis, ani Ringier Axel Springer Polska nie podali przyczyn rozstania, szerszych informacji nie przekazano nawet zespołowi tygodnika.

- To oznacza, że były konkretne powody takiej decyzji. Nawet jeśli Tomasz Lis będzie podważał informacje z artykułów, które ukazały się później, to przede wszystkim powinien sam powiedzieć, dlaczego w dość pilnym trybie zakończył pracę w RASP - mówi Gieorgica.

- Jest osobą publiczną, legendą polskich mediów, niegdyś nawet „kandydatem na kandydata” na prezydenta RP, aktywnym i bardzo krytycznym komentatorem życia publicznego – od lat tworzy opinię publiczną. Nie powinien więc teraz milczeć - ocenia.

Podobnego zdania jest Rafał Czechowski, założyciel i szef Imago PR, przypominając, że sprawa nie jest czarno-biała, na co zwrócił uwagę Jacek Żakowski, komentując ją w zeszły piątek na antenie TOK FM. Również nowy naczelny „Newsweeka” Tomasz Sekielski w pierwszym wstępniaku potwierdził, że wobec wielu podwładnych Lis zachowywał się niewłaściwie i wytworzył w zespole „toksyczną atmosferę”, ale zaznaczył, że „są i tacy, którzy nie doświadczyli niczego złego ze strony Tomasza Lisa”, a „każdy przypadek jest inny i tym trudniej pisać o tej sprawie tak, by uniknąć niesprawiedliwych uproszczeń”.

- Dlaczego Tomasz Lis publicznie nie daje wyrazu swoim intencjom względem współpracowników i nie wskazuje na wartości, którym hołduje, a którym mógł był nieintencjonalnie się sprzeniewierzyć w odczuciach innych osób? Z pewnością postawa bardziej nacechowana pokorą i empatią pozwoliłaby mu w większym stopniu zyskać zrozumienie opinii publicznej - ocenia Czechowski.

Złośliwości wobec dziennikarzy „Newsweeka”

Tomasz Lis przyjął zupełnie inną strategię: nie przyznaje się do jakichkolwiek niewłaściwych zachowań, stara się też podważyć wiarygodność informujących o nich osób z zespołu „Newsweeka”. W Radiu TOK FM zaraz po ukazaniu się artykułu na Wirtualnej Polsce powiedział, że co prawda zdążył go jedynie pobieżnie przeczytać, ale ocenił, że tekst jest oparty na „kłamstwach i półprawdach” dwójki dziennikarzy, których słusznie usunął z redakcji.

Ta teza upadła w zeszłą niedzielę: Renata Kim, która z Lisem współpracowała przez 12 lat, w latach 2010-2012 we „Wprost”, i pozostaje w redakcji „Newsweeka”, poinformowała na Twitterze, że to ona zawiadomiła dział HR i związki zawodowe w RASP o sytuacji panującej w zespole tygodnika.

- Ostatnie lata uczą wielu rzeczy. Na przykład tego: nie każdy donos zawiera fakty, nie każde oskarżenie to obiektywna prawda - skomentował Tomasz Lis krótko po jej wpisie.

Wieczorem stwierdził jeszcze: „Wskoczenie na plecy większemu od siebie nie czyni człowieka większym. Jedynie trochę wyższym, ale też tylko na chwilę”, co odebrano jako aluzję do wstępniaka Tomasza Sekielskiego. Potem Lis usunął tego tweeta.

Zdaniem Rafała Czechowskiego w wypowiedziach i wpisach Tomasza Lisa widać złość. - Złość zapewne i na konkretne osoby, i na kondycję mediów, i na zmianę kultury pracy, w której nie ma tolerancji dla stylu zarządzania, który przynosił przez lata niekwestionowane rezultaty. Może w części na siebie samego? - zastanawia się szef Imago PR. - Ta niezgoda, czy złość na to, że „im mniej wiem, tym bardziej komentuję” jest odbierana jako zachowanie aroganckie - dodaje.

>>> Praca.Wirtualnemedia.pl - tysiące ogłoszeń z mediów i marketingu

Marek Gieorgica zwraca uwagę, że dokładnie wyjaśnienie tej sprawy leży w interesie byłego szefa „Newsweeka”. - Wielu ludzi, którzy przez lata słuchali opinii Tomasza Lisa, dziś zasługuje na jego poważne i rzetelne wyjaśnienie. Być może, a w zasadzie przede wszystkim, także na przeprosiny. Zaprzeczanie wszystkiemu i posiłkowanie się wsparciem innych, komunikowanie się przez prawnika, nie jest dobrą strategią. Siłą rzeczy może w wielu osobach tworzyć przekonanie, że jest czemuś winny - komentuje.

- Dziś nie ma zgody na akceptowanie czy usprawiedliwianie zarzutów, jakie są publicznie kierowane pod adresem Tomasza Lisa - jeśli są nieprawdziwe – tym bardziej konieczna jest otwarta i transparentna komunikacja - sugeruje.

Sąd będzie nierychliwy

Skoro Tomasz Lis ocenił artykuł Szymona Jadczaka jako mało rzetelny, naturalne wydaje się pozwanie autora lub byłego dziennikarza „Newsweeka” Ryszarda Holzera, który jako jedyny pod nazwiskiem opisał w nim niewłaściwe zachowania swojego byłego szefa. Pytany przez Wirtualnemedia.pl, czy skieruje sprawę do sądu, Lis stwierdził: „Uprzejmie proszę o cierpliwość”, dodając: „Być może mój dedlajn (w tej sprawie) określi mój organizm. I to przyjmę z pokorą”.

Rafał Czechowski nie dziwi się, że Tomasz Lis nie zapowiada pozwów. - Narzędzie to nie bardzo skuteczne - wysoki stopień repulsywności w parze z odroczonym i na dodatek niepewnym zakończeniem. I z ryzykiem, że po latach, kiedy sprawa się zdąży „zakurzyć”, wróci na nagłówki w postaci niekorzystnego wyroku - zauważa.

- Jestem ponadto przekonany, że sam Tomasz Lis dokonuje rozliczenia ze sobą, przypominając sobie opisywane sytuacje i rozstrzygając, czy przekroczył granicę i w tym rozstrzygnięciach nie znajduje powodów wystarczających do sądzenia się z byłymi podwładnymi - dodaje szef Imago PR.

Tomasz Lis nie zawiesił aktywności na Twitterze. W ostatnich dniach przytoczył korzystny dla niego felieton Macieja Wierzyńskiego i wpis Waldemara Kumora o stawianych mu zarzutach. Ponadto wrócił do komentowania bieżących wydarzeń politycznych i sportowych.

- Uważam, że do czasu wyjaśnienia sprawy Tomasz Lis powinien zawiesić swoją aktywność publiczną. Nie stwarzać wrażenia, że nic nie zaszło - mówi Marek Gieorgica.

- Nie powinien także pojawiać się jako komentator w innych mediach, aby nie stawiać ich w niezręcznej sytuacji - bez względu na to czy chcą go zapraszać czy nie. Wyjaśnienie sprawy oraz zarzutów powinno być priorytetem - podkreśla.

Na przeprosiny już za późno

Według innego menedżera z branży public relations, chcącego zachować anonimowość, Tomasz Lis przegapił już okazję, żeby zająć inne, bardziej zniuansowane stanowisko w tej sprawie.

- Zaraz po pojawieniu się zarzutów mógł przyznać, że zdarzały mu się niewłaściwe zachowania, ale starał się je kontrolować, a potem przepraszał osoby, które mógł urazić. Nawet tłumaczenie się rozchwianiem psychicznym po problemach zdrowotnych wchodziłoby w grę - sugeruje nasz rozmówca.

- Teraz mógłby przeprosić za niewłaściwe zachowanie, wyjaśnić je w jakimś dłuższym wywiadzie, może zaproponować jakąś rekompensatę i miałby możliwość pozostania w mediach - zaznacza.

- Ale oczywiście ludzie tacy jak Tomasz Lis są nieomylni, zawsze robią dobrze i mają rację - ironizuje menedżer. - Lis postanowił iść w zaparte, zaprzecza wszystkiemu, a teraz z tej ścieżki nie może już zawrócić - ocenia.

We wtorek w zeszłym tygodniu kierownictwo TOK FM poinformowało, że do wyjaśnienia sprawy traktowania podwładnych w „Newsweeku” Tomasz Lis nie będzie zapraszany do piątkowych poranków, w których był stałym komentatorem przez 19 lat.

W piątek Jacek Żakowski odczytał oświadczenie, którym Tomasz Lis zwrócił uwagę, że zrobiło się nieznośnie gorąco, a on od pięciu lat nie był na urlopie. - Tym razem postanowiłem zastosować się do kategorycznego zalecenie lekarzy i podreperować zdrowie. Zwalniam się więc na jakiś czas z wszelkiej aktywności zawodowej, w tym z uczestnictwa w piątkowych audycjach - poinformował.

Tomasz Lis w mediach od trzech dekad

Lis redaktorem naczelnym „Newsweek Polska” został w kwietniu 2012 roku, niedługo po tym jak rozstał się z tygodnikiem „Wprost”, którym kierował przez niecałe dwa lata. Karierę dziennikarską zaczynał jednak w 1990 roku w „Wiadomościach” TVP1. W latach 1994-97 był korespondentem TVP w Waszyngtonie. Od 1997 do 2004 tworzył „Fakty” w TVN, a później „Wydarzenia” w Telewizji Polsat, gdzie również prowadził autorski program „Co z tą Polską” i był członkiem zarządu.

W latach 2008-2016 był autorem i prowadzącym programu „Tomasz Lis na żywo” nadawanego w TVP2. Między 2016-2020 rokiem prowadził cotygodniowy program „Tomasz Lis.” na stronie internetowej „Newsweeka” i Onet.pl. W ub.r. zastąpił go podcast „Świat_pl”.

Od 2012 r. Lis jest zaangażowany w projekt internetowy - jest większościowym udziałowcem spółki wydającej serwisy grupy naTemat. W ostatnich latach jednak nie ukazywały się tam żadne jego teksty.

Dołącz do dyskusji: Tomasz Lis po zarzutach ws. podwładnych w „Newsweeku” nie wyjaśnia, tylko zaprzecza. „Brakuje pokory i empatii”

43 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Prosimy o ustawę wzmacniającą PIP
To jest przede wszystkim wątek by wzmocnić kompetencje Państwowej Inspekcji Pracy. PiS powinno się tym zająć,, bo takich Lisów oprawców, często furiatów kompletnie bez związku z działalnością firm jest masa.
odpowiedź
User
gg
ciekawym jakie trupy w onecie siedza;)
odpowiedź
User
Wchodzić na ostro do małych firm
Oby sprawa nie skończyła się jedynie na katastrofie wizerunkowej Lisa. Patologie w firmach prywatnych to dziś główne źródło depresji i wielu innych schorzeń psychicznych. „Przyjęło się” że poza odejściem nie przysługuje pracownikowi, nawet słowo wątpliwości. Szczególnie małe firmy toczy ta gangrena.
odpowiedź