Maciej Sojka: Szymon Majewski z sukcesem na YouTube
- Miarą sukcesu Szymona Majewskiego na YouTube nie jest liczba wyświetleń klipów, ale przyrost subskrybentów jego kanału - przekonuje Maciej Sojka, kierujący w portalu pozyskiwaniem treści. Mówi nam też o współpracy z vlogerami oraz nadawcami telewizyjnymi i firmami producenckimi.
Maciej Sojka nie zgadza się z podejściem, że wyznacznikiem popularności twórcy na YouTube jest liczba wyświetleń jego filmików. - Najważniejsze jest pozyskiwanie subskrybentów swojego kanału - ocenia Sojka. - Tylko kanał, który ma odpowiednią bazę subskrybentów, może osiągać konsekwentnie dobre wyniki dla każdego zamieszczonego na nim klipu. A jedynie w takiej sytuacji twórca jest w stanie opracować sensowny model biznesowy, pozwalający mu utrzymywać się ze swojego kanału i inwestować w niego - podkreśla.
Zdaniem Macieja Sojki w tym świetle Szymon Majewski wypada świetnie: w ciągu czterech miesięcy jego kanał zyskał ponad 40 tys. subskrybentów. - Co ciekawe, jedną z większych grup oglądających Szymona jest młodzież do 20 roku życia. To widownia, której on prawie w ogóle nie miał w TVN - zauważa Sojka.
Jak to się stało, że Majewski pojawił się ze swoim nowym programem na YouTube? - Po odejściu z TVN Szymon robił research na rynku. Rozmawiał z wieloma ludźmi i zorientował się, jakie są możliwości. Sam rozmawiałem z nim chyba dwie godziny, opisując, jak wygląda YouTube - opisuje Maciej Sojka. - Dla Szymona największą wartością serwisu okazała się absolutna swoboda, jaką ma twórca. Stwierdził, że musi się jeszcze wyładować twórczo i przekonać, czy ktoś to „kupi”. I teraz przyznaje, że czuje się kilkadziesiąt lat młodszy, robiąc swój program w szopie - dodaje.
O obecności Szymona Majewskiego, programie partnerskim oraz współpracy z nadawcami telewizyjnymi i firmami producenckimi rozmawiamy z Maciejem Sojką, szefem programu partnerskiego YouTube na Europę Środkową i Wschodnią
Tomasz Wojtas: Jak Pan ocenia start Szymona Majewskiego na YouTube?
Maciej Sojka: Bardzo dobrze. Panuje przekonanie, że miarą sukcesu twórcy zamieszczającego treści na YouTube jest to, ile jego filmy mają wyświetleń. Moim zdaniem to nie do końca właściwy parametr mierzenia popularności w naszym serwisie. Zwłaszcza w odniesieniu do kanału takiego jak „Szymon Majewski SuperSam”, który działa dopiero od paru miesięcy.
Wynika to z kilku powodów. Cały YouTube działa w oparciu o algorytmy, które zwiększają lub obniżają widoczność każdego wideo. Przy czym potrzebują one odpowiedniej liczby materiałów danego twórcy w dłuższym czasie, żeby ocenić ich atrakcyjność. Zdecydowanie widać, że po kilku miesiącach obecności twórcy jego klipy osiągają zupełnie inne wartości niż miały na początku.
Czyli Szymon Majewski jest obecny na YouTube zbyt krótko, żeby jego filmiki miały stałą, wysoką oglądalność?
Właśnie nie chodzi przede wszystkim o oglądalność rozumianą jako liczbę wyświetleń. Powtarzamy Szymonowi - bo doradzamy mu, tak jak innym twórcom, którzy dołączyli do naszego programu partnerskiego, jak rozwijać ich programy - że najważniejsze jest pozyskiwanie subskrybentów swojego kanału. Dlatego że można co prawda osiągnąć spektakularny sukces viralowy jednym klipem - jak zrobiła to jakiś czas temu „Mafia dla psa” - ale to tylko jednorazowe wydarzenie. Nie wierzę, że „Mafię dla psa” można rozwinąć w kanał, na którym kolejne materiały notowałyby podobnie dobre wyniki. Bo to było wydarzenie społeczne, które wszyscy zobaczyli, zachwycili się, ale szybko wrócili do swojego zwykłego życia.
>>> „Mafia dla psa”, „Autyzm”, „Basen narodowy” i „Internety robię” viralami roku
Czymś innym jest stworzenie kanału, który zbuduje wokół siebie dużą grupę użytkowników, którzy na tyle będą lubić na nim treści i wierzyć, że kolejne będą równie interesujące, że zdecydują się go subskrybować. Tylko kanał, który ma odpowiednią bazę subskrybentów, może osiągać konsekwentnie dobre wyniki dla każdego zamieszczonego na nim klipu. A jedynie w takiej sytuacji twórca jest w stanie opracować sensowny model biznesowy, pozwalający mu utrzymywać się ze swojego kanału i inwestować w niego. Co z tego, że zrobi się fajną akcję promocyjną jednym spektakularnym filmikiem, skoro użytkownicy go obejrzą, wyjdą z kanału i więcej już na niego nie wrócą. Natomiast jeśli ktoś zostanie subskrybentem, będzie zaglądał na kanał tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu i stanowił jego lojalną widownię.
Dlatego ja mierzyłbym sukces danego kanału tempem przyrostu jego subskrybentów. I moim zdaniem pod tym względem Szymon Majewski odniósł duży sukces. Czy to sukces viralowy? Nie, żaden z klipów Szymona nie zanotował w krótkim czasie milionów odtworzeń. Ale w ciągu miesiąca pozyskał 20 tysięcy subskrybentów, a teraz ma ich już ponad 40 tys. Mogę wskazać zaledwie kilka polskich kanałów, które równie szybko osiągnęły taki wynik. Inne dzisiaj bardzo popularne kanały, na taką liczbę subskrybentów musiały czekać nawet 2-3 lata. To pokazuje, że Szymon odniósł jednak sukces i zbudował już na swoim kanale sporą społeczność.
Wejście Szymona na YouTube dało nam też odpowiedź na pytanie, czy duża osobowość telewizyjna „na dzień dobry” deklasuje w internecie konkurentów. Zdecydowanie tak się nie dzieje. YouTube jest bowiem kompletnie nowym medium, zupełnie innym niż telewizja, więc pojawienie się na nim nawet z warsztatem i rozpoznawalnością z telewizji nie gwarantuje sukcesu.
Suma summarum, zdecydowanie wolałbym nie oceniać popularności twórcy youtube’owego według jednoznacznej zasady: „skoro jego ostatnie klipy mają mniej wyświetleń niż kogoś innego, to jest od niego słabszy”.
Tylko że klipy Szymona Majewskiego mają mniej wyświetleń od filmików z Jerzym Urbanem, który też zaczął je zamieszczać niedawno, ledwie dwa miesiące wcześniej niż Majewski.
Pan Jerzy Urban jest specyficznym twórcą, ponieważ jego klipy są bardzo krótkie, trwają zazwyczaj około 10 sekund, a żaden nie jest dłuższy niż 40 sekund. Więc inwestycja użytkownika w obejrzenie takiego filmiku jest właściwie żadna.
Zresztą jeśli twórca chce zarabiać pieniądze na swoim kanale, jego klipy muszą być odpowiednio długie, żebyśmy mogli wyświetlać przy nich reklamy. A nie pokazujemy ich przy tak krótkich filmikach, żeby nie dochodziło do sytuacji, że użytkownik przed 10-sekundowym wideo musi obejrzeć 30-sekundowy spot. Dlatego taki model kanału, oparty na bardzo krótkich filmach, nie zadziała finansowo. Natomiast duża liczba subskrybentów kanału powoduje, że jest on atrakcyjniejszy reklamowo, ponieważ gwarantuje stałą grupę widzów.
W przypadku kanału Szymona za chwilę będziemy mogli zaproponować reklamodawcom, żeby zasponsorowali jego kanał albo na dłuższy okres wykupili na nim reklamę na wyłączność. Dlatego że on szybko rośnie, konsekwentnie buduje swoją widownię i ma duży potencjał długofalowych efektów reklamowych. To zupełnie inny model sprzedażowy niż oferowanie reklam przy pojedynczym klipie
Widać, że podpowiadaliście Szymonowi Majewskiemu, żeby zachęcał do subskrybowania i starał się reagować na komentarze, także te negatywne.
Szymon się tego wszystkiego dopiero uczy. Moim zdaniem fajnie wpisuje się w środowisko YouTube’a, bo odzyskał w nim wolność twórczą i pokazuje dowcipy zupełnie inne, nawet bardziej obrazoburcze, niż były w telewizji. Szymon mówił zresztą, że marzył o takiej sytuacji. Jako twórca dość awangardowy i „odjechany” nie czuł się bowiem komfortowo w telewizji. Chociaż został ubrany w ładny garnitur, to rozdźwięk między tym, co dostarczał, a tym, co oczekiwała od niego stacja, w pewnym momencie stał się zbyt duży. Co ciekawe, jedną z większych grup oglądających Szymona jest młodzież do 20 roku życia. To widownia, której on prawie w ogóle nie miał w TVN.
Na razie dajemy mu czas, żeby oswoił się z nowym medium i doszlifował koncepcję swojego kanału. Uważam, że potrzebuje jeszcze dwóch-trzech miesięcy, żeby poczuć się pewnie w nowym formacie. Bo jednak dla Szymona zupełnie nowe jest to, że nie mówi się już, jak w telewizji, tylko w jedną stronę , tylko relacje z widzami przebiegają dwukierunkowo. Bywał więc zaskoczony, jak duże znaczenie miało to, że odpowiedział na kilka komentarzy pod swoim klipem albo nagrał kolejne wideo nawiązujące do nich.
Szymon Majewski sam zgłosił się do was czy też zaproponowaliście mu robienie programu na YouTube, wiedząc, że skończył mu się kontrakt z TVN?
Po odejściu z TVN Szymon robił research na rynku. Rozmawiał z wieloma ludźmi i zorientował się, jakie są możliwości. Sam rozmawiałem z nim chyba dwie godziny, opisując, jak wygląda YouTube. Dla Szymona największą wartością serwisu okazała się absolutna swoboda, jaką ma twórca. Stwierdził, że musi się jeszcze wyładować twórczo i przekonać, czy ktoś to „kupi”. I teraz przyznaje, że czuje się kilkadziesiąt lat młodszy, robiąc swój program w szopie.
Współpracujecie z nim tak takich samych zasadach jak z innymi partnerami czy też przekonaliście go specjalnymi warunkami?
Przekonaliśmy go jedynie zasadami, na jakich twórcy działają na YouTube. Szymon się zachwycił i zdecydował, że w to wchodzi. Teraz wspieramy go tak samo jak każdego innego twórcę - głównie radami, jak prowadzić swój kanał i komunikować się z odbiorcami.
Także jeśli chodzi o podział wpływów reklamowych?
Przede wszystkim pod tym względem. Zresztą Szymon nie oczekiwał super warunków finansowych, tylko tego, żebyśmy pomogli mu poznać nowe medium. Inni partnerzy, na przykład stacje telewizyjne czy agregatory kanałów, mają z kolei określone wymagania techniczne, więc udostępniamy im odpowiednie narzędzia. Zasadniczo nagradzamy partnerów wsparciem i promocją - ale tych najlepszych, twórców najpopularniejszych kanałów. Na przykład ostatnio prowadzimy kampanię reklamową dla twórców popularnych kanałów satyrycznych.
Przykład Majewskiego pokazuje jednak, że popularność z telewizji nie gwarantuje sukcesu w internecie. To dlatego nadawcy telewizyjni raczej niechętnie udostępniają swoje treści na YouTube?
Ta specyfika komunikacji powoduje, że klasyczne treści telewizyjne po umieszczeniu na YouTube będą miały przyzwoite ratingi, ale nie zdeklasują wszystkiego. Użytkownicy naszego serwisu chcą bowiem uczestniczyć w dwustronnej komunikacji, rozmawiać z twórcami treści. Dlatego najlepiej sprawdzają się materiały, które angażują widzów.
W naszych rozmowach z nadawcami i producentami telewizyjnymi nie staramy się kusić ich wysokimi kwotami, żeby udostępniali swoje programy i seriale na YouTube, tylko zachęcamy żeby - mając odpowiednie zasoby - zaczęli tworzyć nowe formaty do internetu. A to wychodzi nadawcom różnie. Niektórzy szybko chwytają zasady komunikacji w sieci, ale inni przenoszą zachowania z telewizji - przykładowo blokują możliwość komentowania swoich materiałów i skupiają się na wynikach ich oglądalności.
Z czołowych nadawców swoje programy na YouTube udostępnia tylko Telewizja Polska, a z mniejszych - Superstacja i 4fun Media.
Skoro odpowiadam za pozyskiwanie na YouTube’a profesjonalnych treści, to nie oznacza, że skupiam się tylko na tym, żeby „ściągnąć” na serwis popularny serial. Moim zadaniem jest wyłapanie spośród twórców obecnych już na YouTube tych, którzy mają największy potencjał profesjonalny, to znaczy do regularnego tworzenia treści odpowiadających na zapotrzebowanie użytkowników.
Jeśli chodzi o nadawców telewizyjnych, to część z nich nadal liczy, że YouTube i inne serwisy społecznościowe nagle znikną i nie będą już tak istotne. Ale im bardziej dojrzewają oni do świadomości, że muszą wejść ze swoimi treściami do social media, zaczynają z nami współpracować. Rozmawiamy z nimi praktycznie na bieżąco i moim zdaniem ostateczna zmiana ich nastawienia do YouTube’a to tylko kwestia czasu - roku czy dwóch lat.
Ale pozostali dwaj najwięksi nadawcy - TVN i Polsat - postawili na rozwój własnych platform wideo: TVN Playera i Ipli.
To bardzo dobre usługi, ale to nie są serwisy społecznościowe, a raczej internetowe wypożyczalnie wideo, oparte na przeniesionym jeden do jednego modelu telewizyjnym.
Nadawcy zorientowali się, że widzowie nie chcą już oglądać telewizji w formacie linearnym, wolą oglądać wybrane programy o dowolnej porze w internecie, w modelu on demand. Więc nadawcy próbują uzupełnić malejącą oglądalność telewizyjną wyświetleniami w internecie, żeby zachować swoje udziały w rynku.
Jednak obecnie rynek wideo to nie tylko telewizja, ale mnóstwo serwisów i aplikacji społecznościowych w internecie. I to tam trafia spora część budżetów przeznaczonych na reklamę wideo. Dlatego nadawcy telewizyjni muszą wejść ze swoimi treściami w ten segment, żeby utrzymać udziały w rynku reklamy wideo, a to oznacza konieczność nauczenia się nowych technik, w których najlepsi twórcy na YouTube są prekursorami.
>>> Serwisy wideo: YouTube zyskuje, Wrzuta.pl i Patrz.pl ostro w dół
I takie ruchy już widać w USA, najbardziej dojrzałym rynku internetowym. Discovery kupiło Revision 3, jedną z największych firm zajmujących się produkcją treści na YouTube’a, a Warner Bros pod koniec ubiegłego roku zainwestował kilkadziesiąt milionów dolarów w Maker Studio.
W Polsce TVN Player czy Ipla są świetnie zrobionymi produktami, ale nie są platformami społecznościowymi. Internauci zajrzą tam, żeby obejrzeć odcinek serialu czy programu, ale nie zostaną fanami danej produkcji czy aktora, nie zaangażują się w interakcję z nimi czy innymi użytkownikami.
Nieobecność TVN czy Polsatu na YouTube nie przesądzi o jego istnieniu, bo serwis rozwija się dzieki tysiącom twórcow a nie jednemu czy dwóch. Jeśli Polski rynek podąży śladami amerykańskiego, to za dwa-trzy lata może to być dla tych stacji kłopot i jedyną drogą szybkiego nadrobienia opóźnienia będzie przejęcie za duże pieniądze istniejącego już gracza, na którego apetyt mogą też mieć rosnące w siłę światowe sieci.
Z polskiej wielkiej trójki telewizyjnej na YouTube’a weszła tylko TVP - ma kilka kanałów: z programami rozrywkowymi, publicystycznymi i sportowymi.
Ostatni rok był takim „okresem inkubacji” TVP na YouTube. Cieszy mnie, że na Woronicza szybko uczą się mechanizmów mediów społecznościowych, są pod tym względem najbardziej zaawansowani spośród głównych nadawców telewizyjnych. Mają na przykład świadomość, że co prawda cały serial może nie być odpowiedni na YouTube’a, ale kilka scen z niego opatrzonych fajnym komentarzem - już jak najbardziej tak. I to nie umniejsza wartości serialu, tylko pozwala go promować i przynosi zaangażowanie widzów, które można spieniężyć.
Z drugiej strony media tradycyjne podbierają wam twórców, którzy zaistnieli na YouTube. Niekryty Krytyk prowadził audycję w Radiu ZET, a nowe materiały Pyta.pl od niedawna najpierw są emitowane w RBL.tv, a dopiero potem trafiają na TouTube’a.
Jesteśmy tym zachwyceni, bo to przykład, ścieżka kariery dla innych twórców youtube’owych. Teraz już nie jest tak jak kiedyś, że czekało się przed gabinetem dyrektora programowego na decyzję odnośnie produkcji, tylko można realizować swoje pomysły samemu.
Nie obawiam się, że nasi twórcy odejdą do telewizji czy radia, bo ich wartością jest to, że są interaktywni, potrafią nawiązać i utrzymać relację z widzami. Na tym zbudowali swój wizerunek. Telewizja może im tylko pomóc w promocji.
Dla RBL.tv współpraca z Pyta.pl to też sprytny sposób na szersze zaistnienie w mediach społecznościowych. I podobnych działań oczekiwałbym od innych nadawców telewizyjnych.
>>> YouTube promuje kanały satyryczne, m.in. Szymona Majewskiego, kabarety i „polskiego Spidermana”
Twórcy Pyta.pl argumentowali współpracę z RBL.tv tym, że stacja zapewnia im wsparcie producenckie. Rozumiem, że na takie nie ma na razie co liczyć ze strony YouTube’a?
Mamy studio w Londynie, ale to bardziej „laboratorium”, do którego zapraszamy twórców na warsztaty. Nadawcy telewizyjni mają na razie przewagę w postaci dużego zaplecza producenckiego, tylko że jeszcze niewielu widzi wartość we współpracy z twórcami internetowymi. Moim zdaniem już niedługo produkcja wideo na YouTube’a do tego stopnia się sprofesjonalizuje, że powstaną firmy producenckie świadczące usługi tylko dla wideoblogerów.
>>> YouTube ma kolejne studio filmowe
Zresztą niektóre takie firmy już weszły ze swoimi treściami na YouTube, a co najmniej jedna odniosła sukces. To New Abra, wydawca płyt DVD z występami polskich kabaretów, który dotychczas większość przychodów czerpał z ich sprzedaży, ale w obliczu spadków w tym sektorze kilka miesięcy temu otworzył swój kanał na YouTube. I znajdujące się na nim skecze kabaretowe cieszą się bardzo dużą popularnością - bo chociaż kanał nie ma bardzo wielu subskrybentów, są one często znajdowane przez użytkowników w wyszukiwarce. Jestem przekonany, że w perspektywie kilku lat New Abra będzie zarabiać u nas więcej niż ze sprzedaży DVD.
Planujecie podobną współpracę z kolejnymi firmami producenckimi? Także tymi realizującymi programy i seriale dla telewizji?
Rozmawiam obecnie z kilkoma i mam nadzieję, że w miarę szybko da to efekt w postaci produkcji. Zwłaszcza że zainteresowanie ze strony firm producenckich jest spore. Nie tyle chcą one realizować produkcje internetowe, żeby zarobić jakieś nieprawdopodobne pieniądze, tylko żeby się tego nauczyć. Na poziomie globalnym współpracujemy już w wielu krajach ze znanymi producentami telewizyjnymi, takimi jak Freemantle czy Endemol. Te firmy już zauważyły, że muszą zdobyć nowe kompetencje, zbudować sobie silną odnogę internetową.
Zmienia bowiem się cały model produkcji wideo. Wcześniej twórca był zatrudniany przez duży podmiot, który zlecał mu tworzenie programu, brał na siebie ryzyko jego dystrybucji, ale zabierał też większość zysków. Teraz twórca może stać się własnym wydawcą, zatrudnić dowolnie współpracowników i wedle własnego uznania zarządzać swoimi treściami i marką. Moim zdaniem w perspektywie pięciu lat zamiast czterech dominujących stacji telewizyjnych będzie funkcjonować kilka tysięcy podmiotów produkujących i monetyzujących swoje treści wideo. Nastąpi ogromna dywersyfikacja.
Ilu polskich twórców dołączyło do programu partnerskiego?
Obecnie w Polsce mamy już ponad 500 uczestników programu. Miarą sukcesu jest to, że najpopularniejsi z nich mają już status gwiazd. Jeśli media piszą o kanale Szymona Majewskiego, to porównują go z długą listą czołowych twórców YouTube’owych.
Oprócz vlogerów kulinarnych, modowych i rozrywkowych pojawiają się kanały naukowe, edukacyjne i talk-showy. A do tego dochodzą jeszcze agregatory kanałów.
A ilu spośród tych partnerów zarabia z reklam na YouTube wystarczająco dużo, żeby się z tego utrzymywać i w konsekwencji zajmować tylko tworzeniem wideo na swoje kanały?
Nie podajemy szczegółów w tej kwestii, ale możemy powiedzieć, że kilkunastu twórców, którzy przed rozpoczęciem działalności na YouTube w ogóle nie byli znani teraz się z tego utrzymują. Wynika to nie tylko z popularności ich materiałów, ale też z faktu, że firmy coraz chętniej się przy nich reklamują.
Podejrzewam, że rok temu nie było jeszcze żadnej takiej osoby, za to pod koniec tego roku będzie ich pewnie kilkadziesiąt, a za parę lat - kilkaset. Ta grupa będzie rosła, bo coraz więcej pieniędzy reklamodawców będzie trafiać na YouTube.
Ponadto sporo naszych partnerów dzięki działalności na YouTube zbudowało swoją markę, którą wykorzystują poza naszym serwisem. Tak robią chociażby vlogerki zajmujące się makijażem, stylizacją i modą.
Dzielicie się z partnerami przychodami ze wszystkich formatów reklamowych?
Tak, z wyjątkiem reklam na stronie głównej, które nie są przypisane do konkretnych materiałów. I to partnerzy otrzymują większość wpływów z reklam wyświetlonych przy ich filmikach.
Przed właściwym wideo emitujemy zawsze tylko jeden spot i nie pokazujemy 30- czy 60-sekundowej reklamy przed kilkunastosekundowym filmiku. Użytkownik może też pominąć spot po 5 sekundach, przy czym reklamodawca płaci tylko za pełne jego obejrzenia. Dzięki temu internauci nie zniechęcają się reklamami i nie zamykają filmików bez obejrzenia, na czym finalnie zyskują partnerzy.
Najwięcej zarabiają autorzy najpopularniejszych filmików?
Te zarobki nie wiążą się bezpośrednio z oglądalnością. Ich wysokość zależy bowiem nie od tego, ile spotów zostało wyświetlonych, ale ile zostało obejrzanych w całości (bo tylko za takie płacą nam reklamodawcy). Im lepsze treści publikuje partner i im popularniejsze są one w grupie docelowej danej marki, tym więcej jej reklam będzie przy nich emitowanych.
Jeśli startuje akurat duża kampania marki adresowanej do tych samych odbiorców, co filmiki określonego partnera, może mieć znaczący wpływ na jego przychody reklamowe. A skoro mocno rośnie zapotrzebowanie na jego treści, to może on otrzymać o wiele wyższe stawki, zwłaszcza jeżeli gwarantuje dotarcie do grupy docelowej precyzyjnie stargetowanej co do płci czy wieku, do której skierowana jest dana marka. Więc ceny reklam mogą się mocno zmieniać, dużo zależy też od tego, jak ostatecznie układają się budżety reklamowe. Z punktu widzenia twórcy warto mieć kontent, który jest popularny i dobrze się sprzedaje.
Polscy reklamodawcy przekonali się już do kontentu wideo tworzonego przez internautów?
Naszym celem jest przekonywaniem marketerów, że to treści na YouTube są obecnie chętniej oglądane, zwłaszcza przez młodych odbiorców, niż programy czy seriale telewizyjne, dlatego warto się tu reklamować. I że to nie są już krótkie, amatorskie filmiki w stylu „Charlie bit my finger”.
Do tego twórcy YouTube’owi dzięki zaangażowaniu się w relacje z widzami stają się prawdziwi, wiarygodni. A internauci bardzo nie lubią sztuczności, więc rzeczy bardzo profesjonalne, ale przy tym „wypacykowane”, są dla nich mniej autentyczne niż treści bardziej amatorskie, tworzone „w garażu”. I ta autentyczność jest też nową jakością reklamową.
O rozmówcy
Maciej Sojka jako szef programu partnerskiego YouTube na Europę Środkową i Wschodnią odpowiada za pozyskiwanie treści profesjonalnych i rozwijanie relacji z ich twórcami obecnymi na portalu. Wcześniej był m.in. prezesem zarządu TVN24 odpowiedzialnym za uruchomienie i rozwój stacji, a także innych kanałów tematycznych Grupy ITI, takich jak TVN Turbo i TVN Style. Odpowiadał również za start płatnej platformy satelitarnej N, którą kierował jako prezes zarządu przez pierwsze 4 lata jej istnienia.
Dołącz do dyskusji: Maciej Sojka: Szymon Majewski z sukcesem na YouTube
Ja go zasubskrybowałem obejrzałe raz i wystarczy.