Stanowski ostro o streamingu sportowym: Szantażowanie ludzi jest obrzydliwe
Jeden z twórców Kanału Sportowego Krzysztof Stanowski nagrał wideobloga na temat problemów technicznych serwisów streamingowych oferujących transmisje sportowe na żywo. Wezwał UOKiK do interwencji. Mówił też o „obrzydliwym szantażowaniu ludzi” przez platformy.
We wtorek informowaliśmy o problemach technicznych serwisu Polsat Box Go podczas meczu Bayern-FC Barcelona w ramach Ligi Mistrzów. Wielu użytkowników platformy nie mogło uruchomić aplikacji na telewizorze. Innym wyświetlał się komunikat o błędzie. - Przepraszamy za przejściowe niedogodności podczas korzystania z serwisów, które mogły wystąpić u części użytkowników. Wszystkie zgłoszenia zostaną zweryfikowane i rozpatrzone indywidualnie tak szybko, jak to jest możliwe - tłumaczyła w rozmowie Wirtualnemedia.pl Olga Zomer, rzeczniczka prasowa Cyfrowego Polsatu, do którego należy platforma. Podobne problemy w przeszłości spotykały subskrybentów serwisu streamingowego Viaplay, którzy chcieli obejrzeć mecze Bundesligi, Premier League czy gale KSW.
„Kibice są nabijani w butelkę tydzień w tydzień”
Stanowski w swoim wideoblogu „Stanowisko” porównał usterki polskich serwisów streamingowych do działań przedsiębiorcy, który próbuje szybko i tanim kosztem wzbogacić się w egzotycznym kraju, nie gwarantując kibicom należytej jakości i dostępu do wykupionych usług.
- Jedziecie do jakiegoś kraju i pytacie lokalsów: „co wy tu oglądacie? Czy jest jakiś sport, bez którego żyć nie możecie?” Oni się drapią po głowie i mówią: „polo na słoniach, cały kraj ogląda polo na słoniach. Żyć byśmy bez tego nie mogli”. To połowa sukcesu, gdy dostaniecie taką odpowiedź. Potem trudniejszy punkt, bo trzeba mieć trochę sianka. Kupujecie prawa do transmisji, aby emitować sport, na którym lokalsom zależy. Potem robicie kampanię: „Tylko u nas polo na słoniach. 10 dolarów miesięcznie. Wpłać teraz i będziesz mógł oglądać do woli jak grają w polo na słoniach. Wpłać, bo bez tego nie obejrzysz nigdzie. Nigdzie indziej tego nie zobaczysz”. Oni kupują, bo myślą sobie, że chcą to obejrzeć, a nigdzie indziej nie będzie można, „oni kupili to na wyłączność, nie mam wyjścia”. Nie wiedzą, że cały ten model biznesowy bazuje na modelu sprawdzonym w Polsce. Jeśli jesteś fair, to robisz taką gówno-aplikację dla tych lokalsów, którą może jednocześnie oglądać ze 100 osób, a potem się wysypuje (przyp. red. w przypadku większego zainteresowania) i to już jest naprawdę fair. Możesz w ogóle być nie fair i wtedy nie robisz w ogóle takiej aplikacji, tylko wrzucasz planszę w czasie transmisji: „Ups, coś poszło nie tak. Spróbuj później”, „Ups, nie działa”, „Wyłącz i włącz”. Świetna porada albo na przykład robisz dwie plansze. Dla tych, co nie mają jeszcze konta: „Zarejestruj się i wpłać 10 dolarów”. On wpłaca i widzi „Ups, nie działa. Spróbuj później”. Spokojnie czekasz aż mecz się skończy i fani polo na słoniach przestają ci zawracać dupę, bo nic już innego nie masz w ofercie – ironizował dziennikarz.
Zdaniem jednego z udziałowców Kanału Sportowego tak właśnie działa streaming sportowy w Polsce. - Niestety kibice w Polsce są nabijani w butelkę tydzień w tydzień. Komunikat w stylu „u mnie działa” albo „za chwilę będzie działać” w przypadku sportu, nie skutkuje. W przypadku filmu, owszem tak. Możesz pójść na spacer, wrócić . O, zaczęło działać, zobaczę co tam w nowym „Mission: Impossible”. W sporcie to tak nie działa. Sport ogląda się na żywo albo nie ogląda się go w ogóle. Tymczasem nasi dostawcy streamingu online, bardzo często mają na to wywalone, że coś nie działa właśnie teraz i właśnie teraz chcesz to obejrzeć. Platforma może działać doskonale przez 6 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, 7 dnia może się zawiesić na 2 godziny. Te dwie godziny mogą być absolutnie kluczowe, bo dla tych dwóch godzin tylko i wyłącznie płaciłeś abonament. Przez tydzień, miesiąc, rok mogłeś czekać na ten jeden mecz. Nieistotne, że w tym czasie w ofercie jest trzecia liga turecka w zapasach kobiet albo mecz województwa mistrzostw warmińsko-mazurskiego w tenisie stołowym. Może cię interesować tylko ten tenis stołowy, ale jak płacisz, to ma być to cały czas dostępne - ocenił.
Stanowski: Dla kogoś brak meczu może być warty 10 tys. zł
Stanowski przekonuje, że działania platform streamingowych powinny wzbudzić większe zainteresowanie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Regulator powinien przeprowadzić spotkania z przedstawicielami serwisów, które zaliczyły wpadki. Zapytać ilu klientów jest w stanie obsłużyć ich infrastruktura oraz ilu korzysta z ich usług. Jeśli serwery nie udźwigną zainteresowania wszystkich subskrybentów, to pozostali powinni otrzymać zwrot pieniędzy. Dziennikarz twierdzi, że same rekompensaty finansowe nie są wystarczające.
- Pewnie jest masa dobrych pomysłów co z tą sprawą można zrobić, ale coś trzeba zrobić, tylko u nas niestety już wszyscy machnęli na to ręką: mała kasa, niska szkodliwość, co tam kogo obchodzi, że jakiś Zenek meczu nie obejrzał. Jak to przemnożymy przez całą sprawę, to mówimy o poważnym problemie. Oczywiście firma powie, że tylko przez 2 godziny nie działało, a we wrześniu jest 720 godzin. Nie zadziało przez 0,3 proc. czasu kiedy miało działać, więc możemy oddać 0,3 proc. abonamentu, który zapłaciłeś, ale nie o to chodzi. Nie chodzi o to, żeby oddali 0,3 proc., tylko cały. To ma działać non stop. (..) Dla jednej osoby to może warte tyle co abonament miesięczny. Dla innej osoby fakt, że nie obejrzał meczu może być warte 10 tysięcy złotych, bo oglądał wszystkie mecze tej drużyny od 10 lat. Całe jego życie na tym polegało, że czekał od meczu do meczu. Jak wyliczyć taką szkodę? Ktoś inny może kumpli zaprosił. Chciał pokazać, że ma nowy telewizor i mu wszystko działa: „Bayern z Barceloną będzie grał, obejrzymy u mnie na 75 calach”. Potem zobaczyli planszę: „Ups, nie działa. Spróbuj później”. Ośmieszył się, stracił przyjaciół, już go wytykają palcami, zesmutniał, roztył się. Ktoś może chciał się zaręczyć jak Lewandowski gola strzeli. Nie był to najlepszy plan w przypadku meczu Bayern-Barcelona, ale być może ktoś chciał i już się nie zaręczył, a ona poszła z innym - żartował Stanowski.
Reakcja UOKiK zbyt łagodna?
Przedstawiciel Kanału Sportowego oczekuje konkretnych działań od UOKiK. - Czekam na reakcję Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Kto, jak nie oni? Muszą w końcu zareagować. Nie masz infrastruktury, która potrafi unieść cały ruch, który sprzedałeś, to nie sprzedawaj. Nie stać cię na technologię, która uniesie ten ruch, to nie pobieraj abonamentu. Proste? Proste, ale nie dla wszystkich. Normalnie można byłoby powiedzieć: „Nie pasuje ci ta firma, to idź do innej”, „Nie pasuje ci ta piekarnia, bułek w niej ciągle brakuje, idź do innej”, „nie pasuje ci ten sklep, idź do kolejnego”. To byłoby OK. Tu tak nie można, bo oni kupują prawa na wyłączność. Oni monopolizują prawa sportowe. Musisz iść do tej firmy nawet jak jest z***a i nawet jak wiesz, że jest z***a z nadzieją, że tym razem zadziała. To chyba jest trochę za mało na sprzedawanie usługi. Nadzieja, że tym razem zadziała to troszeczkę za mało. Mamy takie szantażowanie ludzi: „Kupiłem prawa, tylko u mnie możecie zobaczyć”. Nie możecie, tylko możecie myśleć, że możecie. Może tym razem ktoś połączy wszystkie kabelki albo wtyczka zostanie włożona tam, gdzie trzeba, dokupimy więcej serwerów, a może nie dokupimy. Takie szantażowanie ludzi jest obrzydliwe. Gdzie jest Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów? Musi w pewnym momencie wkroczyć, bo ten rynek będzie rósł. Wszystko przenosi się do internetu i platformy streamujące sport, też będą coraz więcej znaczyć, dlatego ktoś musi coś z tym zrobić – zauważył Stanowski. UOKiK poinformował, że wszczął postępowanie wyjaśniające przeciwko Viaplay. Wpłynęło około 40 skarg. Postępowanie może zakończyć się nałożeniem kary na szwedzką firmę w wysokości do 10 proc. rocznego obrotu.
Dziennikarz narzekał też na jakość komentatorów w stacjach sportowych i działania Polsatu, który posiada prawa do transmisji znanych polskich rozgrywek, a nie emituje wielu atrakcyjnych meczów. Nie pozwala też na ich transmisję w internecie przez same kluby. - Polsat w ogóle nie ma najlepszego czasu. Ostatnio kupili prawa do pokazywania Pucharu Polski i wzięli sobie to bardzo dosłownie. Kupili prawa do pokazywania, a nie obowiązek do pokazywania tych meczów. Skorzystali z tego prawa i nic nie pokazali. To znaczy coś tam pokazali, ale niewiele. Tego czego nie pokazali, zabronili pokazywać klubom nawet, żeby tylko nikt się nie dowiedział, że jakiś Puchar Polski jest rozgrywany. W związku z tym aktualna edycja Pucharu Polski rozgrywana jest w absolutnym zapomnieniu. Jakiś mecz miał być pokazany, ale się pomylono i ekipa przyjechała na złą godzinę i też go nie pokazała. Z**a po prostu stacja - stwierdził Stanowski.
Kilka dni temu Przemysław Frasunek, członek zarządu firmy Redge Technologies, która zajmuje się obsługą platform streamingowych (m.in. Play, Playera, TVP, Canal+ online, Vectry) zapewniał w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że są sposoby na poprawę działania transmisji sportowych drogą internetową. - Incydenty zdarzają się każdemu. To nie tylko kwestia serwisów oferujących sport na żywo, ale także Netfliksa i innych największych dostawców. Przyczyny tych zdarzeń są bardzo różne, jednak zawsze jest to splot wielu okoliczności. Viaplay to serwis globalny, który korzysta z usług globalnych dostawców CDN. Tego typu podmioty zazwyczaj koncentrują się na tym, żeby mieć jak najlepsze pokrycie, czyli jak największą liczbę krajów, najważniejsze punkty wymiany ruchu w kraju. W przypadku bardzo dużych wydarzeń sportowych bardzo istotne staje się to, żeby z treściami wchodzić możliwe blisko użytkownika końcowego - ocenił w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. Jego zdaniem w przypadku Polsat Box Go problem mógł dotyczyć aplikacji.
Dołącz do dyskusji: Stanowski ostro o streamingu sportowym: Szantażowanie ludzi jest obrzydliwe
1. Hazard
2. Sterydy tzn. suplementy he he
3. Piwo
4. Fast foody z Pyszne.pl
Tak pytam.