Festiwal Open’er nawet bez marki Heineken w nazwie ma pozycję niezagrożoną (opinie)
- Rezygnacja Heinekena z tytularnego sponsoringu festiwalu Open’er nie ma żadnego znaczenia dla rangi imprezy. Organizatorzy powinni jednak intensywniej komunikować zmieniającą się formułę festiwalu - komentują eksperci dla Wirtualnemedia.pl.
Piwo Heineken (produkowane przez Grupę Żywiec) od przyszłorocznej edycji festiwalu Open’er nie będzie już jego sponsorem tytularnym (jak przez ostatnie 11 lat), tylko głównym. Grupa Żywiec uzasadnia, że osiągnęła już cele biznesowe i wizerunkowe tego sponsoringu, a obecnie chce skupić się na globalnych akcjach marketingowych Heinekena, np. sponsoringu filmów o Jamesie Bondzie czy prowadzonej obecnie kampanii „Voyage”. We wtorek informowaliśmy, że Alter Art, organizator Open’er Festivalu, po zakończeniu współpracy z marką Heineken jest otwarty na propozycje sponsoringu imprezy, przy czym nie szuka jej nowego sponsora tytularnego (więcej na ten temat).
Czy zniknięcie marki Heineken z nazwy Open’era wpłynie negatywnie na wizerunek festiwalu? Jaka będzie przyszłość imprezy bez sponsora tytularnego? Tomik Grewiński, dyrektor generalny Kayaxu uważa, że Open’er jako - jego zdaniem - największe i najważniejsze tego typu wydarzenie w Polsce będzie funkcjonował niezależnie od posiadania lub braku sponsora tytularnego. - O jego sile stanowi przede wszystkim jego publiczność, co roku większa, a także kilkanaście edycji festiwalu, wiele niezapomnianych koncertów, emocje itd. To już marka sama w sobie. I łakomy kąsek do współpracy dla wielu potencjalnych sponsorów. Dodatkowym atutem jest team, który od lat zbiera doświadczenia i rozszerza ofertę o modę, sztukę czy teatr. O przyszłość festiwalu jestem raczej spokojny - mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Grewiński, szef firmy fonograficznej Kayax.
Jakie były realne powody rezygnacji marki Heineken jako sponsora tytularnego Open’era? Stanisław Trzciński, współwłaściciel agencji marketingu muzycznego STX Jamboree, dziennikarz i szef artystyczny Pozytywne Wibracje Festival ocenia, że po 11 latach ścisłej współpracy, Heineken i Open’er po prostu podjęły optymalną decyzję. - Budżet tak dużego festiwalu, nie musi być już uzależniony od sponsoringu tytularnego. Nie poznamy prawdziwego powodu takiej zmiany, jednak na końcu zawsze chodzi o pieniądze. Jeżeli nawet powodem jest zmieniająca się sytuacja rynkowa marki Heineken w Polsce i w Europie, jeśli nie są już aż tak wielkim graczem, albo jeśli inna jest międzynarodowa strategia marki, to kontynuacja sprzedaży tego piwa podczas Open'era w wystarczającym stopniu podtrzyma sentyment i dobre wspomnienie najlepszych lat tej kooperacji. Nie bagatelizowałbym także zakresu współpracy. Miano sponsora głównego i sprzedaż piwa, to wciąż poważna umowa między stronami i szeroki zakres możliwych narzędzi promocyjnych dla producenta piwa - uważa Stanisław Trzciński.
Alter Art, organizator Open’era poinformował już, że nie zamierza szukać kolejnego sponsora tytularnego, mimo to rezygnacja Heinekena otwiera nowe możliwości dla nowych potencjalnych partnerów imprezy. - W przypadku usunięcia się Heinekena na drugi plan, szansa na znalezienie nowych mniejszych partnerów festiwalu, jest całkiem realna. Szczególnie w Polsce. Wszyscy pamiętamy trzykrotnie zmieniającego się w ostatnich latach sponsora Przystanku Woodstock. Przypominam jedynie kolejno: Kompania Piwowarska z piwem Lech, następnie Carlsberg, i ostatnio marka Play. Wszystkie trzy firmy emitowały reklamy telewizyjne z udziałem Jurka Owsiaka - podkreśla Stanisław Trzciński.
Trzciński nie przewiduje jednak, aby w Open’er zaangażowała się marka z rynku piwnego albo napojów. - Z powodu kontynuacji współpracy z Grupą Żywiec. Mało prawdopodobny jest także udział marki telekomunikacyjnej. Albowiem wszystkie duże są zaangażowane w inne projekty cykliczne i niechętnie wchodzą w czyjeś buty „po kimś”. Duże marki lubią być sponsorem tytularnym bezdyskusyjnie kojarzonym z danym wydarzeniem - mówi nam Trzciński.
Bartłomiej Brach, strateg z agencji One Eleven zwraca uwagę, że nie od dzisiaj było wiadomo, że Grupa Żywiec nie była zadowolona ze skali inwestycji. - Dzięki Open'erowi Heineken z pewnością stał się marką dużo silniej rozpoznawalną w targecie, ale rozpoznawalność wcale nie musi przekładać się na preferencję i zakup. W grupie docelowej Heinekena piwo ma dużą wartość wizerunkową, a dziś dużo lepiej pokazać się z piwem regionalnym z małego browaru niż międzynarodowym „koncerniakiem” - mówi nam Brach.
- Problemów Open’era szukałbym raczej w tym, że festiwal nie ma teraz jasnej formuły. Gwiazdy zaczynają się powtarzać. Część festiwalowiczów wygląda na znudzonych line-upem. Po drugie, sam festiwal silnie flirtując z innymi gatunkami sztuki, nie zakomunikował jeszcze zmiany formuły. Deklaratywnie nie różni się niczym od krakowskiego Coke’a, a jednak jest już wydarzeniem zupełnie innego gatunku i formatu. Problemem Open’era jest więc zdefiniowanie na nowo swojej marki. Dopiero wiedząc, czym jest festiwal, będzie można znaleźć partnera na kolejne 10 lat. Chętnych na pewno nie zabraknie - zauważa Bartłomiej Brach.
Tomasz Graszewicz, managing director w agencji Up podkreśla, że rezygnacja Heinekena z tytularnego sponsoringu festiwalu nie ma realnego wpływu na rangę imprezy. - Nie uważam, że brak nazwy Heineken w nazwie wpłynie negatywnie na festiwal, ale zgadzam się z opinią, że obecnie nazwa „Open’er” funkcjonuje już samodzielnie i marka Heineken nie ma takich korzyści, jakie zakładała - mówi nam Graszewicz.
Festiwal Open’er obecny jest w kalendarzu letnich imprez muzycznych od 2002 roku. Pierwsza edycja wydarzenia odbyła się w Warszawie, wszystkie kolejne organizowane były w Gdyni. W 2013 roku podczas 4-dniowej imprezy na gdyńskim lotnisku Babie Doły zaśpiewało prawie 100 artystów.
Dołącz do dyskusji: Festiwal Open’er nawet bez marki Heineken w nazwie ma pozycję niezagrożoną (opinie)