Tomasz Lis - wywiad
Tomasz Lis komentuje poniedziałkowy debiut w TVP2. Pozytywnie ocenia uzyskany wynik (ponad 4,5 mln widzów) i odnosi się do komentarzy programu, jakie pojawiły się tuż po w mediach.
Łukasz Kłosowski: Czy satysfakcjonuje Pana widownia
pierwszego programu "Tomasz Lis na żywo" w granicach 4,5
mln?
Tomasz Lis: Bardzo się cieszę z uzyskanego wyniku,
ale mam do tego dystans. Będą odcinki, które będą lepiej oglądane i
takie, które będą gorzej oglądane. Ja się koncentruję na następnych
programach.
Mariusz Ziomecki, redaktor naczelny Superstacji uważa, że
zaproponował Pan formułę znaną już z Polsatu i jeżeli w przyszłości
nie dojdzie do zmian, program nie ma szans z konkurencyjnym "Teraz
my!" TVN-u.
Gdybym był szefem Superstacji, która z nieznanych mi powodów nie
zmieniła jeszcze nazwy na Łapucapu 24, to byłbym ostrożny z
ocenianiem kogokolwiek. Na Zachodzie programy publicystyczne nie
zmieniają formuły długie lata i świetnie się mają. Chyba, że kolega
Ziomecki zaproponuje jakąś nową formułę, która zrewolucjonizuje
rynek. Na razie w jego stacji mamy do czynienia z
rewolucjonizowaniem polszczyzny. Z tych wzorów pozwolę sobie nie
skorzystać. Redaktor Ziomecki recenzując mój program wystąpił nawet
jako specjalista od konfekcji męskiej. Cieszę się, że i w tej
dziedzinie stał się ekspertem.
Komentatorzy podkreślają posługiwanie się podobnymi
schematami, co w innych programach politycznych, a ta forma już się
dzisiaj zużyła.
Zużyły się chyba ich recenzje spod znaku "jak nie kijem go to
pałką". Najbardziej rozbawiła mnie redaktor Kublik z Gazety
Wyborczej, która napisała, że zaliczyłem wpadkę mówiąc, że Andrzej
Wajda był bohaterem tego dnia. To na 9 stronie. Na 1-szej 60%
powierzchni to wywiad z Andrzejem Wajdą. Rozumiem, że Wyborcza
trafnie zidentyfikowała bohatera dnia, a ja nietrafnie.
Czy w kolejnych odcinkach przewidziano zmianę formuły? Czy
zamierza Pan pójść nieco bardziej w stronę show, czy "Tomasz Lis na
żywo" pozostanie stonowanym programem
publicystycznym?
Koncepcja będzie ulegała zmianie, w zależności od programu, od tego
ilu będzie w nim gości. Jednak jak słyszę opinie, że zaproponowana
przeze mnie formuła się przeżyła, to mogę się tylko zaśmiać.
Formuła "Co z tą Polską" się nie zmieniała i może dlatego trzy lata
z rzędu ten program był pod względem udziałów w rynku numerem jeden
wśród programów publicystycznych.
Zarzuca się, że uliczna sonda - nowy element programu -
była słabym punktem.
A ja uważam, że była dobrym punktem. Każdy może sobie uważać co
chce. Dla mnie istotna jest opinia czterech i pół miliona widzów, a
nie 3 recenzentów. Tym bardziej, że to, jaką recenzję przeczytam w
której gazecie, wiedziałem już 3 stycznia (okazało się, że T. Lis
poprowadzi program na Dwójce, przyp. red.).
Jak ocenia Pan posunięcie "Teraz My!", którzy w momencie,
gdy zaprosił Pan do programu premiera Tuska, odwołał jego
obecność?
Jeśli to prawda, to było to nawiązanie do
formuły, której Lech Wałęsa użył kiedyś wobec Henryka Wujca -
"Tusku, czuj się odwołany". Ale nie wiem jak było, to nie moja
sprawa.
Wróćmy do wcześniejszych doniesień Dziennika, i podwójnych
Pańskich wynagrodzeń - jako gospodarza programu i jako szefa firmy
produkcyjnej.
Doniesień? To była raczej seria donosów. Całkowicie kłamliwych. Nie
zarzucę Dziennikowi nadmiernego przywiązania do faktów i
prawdy.
Dołącz do dyskusji: Tomasz Lis - wywiad