Dlaczego aktorki i aktorzy nie chcą występować w scenach erotycznych?
O tym, jak żmudne w realizacji są sceny erotyczne, jako pierwsze opowiadały gwiazdy oper mydlanych. Ronn Moss grający Ridge’a Forrestera w kultowej „Modzie na sukces”, pytany, o czym myśli podczas ich kręcenia, odpowiadał żartobliwie: „zastanawiam się, co zjem na lunch”. Dlaczego coraz więcej aktorów nie chce kręcić scen pościelowych?
Kilka miesięcy temu, Penn Badgley, gwiazdor serialu „Ty” platformy Netflix, poinformował w wywiadzie, że nie chce, aby jego bohater miał tak dużo scen erotycznych jak w poprzednich sezonach i poprosił showrunnerkę Serę Gamble o ich redukcję. Prośba została uwzględniona w czwartym sezonie, który zadebiutował w lutym tego roku. W przeciwieństwie do wcześniejszych odsłon, Joe nie romansuje tak często z nowo poznanymi kobietami. Aktor wyjaśnił, że redukcja scen intymnych jest dla niego ważna, ponieważ chce zachować wierność małżeńską i od początku pracy na planie „Ty” chciał o tym powiedzieć producentom.
- W przypadku Penna Badgleya mówimy, nie tyle o scenach rozbieranych, ile o wszelkich scenach miłosnych. No i cóż, tutaj robi się już ciekawie, skoro mamy do czynienia z postacią będącą tzw. romantic lead w serialu, którego fabuła opiera się na wątkach romansowych. Bez jakichkolwiek scen miłosnych taki serial traci rację bytu. A tłumaczenie odmowy wiernością małżeńską jest po prostu dziwne, w końcu granie scen miłosnych to praca taka jak każda. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co to może mieć wspólnego z wiernością w prawdziwym związku bądź jej brakiem. Zwłaszcza w czasach kiedy koordynatorzy scen intymnych stali się normą na planach seriali, a sekwencje seksu są tak bardzo oparte na dokładnie opracowanej choreografii, że trudno dopatrywać się w nich „prawdziwej chemii” i pozaekranowych romansów. Wystarczy posłuchać, co na ten temat mówią aktorzy z „Bridgertonów” albo „Królowej Charlotty”, aby przekonać się, że w tym seksie nie ma ani odrobiny seksu - w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi redaktor naczelna Serialowej, Marta Wawrzyn.
Pruderyjna jak Carrie Bradshaw
W latach 90. podobną prośbę do twórców serialu skierowała Sarah Jessica Parker, która w „Seksie w wielkim mieście” (HBO, 1998-2004) nie chciała występować nago. Darren Star zaakceptował prośbę aktorki dlatego w scenach erotycznych Carrie najczęściej pojawia się w biustonoszu. Z kolei inne aktorki z obsady miewały sceny wymagające od nich nagości. Dotyczy to zarówno Cynthii Nixon, Kristin Davis, jak i Kim Cattrall.
Na początku sierpnia w serwisie Rolling Stone ukazał się artykuł zatytułowany „Carrie Bradshaw Has Always Been a Terrible Prude”, który ciekawie ten aspekt rozwija, skupiając się na bohaterce, a nie aktorce. Carrie, jako autorka odważnych felietonów o seksie, była – na tle swoich koleżanek – bardzo zachowawcza, ujawnia się to także w serialu „I tak po prostu…”. W podcaście o seksie, którego Carrie ma być gwiazdą, bohaterka nie chce opowiadać o własnych doświadczeniach dotyczących tego tematu. Wprawia to producentów podcastu w zdumienie. Pojawiły się więc pytania widzów, czy Carrie jest pruderyjna z powodu nacisków Sarah Jessica Parker?
Cynthia Nixon i Kim Cattrall miały znacznie więcej scen erotycznych w serialu niż jego główna gwiazda. Często były to sceny o zabarwieniu humorystycznym, ale i dające do myślenia, jak np. odcinek, w którym Miranda spotyka się z katolikiem, a ten po zbliżeniu z bohaterką zawsze ucieka pod prysznic i w końcu przyznaje, że uważa, iż popełnia grzech, uprawiając przedmałżeński seks z Mirandą. Z kolei, Samantha Jones miewała wiele pamiętnych przygód, jak np. ze znacznie starszym mężczyzną, przy którym ciągle – sama siebie pocieszając - mówiła, że „w nocy wszystkie koty są czarne”…
- To, że jedna z pań z „Seksu w wielkim mieście” rozbiera się mniej niż inne, też wydaje mi się jej indywidualną sprawą - czy też sprawą pomiędzy nią a HBO. Nie widzę powodu, abym miała mieć z tym problem, choć oczywiście amerykański wynalazek pt. seks w biustonoszu może bawić widzów po naszej stronie Atlantyku. Ale skoro jesteśmy przy „Seksie w wielkim mieście”, warto zauważyć, jak źle ten serial się zestarzał i jak bardzo pensjonarskie wydają się te wszystkie „odważne” rozmowy po latach. O pielęgnowaniu jawnych uprzedzeń nie wspominając - przypomina mi się odcinek, w którym Carrie żądała w swoim felietonie, aby biseksualny chłopak, z którym umówiła się kilka razy, „wybrał stronę”, bo przecież nie może mieć wszystkiego. Dziś, w kontekście tego, czego o queerowych związkach uczy nas, chociażby „Heartstopper”, wydaje się to nie do pomyślenia. I niestety takie pensjonarskie podejście do spraw seksu reprezentuje także kontynuacja, „I tak po prostu…”. Ale to mniej kwestia tego, kto się rozbiera, a kto nie, a bardziej pewnego stanu umysłu, w którym ten serial zdaje się tkwić. Można zrobić odważny obyczajowo serial bez rozbierania kogokolwiek, można też zrobić zaściankowy serial, w którym obsada pokazuje wszystko i jeszcze więcej - wyjaśnia szefowa Serialowej.
Ronn Moss czekający na lunch
W operach mydlanych scen erotycznych kręci się sporo, ponieważ wątkiem przewodnim w tym gatunku są perypetie miłosne. Aktorzy z obsady „Mody na sukces” (CBS, 1987-) niejednokrotnie wspominali w wywiadach, że dzień kiedy kręcą sceny łóżkowe, jest dla nich najtrudniejszy. Takie ujęcia trwają wiele godzin, ponieważ często makijaż i fryzury wymagają poprawek, a także idealne odtworzenie choreografii zaplanowanej w scenariuszu. Od aktorów wymaga to cierpliwości i sprawności fizycznej, żeby wytrwać w wielu niewygodnych pozach filmowanych tak, aby widz uznał je za zmysłowe. Istotnym aspektem produkcji takich ujęć jest charakteryzacja całego ciała – nałożenie idealnej opalenizny jest długotrwałe i dla aktorów uciążliwe dlatego z powodów bardzo prozaicznych, nie przepadają za kręceniem takich ujęć.
Koordynator intymności na planie
Głośno komentowany serial Sama Levinsona pt. „Idol” wykpiwał konieczność pojawiania się na planach zdjęciowych koordynatorów intymności, czyli osób, które pomagają aktorom zrealizować zdjęcia w przyjaznej i bezstresowej atmosferze. Kłam temu zadaje rzeczywistość. Wystarczy wspomnieć czasy, gdy Marlon Brando i Maria Schneider kręcili „Ostatnie tango w Paryżu” (1972 r.). Wszystko, co zdarzyło się na planie zdjęciowym filmu Bernardo Bertolucciego, było zaprzeczeniem bezpieczeństwa potrzebnego aktorce podczas pracy nad tak trudnym scenariuszem. Jak się po latach okazało, na planie odbywały się także improwizacje, o których wiedzieli tylko Brando i Bertolucci (m.in. kontrowersyjna scena gwałtu), a aktorka została wprowadzona w błąd w zakresie szczegółów. Schneider padła ofiarą przemocy seksualnej, co przypłaciła zdrowiem i życiem.
Gdy szczegóły prac nad filmem wypłynęły w mediach dziesięć lat temu, przeciwko takim metodom pracy opowiedzieli się m.in. Chris Evans, Evan Rachel Wood i Jessica Chastain.
- Wydaje mi się, że czasy „to nie porno, to HBO” są już za nami - i powiedziałabym, że na szczęście są za nami. Kulisy kręcenia rozbieranych scen w „Grze o tron”, które wychodzą na jaw po latach, są dość niepokojące. Problematyczne wydaje się tam wszystko - od tego, na co aktorki zgadzały się w kontraktach, a jak to wyglądało faktycznie, aż po kompletny brak równości płci. To serial, który rozbierał prawie wyłącznie kobiety w celach niemających nic wspólnego z potrzebami fabularnymi. Wystarczy porównać sceny erotyczne w „Grze o tron” i „Rodzie smoka”, żeby zobaczyć, że w ciągu tej dekady zmieniła się epoka i wszyscy jesteśmy trochę mądrzejsi, i rozumiemy, że bycie aktorem nie musi oznaczać zgody na wszystkie rodzaje scen. Przy czym też brak zgody na te czy inne sceny może oznaczać, że nie dostanie się pewnej pracy. To też jest dla mnie zrozumiałe - ważne jest, aby obie strony dokładnie wiedziały, na co się zgadzają i jakie wynikają z tego prawa i obowiązki - podsumowuje krytyczka serialowa, Marta Wawrzyn.
Dołącz do dyskusji: Dlaczego aktorki i aktorzy nie chcą występować w scenach erotycznych?