Kulisy24 trafiły w lukę po dziennikarstwie śledczym. O wsparcie od czytelników łatwiej niż o reklamodawców (opinie)
Minął miesiąc od startu portalu Kulisy24.com tworzonego przez byłych dziennikarzy tygodnika „Wprost”. Redakcja jest zadowolona z zainteresowania internautów, przy czym w serwisie nadal nie ma reklam. - Reklamodawcy zachowują ostrożność wobec wyraźnie sprofilowanych światopoglądowo treści. Dlatego dobrym pomysłem było założenie fundacji, dzięki której redakcja zdobywa środki na funkcjonowanie - oceniają dla Wirtualnemedia.pl dziennikarze Mariusz Zielke i Mariusz Kowalewski oraz Tomasz Rzepniewski z MEC.
Portal Kulisy24 wystartował 18 czerwca, dokładnie rok od wkroczenia funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratorów do redakcji tygodnika „Wprost” (więcej na ten temat). W marcu br. po tym jak Sylwestra Latkowskiego na stanowisku redaktora naczelnego zastąpił Tomasz Wróblewski, a dziennikarze Michał Majewski, Agnieszka Burzyńska, Olga Wasilewska, Izabela Smolińska i Paulina Socha-Jakubowska złożyli wypowiedzenia. To oni tworzą teraz Kulisy24.com, redakcją kieruje Latkowski.
18 czerwca, ruszyły @kulisy24 W ciągu miesiąca zanotowaliśmy 491.723 użytkowników i 918.274 odsłon. Dzięki Wam wszystkim :)
— Olga Wasilewska (@wasilewskaolga) lipiec 19, 2015
Latkowski wyjaśnia, że - tworząc portal - jego zespół kierował się zasadami niezależnego dziennikarstwa, którego „opinie nie zależą od kierunków politycznych, nie dyktują ich partie i ugrupowania”. - Takie, które jest wolne od wpływów biznesu i dla którego dobrem nadrzędnym jest zawsze interes publiczny. Nie zgadzamy się na to, aby zwyciężały partykularne interesy poszczególnych osób, niezależnie od tego, jak daleko sięgałyby ich wpływy - tłumaczy naczelny kulisy24.com.
Od początku w serwisie nie ma reklam, a portal utrzymuje się dzięki wsparciu Fundacji Wolne Słowo oraz z indywidualnych wpłat czytelników. - Wszystko, co robimy, robimy własnymi siłami, korzystając z Państwa wsparcia finansowego. Bez niego nie ma możliwości, aby portal Kulisy24.com się utrzymał. Dlatego rozważcie swoją pomoc. Nawet niewielkie finansowe wpłaty mają dla nas wielkie znaczenie - zaapelował Latkowski.
Były dziennikarz śledczy Mariusz Zielke, który po odejściu z „Pulsu Biznesu” w 2009 roku założył serwis NGI24.pl, a obecnie przede wszystkim pisze książki, kibicuje redakcji Kulisy24 i przewiduje, że ich projekt ma duże szanse na sukces.
- Po pierwsze, portal trafia w niszę, gdy niemal wszystkie redakcje uciekają od dziennikarstwa śledczego jako ryzykownego i odstraszającego reklamodawców. Po drugie, nie stawia na reklamy, tylko na dobrowolne wpłaty. Wiele osób, firm i instytucji może chcieć finansować taką działalność i płacić za to, żeby zajmować się ich często słusznymi sprawami, którymi nie chcą zajmować się duże media - zauważa Zielke. - Taki model może się sprawdzić. Może też wywołać kontrowersje, bo pewnie wcześniej czy później pojawią się przy jakimś tekście zarzuty, że redakcja zajmuje się daną sprawą dlatego, że konkurent opisywanego negatywnego bohatera tekstu za to zapłacił. Moim zdaniem, tego nie da się uniknąć, ale najlepszą obroną będą dobre, profesjonalne i udokumentowane teksty - ocenia dziennikarz.
Dziennikarz Mariusz Kowalewski, który w ub.r. prowadził blog z artykułami śledczymi Mariusz Kowalewski.com ocenia, że portalowi Kulisy24.com trudno będzie pozyskać z reklamodawców.
- Obecnie w Polsce więcej można stracić niż zyskać kiedy redakcja zajmuje się tekstami śledczymi. Media utrzymują się z reklam. Wystarczy je wycofać, by doprowadzić wydawcę do kłopotów finansowych. Nie chcę być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że portal Kulisy24.com, będzie miał problemy ze znalezieniem reklamodawców - ocenia dziennikarz.
Dlatego - jego zdaniem - dobrym pomysłem było założenie fundacji, dzięki której redakcja zdobywa środki na funkcjonowanie. Kowalewski podkreśla, że taki model pozyskiwania funduszy na dziennikarstwo śledcze od lat funkcjonuje w USA czy w krajach Europy Zachodniej.
W opinii Mariusza Zielke, portal byłych dziennikarzy „Wprost” może zbudować markę, która z czasem przyciągnie również reklamodawców. - Bo ci przede wszystkim boją się wplątania w jakąś nieczystą grę i niestety dmuchają na zimne, całe dziennikarstwo śledcze traktując jako „uwikłane”. Dużym ryzykiem są rzeczywiście procesy, które mogą wygenerować spore koszty, szczególnie w wypadku porażek, a postępowania w polskich sądach są przewlekłe i niepewne, nawet jeśli napisało się prawdę i dopełniło rzetelności - prognozuje.
Sylwester Latkowski poinformował, że w ciągu miesiąca od startu portalu do redakcji wpłynęło już pierwsze pismo przedprocesowe. Czy obsługa prawna w związku z pozwami po publikacjach - bez pomocy działu prawnego dużego wydawcy - generuje duże koszty? - Z tego co zauważyłem portal Kulisy24.com pisze na swoich stronach, kto sprawuje nad nimi ochronę prawną. Wydaje mi się, że jest to taki barter: wy umieszczacie, kto wam daje obsługę prawną, my was bronimy albo za darmo, albo za niewielką opłatą - ocenia Mariusz Kowalewski. Dodaje, że jemu pomagał znajomy prawnik, a większość pism procesowych pisał samodzielnie, uzgadniając ich treść.
Tomasz Rzepniewski, managing partner, digital & new services w MEC, mówi portalowi Wirtualnemedia.pl, że zainteresowanie umieszczeniem reklamy obok kontrowersyjnych treści zależy od polityki danej marki. - Mówiąc bardzo ogólnie, reklamodawcy zachowują ostrożność wobec wyraźnie sprofilowanych światopoglądowo treści, a także tematów związanych z wyznaniem czy religią - wyjaśnia Rzepniewski.
- Pracujemy dla marek, które od dawna jasno komunikują, że nie chcą pojawiać się ze swoimi komunikatami w takim otoczeniu. Co więcej, wśród dużych reklamodawców jeszcze do niedawna sam portal o2.pl z jego „kontrowersyjnymi” artykułami i zdjęciami z pierwszej strony również budził pewne kontrowersje. Obecnie się to trochę zmieniło, gdyż sam wydawca złagodził styl i zmienił nieco politykę redakcyjną - opisuje Tomasz Rzepniewski.
Czy więc da się zarobić na reklamach serwisowi z artykułami głównie o aferach, przestępstwach i dramatach ludzkich? W ocenie Rzepniewskiego, niewiele firm będzie chętnych na zakup reklamy bezpośrednio u takiego wydawcy.- Mam tutaj na myśli duże, wizerunkowe formy reklamowe, branding serwisu, projekty niestandardowe, itp. Na pewno większe koncerny mogą być zachowawcze. Ryzyko, że część konsumentów poczuje się z różnych względów dotknięta jest duże, natomiast potencjalne korzyści, z punktu widzenia zasięgu, mogą się pojawić dopiero gdy zbuduje on popularność - dodaje menedżer.
Jednocześnie Rzepniewski zaznacza, że reklamy w serwisie z kontrowersyjnymi treściami prędzej czy później się pojawią. - Wystarczy, że taki wydawca „wepnie” na swój serwis specjalne kody i z dnia na dzień może stać się częścią dużej, globalnej sieci reklamowej. Przykładem takiej sieci jest chociażby Google Display Network (GDN). Co prawda, prowadząc kampanie w GDN można wykluczyć treści, na których nie chcesz się wyświetlać, ale nie każdy o tym wie, nie każdy ma taką świadomość - zauważa.
Partner zarządzający w MEC podkreśla, że ryzyko wyświetlania reklam w serwisach z takimi treściami istnieje wtedy, gdy firma wykupuje reklamę w tzw. modelach programatycznych, poprzez różnego rodzaju platformy typu ad exchange. - To, co my jako agencja rozwijamy i w co inwestujemy ogromne środki, to tworzenie rozwiązań technologicznych, które pozwalają naszym klientom w pełni korzystać z zalet zautomatyzowanego zakupu powierzchni reklamowej, ale tylko i wyłącznie na powierzchniach reklamowych oferujących wysokiej jakości treści - podkreśla Rzepniewski.
Dołącz do dyskusji: Kulisy24 trafiły w lukę po dziennikarstwie śledczym. O wsparcie od czytelników łatwiej niż o reklamodawców (opinie)