Tekst „Wprost” wygląda jak zlecenie na Kamila Durczoka (opinie)
Po nagonce na Kamila Durczoka warto przypomnieć sobie zasadę domniemania niewinności. Artykuł we „Wprost” wejdzie do historii polskiej dziennikarskiej hańby i wygląda jak zlecenie na szefa „Faktów” - tak poniedziałkową publikację tygodnika „Wprost” oceniają przedstawiciele mediów.
Dołącz do dyskusji: Tekst „Wprost” wygląda jak zlecenie na Kamila Durczoka (opinie)
Publikacje „Wprost” i tabloidów na temat gwiazdy telewizji TVN, Kamila Durczoka wywołały słuszne oburzenie środowiska dziennikarskiego. Sprawa budzi bowiem coraz więcej wątpliwości i znaków zapytania. Fundamentalne pytanie: czy chodzi w ogóle o tego znanego prezentera? Czy zdjęcie Durczoka szarpiącego się z właścicielem mieszkania, na schodach przed drzwiami apartamentu wynajmowanego przez znajomą redaktora przedstawia rzeczywiście jego osobę czy też może sobowtóra łudząco podobnego do KD? Policja spisała wprawdzie prawdziwego Kamila Durczoka jako świadka zdarzenia, ale czy mamy pewność, że to on barykadował się w mieszkaniu niszcząc dwie komórki i kamerę? Może sobowtór ulotnił się niepostrzeżenie, a Redaktor znalazł się w tym miejscu zupełnie przypadkowo i natknął się na policję bo lubi spacerować po schodach.
W Warszawie krąży pogłoska, że widziano Latkowskiego – indywiduum sprawujące (do czasu!) funkcje naczelnego „Wprost” - jak kupował 1 kg mąki! Jeśli to prawda, to co kupował tę mąkę? Czy nie po to, żeby wsypać ją do licznych torebek imitujących „działki” narkotyków i następnie podrzucić w wiadomym apartamencie? Policja powinna koniecznie zbadać jak to się stało, że w ich laboratorium zwykła mąka przeistoczyła się w amfetaminę i heroinę?
Jedna z publikacji sugeruje, że w całej tzw. „aferze Durczoka” może chodzić o zwykły szantaż. Faktycznie, policja powinna wyjaśnić jak szantażowano Redaktora, żeby przyniósł do wiadomego mieszkania swoje rzeczy osobiste.
Ale załóżmy – choć to mało prawdopodobne – że w mieszkaniu wynajmowanym przez koleżankę prezentera urzędował on sam, we własnej osobie. Tu spytam, ilu z nas doprowadziła do szewskiej pasji komórka dzwoniąca akurat wtedy kiedy siedzimy na sedesie, drzemiemy po obiedzie lub właśnie wychodzimy z domu? Wszystkich! A kto zdobył się na akt czynnej obrony swojej wolności obywatelskiej i wyzwolił się ze smyczy telefonów komórkowych (dwóch!) i z poświęceniem, nie bacząc na koszty rozbił je w drobny mak? Nikt, tylko Redaktor!
W mieszkaniu nie znaleziono zatem nic co by mogło rzucić cień na postać bywającego tu mężczyzny. Przeciwnie. Z dwóch lalek gumowych do dmuchania jedna była w kształcie kobiety białej, a druga czarnoskórej, przez światowców zwanej „czekoladką”. Dowodzi to, że użytkownikowi owych lalek jak najbardziej obcy jest jakikolwiek rasizm.
Porozrzucane prezerwatywy mogą co najwyżej zgorszyć moherowe babcie. Itd. ze wszystkimi tzw. gadżetami erotycznymi, które najwięcej emocji budzą w tych, którzy nie mają odwagi sami wybrać się na zakupy do seks shopu. No, rozumiecie, społeczeństwo mamy jeszcze bardzo zacofane.
Niemal wszyscy wypowiadający się na temat paskudnej publikacji „Wprost” podnoszą też kardynalną kwestię – CO KOGO OBCHODZI KTO CO ROBI W WOLNYM CZASIE. To przecież jego prywatna sprawa! Oczywiście! Co innego gdybym miał na przykład córkę, albo siostrę na wydaniu, którą poprosiłby o rękę redaktor Durczok. A wtedy to byłaby moja prywatna sprawa.
Natomiast nie widzę żadnego związku między prywatnym życiem, a publiczną działalnością w telewizji TVN. Już przecież Oskar Wilde powiedział mając siebie na myśli, że drogowskaz wskazuje drogę, a nie podąża nią sam. Czy ktoś widział wędrujący drogowskaz?
Autor zaprasza na swoją stronę: pawelkapuscinski.pl