Zemsta prezydenta
Prezydent Lech Kaczyński oznajmił, że ujawni, kto spośród dziennikarzy współpracował z WSI w latach 90. i zarazem wtrącał się do polityki.
Tym samym zapowiedział zemstę na tych, których uznał za politycznie szkodliwych. I obiecał łaskę tym, których nie zapamiętał jako przeciwników - pisze w "Gazecie
Wyborczej" Marek Beylin.
Jego zdaniem, obietnica zemsty i łaski byłaby na miejscu, gdyby padła z ust carycy Katarzyny. Gdy wypowiada ją prezydent demokratycznego kraju, budzi niesmak i sprzeciw. Prezydent w Polsce ma liczne kompetencje, ale nie należy do nich ujawnianie czy ukrywanie agentów. Jeśli Lech Kaczyński podejmuje takie działania, z urzędu prezydenckiego czyni urząd śledczy. Obraża państwo polskie.
Trudno lubić służby specjalne, nie można też aprobować postępowania dziennikarzy, którzy w latach 90. współpracowali ze służbami, jeśli donosili na swoje otoczenie. Ale choć należy im się moralne potępienie, nie zasługują - bo nikt nie zasługuje - na dintojrę według widzimisię choćby najwyższego urzędnika.
Lech Kaczyński grozi również opozycji, bez dowodów oskarża jej liderów o przestępstwa. Traktuje krytyczne media i opozycję jak niepotrzebne zło. I przywdziewa kostium mściciela krzywd swego środowiska. Mściciela ponad zasadami - stwierdza autor komentarza w "GW".
Dołącz do dyskusji: Zemsta prezydenta