Niełatwy los pisarza-reportażysty. "Nikt na tym nie zarobił dużych pieniędzy"
Ostatnio głośno było o sprawie Joanny Kuciel-Frydryszak, autorki bestsellerowego reportażu "Chłopki", która zagroziła wydawcy książki sądem, z powodu dysproporcji w zarobkach, związanych z sukcesem reportażu. Przyjrzeliśmy się więc temu, jak wygląda sytuacja autorów reportaży książkowych - czy to zajęcie opłacalne, ile trwa tworzenie literatury non fiction oraz jak wejść na rynek mogą debiutanci? – Jeżeli reportaż nie jest czyjąś pasją, nie ma co wchodzić do tej rzeki. To trudny, wymagający i niewdzięczny gatunek – mówi Julianna Jonek-Springer, redaktor naczelna w wydawnictwie Dowody.

Reportaż to gatunek pograniczny, różnorodny, ale przede wszystkim dziennikarski o cechach literackich i publicystycznych. Tworzywem reportażu jest informacja, którą reporter obudowuje środkami stylistycznymi charakterystycznymi dla literatury, by ostatecznie przedstawić lub ukształtować opinię czytelnika na określony temat - podaje Zintegrowana Platforma Edukacyjna,
Nie wszystkie reportaże są jednorodne stylistycznie i tematycznie. W zależności od cech formalnych możemy wyodrębnić ich dwa główne typy: reportaż fabularny (informacyjny) i problemowy. Pierwszy z nich opowiada o wydarzeniach, ma charakter sprawozdawczy i najczęściej podlega chronologii wydarzeń. Drugi czerpie z publicystyki, a jego celem jest przedstawienie opinii, ukazanie problemu, a nierzadko także nakłonienie do interwencji. Ze względu na temat możemy z kolei podzielić reportaże na: społeczne, podróżnicze, sądowe, interwencyjne, psychologiczne, historyczne, wojenne, kryminalne etc. Tyle teorii.
– Niemal każde polskie wydawnictwo, a już z pewnością każde duże, ma serię non fiction, dlatego że ten gatunek jest prestiżowy – pokazuje zainteresowanie światem, problemami ludzkimi, drugim człowiekiem – mówi Wirtualnemedia.pl Julianna Jonek-Springer, redaktor naczelna w wydawnictwie Dowody, specjalizującym się w literaturze non-fiction.
Czasochłonny proces dokumentacji
Reportaż książkowy to przede wszystkim gatunek niezwykle wymagający, jeżeli chodzi o czas poświęcony na jego przygotowanie. Przyjmuje się, że research i napisanie zajmuje od roku do nawet 4 lat.
– W przypadku książek reporterskich najwięcej czasu pochłania dokumentacja, która zajmuje mniej więcej od 2 do 4 lat. Oczywiście wszystko jest uzależnione od tematyki, możliwości czasowych autora/autorki, tego czy dotyczy Polski, czy też wymaga od autor cy autorki podróży zagranicznych. Sporo czasu zajmuje także kwerenda biblioteczna i archiwalna – stwierdza Jonek-Springer.
– Mój pierwszy reportaż to “Dożywocie”, wydany w 2017 roku. Materiały zbierałam przez trzy lata, co tydzień jeżdżąc do więzienia na rozmowy z osadzoną kobietą, która odbywała dożywotni wyrok pozbawienia wolności. Nie mogłam mieć żadnego urządzenia rejestrującego dźwięk lub obraz, dlatego musiałam robić odręczne notatki, z tego powodu pisanie wydłużało się w czasie – opowiada Wirtualnemedia.pl Monika Sławecka, autorka reportaży książkowych.
Reportaż, jako gatunek bazujący na faktach, wymaga od autora wielu rozmów i spotkań, niektórych nawet na przysłowiowym końcu świata. Bywa też, że rozmowy i spotkania okazują się bezowocne.
– Czasami jedzie się na drugi koniec świata spotkać się z bohaterem tylko po to, żeby przekonać się, że ten bohater nie wejdzie do książki – przytacza Jonek-Springer.
Debiutanci na rynku reportaży
Jak w takim razie, biorąc pod uwagę tak wymagający gatunek, radzą sobie z nim debiutanci? Czy osoby planujące zacząć przygodę z reportażem, mają szansę na pozyskanie wydawcy i niezbędne wsparcie merytoryczne?
Sławecka decyzję o pisaniu debiutanckiego reportażu podjęła, uznając, że temat jest na tyle ciekawy, że na pewno znajdzie się wydawnictwo, które zechce wydać gotową książkę. Miała rację - splot wydarzeń doprowadził ją do wydawcy zainteresowanego tytułem.
– Podczas spaceru z psem przy Jeziorku Czerniakowskim w Warszawie spotkałam ekipę, która nagrywała program “Księgarnia”, emitowany wówczas na antenie TVN24. Ekipa akurat miała przerwę w zdjęciach i zwróciła uwagę na mojego pieska – tak zaczęła się rozmowa. Wśród tych osób był Igor Zalewski, który wówczas miał wydawnictwo TheFacto, a któremu przedstawiłam mój pomysł i Igor finalnie wydał tę książkę – wspomina autorka.
Jak przyznaje Jonek-Springer, wydawnictwo Dowody również jest otwarte na debiutantów. Ale są oni mile widziani najchętniej na etapie samego pomysłu, jeszcze zanim autor rozpisze się na dobre.
– Nasze wydawnictwo wydaje dużo debiutantów. Zdecydowana większość wydawnictw chce od debiutantów gotową książkę. Nie bierze samego pomysłu w ciemno. Natomiast my wolimy podjąć decyzję na etapie pomysłu. Zapewniamy autorowi kompleksową opiekę i lubimy trzymać rękę na pulsie już w trakcie dokumentacji i pisania. Autorzy na bieżąco podsyłają nam fragmenty, radzą się. Mamy wtedy możliwość ukierunkowania autora, pomocy mu – wyjaśnia redaktor naczelna.
A może self-publishing?
Każdy autor może zdecydować się także na self-publishing, czyli samodzielne wydanie książki bez udziału tradycyjnego wydawnictwa. Bierze wtedy na siebie pełną odpowiedzialność za wszystkie etapy procesu wydawniczego, takie jak redakcja, korekta, projekt okładki, druk, dystrybucja i promocja. Dzięki temu ma pełną kontrolę nad swoją twórczością i potencjalnie wyższe zyski, ale ponosi także wszystkie koszty finansowe i czasowe związane z publikacją.
– Powstaje z tego mała firma. Autorka "Chłopek" w jednym z wywiadów przyznała, że nie była w stanie tworzyć nowych rzeczy przez 20 miesięcy, bo pochłonęła ją promocja tego tytułu, czyli de facto w pełni poświęciła się temu, by jak najwięcej osób dowiedziało się o książce – mówi dla Wirtualnemedia.pl Krzysztof Bartnik, prezes firmy Imker, wspierającej self-publisherów oraz niezależne wydawnictwa w sprzedaży bezpośredniej.
Czytaj więcej: Autorka „Chłopek” pozwie wydawcę. „Wymowny symptom szerszego zjawiska”
Jak zaznacza Bartnik, to właśnie promocja odgrywa kluczową rolę w sprzedaży książki: – Skoro chcemy jako autor mieć 100 proc. korzyści z wydania książki, to musimy też dać z siebie 100 proc. zaangażowania. Nie widzę tutaj drogi na skróty. Jeżeli autorzy nie promują bezpośrednio książek, to ciężko o efekty. To wymaga od nich dużych nakładów pracy, dlatego powinni być za to odpowiednio wynagradzani. Model self-publishingowy pozwala im w czasie rzeczywistym zobaczyć, które działania mają przełożenie na sprzedaż i je intensyfikować.
Honorarium “na waciki”?
Na jaką sprzedaż, a co za tym idzie, wynagrodzenie, mogą liczyć autorzy?
Sławecka wspomina swój pierwszy reportaż “Dożywocie”, na którym – mówiąc w skrócie – nie wzbogaciła się. – Dostałam wtedy zaliczkę, w której zamknęło się moje honorarium. Zestawiając czas pracy, wysiłek intelektualny i emocjonalny oraz pasję, to co zarobiłam na tym reportażu było na przysłowiowe waciki.
Z jej kolejnymi reportażami wcale nie było lepiej.
– Jeżeli chodzi o reportaże, nakład czasu i energii w przygotowanie takiej książki, nie mają przełożenia na profity finansowe. Mimo, że wydawałam bestsellery (“Alkohol. Piekło kobiet”, “Balet, który niszczy”), zarobione pieniądze wystarczały mi na ułamek moich potrzeb, realnych kosztów życia. Oczywiście w przypadku dobrze sprzedających się reportaży o ponadczasowej tematyce, jest szansa na wznowienie wydania po latach, tak jak u mnie w przypadku "Alkohol. Piekło kobiet", który od kilku miesięcy, 6 lat po pierwszym wydaniu, jest ponownie w sprzedaży – wyjaśnia Sławecka.
Są wydawnictwa, które niezależnie od rangi autora, proponują ten sam procent od sprzedaży, wypłacając także zaliczkę.
– W naszym wydawnictwie zarówno Mariusz Szczygieł, jak i debiutant mają taki sam procent. Pokrywamy również koszty, jakie autor planuje ponieść w trakcie dokumentacji. Honorarium zazwyczaj wypłacamy w formie tzw. zaliczki, pokrywanej z przyszłego zysku. Jej wysokość jest uwarunkowana wieloma czynnikami – wyjaśnia Jonek-Springer.
Należy jednak pamiętać, że czytelnicy reportażu to nisza, więc ten gatunek nie sprzedaje się w dużych nakładach. Przy mniej znanych nazwiskach to nawet 2 tysiące sprzedanych książek jest bardzo dobrym wynikiem. To oznacza śmieszne pieniądze dla autora, biorąc pod uwagę wymagania reportażu.
– W przypadku książek, wydawnictwo jest z reguły zadowolone z nakładu 5 tysięcy egzemplarzy, przy reportażach może to być nawet 2 tysiące. Nawet jeżeli wzięlibyśmy pod uwagę wariant optymistyczny, czyli reportaż, który sprzedał się w nakładzie aż 5 tysięcy egzemplarzy, autor dostał aż 5 zł od książki, mamy sumę 15 tysięcy. W przypadku reportażu jest on pisany minimum rok, czyli otrzymujemy stawkę niewiele ponad 1000 zł miesięcznie – podsumowuje dla Wirtualnemedia.pl Krzysztof Czyżewski, adwokat, wspólnik w Czyżewscy kancelaria adwokacka.
Jak przyznaje Sławecka, na reportażu raczej się nie zarobi. Jednak to prestiżowy gatunek, potrafi dać autorowi nowe możliwości, zaprezentować go światu.
– Reportaże piszą idealiści, osoby społecznie zaangażowane, o dużej wrażliwości jeżeli chodzi o postrzeganie świata. Reportażu nie pisze się dla pieniędzy, na tym nie robi się żadnego biznesu. Natomiast reportaż jest w stanie otworzyć przed autorem wiele drzwi, tj. wywiady, spotkania autorskie, udział w różnych panelach, kongresach, które generują dodatkowe źródła dochodu – wyznaje autorka.
Sławecka dodaje, że autor reportaży musi dbać o swoją kieszeń na inne sposoby, nie traktując pisania non fiction jako źródła dochodu: – Żeby poświęcić się pisaniu reportaży, trzeba mieć zaplecze finansowe badź inne źródła finansowania. Płynność finansową zapewniało mi i zapewnia m.in. pisanie scenariuszy a reportaże pojawiały się z pasji.
Redaktor naczelna w wydawnictwie Dowody również przyznaje, że sprzedaż reportaży nie jest oszałamiacjąca. – Oczywiście poza największych nazwiskami jak m.in. Mariusz Szczygieł, Magdalena Grzebałkowska, Jacek Hugo-Bader, tzw. dobra sprzedaż to 5 tysięcy egzemplarzy, bardzo dobra to 8-10 tys. Jeżeli porówna się, jaki jest zysk, a ile w tę pracę trzeba włożyć wysiłku, czasu, zaangażowania i także pieniędzy, to należy uznać zawód reportera za niewdzięczny – tłumaczy.
– Reportaż dotychczas był tworzony i wydawany dla podjęcia ważnego tematu, chwały, honoru podłechtania ego autora, natomiast nikt na tym nie zarobił dużych pieniędzy – dodaje Czyżewski.
Bartnik możliwości zarobienia większych pieniędzy z reportażu upatruje w samopublikowaniu.
– W modelu self-publishingowym autor, któremu w tradycyjnym modelu przypada około 10 proc. przychodów z wydania książki, jest także wydawcą, który może liczyć na kolejne 30 proc. Po jego stronie jest pełna dowolność w wyborze miejsc, w których sprzedawana jest jego książka. Jeżeli tradycyjne sieci proponują mu warunki narzucające wysokie rabaty od ceny okładkowej, nawet rzędu 60 proc., to wówczas self-publisher decyduje, czy to robi. Autor współpracujący z wydawnictwem nie ma możliwości wyboru – zauważa.
Warto mieć na uwadze, że model samopublikowania zobowiązuje autora do wcielenia się w kilka funkcji, m.in. specjalisty ds. marketingu i sprzedaży, w skrócie: pełnego zaangażowania.
– Jeden z najczęstszych błędów, jakie widzę w self-publishingu czy w ogóle w branży autorów, to olbrzymia dysproporcja między czasem i energią poświęconą na tworzenie książki, a jej późniejszą promocją. Autorzy potrafią kilka lat poświęcić na napisanie swojego dzieła, a nie są w stanie wytrwać w jego promocji przez kilka tygodni... To nie ma prawa zadziałać. Gdy autor staje się swoim wydawcą, to wówczas zależy mu na marketingu i sprzedaży –zauważa Bartnik.
Czytaj więcej: Radosław Kotarski: self-publishing to głos sprzeciwu wobec patologii wydawniczych, a dla autorów kilkukrotnie wyższe zarobki
Reportażowe bestsellery to wyjątki
Mimo, że czytelników jest niewielu, zdarzają się sytuacje, że pojedyncze tytuły stają się bestsellerami. Tak było w przypadku głośnych “Chłopek” Joanny Kuciel-Frydryszak. Takich sytuacji właściwie nie da się przewidzieć – ani autor, ani wydawca nie liczą na aż taki sukces tytułu, biorąc pod uwagę realia.
– “27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko, wydane przez nasze wydawnictwo, okazało się wielkim hitem, jednak to jednostkowy przykład. Nakłady książek reporterskich w Polsce są zdecydowanie niższe – zauważa Jonek-Springer.
Redaktor naczelna zwraca także uwagę, że uzyskanie tak wysokich wyników sprzedażowych to nic innego jak wyjście poza bańkę czytelników reportaży – 'Chłopki' Joanny Kuciel- Frydryszak, musiał wyjść poza bańkę czytelników reportaży, ponieważ w Polsce ten gatunek nie ma ich aż tak dużo. Dlaczego jedna książka zaskakuje, a inna nie? Jest to właściwie nie do ustalenia i wcale nie jest związane z nakładem promocji. Po prostu tak się układa, a w pewnym momencie następuje efekt kuli śnieżnej – książka robi się coraz głośniejsza, coraz więcej osób ją poleca i to samo z siebie zaczyna się nakręcać”.
Nie da się ukryć, że autorzy reportaży nie mają szans na zarobki porównywalne z autorami fikcji. Sławecka: – W przypadku powieści, fabuły, autor jest w stanie napisać nawet trzy książki rocznie, co zapewnia płynność finansową. Natomiast w przypadku reportażu nie jest to możliwe. Mnie reportaż zajmuje minimum rok.
Umowa z wydawcą - na co zwrócić uwagę
Chociaż reportaż nie jest żyłą złota, autorzy powinni zadbać o swoje interesy podczas ustalania warunków współpracy z wydawnictwem. Jak zaznacza Czyżewski, zgodnie z przepisami, przeniesienie praw autorskich może odbyć się nawet za darmo, czyli teoretycznie autor może podarować wydawnictwu prawa do jego książki. Jednak jeżeli już decydujemy się na pobranie wynagrodzenia, umowa powinna jasno określać zakres wykorzystania praw (tj. książka, audiobook, adaptacja książki, reklama prasowa etc.).
– Oczywiście nie ma górnej granicy wynagrodzenia ani jego formy – procent z zysku, stawka uzależniona od nakładu, ustalona z góry kwota itd. – tłumaczy adwokat.
Osoby zainteresowane pisaniem reportaży powinny wiedzieć, że są umowy przenoszące prawa autorskie, kiedy autor przenosi je na wydawnictwo. Umowa może zakładać także licencję na prawo autorskie, czyli sprzedaż praw autorskich na określony czas np. 5 lat. Umowa precyzuje także zakres tych praw, czyli np. autor daje prawo do wydania drukiem, tłumaczeń i dystrybucji za granicą, ebookoów., audiobooków, adaptacji audiowizualnych.
– Im słabszy, z mniejszą siłą negocjacyjną autor, im więcej trzeba zainwestować w promocję i zauważalną dystrybucję, tym więcej praw zgarnia wydawnictwo – zaznacza Czyżewski.
Ponieważ reportaż bazuje na faktach i wymaga wnikliwego i rzetelnego researchu, pracę nad gatunkiem można porównać do poruszania się po polu minowym.
– Reportażyści często wykorzystują cudze źródła, więc muszą być ostrożni, jeżeli chodzi o oznaczanie tych źródeł oraz na pozyskiwanie zgód na zacytowanie czy oznaczanie cytatów. W przypadku reportażu spotykamy się z dużą ilością prawnych mielizn. Może tu często dojść do narusznia prywatności czy czci danej osoby - mówi Czyżewski.
Czytaj więcej: Legimi w głębszym dołku po zamieszaniu z wydawcami
Sytuacja autora reportażu nie wygląda dobrze, jeżeli chodzi o potencjalną adaptację jego książki, a właściwie inspirację. Bardzo łatwo obejść tutaj prawo autorskie i wykorzystać pomysł autora.
– W przypadku adaptacji filmowych z reportażami jest ten problem, że teoretycznie można zainspirować się nimi, ale wcale nie trzeba mieć praw autorskich do zrobienia filmu. I podam tutaj przykład chociażby “Chłopek”, kiedy na podstawie ich lektury i podobnych pozycji, mogę po prostu zrobić film o tej tematyce, nie muszę adaptować akurat treści “Chłopek”. Literatura non fiction bazuje głównie na pewnym researchu, badaniu, przywołaniu faktów historycznych, które nie są objęte prawami autorskimi. Oczywiście sama struktura opowieści, retrospekcje, dobór pewnych faktów, mogą być chronione – wyjaśnia adwokat.
Pomimo trudnych uwarunkowań wydawania reportażu, przybywa pasjonatów zainteresowanych tworzeniem tego gatunku. Autorzy, którzy nie są zainteresowani self-publishingiem, nie powinni mieć obaw, ponieważ istnieje bardzo duża szansa, że prędzej czy później znajdą wydawnictwo zainteresowane ich pomysłem.
– Każdy, kto chce wydać książkę, raczej to zrobi, ponieważ jest ogrom wydawnictw i jest się gdzie “zaczepić” – konlulduje Jonek-Springer.
Dołącz do dyskusji: Niełatwy los pisarza-reportażysty. "Nikt na tym nie zarobił dużych pieniędzy"
czy pisał to Rafał Kosno?