Nowy polski Coben wylądował na Netfliksie. Recenzja serialu „Tylko jedno spojrzenie”
To już trzecia ekranizacja powieści Harlana Cobena, którą Netflix stworzył na polskim rynku. Poprzednie produkcje tj. „W głębi lasu” i „Zachowaj spokój” okazały się hitami platformy. Czy nowość z Marią Dębską i Piotrem Stramowskim ma szansę powtórzyć ich los? Pewnie tak, chociaż wcale nie dlatego, że to udany serial.

Polscy widzowie Netfliksa kochają ekranizacje powieści Cobena i on dobrze o tym wie. Pisarz nie raz wspominał, że polscy czytelnicy należą do jego najwierniejszego grona odbiorców. Z tego powodu, przy okazji promocji serialu „Tylko jedno spojrzenie”, twórca przyleciał do Polski, aby spotkać się z fanami i porozmawiać o tym, co przygotował dla nich z Netfliksem.
Nowy serial w reżyserii Marka Lechkiego i Moniki Filipowicz wypada słabiej niż „W głębi lasu” i „Zachowaj spokój”, ale trochę lepiej niż oglądany w styczniu brytyjski tytuł „Tęsknię za tobą”. Oglądając kolejne odcinki sześcioodcinkowej produkcji, można odnieść wrażenie, że serial napisał algorytm. Mamy więc powrót do przeszłości w postaci wydarzeń z 2009, tajemnicze zdjęcie, zamianę tożsamości, pozornie szczęśliwą rodzinę, mordercę ukrywającego sekret aż do śmierci i wiele scen przemocy. Teoretycznie wszystko gra, ale dziury fabularne pomiędzy kolejnymi scenami nie należą do zbyt subtelnych.
Nowy polski „coben”
Strzelanina pod szkołą, której nikt nie widział? Czemu nie? Morderstwo na osiedlu gdzie sąsiedzi mieszkają za ścianą? Proszę bardzo. Morderca na zlecenie, który grasuje nieuchwytny po mieście i zabija w środku dnia? Nie ma przeszkód. Czy widz to wytrzyma? Netflix sądzi, że tak i wszystko wskazuje na to, że ma rację.
W pierwszej scenie prokurator Borys Gajewicz (w tej roli Mirosław Zbrojewicz) rozmawia ze skazanym mordercą i poznaje nowe informacje o śmierci swojej córki Alex, która oficjalnie zmarła w 2009 roku w wypadku samochodowym. Wyznanie skazanego sprawia, że bohater zaczyna własne śledztwo w sprawie, które zatacza coraz szersze kręgi i niebawem powiąże go z Gretą Rembiewską (w tej roli Maria Dębska).

Banał goni banał
Kobieta jest szczęśliwą żoną i matką, ale media zapamiętały ją jako jedną z ofiar pożaru podczas koncertu w 2009, która przeżyła. Co roku przy okazji rocznicy, Greta otrzymuje kwiaty od ojca jej zmarłego wówczas chłopaka. W dniu gdy odbiera kolejny bukiet pięknych czerwonych róż, ma serdecznie dosyć tego, że jest postrzegana głównie przez pryzmat tamtych wydarzeń. Nie wie jeszcze, że historia wróci do niej ze zdwojoną siłą.
Maria Dębska w roli Grety robi co może, żeby nadać swojej postaci głębi, ale nie bardzo się to udaje. Postać Grety zbudowana jest tylko z kilku elementów, które nie pozwalają nam jej lepiej poznać. Jest żoną, matką, twórczynią biżuterii i dziewczyną, która doświadczyła ekstremalnej traumy w związku z wydarzeniami sprzed 15 lat. To trochę mało, żeby zbudować z niej pełnokrwistą postać.
Nie wiemy, co lubi, czego nie lubi, jaką jest osobą, jak poradziła sobie z przeszłością. W toku fabularnego „dziania się” prowadzi własne śledztwo, jest równocześnie cierpliwą i nawiną żoną, a za chwilę staje się idącą po prawdę egzekutorką, która nie boi się zabić jeśli trzeba. Nie wiemy również, na jakim fundamencie z przeszłości opiera się jej przyjaźń z Kamilą (w tej roli Marta Malikowska). Sąsiadka odbiera jej dzieci ze szkoły, pomaga w kryzysowych chwilach, chociaż sama również ma problemy rodzinne. Postać Kamili mimo potencjału na coś więcej, zostaje porzucona w połowie serialu.
Spójrzcie na powyższe zdjęcie głównych bohaterów. Greta i Jacek to idealne małżeństwo. Fotografia promocyjna z nowego serialu Netfliksa równie dobrze sprawdziłaby się w reklamie płynu do mycia naczyń, czyż nie?
„Tylko jedno spojrzenie” na realizację serialu
Realizacyjnie serial nie jest ucztą dla oczu. Sceny szpitalne są mocno zielone jak w paradokumentach, z kolei większość „ulicznej” akcji jest ciemna. Nie bardzo też rozumiem efekt postarzenia głównej bohaterki, który oglądaliśmy na niektórych zdjęciach promocyjnych. W 2009 Greta miała 21 lat, więc 15 lat później jest 36-latką, a nie kobietą po 50. roku życia. Domyślam się, że chodzi o efekt kontrastu, ale żeby wskazać absurd tej sytuacji, spójrzcie na Cezarego Łukaszewicza. Aktorowi w wersji jego bohatera z 2009 nałożono jedynie perukę, czyli wygląda jak trzydziestolatek w peruce z długich włosów, a nie rówieśnik 21-letniej Grety.
Po obejrzeniu „Tylko jedno spojrzenie” wniosek, który nasuwa się dość mocno, jest również taki, że Piotr Stramowski albo nie ma ostatnio szczęścia do ról, albo ma słaby warsztat aktorski, o co go nie podejrzewałam. Wciela się w postać Jimmiego, gwiazdora muzycznego, który po wspominanych już wydarzeniach i pożaru podczas koncertu, stoczył się i stał raczej kloszardem niż ekskluzywnym menelem.

W 2009 jest gwiazdą muzyki, śpiewa piosenkę, która za chwilę stanie się wielkim hitem, ale gdy Greta spotyka go po latach, jest cieniem samego siebie. Rola Jimmiego wypada słabo – bohater zbudowany jest z banałów, mało w nim wiarygodności. Pełni tylko funkcję pomocniczą, jak to u Cobena często bywa. Ma spełnić swoją rolę, a potem mało kogo już obchodzi jego dalszy los.
Czy warto obejrzeć nowego Cobena „po polsku”?
Można by tak długo wymieniać kolejne „funkcyjne” postaci, jak mąż głównej bohaterki, którego gra Cezary Łukaszewicz, dwójka detektywów, matka Szymona Adamiuka itd. Jeśli ktoś po seansie „Rodziny Soprano” sięgnie po „Tylko jedno spojrzenie”, uzna, że to obraza dla rozumu. Ale może tak samo uznać po obejrzeniu „Kiedy ślub?” i „Ślebody”, czyli poprzednich seriali z udziałem Marii Dębskiej, a następnie sięgając po „Tylko jedno spojrzenie”. Poprzednie obrazy z udziałem aktorki był zdecydowanie bardziej udane, więc dla jej fanów nowa produkcja może być rozczarowaniem.
Dlaczego przywołuję akurat „Rodzinę Soprano”? Po tym jak minione dwie dekady obfitowały w wybitne produkcje, znowu zaczęliśmy akceptować serialową bylejakość ubraną w ładną etykietkę. Można więc powiedzieć, że złota era seriali niczego nas nie nauczyła. Wracamy do taśmowej produkcji, która nie może przełożyć się na quality tv. Kiedy oglądaliście ostatnio wybitną serialową premierę? Trudno odszukać w pamięci? To akurat zła wiadomość.
Neflix naprodukował „cobenów” i seriali do jednorazowej konsumpcji, a mało powstaje obrazów, do których chciałoby się wracać po miesiącu, roku, dekadzie. Miejmy nadzieję, że ten rok zaowocuje w ciekawsze premiery serialowe, ale uprzedzam, że „Tylko jedno spojrzenie” do nich nie należy. To tytuł w rodzaju do szybkiego zapomnienia. I nie pomoże mu nawet wizyta Harlana Cobena w Polsce.
Serial „Tylko jedno spojrzenie” dostępny jest na platformie Netflix.
Dołącz do dyskusji: Nowy polski Coben wylądował na Netfliksie. Recenzja serialu „Tylko jedno spojrzenie”