Tomasz Wróblewski nie jest już naczelnym „Wprost”. „Czytelnicy nie przyjęli zmiany formatu pisma” (opinie)
Tomasz Wróblewski miał wyprowadzić „Wprost” z turbulencji, w którą wpadło po aferze podsłuchowej. Kiedy przychodził wyniki sprzedaży były bardzo złe, a teraz są jeszcze gorsze. Widać, że czytelnicy nie przyjęli zmiany formatu pisma - oceniają eksperci.
Wczoraj spółka AWR „Wprost”, wydająca „Wprost”, poinformował, że redaktorem naczelnym tygodnika przestał być Tomasz Wróblewski. Z pismem żegna się także jeden z jego zastępców Mariusz Staniszewski. Obaj pracowali w wydawnictwie półtora roku.
Obowiązki szefa „Wprost” powierzono Jackowi Pochłopieniowi, który poprzednio przez rok był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika. Wydawca pisma deklaruje, że nie szuka obecnie nowego redaktora naczelnego, ale to nie przesądza, że Pochłopień będzie pełnił nową funkcję na stałe. - Ustaliliśmy z obecnym szefem redakcji, że jeżeli pojawi się poważna kandydatura, będziemy o niej rozmawiać - mówi Michał M. Lisiecki, prezes PMPG Polskie Media i wydawca „Wprost”.
Tomasz Wróblewski został redaktorem naczelnym „Wprost” w marcu ub.r., zmienił profil tematyczny tygodnika na bardziej gospodarczy, a mniej tabloidowy, wprowadził na łamy sporo felietonów, pisanych m.in. przez ekonomistów i polityków.
Grzegorz Lindenberg -jeden ze współzałożycieli „Gazety Wyborczej” oraz pierwszy redaktor naczelny „Super Expressu” - podkreśla, że przez ten czas kiedy Tomasz Wróblewski kierował redakcją „Wprost” on nie był zainteresowany tygodnikiem. - Polskie pismo o biznesie, niby tygodnik opinii, ale biznes traktowany na drugim planie, kompletnie mnie nie interesuje - zaznacza Lindenberg. - Wyniki sprzedaży - kiedy Wróblewski przychodził do „Wprost” - były bardzo złe, a teraz są jeszcze gorsze. Widać wyraźnie, że czytelnicy nie przyjęli zmiany formatu pisma. Nie sądzę, aby nowy to poprawił te wyniki - ocenia dziennikarz.
- Skoro Wróblewski chciał zrobić z „Wprost” tygodnik gospodarczy to trzeba było zrobić jego relaunch, czyli przedstawić jako nowy tytuł, który ze starym „Wprost” ma spójne jedynie logo. Tu potrzebna byłaby potężna kampania reklamowa, tak jakby się wchodziło na rynek z nowym tygodnikiem. To nie zostało zrobione, więc czytelnicy nie dowiedzą się o zmianach - podkreśla Grzegorz Lindenberg.
- Śledzę działalność Tomasza Wróblewskiego w mediach i odnoszę wrażenie, że nie ma szczęśliwej ręki, aby z niczego zrobić coś albo z czegoś dobrego - coś jeszcze lepszego - zaczyna swoją opinię na temat byłego naczelnego „Wprost” dziennikarz Andrzej Bober.
Bober podkreśla, że przestał kupować „Wprost” jeszcze przed objęciem przez Wróblewskiego stanowiska redaktora naczelnego. Ne podobał mu się wówczas przyjęty przez poprzednie kierownictwo tabloidowy charakter pisma.
- Śledziłem jednak przez cały czas drogę rozwoju tygodnika „Wprost”, chociaż nie byłem jego cotygodniowym nabywcą. Obserwowałem nieustanny spadek jakości w dół. W pewnym momencie ten tygodnik był już nijaki, zawalony pseudo reklamami i tekstami sponsorowanymi, a artykuły miały słabą jakość - wyjaśnia Andrzej Bober. - Dla mnie redaktor naczelny, który w tak długim czasie nie potrafi zahamować spadku sprzedaży i zaproponować czegoś naprawdę interesującego, znika z rynku. Przez półtora roku Tomasz Wróblewski nie zrobił nic, co by mogło teraz służyć za argument, że wydawca nie podzielał jego wizji. Bo on po prostu wizji nie miał. Ten tygodnik ma taką sprzedaż jaką ma i to jest między innymi efekt działalności Tomasza Wróblewskiego i jego zastępców - dodaje Bober.
Z kolei medioznawca prof. Maciej Mrozowski uważa, że przed Tomasze Wróblewskim wcale nie stawiano zadania zahamowania spadku sprzedaży. - On miał wyprowadzić pismo z turbulencji, w którą wpadło po aferach podsłuchowych. Wtedy sprzedaż lekko się podniosła, ale ta afera nie wywindowała „Wprost” na szczyty lepszego cotygodniowego tabloidu, za to naraziła tytuł na infamię w środowisku medialnym. Reputacja tygodnika pikowała w dół, a Tomasz Wróblewski miał to zatrzymać. Odwrócenie spadkowego trendu sprzedaży to byłoby zbyt ambitne zadanie - ocenia prof. Mrozowski.
- Zmiana poprzedniego naczelnego (Sylwestra Latkowskiego - przyp. red.), który miał nieco awanturniczą opinię, na redaktora Wróblewskiego, który przechodził przez poważne media, miała nobilitować. Tyle że tygodnik „Wprost” już dawno stracił tożsamość, szamocąc się pomiędzy pismem poważnym a rozrywkowo-tabloidowym, między centrowym a prawicowym, dla inteligentów wyższych i niższych. „Wprost” aspirował do „Polityki” i „Newsweeka”, ale przez problemy z tożsamością nie może odebrać im czytelników - podkreśla medioznawca.
Według danych ZKDP w pierwszej połowie br. „Wprost” zanotował najwyższy wśród tygodników opinii spadek średniej sprzedaży ogółem - o 40,6 proc., do 26 124 egz.
Dołącz do dyskusji: Tomasz Wróblewski nie jest już naczelnym „Wprost”. „Czytelnicy nie przyjęli zmiany formatu pisma” (opinie)
Moze redakcja moglaby zrobic cos podobnego dla newsweek i polityki?
Są tak jak gwiazda śmierci na spadku aż do zera
I tu sie trzeba cieszyć
Kolej na politykę !!!!!!!!
PS:
Ale jaja byłyby, gdyby w ramach przeprosin naczelnym został Kamil Durczok.