Krzysztof Ziemiec: dystansuję się od władzy, nie ma dziś niezależnego dziennikarstwa
- Ja się dystansuję. Jest zasada piłkarska: gramy tak, jak przeciwnik na to pozwala. I druga sentencja: czasami trzeba przegrać kilka bitew, żeby wygrać wojnę - odpowiedział Krzysztof Ziemiec na zarzut, że wskutek pracy w „Wiadomościach” zidentyfikował się z obecną władzą. Dodał, że w TVP pracują ludzie o różnych poglądach, a inaczej bywa z tym w stacjach komercyjnych.
W czwartek Krzysztof Ziemiec spotkał się ze studentami dziennikarstwa i komunikacji społecznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Rozmowa dotyczyła pracy dziennikarza.
Ziemiec to jedyny gospodarz i jeden z niewielu dziennikarzy „Wiadomości”, którzy pozostali w redakcji mimo ogromnych roszad przeprowadzonych po tym, jak na początku 2016 roku zmieniły się władze Telewizji Polskiej. Przestał natomiast prowadzić „Woronicza 17” w TVP Info, zastąpił go w tej roli Michał Rachoń.
W ostatnich dniach Krzysztof Ziemiec był krytykowany z powodu zapowiedzi materiału w „Wiadomościach” o rocznicy wyborów 4 czerwca 1989 roku i obalenia rządu Jana Olszewskiego 4 czerwca 1992 roku. Wielu dziennikarzy i innych widzów oburzył napis na „pasku”: „4 czerwca - symbol zdrady i zmowy elit”.
Ziemiec w rozmowie z Wirtualnemedia.pl stwierdził, że odpowiada tylko za wypowiadane przez siebie słowa. - Jest pan dziennikarzem piszącym, więc doskonale pan wie, że tytuły są tak redagowane przez wydawców, żeby były krzykliwe i się klikały - dodał.
„Gramy tak, jak przeciwnik na to pozwala”
Podczas spotkania jeden z uczestników zarzucił Krzysztofowi Ziemcowi, że poprzez obecność w „Wiadomościach”, które są mocno przychylne obecnemu obozowi rządzącemu, identyfikuje się z tą władzą. Dziennikarz się z tym nie zgodził.
- To pan to tak odbiera. Ja się dystansuję. Jest zasada piłkarska: gramy tak, jak przeciwnik na to pozwala. I druga sentencja: Czasami trzeba przegrać kilka bitew, żeby wygrać wojnę - stwierdził, cytowany przez serwis Radia TOK FM.
Zwrócił też uwagę, że prowadził czołowe programy informacyjne TVP także za rządów PO-PSL i SLD, więc idąc tym tropem rozumowania, można by uznać, że wcześniej oddał twarz tym partiom. - Nie ma niezależnych mediów. Jestem człowiekiem spoza układów, dystansuję się też od pewnych działań - zaznaczył.
Według Ziemca zmiany kierownictwa i linii redakcyjnej następują nie tylko w mediach publicznych po zmianie władzy, lecz także w mediach prywatnych, np. po przejęciu przez innego właściciela.
- Sytuacje, w których dziennikarze muszą doświadczać na własnej skórze jakiejś totalnej zmiany linii, raz są mocniejsze, raz słabsze, raz bardziej widoczne, raz mniej, raz robi się to w białych rękawiczkach, raz nie - analizował.
Zdaniem Ziemca media komercyjne zależne od interesów właścicieli
Krzysztof Ziemiec uważa, że dziennikarz w każdej redakcji jej zależny od interesów i poglądów jej właściciela. Jako symboliczny przykład niezależności podał natomiast reportera, który podróżuje autobusem, żeby przygotowywać materiały o tak, jak zmieniła się przyroda w Bieszczadach. - Tylko to jest książka, której potem nikt mu nie wyda - zaznaczył.
- Jeśli jest to stacja komercyjna, prywatna, to też szef ma jakąś linię, ma jakieś interesy, które są do załatwienia „na plus” i „na minus”. Więc nie ma dziś niezależnego dziennikarstwa - ocenił.
Według gospodarza „Wiadomości” w Telewizji Polskiej pracują dziennikarze o różnych poglądach, natomiast w mediach prywatnych bywa inaczej. - W stacjach, gdzie linia jest stale narzucona, 90 proc. to ludzie, którzy tą linię akceptują. Tam nie ma sytuacji, że ktoś się z czymś nie zgadza. Wszyscy myślą podobnie, więc nie ma nawet jakby dyskusji - stwierdził.
K. Ziemiec w Lublin: Dziś nie ma niezależnego dziennikarstwa. Każdy dziennikarz jest zależny od wydawcy, dyrektora czy prezesa- tak przekonuje studentów z KUL pracownik TVP @TOKFM_NEWS pic.twitter.com/MSsdPH9em8
— A. Gmiterek-Zabłocka (@AnnaZabl) 7 czerwca 2018
Ziemiec krytykowany za niektóre zapowiedzi i materiały w „Wiadomościach”
W lutym 2016 roku Krzysztof Ziemiec w zapowiedzi materiału błędnie powiedział, że grafolog potwierdził autentyczność podpisu Lecha Wałęsy w dokumentach z teczki TW „Bolka”. Przeprosił za to w mediach społecznościowych, a niektórzy dziennikarze krytykowali, że sprostowanie nie ukazało się w programie.
W lipcu 2016 roku Magda Jethon, z którą Ziemiec przez 8 lat pracował w radiowej Trójce, zarzuciła dziennikarzowi powtórzenie za „Faktem” nieprawdziwej informacji o Komitecie Obrony Demokracji. - Krzysiu, nie mogę uwierzyć, że godzisz się firmować te świństwa. Czy ktoś w końcu powie STOP? Za parę lat władza się zmieni, zostanie zła pamięć i zwykły wstyd - napisała do niego w liście otwartym.
Z kolei w czerwcu ub.r. poseł PO Michał Szczerba w „Gościu Wiadomości” powiedział do Krzysztofa Ziemca: „Byłem ciekawy, jakie pytania pan mi zada. Byłem również ciekawy i chciałem panu zadać pytanie, czy nie ma pan problemów z codziennym goleniem się rano i spoglądaniem w lustro, będąc na usługach PiS-owskiej, propagandowej telewizji”. Dziennikarz zapewnił, że nie ma z tym problemów i podkreślił, że to on jest od zadawania pytań, a zarzut Szczerby, że „Wiadomości” pominęły informację o przejściu Małgorzaty Sadurskiej z Kancelarii Prezydenta RP do zarządu PZU, stwierdził: „To nie jest mój prywatny dziennik. Jest całe kolegium, zespół, cała grupa dziennikarzy”.
W sierpniu ub.r. w „Wiadomościach” pokazano negatywny materiał o Przystanku Woodstock, oparty na opinii brytyjskiego tabloidu „Daily Star”, że to „najbardziej obskurny festiwal świata”. Krzysztof Ziemiec zwrócił wtedy uwagę, że w materiale przytoczono opinię „Daily Star” i nie obrażano publiczności festiwalu.
Dołącz do dyskusji: Krzysztof Ziemiec: dystansuję się od władzy, nie ma dziś niezależnego dziennikarstwa
Pocięgło: gdyby każdy był kibicem, to nikt by meczów nie wygrywał.
Właśnie tym bardziej cenni są ci którzy ryzykując tę tzw. reputacje niezależnych funkcjonują w mediach rządowych, niż liberalnych przydupasków zwykle z małych miasteczek którzy na siłę wbijają się w wyraźnie pogardliwe normy godzące w środowiska z których się wywodzą.
Jeśli ktoś pogardza katolicyzmem, małymi miasteczkami, polską prowincją, a okazuje się, że sam z takiego miejsca pochodzi to jest żałosne, nie to, że ktoś ma odwagę i nie wstydzi się.
Znam takich - choć nie z pierwszych stron - którzy pochodzą z jakiegoś Przasnysza czy Ciechanowa, na Facebooku wypisują, że pochodzą z Warszawy. Do dziś mieszkając po wynajomowanych norach, często nawet tylko pokojach. To jest śmieszne.
Gdy podczas jakiejś dłużeszej znajomości wychodzi, że panienka nie jest w stanie powiedzieć do jakiej warszawskiej podstawówki chodziła, rumieni się przy tym i szybko zmienia temat to mogę tylko współczuć skutecznego wyprania mózgu. Co muszą czuć ich rodzice gdy się spotykają się na świeta? Jak wygladają te rozmowy?