Po zablokowaniu Konfederacji na Facebooku wraca projekt ustawy o wolności w sieci
Ministerstwo Sprawiedliwości przedstawiło zmiany, jakie po konsultacjach społecznych wprowadzono do projektu tzw. ustawy wolnościowej. Samego projektu jednak nie opublikowano. - Ewidentnie przyspieszono prace nad ustawą. Równolegle w piątek swoją propozycję pokazała sama Konfederacja. To wyścig marketingowy, w którym idzie o to, kto pierwszy wyskoczy z czymś mocniejszym i będzie grzmiał o wolności słowa - uważa Sylwia Czubkowska ze Spider's Web+.
W piątek Ministerstwo Sprawiedliwości podczas konferencji prasowej poinformowało o zmianach w projekcie przepisów o wolności słowa w internecie wprowadzone po konsultacjach społecznych. Rada Wolności Słowa ma w ich myśl funkcjonować w strukturach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (wcześniej był to Urząd Komunikacji Elektronicznej) i nakładać grzywny, a nie kary administracyjne. Dzięki temu kary będą mogły być egzekwowane na terenie całej Unii Europejskiej.
Rada Wolności Słowa ma też korzystać z ekspertów rekomendowanych przez organizacje i samorządy zawodowe. Projekt zakłada również wprowadzenie statusu podmiotów sygnalizacyjnych, które będą mogły zgłaszać radzie ewentualne naruszenia.
Według projektu za naruszenia prawa Rada będzie mogła nakładać kary wynoszące od 50 tys. zł do 50 mln zł.
- Chcemy najpierw poczekać na gotowy projekt i nie komentować jego założeń, tylko na podstawie konferencji prasowej. Gdy zostanie przedstawiona dokładna treść zmienionego projektu, wtedy go przeanalizujemy - mówi Marcel Kiełtyka, specjalista ds. komunikacji i członek zarządu Stowarzyszenia Demagog.
Również przedstawiciele Fundacji Panoptykon w piątek nie chcieli komentować zmian, przypominając, że jesienią postulowali wstrzymanie prac nad projektem. W swoim stanowisku podkreślali, że „tożsamego obszaru tematycznego” dotyczą prace nad unijnym DSA (Digital Services Act).
"Zostaje meritum"
Sylwia Czubkowska, redaktorka prowadząca Spider's Web+ i dziennikarka technologiczna, także zwraca uwagę na problem nieujawnienia projektu. - Ministerstwo Sprawiedliwości ma już taki zwyczaj, że robi konferencję o kolejnych projektach tej ustawy, nie pokazując ich. Tym razem nie tylko nie ma projektu, ale też opublikowanych opinii z konsultacji społecznych – dodaje.
- Z konferencji wiadomo, że meritum zostaje takie, jakie było. Czyli pięcioosobowa Rada Wolności Słowa, nacisk na zdejmowanie blokad, a nie na walkę o jakość czy regulowanie szeroko rozumianych kwestii – mówi Czubkowska. Jej zdaniem, ciekawą zmianą jest natomiast przesunięcie Rady Wolności Słowa z UKE do KRRiT. - UKE, co wiadomo z ujawnionej części opinii z konsultacji, miało dużo uwag. Urząd nie do końca wiedział, czym miałby się zajmować, niektóre przepisy były dla niego niejasne. Wskazywał też, że wyliczenia resortu co do ewentualnych kosztów były mocno zaniżone, bo stawki zatrudnienia ekspertów w UKE są wyższe – wymienia dziennikarka.
- Natomiast KRRiT w swojej opinii, też miejscami krytycznej - wskazywała, że równocześnie procedowany jest DSA – napisała, że jest gotowa do podjęcia zadań. I to ma sens, bo KRRiT ma przynajmniej doświadczenie z mediami, w przeciwieństwie do UKE, który jest regulatorem telekomunikacyjnym – podkreśla Czubkowska.
Według dziennikarki, nie wiadomo też do końca, jak miałaby wyglądać lista instytucji sygnalizujących, które mogłyby oceniać treści potencjalnie szkodliwe czy dezinformujące. - Czy to będzie wymienione enumeratywnie, jakie to będą instytucje, czy to będzie się zmieniać? Może tam wszak znaleźć się Panoptykon czy Demagog, ale z drugiej strony Ordo Iuris - zwraca uwagę Czubkowska.
„To nie tylko walka o wolność słowa, ale także o bezpieczeństwo i odpowiedzialność”
Redaktorka prowadząca Spider's Web+ dodaje, że projekt wydaje się niewiele zmieniony w stosunku do tego, co ministerstwo zapowiadało przed rokiem. Ze wszystkimi wadami, które niósł poprzedni projekt. - Dobrze, że on w ogóle jest, bo nagłaśnia problemy, takie jak cenzura prywatna czy regulacja big techu. Ale za bardzo jest pisany pod bieżącą sytuację polityczną. Rok temu ratował Trumpa, dziś ma ratować Konfederację. Ewidentnie przyspieszono prace nad ustawą. Równolegle w piątek swoją propozycję pokazała sama Konfederacja. To wyścig marketingowy, w którym idzie o to, kto pierwszy wyskoczy z czymś mocniejszym i będzie grzmiał o wolności słowa – uważa Czubkowska.
I dodaje, że zastanowiła ją ostra krytyka przez wiceministra Sebastiana Kaletę unijnego DSA jako „cenzorskich zapędów”. - To sygnał zohydzania prac nad DSA. Może być to praktyczny ruch: kiedy popsuje się opinie unijnego dokumentu, łatwiej przejdzie projekt ministerstwa - ocenia dziennikarka.
- To nie jest walka tylko o wolność słowa, jak chciałby to widzieć resort. To również walka o bezpieczeństwo i odpowiedzialność. O to, by wielkie platformy cyfrowe faktycznie ponosiły odpowiedzialność za to, jak działają – podkreśla Czubkowska. - Widzieliśmy, co dzieje się z Rohingjami, szturmem na Kapitol czy rozwojem ruchu antyszczepionkowego i innych ekstremistycznych antynaukowych ruchów - przypomina.
Dołącz do dyskusji: Po zablokowaniu Konfederacji na Facebooku wraca projekt ustawy o wolności w sieci