Cannonizacja - wrażenia z Cannes Lions 2014
- Miało być obiektywnie, ale do tego potrzeba wiedzy i czasu. Będzie więc po mojemu - dla Wirtualnemedia.pl swoje wrażenia z festiwalu Cannes Lions opisuje Bartek Klimaszewski z K2.
Na początek mały coming out: mimo 10 lat pracy w reklamie, to moja pierwsza przygoda z najważniejszym z festiwali. Na dodatek przygoda poniekąd przypadkowa. Pojawiłem się tu dzięki Orange. Sponsorowali tegoroczny konkurs Creative Mobile i tak jakoś wyszło, że razem z Agatą Palmowską ten konkurs wygraliśmy.
No to lecimy. Po chwili pilot informuje nas, że jednak za bardzo nie polatamy, bo jest jakaś awaria. Więc krążymy przez godzinę nad Warszawą. Krążymy w chmurach i zrzucamy paliwo. Następnie lądowanie, odbiór bagaży i z powrotem na halę odlotów. Dwie godzinki w kolejce do okienka Swissu i nasza 11 osobowa ekipa zostaje rozdzielona. Przynajmniej jest szansa, że wszyscy dotrą jeszcze tego samego dnia. No to znowu lecimy. Potem spacerek w Zurychu i z powrotem na lotnisko. Kolejna niespodzianka - samolot do Nicei ma 50 minut opóźnienia. Koniec końców docieramy do Cannes po 13 godzinach. Następnym razem wybiorę samochód.
W niedzielę odbiór akredytacji i mały rekonesans.
>>> O pierwszych dniach Cannes Lions 2014 (relacja)
Pierwsze wrażenia? Jest drogo. Kolejne? Jest drogo. No ale nikt nie mówił, że będzie tanio. Z każdą godziną tłumek delegatów gęstnieje. Piękne panie i piękni panowie ze wszystkich zakątków świata. Znają się, witają, robią sobie selfies. No to też sobie robimy. Znajomych z Polski jest w sumie sporo, choć moim skromnym zdaniem powinno być ich co najmniej trzy razy więcej. Każda szanująca się agencja powinna postawić sobie za punkt honoru wysłanie tu nie tylko Bardzo Ważnych Ludzi z Managementu ale przede wszystkim teamy juniorskie. Niech się uczą, niech chłoną, niech poznają, o co w tej zabawie chodzi.
Pod koniec dnia pierwsze przecieki o szortlistach. Jest dobrze. Wieczorem wyborcza.biz podaje informacje o pierwszych nominowanych pracach z Polski. Na dzień przed ich oficjalnym ogłoszeniem. Jest dziwnie.
Następnego dnia rozczarowanie. Wśród zgłoszeń nadesłanych przez Ogilvy, moją poprzednia agencję, był jeden pewniak. Print lubiany, nagradzany, no taki normalnie Cannes Lion. I co? I nic. You know nothing, Bartek Klimaszewski.
Tak więc chandra, Polacy nic się nie stało i tak dalej. Są przecież dwie nominacje w PR. Przez 10 lat studiowałem dziennikarstwo. To zobowiązuje. Będzie dobrze. Jak się to sprytnie opisze w CV, to może nikt nie doczyta, że to „tylko” shortlisty. Kolejne seminaria i narastający stres przed wieczorną galą. Wymyty, wypachniony, w wyprasowanej koszuli, ruszam. Arek Szulczyński, mój obecny dyrektor kreatywny, przyjeżdża tu co rok. Uprzedza o kolejkach. No to stoję jako jeden z pierwszych, ku uciesze spacerujących beztrosko znajomych.
Gala elegancka, czerwony dywan, pełna sala. Jest trochę jak na innych festiwalach, które dane mi było odwiedzić. Tylko jakoś tak lepiej. To naprawdę jest Wielki Świat. Na początek Direct. Ale ja nerwowo czekam na PR. Wiem, że na pewno nie będzie złota – tych szczęśliwców uprzedza się wcześniej, siedzą na dole. A więc brąz, srebro lub smutek. Zaczynają. Jedynie złota są pokazywane i wręczane. Reszta jest wyświetlana przez ułamek sekundy. Zaczynają od brązu. Jest Polska! No tak, „Bardzo Dobre Maniery”. Gratulacje, chłopaki. Zasłużyliście. A ja? Pewnie nic z tego. Wymyślam na szybko tytuł artykułu. Veni, vidi, nici. Serce bije mi jak przed maturą. Leci srebro. Leci, leci, jest. Jest! JEST! Nie no, poważnie, Srebrne Lwy. Mam ochotę krzyknąć z radości i przytulić sąsiada. Nie krzyczę jednak bo głupio. I nie przytulam, bo Japończyk.
>>> Cannes Lions: Srebrne Lwy dla Ogilvy & Mather, brązowe dla Cheil Polska
Zaraz, zaraz, do kogo dzwonić? Najpierw fotka na fejsa. Łapy mi się trzęsą, nie pamiętam kto poza Asią Biernacką i Jankiem Majle był w kredytach. Zrobione. Nie wiem co dzieje się na gali. To znaczy siedzę i patrzę, ale bodźce nie dochodzą. W końcu wychodzę na zewnątrz. Telefon grzeje się od gratulacji. Focia na fejsie idzie na rekord. Spotykam coraz więcej znajomych. I wiecie co? Wszyscy się autentycznie cieszą, nie ma polskiego piekiełka. Fajnie.
Potem piłem.
Dziś ciąg dalszy festiwalu. Piszę te słowa we wtorek. „Bardzo Dobre Maniery” nadal w grze. Walk nominowany w Designie. Hartbitsi w Cyber. Mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem. Młodzi nadal walczą w youngach. A ja zastanawiam się, jak wrócić tu za rok.
Mam kuzyna w Brazylii. Andres Bukowinski jest reżyserem. Kręci reklamy. Zaczynał w 1961 roku. Do dziś zdobył 25 Lwów. Cholera, łatwo nie będzie.
Bartek Klimaszewski, senior copy & creative w K2
Dołącz do dyskusji: Cannonizacja - wrażenia z Cannes Lions 2014
geba z fajka. bardzo dobry PR dla agencji.