Powrót do Polski B w nowym serialu Netfliksa. Recenzja „Wzgórza psów”
Jesienią 2023 roku w ofercie Netfliksa zadebiutowała „Informacja zwrotna”. To jednak nie koniec ekranizacji prozy Jakuba Żulczyka. Tym razem na platformie pojawił się pięcioodcinkowy serial „Wzgórze psów”. Scenariusz napisał autor powieści wraz z reżyserem Piotrem Domalewskim. Serial opowiada o trudnych powrotach do domu rodzinnego i życiu w tzw. Polsce B.
Pięcioodcinkowe „Wzgórze psów” obejrzałam już dwukrotnie. Nie jest to łatwy seans. Zwłaszcza dla osób dzielących doświadczenie kryzysu tożsamości z głównym bohaterem. Mikołaj Głowacki (w tej roli Mateusz Kościukiewicz) jest trzydziestoparoletnim pisarzem, który ma na swoim koncie bestseller. Sławę przyniosła mu książka o rodzinnym mieście. Teraz mieszka już w Warszawie, ale pochodzi z Zyborka i niechętnie tam wraca. Poznajemy go jako trzeźwiejącego alkoholika. Wraz z żoną Justyną (świetna Jaśmina Polak) jadą do Zyborka na urodziny ojca Mikołaja. Widać, że ta podróż nie sprawia im przyjemności, właściwie nie wiadomo do końca, dlaczego się na nią zdecydowali. Z jednej strony Mikołaj chce zakopać topór wojenny, z drugiej nie ma ochoty ustępować ojcu i schodzić mu z drogi. Ma jednak jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Ktoś wysłał mu pocztówkę, w której kieruje wobec niego sporo oskarżeń.
„Wzgórze psów” pokazuje koszmar powrotu do domu rodzinnego
Od pierwszych minut pobytu w domu rodzinnym, atmosfera jest, mówiąc delikatnie, ciężkawa. Można ją kroić nożem. Niezręczne rozmowy, drobne i całkiem spore złośliwości, aluzje, urwane zdania, pytania zadawane w powietrze. Tomek, ojciec Mikołaja (w tej roli kapitalny Robert Więckiewicz) ma nową rodzinę – młodą żonę i dwójkę dzieci, co rodzi w bohaterze frustrację i resentyment. Konflikt (typowy dla polskich rodzin, które przy wspólnym stole lubią czynić wyrzuty) wisi w powietrzu. Mniej więcej taki jest punkt wyjścia serialowej historii. Czytelnicy powieści Żulczyka nie muszą obawiać się, że serial ich nie zaskoczy, z pewnością zaskoczy i to nie jeden raz.
Na przestrzeni pięciu odcinków rozwija się kilka nitek narracyjnych. Pierwsza i najważniejsza, to relacja Mikołaja z ojcem. Tutaj na pewno z bohaterem identyfikować się będą widzowie, którzy jako dorośli ludzie wciąż mają nierozwiązane spory rodzinne, powracające jak bumerang za każdym razem gdy i oni wracają do swoich domów rodzinnych. Żulczyk jako pisarz i jako scenarzysta serialu doskonale wyczuwa napięcie i międzygeneracyjne tarcia. To coś więcej niż różnice światopoglądowe, to niezgoda na pewien stan rzeczy, który jednak przyciąga Mikołaja. Z jednej strony chce wyjść i nie wracać już nigdy więcej, z drugiej – to, kim jest, wynika z tego, w jakim domu się wychował i przyciąga go swoją destrukcyjną siłą. Mikołaj nie raz mówi o tym, jak bardzo ojca nienawidzi i stara się być jego przeciwieństwem, by za chwilę ulegać jego wpływom.
Kim jest Mikołaj Głowacki?
Główny bohater ma niejasny status. Wyjechał z Zyborka i zdradził lokalną społeczność, pisząc o niej książkę, ale teraz wraca i po części jest lokalsem, ale mało kto go za takiego uważa. Brak tożsamości Mikołaja i poczucie bezdomności niczym cień ciągnie się za bohaterem, nawet gdy wiedzie beztroskie życie w Warszawie.
Okazuje się, że nawet jeśli wyrzucimy do kosza naszą „prowincjonalną” naturę, którą tak bardzo pogardzamy, ona i tak da o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie. Mikołaj miota się między nienawiścią do ojca a poczuciem przynależności do tego przeklętego miejsca.
Druga nić narracyjna to wątek kryminalny mający swój początek dwie dekady wcześniej. Bohater wraz z żoną, dziennikarką śledczą, stara się rozwikłać zagadkę śmierci pewnego mężczyzny, a ta okazuje się otwarciem Puszki Pandory. Jaśmina Polak fenomenalnie zagrała ambitną warszawską dziennikarkę, której wydaje się, że widziała już prawie wszystko, ale Zybork pokonuje ją na wielu polach.
Polska prowincja oczami Jakuba Żulczyka
Kolejna nitka narracyjna to pejzaż polskiej prowincji. W scenariuszu Żulczyka i Domalewskiego nie brakuje gorzkiej diagnozy na temat tego, jak z transformacją poradziły sobie małe miasteczka od dekad zarządzane przez tę samą klikę. Serial daje ciekawe spojrzenie na bezpardonowe kolesiostwo, które przechodzi z pokolenia na pokolenia i przypomina sztafetę. Robert Więckiewicz w roli Tomka, z jednej strony ojca, któremu dorosłe dzieci mają wiele do zarzucenia, z drugiej lokalnego aktywisty, wypada świetnie. Przypomnijmy, że aktor w tym roku powróci również w serialu „Minuta ciszy”, gdzie akcja rozgrywa się także na prowincji zdominowanej przez układy.
„Wzgórze psów” zaczyna się jako na poły baśniowa opowieść staruszki i mimo że jest współczesną historią mocno osadzoną w polskim kontekście, nie należy traktować jej zbyt dosłownie właśnie z uwagi na to, że jest opowieścią, która – jak mówi nasza przewodnicza po serialowym uniwersum – jak każda prawdziwa historia kończy się źle. Dzięki tak zbudowanej narracji w serialu momentami rzeczywistość, po której poruszają się bohaterowie, wydaje się bardzo oniryczna, niedopowiedziana, umowna. Muzyka Daniela Blooma i niektóre ujęcia przywodzą na myśl pierwsze odcinki „Twin Peaks”, gdzie zło czające się wśród małej społeczności miasteczka, podobnie jak w Zyborku, również zbierało obfite owoce.
Zybork czy Twin Peaks?
W Zyborku podobnie jak w Twin Peaks przemoc momentami jest bardzo namacalna (uprowadzenie i śmierć mężczyzny uruchamia całą lawinę zdarzeń), ale częściej czai się gdzieś za rogiem (w szpitalu psychiatrycznym, na plebanii, w domu Głowackich). Justyna jest outsiderką, osobą z zewnątrz, która angażuje się w sprawy miasta i musi zapłacić za to wysoką cenę. Mikołaj jest w innym położeniu – trochę stąd, a trochę obcy, ale na tyle przesiąknięty „lokalnością”, że ta mocno wpływa na jego decyzje niczym uaktywniony wirus, dotychczas niedający objawów.
Podobnie jak w „Twin Peaks” mamy ekscentrycznych bohaterów, tajemnicze postaci, z którymi trudno się skomunikować z uwagi na ich problemy zdrowotne, ale są też miejsca ważne dla lokalnej społeczności, wydarzenia na zawsze ją zmieniające; i jak zawsze, małe społeczności żyjące własnym rytmem.
„Wzgórze psów” sprawdza się na kilku poziomach – jako kryminał, thriller, ale także jako pytanie do milenialsów o to, kim naprawdę są. Czy wyjeżdżając ze swoich prowincji, porzucili dawne życie, czy tylko przebrali się za kogoś innego? Jak mówi w pewnym momencie Grzesiek (Wojciech Zieliński), brat głównego bohatera – „nie byłem taki wyjątkowy jak ty”. Pytanie o tę wyjątkowość prześladuje Mikołaja do samego końca. I widzów też będzie.
Seans „Wzgórza psów” nie należy do łatwych, ani zbyt przyjemnych, ponieważ wszystko, co spotyka Mikołaja i Justynę, można odnieść do własnych doświadczeń i sprawdzić, jak my odnajdujemy się w jednej, albo drugiej sytuacji. Podobnie jak „Informacja zwrotna”, serial zadaje kilka niewygodnych pytań.
Aktorsko bardzo udany, scenariusz trafnie rozpisany na pięć odcinków, osiem to byłoby zbyt dużo. Justyna jako dziennikarka stara się zrobić porządek i przywrócić dobro, a Mikołaj jako wzięty pisarz, który tematem swojej pracy uczynił piekło domu rodzinnego, próbuje nie zwariować. Kto odniesie sukces? Duet Kościukiewicz i Polak jest na tyle chimeryczny, niecodzienny, że idealnie sprawdza się w serialu. Gdy dodać do tego świetną reżyserię Jacka Borcucha i Piotra Domalewskiego oraz malownicze miasteczko, w którym nie chcielibyście spędzić ani minuty, a spędzacie całe dekady, brzmi jak dobry pomysł na nieco masochistyczną porcję rozrywki.
Serial „Wzgórze psów” od 8 stycznia dostępny jest na platformie Netflix.
Dołącz do dyskusji: Powrót do Polski B w nowym serialu Netfliksa. Recenzja „Wzgórza psów”