„Tęsknię za tobą” prezentem noworocznym dla fanów Harlana Cobena. Recenzja premiery Netfliksa
Netflix wyprodukował kolejny serial we współpracy z pisarzem Harlanem Cobenem. Tym razem jest to ekranizacja jego powieści z 2014 roku. Opowiada losy detektyw Kat Donovan, która przez przypadek trafia na ślad swojego zaginionego narzeczonego, a to jedno odkrycie otwiera istną Puszkę Pandory, jak to w kryminałach bywa.
Seriale inspirowane prozą Cobena, to żyła złota Netfliksa. Zawsze cieszą się powodzeniem i trafiają na listy Top 10 platformy. W przypadku „Tęsknię za tobą” najprawdopodobniej będzie tak samo, co nie znaczy, że to dobry serial. Podobnie jak z powieściami pisarza, tak i z serialami na ich podstawie, bywa lepiej i gorzej. Polska produkcja „W głębi lasu” z 2020 roku była udana i świetnie eksploatowała, to co w powieści Cobena najlepsze. Bawiła się osiami czasu i była dobrze osadzona w polskiej rzeczywistości (zwłaszcza część opowieści z lat 90.). Tego samego nie można powiedzieć o „Tęsknię za tobą”.
Co się zdarzyło 11 lat temu?
Pięcioodcinkowy serial to zbiór klisz, które oglądaliśmy już milion razy w różnych kryminałach. Detektyw Kat Donovan (Rosalind Eleazar) zawodowo zajmuje się poszukiwaniem osób zaginionych i gdy pewnego dnia, za namową przyjaciółki, przegląda aplikację randkową, trafia tam na profil swojego zaginionego narzeczonego. Josh (Ashley Walters) jedenaście lat temu zniknął bez słowa. Postanawia dowiedzieć się, co się wówczas stało i nagle okazuje się, że jego zniknięcie ma związek ze śmiercią ojca bohaterki; ten – podobnie jak Kat – również był policjantem. Punkt wyjścia historii brzmi obiecująco, ale niestety im dalej, tym gorzej.
Właściwie nie ma znaczenia, gdzie i kiedy toczy się historia, ponieważ jest oderwana od kontekstu geograficznego i kulturowego. Bohaterka ma za zadanie wytropić przeszłość dwóch ważnych dla niej mężczyzn – narzeczonego i zmarłego ojca. O jednym i drugim dowiaduje się potwornych rzeczy. Na przestrzeni pięciu odcinków Kat poszukuje tropów i trafia na ślad innego przestępstwa, w którego rozwikłaniu pomaga jej nastolatek.
Dwie sprawy – prywatna i zawodowa wiążą się ze sobą bardzo słabo, scenariusz jest szyty grubymi nićmi, daje to kuriozalny efekt. Z jednej strony Kat poszukuje narzeczonego i mordercy jej ojca, z drugiej emerytowanego hodowcy psów, który w wolnym czasie morduje ludzi. Takie ma hobby. Nie wiadomo dlaczego i po co, jego motywacje nie są w ogóle wyjaśniane. Dostajemy więc trochę pracy policjantów przy komputerze, kilka pościgów, wciąganie niewinnych ludzi do vana też jest odhaczone, podobnie jak bieganie z siekierą, ucieczki przez las i trudna prawda o przeszłości kogoś bliskiego. Wszystkie puzzle wskakują na swoje miejsce. Problem w tym, że układaliśmy je już tyle razy, że lokalizację każdego z nich znamy na pamięć.
„Tęsknię za tobą” – czy warto obejrzeć?
Scenariusz do „Tęsknię za tobą” mógł napisać ChatGPT i jest szansa, że zrobiłby to lepiej niż twórcy serialu. Bohaterka nie ma osobowości, nie wiemy, jaka jest, co lubi, co robi poza pracą, jaką jest osobą, poza tym, że za wszelką cenę chce poznać prawdę o tajemnicach bliskich jej ludzi. Nie jest dobra, ani zła, przyzwoita, ani zdeprawowana, trudno stwierdzić cokolwiek, mimo że spędzamy z nią pięć odcinków. Cały świat przedstawiony jest umowny i trochę jak w operze mydlanej, dowiadujemy się o nim tylko tyle, ile potrzeba, aby bohaterka mogła zająć się rozwiązywaniem zagadki. Ma kilka koleżanek, ale nie wiemy, gdzie i kiedy je poznała, jaka łączy je historia.
Podobnie jest z rodziną. Matka pojawia się okazjonalnie, ale jest tylko typem, a nie pełnokrwistą bohaterką. Spełnia określoną rolę – reaguje na emocje swojej córki i jest niezbędnym tłem dla rozwoju historii. Tak samo wygląda sytuacja z pracą bohaterki. Kat jest nieustępliwa, ale czy tak samo angażuje się w inne śledztwa jak to dotyczące ojca i byłego chłopaka?
Finał „Tęsknię za tobą” – czy Coben miał rację?
Sekrety ujawnione w odcinku finałowym, nie robią żadnego wrażenia, bo nikogo nie obchodzą. „Tęsknię za tobą” to bardziej wytwór serialopodobny niż serial, w którym poznajemy bohaterkę, angażujemy emocjonalnie w jej losy i kibicujemy, żeby poznała wszystkie odpowiedzi. Zwłaszcza że tak desperacko ich poszukuje.
Nowy serial Netfliksa sprawia wrażenie pisanego na kolanie, realizowanego w pośpiechu, żeby zdążyć z premierą na początek stycznia 2025, co jest swego rodzaju tradycją platformy. Nowy rok, to nowy serial na podstawie kolejnej powieści Cobena. Tym razem jednak nie warto było się tak spieszyć. Widzowie po pięciu odcinkach dojdą do tych samych wniosków. Pisarz twierdził, że finał jest najbardziej emocjonalny spośród jego dotychczasowych produkcji i że wzruszył się, gdy go oglądał. Myślę, że będzie w tym wrażeniu odosobniony. Warto dodać, że w serialu tradycyjnie już, występuje Richard Armitage - aktor na stałe związany z serialami wg powieści Cobena. Tym razem nie wniósł do realizacji nic nowego.
Pozostaje czekać na produkcję na miarę „W głębi lasu”, albo wcześniejszych ekranizacji prozy Cobena, które niejednokrotnie się Netfliksowi udawały.
Serial „Tęsknię za tobą” dostępny jest na platformie Netflix.
Dołącz do dyskusji: „Tęsknię za tobą” prezentem noworocznym dla fanów Harlana Cobena. Recenzja premiery Netfliksa