Robert Mazurek: Skazany na masakrowanie
Z redakcji odchodził i wracał. Nagród dziennikarskich nie przyjmuje. Jego wywiady nie ocieplają wizerunku polityków. Przez 20 lat wyśmiewał ich w rubryce prowadzonej na łamach aż pięciu tytułów. Prywatnie z wieloma jest na stopie koleżeńskiej, co pokazały niedawne urodziny uświetnione przez przedstawicieli większości opcji politycznych. Kim jest Robert Mazurek?
PRZYPOMINAMY TEKST Z KOŃCA 2021 ROKU.
Jak wczoraj informowaliśmy po ponad dwóch latach Robert Mazurek zniknie w styczniu z Polskiego Radia. Jego umowa z nadawcą w 2023 roku nie zostanie przedłużona - informuje Wirtualnemedia.pl Monika Kuś, rzeczniczka prasowa Polskiego Radia. Powodem ma być „atakowanie mediów publicznych”, czego – zdaniem nadawcy – dziennikarz miał dopuszczać się na antenie RMF FM. – Umowa była już podpisana, prezes Kamińska ją anulowała - pisze w swoim oświadczeniu Mazurek.
Mazurek masakruje Pomaską, posła PiS, Grzegorza Napieralskiego, Leszczynę... Mazurek zaorał Rafała Trzaskowskiego, posła Rasia, Scheuring-Wielgus, Mikołaja Pawlaka, Mazurek niszczy Kaję Godek... To część tytułów filmów i artykułów dostępnych w sieci. Fraza „Mazurek masakruje” w Google daje ok. 49 tys. wyników. „Mazurek zaorał” - 41 tys. Bo też to cenią w nim odbiorcy - że potrafi docisnąć rozmówcę i wyciągnąć na światło dzienne niewygodne fakty.
Niewygodne dla rozmówców wywiady to jego specjalność. Ale nie zawsze tak było. Do przeprowadzania rozmów zmusił go w 2006 roku ówczesny naczelny „Dziennika” Robert Krasowski. „Od jutra robisz wywiady” - miał mu powiedzieć. Mazurek oponował, twierdząc, że nie jest bezstronny, ale niewiele to dało. Krasowski dziś nie chce rozmawiać ani o tej sytuacji, ani ogólnie o Mazurku. - Ja się nie wypowiadam w ogóle o kolegach, nie lubię tej maniery. Nie wiem, gdzie się zatrzymywać ze szczerością, a „pleplać” też nie lubię - tłumaczy.
O Mazurku chętnie mówi za to jego przyjaciel i wieloletni współpracownik Igor Zalewski. Choć na początku rozmowy zastrzega, że ze względu na łączącą go z Mazurkiem przyjaźń może o nim wypowiadać się wyłącznie dobrze. - Byliśmy, jesteśmy i będziemy przyjaciółmi. Wiemy o sobie jeśli nie wszystko, to prawie wszystko. W momentach próby byliśmy wobec siebie lojalni. W większości spraw się zgadzamy. Choć nie spotykamy za często, co może mieć wpływ na to, że się lubimy - mówi Zalewski.
Od „Życia” do „Z życia koalicji, z życia opozycji”
Robert Mazurek na świat przyszedł w 1971 roku w pomorskim Świeciu, ale dziennikarstwo ukończył na Uniwersytecie Warszawskim. Jeszcze na studiach pisywał do konserwatywnego kwartalnika „Fronda”, kilka miesięcy spędził w „Super Expressie”, a później zaczepił się w „Życiu”. Odszedł po roku po tym, jak jego naczelny Tomasz Wołek zwolnił Bronisława Wildsteina oraz po zamieszaniu wokół tekstu napisanego wraz z Igorem Zalewskim o tzw. aferze żelatynowej.
Tak całą sytuację zapamiętał Tomasz Wołek: Kiedy powstawał tekst, nie było mnie w redakcji. Decyzje podejmował jeden z moich zastępców, Tomasz Wróblewski. Chciał poprawek w tekście, pojawił się zarzut, że autorzy nie dość starannie przeprowadzili rozmowy ze wszystkimi bohaterami. I ja wysłuchawszy argumentów Wróblewskiego, zaakceptowałem jego decyzję, wierząc mu na słowo. Mazurek i Zalewski uznali, że zostali skrzywdzeni i odeszli. To było przykre. Każde odejście dziennikarza nie jest dla redaktora żadną frajdą.
Wołek podkreśla, że wspomina Mazurka „bez większych emocji”. - W czasach „Życia” rzadko się kontaktowaliśmy. Był inteligentny, pisywał niezłe teksty, choć z perspektywy czasu trudno byłoby mi przypomnieć sobie którykolwiek z nich. Przy odejściu nie było przykrych incydentów, podniesionych głosów. Od tej pory nie miałem z nim w żadnym wymiarze styczności – dodaje publicysta.
Mazurek przeszedł do tygodnika „Nowe Państwo”, gdzie wraz z Zalewskim w 1998 roku stworzyli satyryczną rubrykę „Z życia koalicji, z życia opozycji”, gdzie w formie krótkich, żartobliwych (często złośliwych) notek przedstawiali przegląd informacji tygodnia ze świata polityki. - Mieliśmy prosty model pracy: dzieliliśmy się na rubryki, jeden pisał o koalicji, a drugi o opozycji. Jak się nam znudziło, to się wymienialiśmy - opowiada Igor Zalewski. - Siłą rzeczy nie pracowaliśmy zespołowo, każdy obrabiał własne poletko - dodaje.
Rubryka wędrowała wraz z duetem do kolejnych tytułów: w latach 2002-2010 gości na łamach tygodnika „Wprost”, w 2010 roku - „Faktu”, w latach 2011-2012 w tygodniku „Uważam Rze”, a do czerwca 2018 roku w tygodniku „W Sieci”. „Z życia koalicji, z życia opozycji” kończy żywot w swoje 20-lecie. - W pewnym momencie już mnie znudziła, bo polityka w ogóle trochę mnie znudziła. Ale już odpocząłem i perspektywa współpracy z Robertem bardzo by mnie ucieszyła. Mamy teraz swoje zajęcia, nic wspólnie zawodowo nie robimy. Natomiast nie jest tak, że gdyby ktoś do nas przyszedł i powiedział „róbcie tę rubrykę”, bylibyśmy na nie – zaznacza Zalewski.
Z Mazurkiem współpracował również w miesięczniku „Film”, którego w 2002 roku został naczelnym, a przyjaciel – jego zastępcą. Razem zaliczyli również krótką przygodę z telewizją – w 2005 roku mieli w TVP satyryczny program „Lekka jazda Mazurka i Zalewskiego”.
Rok później w nowo powstałym „Dzienniku” zostaje „zmuszony” do przeprowadzania wywiadów. W 2009 roku po tym, jak „Dziennik” łączy się z „Gazetą Prawną”, przechodzi do „Rzeczpospolitej”. Odchodzi w 2016 roku, kiedy tytuł przestaje publikować rysunki Andrzeja Krauzego. Ale zarówno tam, jak i do „Dziennika Gazety Prawnej” wraca. Od jesieni 2018 roku pisze tygodniowo dwa felietony do „Plusa Minusa”, weekendowego dodatku do „Rzeczpospolitej”. Współpracę chwali naczelny gazety Bogusław Chrabota. - Zawsze na czas. Nigdy nie zawala – mówi.
Na początku 2017 roku do „DGP” ściąga go kierujący weekendowym magazynem Andrzej Andrysiak. - Oceniałem go wyśmienicie, dlatego go ściągnąłem. Zawsze uważałem, że jest świetny w wywiadach, także w RMF, to jego najlepsza dziedzina. Odgraniczam to, co robi publicystycznie, tego nie jestem fanem i jego publicystyki wtedy nie drukowaliśmy. Ale jeśli chodzi o rozmówców, to jest superliga – podkreśla Andrysiak.
- Lubię i cenię Roberta. Działalność oceniam dobrze, a nawet bardzo dobrze. Inteligentny gość i – jak sądzę – uczciwy w swojej robocie. Więcej takich potrzeba - zaznacza szef „DGP” Krzysztof Jedlak.
Mazurek pod koniec 2020 roku zawiesza współpracę z tytułem. Oficjalny powód to „zbyt intensywna i rozbudowana działalność zawodowa”. Mazurek bowiem coraz więcej działa w radiu.
Kogo wpieprza Mazurek
Przygodę zaczyna we wrześniu 2016 roku w RMF FM. Zaprasza go Tadeusz Sołtys, jeden z twórców rozgłośni i jej dyrektor programowy, który szuka kogoś do prowadzenia porannych rozmów na miejsce Konrada Piaseckiego. Pojawiają się opinie, że pracę dostał z powodu poglądów zbliżonych do rządzącego PiS. Mazurek w komentarzu na Wpolityce.pl kpi, że to Jarosław Kaczyński powiedział szefom stacji „poranne rozmowy ma prowadzić Mazurek”, ale na myśli miał nie jego, a... Beatę Mazurek, ówczesną rzeczniczkę klubu parlamentarnego PiS.
W RMF jest bezkompromisowy. Cięte riposty i wyciąganie politykom niekonsekwencji w poglądach to jego znaki rozpoznawcze. Nie oszczędza nikogo niezależnie od partyjnej proweniencji. Rafałowi Trzaskowskiemu wytykał zatrudnienie bez konkursu w stołecznym ratuszu twórcy „Soku z buraka”, a Patrykowi Jakiemu to, że ojciec polityka za rządów jego kolegów został prezesem opolskich wodociągów.
W lutym br. poseł Porozumienia Kamil Bortniczuk nie pozwolił zadać sobie pytania. W ramach protestu Mazurek wyszedł ze studia, a polityk dalej monologował.
W maju Krzysztofa Sobolewskiego z PiS pytał, czy jest utracjuszem, bo ten w oświadczeniu majątkowym napisał że nie ma domu, mieszkania czy działki, a jedynie 12 tys. zł oszczędności, samochód wart kilkanaście tys. zł i... 25 tys. zł długu.
W niewygodnych sytuacjach polityków stawiał też w wywiadach prasowych. W „Rzeczpospolitej” posłanka PO Ligia Krajewska przypadkiem wyśmiała program gospodarczy własnej partii. A była szefowa radiowej Trójki Magdalena Jethon w rozmowie już w „DGP” nie potrafiła wymienić choć jednej swobody obywatelskiej, którą odebrał jej Jarosław Kaczyński (nazywany przez nią „Kaczorem”, który ją „wpieprza”). Krajewska zresztą później groziła pozwem za nieuwzględnienie w autoryzacji jej poprawek. Ksiądz Wojciech Lemański zarzucił zaś Mazurkowi manipulację i że wywiad ukazał się bez jego zgody.
Nie zawsze kończyło się na czczych pogróżkach. W 2018 roku dziennikarz został prawomocnie skazany przez sąd za nieuznanie autoryzacji do rozmowy z Krystianem Legierskim. „Robert Mazurek, manipulując w kilku miejscach moimi wypowiedziami, przypisał mi poglądy, z którymi się nie identyfikowałem: że jestem zwolennikiem prezydenta Andrzeja Dudy oraz partii Prawo i Sprawiedliwość. W wywiadzie tłumaczyłem, że moja publiczna deklaracja oddania głosu w wyborach prezydenckich na Andrzeja Dudę była wyłącznie formą protestu wobec polityki Platformy Obywatelskiej w stosunku do osób LGBT prowadzonej podczas ośmiu lat sprawowania przez nią rządów” - napisał Legierski w liście do redakcji „Rzeczpospolitej” już po ogłoszeniu wyroku. Zdaniem Mazurka dokonane przez Legierskiego zmiany „były w gruncie rzeczy wyłącznie redakcyjne, a część z nich psuła potoczystość i tempo wywodu”. „To właśnie o tych detalach rozmawialiśmy. Doszliśmy do porozumienia, Legierski był z efektu zadowolony i dopiero po atakach na niego zmienił zdanie” - pisał Mazurek.
Za swoje wywiady Mazurek częściej jednak otrzymywał nagrody. A raczej otrzymywałby, ale zdecydował, że żadnych nie przyjmuje. W felietonie z 2019 roku pisał o tym tak: „Wszystko więc zniosę oprócz tego – nagród dziennikarskich (…). Zamiast wybitnych dziennikarzy coraz więcej media workerów produkujących content. Zamiast publicystów coraz więcej nakręcanych partyjnie wojowników, okładających się cepami. Tak, publika to widzi i zaczęła nas omijać szerokim łukiem. Zależność jest jednak oczywista – im bardziej odsuwają się od nas czytelnicy, widzowie i słuchacze, tym większą mamy potrzebę, by nagradzać się sami. W końcu poziom dziennikarskiej glorii musi być constans, prawda? (…) Mamy więc Dziennikarza Roku, Dekady, Stulecia, mamy intergalaktyczny Konkurs na Następcę Zygmunta Broniarka i setkę innych nagród, przy których wymienianiu trudno zachować powagę. Nie znam nikogo, kto nie byłby choć raz nominowany albo i czego nie dostał. Panowie, tylko po co? Tu oficjalna prośba – jakkolwiek szczerze wszystkim dziękuję, to proszę mnie do niczego nie nominować i niczym nie nagradzać, serio. Raz w życiu odebrałem, szantażowany moralnie przez bardzo zacnego i bliskiego mi człowieka, dziennikarską nagrodę i strasznie mi wstyd. Obiecuję już więcej niczego nie przyjąć”.
Zbiorowy sadomasochizm
Żadnej nagrody zapewne nie przyznałby mu Tomasz Wołek. - Nie lubię tego stylu, nie zachwyca mnie. Nie należę do wielbicieli czy nawet sympatyków Mazurka. Aczkolwiek dostrzegam w nim zmianę. Ktoś nazwałby to symetryzmem, ktoś inny siedzeniem okrakiem na barykadzie, ktoś jeszcze inny próbą uzyskania wiarygodności. Mazurek manewruje po epizodzie z „Dziennikiem”, który był stronniczym i agresywnym pismem. Dziś powiedzielibyśmy, że bardzo propisowskim – dodaje Wołek.
Inaczej „oranie” Mazurka ocenia Andrzej Andrysiak. - Są różne rodzaje dziennikarstwa. Niektórzy siadają z politykiem na pięć godzin, robią wywiad na siedem kolumn i ktoś to publikuje. A są tacy, którzy się z rozmówcami ścierają, to ich metoda. Inny styl ma Marcin Zaborski, a inny Robert Mazurek. Na rynku jest miejsce dla jednych i drugich – podkreśla.
- Niezachwiany zdrowy rozsądek, konieczny dystans, chłodna logika i przytomność umysłu, uzasadniona złośliwość i poczucie humoru przyprawione erudycją: to jest to, co bardzo mi w robocie Roberta odpowiada – zachwala Krzysztof Jedlak. - Co ważne, nie tylko wie o co pytać i umie zadawać pytania, ale nawet pozwala na nie odpowiedzieć - co nie jest regułą na rynku - oraz, co gorsza dla rozmówcy, uważnie słucha odpowiedzi. Biada interlokutorowi, który straci czujność! Nie daje sobie nawijać makaronu na uszy bez względu na to, z kim rozmawia. Szczęśliwie nie ulega też modom ani presji czy tym bardziej różnorakim szaleństwom – dodaje naczelny „DGP”.
Prof. Jan Kreft, medioznawca związany z Politechniką Gdańską podkreśla, że część odbiorców czerpie satysfakcję z tego, że politycy, osoby na samej górze hierarchii społecznej, mogą być konfrontowani z niewygodnymi tematami. A Mazurek, występujący niejako w ich imieniu, może im tę satysfakcję dać. - Z drugiej strony rozmowa powinna być ciekawa, a nie doprowadzająca gości do frustracji. Choć to na swój sposób zbiorowy sadomasochizm, że goście Mazurka wracają do niego i łapią się na tym samym, na czym wielokrotnie wcześniej już się łapali – dodaje Kreft.
- Mazurek swój pomnik zbudował na czymś, co jest niepowtarzalne, oryginalne i nie pozostawia nikogo obojętnym. On unika tonu śledczego, bywa empatyczny, ale jego rozmowa to nieustanne poszukiwanie pułapki, w którą człowiek prędzej czy później wpadnie – ocenia medioznawca.
- Jeżeli polityk nie zna programu własnej partii, to oczywiście jest to rzecz godna wyciągnięcia i należy to robić – uważa Igor Zalewski. Choć przyznaje, że nie jest wiernym słuchaczem wywiadów przyjaciela. - Te rozmowy są za wcześnie, ja jeszcze wtedy śpię – śmieje się. - Jeśli coś do mnie jednak dociera, nie słyszę pod względem warsztatu niczego, co by mnie szokowało. Ich jakość jest na tyle wysoka, że ewentualne niedociągnięcia natury fonetycznej nie mają większego znaczenia – dodaje.
Druga twarz w Dwójce
Bo Mazurkowi zarzucano, szczególnie na początku, że nie jest pod względem warsztatu urodzonym radiowcem.
- Robert wymyka się z jednoznacznych radiowych ocen. Czy można powiedzieć o nim, że jest zwierzęciem radiowym? Jest przede wszystkim zwierzęciem dziennikarskim i słuchacze go lubią. Wciąż, jak sam mówi, uczy się warsztatu. Nie jest w tym doskonały, ale może słuchacze lubią podobnych do siebie, bo przecież nikt z nas nie jest doskonały – mówi Tadeusz Sołtys, który ściągnął Mazurka do RMF FM. Czy dziennikarz zmierza w stronę doskonałości warsztatowej? - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, daj mu Boże, żeby zmierzał w stronę doskonałości. Niech się uczy – podkreśla Sołtys.
- Każda osobowość jest niedoskonała. To, że ktoś nie mógłby otrzymać karty mikrofonowej w tradycyjnym rozumieniu, wcale nie oznacza, że to przekreśla jego karierę – zaznacza prof. Jan Kreft. - Było wiele różnych niedoskonałych, a przecież pasjonujących osób, które opisują nam rzeczywistość. Jestem na swój sposób fanem Mazurka. Jego styl prowadzenia rozmowy jest niepodrabialny. Radość, którą wprowadza w rozmowie, samozadowolenie rozmówcy, które nagle jest konfrontowane z zastawioną na niego pułapką jest wielce ciekawe – chwali Kreft.
Zastawianie sideł na rozmówców to jedna twarz Roberta Mazurka. Bo w Programie Drugim Polskiego Radia od lipca 2020 roku prowadzi też sobotnią audycję „Mazurek słucha”. Tam rozmowy z gośćmi (nie zaprasza polityków) przeplatane są zaproponowaną przez nich muzyką. W godzinnym programie goście opowiadają o swoim życiu, pasjach, podróżach. U Mazurka pojawili się już m.in. Kazik Staszewski, Paweł „Pablopavo” Sołtys, Adam Ferency, Paweł Śpiewak, Cezary Pazura czy Lejb Fogelman, a ostatnio Szewach Weiss. Na czas tegorocznych wakacji audycję zastąpił „Mazurek na wynos”, w którym goście dziennikarza opowiadali o swoich ulubionych miejscach w Polsce i za granicą.
Audycje w Dwójce pokazują Mazurka nie konfrontującego się, a przyjaznego, rozmawiającego z gośćmi jak ze starymi znajomymi. I taki też obraz Mazurka przywołały ostatnie wydarzenia, czyli słynne już 50. urodziny, na których pojawili się politycy większości opcji obecnych na polskiej scenie.
W konkury z Lechem Wałęsą
Sprawę opisał „Fakt”. U Mazurka bawili posłowie Borys Budka z PO, Tadeusz Cymański z PiS, Marek Dyduch z Lewicy i Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL, przedkładając obecność na imprezie nad wysłuchanie raportu prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. Na zdjęciach opublikowanych przez „Fakt” widać także związanych z obozem władzy Piotra Glińskiego, Michała Dworczyka, Janusza Cieszyńskiego, Adama Hofmana, Łukasza Szumowskiego, a także Pawła Poncyliusza i Tomasza Siemoniaka z PO.
Borys Budka jako powód swojej nieobecności w Sejmie podał prace związane z przygotowaniem konwencji. Miał tym zajmować się ze Sławomirem Neumannem i Tomaszem Siemoniakiem. Ci dwaj także byli na raucie Mazurka. Budka i Siemoniak stracili za to stanowiska w partii.
RMF FM lakonicznie stwierdziło, że urodziny to prywatna sprawa Mazurka. Sam zainteresowany w komentarzu dla Wirtualnemedia.pl żartobliwie odniósł się do sprawy, ale potem wycofał swoją wypowiedź. Również teraz nie chciał z nami rozmawiać. Na Twitterze napisał: „Zaproś genialnych malarzy, znanych muzyków, tuziny aktorów, dziennikarzy czy prywatnych przyjaciół nie licząc, a zazdrosny (bo niezaproszony) »Fakt« ci później samych polityków pokaże. No, ludzie, jak tak można?! Żądam drugiej edycji!”. Po kilku godzinach ten wpis zniknął z Twittera (Mazurek uzasadnia, że usuwa wszystkie tweety, które nie traktują o winie).
Igor Zalewski nazywa zamieszanie związane z urodzinami „idiotycznym”. - Nie bardzo rozumiem skalę tej afery, jej natura jawi mi się jako tajemnicze. Gdyby posłów zabrakło na głosowaniu, to byłby powód, żeby się ich czepiać. Z reguły na wystąpieniach sejmowych ławy poselskie świecą pustkami, a posłowie piją w knajpie piwo albo robią co innego. Bycie parlamentarzystą nie polega na dupogodzinach, siedzeniu od rana do wieczora na sali sejmowej. Tam powinni być w decydujących momentach - zaznacza.
Zalewski nie rozumie też oburzenia, że u Mazurka imprezowali politycy różnych opcji. - Takie zarzuty wydają mi się absurdalne i niebezpieczne. Mam teoryjkę na ten temat: ostrość konfliktu politycznego w Polsce wynika także z tego, że politycy rywalizujących ze sobą opcji nie znają się i swoich poglądów. Patrzą na siebie przez pryzmat sympatyzujących z nimi mediów, które nielubianym politykom dorabiają gęby. Polska polityka skorzystałaby na tym, gdyby lider partii rządzącej raz na jakiś czas spotkał się z liderami opozycji i omawiał z nimi kluczowe kwestie - zaznacza.
Podobnie uważa Tomasz Wołek. - Przed wojną zwalczający się politycy po pracy szli razem na wódkę. Tak powinno być w normalnym kraju, gdzie reguły walki politycznej mają swoje granice, przeciwnicy polityczni nie są zajadłymi wrogami. Owszem, spierają się, ale mają poczucie, że ich przeciwnicy to też ludzie. Ale jeżeli Donald Tusk mówi, że PiS to samo zło, z czym się zresztą zgadzam, to pojawia się dysonans poznawczy, niezrozumiała dla elektoratu kakofonia – ocenia publicysta.
Dla Andrzeja Andrysiaka impreza to problem wyłącznie polityków. - Nie jestem w stanie sformułować zarzutu, że dziennikarz, który od wielu lat siedzi w branży, jest z politykami na „ty”. Ważne jest, jak przeprowadza wywiad, to weryfikuje wszystko. Nieważne, czy jest z rozmówcą na „ty” czy nie. Jeśli go dociska, nie stosuje taryfy ulgowej, to bez znaczenia. W przypadku Mazurka taka korelacja na pewno nie ma miejsca. Nikt nie może powiedzieć, że on kogoś nie dociska - podkreśla.
- Dobry dostęp do źródeł informacji, które później są na różne sposoby wykorzystywane, a nawet eksploatowane, oficjalnie i nieoficjalnie, zależy m.in. od umiejętności budowania relacji - uważa Krzysztof Jedlak. - Dopóki w tych relacjach jest absolutnie jasne, że można być na ty, a nawet pić razem wino i opowiadać sobie niegrzeczne dowcipy i tym podobne, a jednocześnie nie oznacza to ani teraz, ani na przyszłość żadnej taryfy ulgowej lub po prostu innego - na przykład lepszego, łagodniejszego - traktowania w ramach powinności zawodowych, to problem jest bardziej wymyślony niż rzeczywisty. Osobiście nie znam przykładu, żeby Robert potraktował kogoś ulgowo, inaczej lub, nie daj Boże, przymknął na coś oko tylko dlatego, że dobrze zna rozmówcę lub rozmówcy się wydawało, że dobrze się znają - dodaje Jedlak.
Zdaniem naczelnego „DGP” problem leżał gdzie indziej. - Parę osób urwało się z roboty, w której działo się coś istotnego, bo wolało spędzić kilka godzin w knajpie. Na dodatek niektórzy bez żenady oszukiwali pracodawcę-opinię publiczną i przekonywali, że w tym czasie ciężko pracowali. To oczywiście nie wygląda dobrze i nie zasługuje na pochwałę. Może posiedzenia Sejmu powinny być od 8 do 16, by najwyraźniej przepracowani posłowie łatwiej mogli zadbać o work-life balance? - pyta Jedlak.
A Bogusław Chrabota dodaje: Bez wątpienia jest ważną postacią w polskich mediach. Ma styl, siłę przekazu. Wciąż świeżą ironię. Szkoda tylko, że idzie w konkury z Lechem Wałęsą jeśli idzie o imprezy urodzinowe. Ale cóż, siła i magia osobowości ... .
Sylwetki Wirtualnemedia.pl
Czytaj także: Krzysztof Ziemiec: Wallenrod w złotej klatce
Czytaj także: Kim jest Łukasz Ciechański, który przyszedł do Trójki "żuć gumę i orać konkurencję"?
Czytaj także: Kuba Wojewódzki: król prowokacji i silvers-nastolatek, nie widać jego następcy
Czytaj także: Marcin Gaworski: napędza mnie bycie pionierem
Czytaj także: Krzysztof Stanowski gwiazdą mediów społecznościowych
Czytaj także: Robert Mazurek: Skazany na masakrowanie
Czytaj także: Zachwyca Kurskiego, oburza opozycję. Kim jest Miłosz Kłeczek z TVP Info
Czytaj także: Bartosz Węglarczyk: dziennikarz-celebryta czy zakładnik wydawcy
Dołącz do dyskusji: Robert Mazurek: Skazany na masakrowanie
Nie, nie ma zgody na to co się stało. To jakby sędzia bawił się z oskarżonym którego proces akurat prowadzi!
RMF słabo zareagowało a przecież koncesje ma do 2028. Wszyscy już kapitulują przed pisem. PiS porządzi 3 kadencję.
Albo wniosek jest taki że media robią z nas odbiorców baranów patrząc na zachowanie RMF w tej sprawie.
A Mazurek to bufon, krezus. Dziennikarze biedują umowy śmieciowe a on mieszkanko 160 metrów w śródmieściu. Ciekawe to wszystko...
Co za obłuda, fałsz, już nawet się rzygać nie chce na to wszystko widząc to okiem człowieka o racjonalnym myśleniu...
Ludzie, włączycie w końcu myślenie?