SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Ponad 150 dziennikarzy: tekst w „Press” to paszkwil i wielkie nadużycie. Redakcja skarży się na hejt

List otwarty, w którym artykuł w miesięczniku „Press” o Magdalenie Kicińskiej oceniono jako „paszkwil”, „przemocowy rewanż, a po ludzku - zwykłą podłość”, podpisało przeszło 150 dziennikarzy i publicystów. Naczelny i właściciel pisma Andrzej Skworz, którego niewłaściwe zachowania wobec podwładnych ujawniono ponad dwa lata temu, nie zgadza się z taką oceną, a wielu krytykującym zarzuca, że zostali „najwyraźniej wmanipulowani w nieprawdy”. Skworz i autor tekstu Mariusz Kowalczyk podkreślają, że spadł na nich hejt.

Andrzej Skworz, fot. screen z facebook / MagazynPress Andrzej Skworz, fot. screen z facebook / MagazynPress

W 10-stronnicowym artykule w nowym numerze „Pressa” Mariusz Kowalczyk przedstawia całą karierę Magdaleny Kicińskiej w mediach: od początków w Lublinie do niedawnej rezygnacji ze stanowiska naczelnej „Pisma”. Opisuje ją w mocno negatywnym tonie: przytacza kilka pochlebnych opinii o dziennikarce i kierowanym przez nią magazynie, a dużo więcej krytycznych wypowiedzi (głównie anonimowych). Dziennikarz w wielu miejscach dodaje własne oceny: że sposób mówienia Kicińskiej „bywa nieco pretensjonalny”, „dziennikarska odwaga nie jest najsilniejszą stroną” byłej naczelnej „Pisma”, zaś magazyn z nią na czele „stał się do bólu przewidywalny”.

Na początku tekstu autor przytacza otrzymany przez „Press” w październiku anonimowy mail, w którym zarzucono Magdalenie Kicińskiej, że „przez długi czas, jak wynika z relacji wielu autorów, regularnie nie płaciła honorariów za zamówione teksty”. W dalszej części artykułu nie ma żadnych przykładów takich praktyk. Opisano tylko, że prof. Adam Leszczyński dostał początkowo o 1 tys. zł za artykuł mniej, niż mu obiecano, redakcja tłumaczyła, że doszło do pomyłki i dopłaciła tę kwotę).

W miniony weekend wielu dziennikarzy skrytykowało artykuł jako jednostronny i mało rzetelny atak na byłą naczelną „Pisma”. Niektórzy bardzo obszernie wyrazili swoje zastrzeżenia, głos zabrało też kilka osób, z którymi rozmawiał autor tekstu.

Zareagowała także redakcja „Pisma”. - Nie warto odnosić się do wszystkich manipulacji, złośliwości oraz faktograficznych błędów zawartych w tekście poświęconym Magdalenie Kicińskiej, współtwórczyni „Pisma” i członkini naszego zespołu redakcyjnego. Zamiast tego chcemy podkreślić, że w pełni wspieramy Magdę i uważamy atak na nią za przykład wyjątkowo nierzetelnego dziennikarstwa. Jesteśmy dumni, że Magda od początku tworzyła „Pismo”, a przez sześć lat była jego redaktorką naczelną oraz członkinią zarządu Fundacji Pismo - podkreślono w oświadczeniu.

Ponad 150 dziennikarzy solidarnie z Magdaleną Kicińską 

Natomiast Press Club Polska dystrybuował wśród związanych z nim osób list owarty, w którym oceniono, że artykuł w „Pressie” to „paszkwil” oraz „pozbawiony zahamowań personalny atak”.

- Magdalena Kicińska współtworzyła i do października 2024 roku kierowała „Pismem”. W zgodnej opinii wielu odbiorców stworzyła nie tylko markę samą w sobie, ale także przyjazne środowisko pracy, w którym szanuje się autorki i autorów, oferuje uczciwe stawki za zamawiane materiały i przeciwdziała zachowaniom niepożądanym. Zdecydowanie nie da się tego samego powiedzieć o redakcji, która opublikowała wspomniany paszkwil - napisano w liście.

Przypomniano, że w połowie 2023 roku Katarzyna Włodkowska w reportażu w „Dużym Formacie” opisała relacje wielu byłych pracowników „Pressa” (kilku wypowiedziało się pod nazwiskami) o tym, jak Andrzej Skworz przez lata niewłaściwie traktował podwładnych. W konsekwencji Skworz zrezygnował z zasiadania w jury nagród Grand Press i w radzie fundacji Grand Press oraz zapowiedział, że rozważy kroki prawne dotyczące reportażu Włodkowskiej (jak dotąd nie pojawiły się informacje, żeby podjął takie działania).

- Redaktor Kicińska konsekwentnie apelowała i wciąż apeluje o bojkot nagród firmowanych przez periodyk i jego redaktora naczelnego. Nie sposób odczytać publikację „Była naczelna” inaczej, niż jako przemocowy rewanż, a po ludzku - zwykłą podłość - skomentowano w liście otwartym.

Podkreślono, że komentarze wielu dziennikarzy po artykule Mariusza Kowalczyka są najlepszym dowodem na to, do jak wielkich nadużyć posunął się „Press”. - Tekst „Była naczelna” stanie się modelowym przykładem dla studentów dziennikarstwa, czego w tym zawodzie robić nie wolno: manipulować, dezinformować i pisać z tezą. Ta publikacja jest kolejnym potwierdzeniem faktu, że „Press” nie jest głosem środowiska dziennikarskiego. Stał się natomiast narzędziem redaktora naczelnego, służącym do załatwiania prywatnych porachunków - oceniono.

We wtorek po południu Press Club Polska opublikował treść listu oraz naziwska. 160 popierających go osób. To przede wszystkim dziennikarze, a także fotografowie, publicyści i pisarze od czasu do czasu współpracujący z mediami.

Naczelny „Pressa” zarzuca manipulacje i hejt

Krótko przed publikacją treści listu Andrzej Skworz w oświadczeniu podkreślił, że artykuł Mariusza Kowalczyka jest krytycznym tekstem dziennikarskim, a nie paszkwilem. Przywołał definicję słownikową. - Nie jest utworem anonimowym, ośmieszającym kogoś w sposób oszczerczy i obelżywy, jak każe definicja paszkwilu. Nie jest to nawet pamflet, który – jak chcą słowniki – jest utworem „złośliwie satyrycznym, mającym za temat osoby lub wydarzenia”. A już na pewno nie jest materiałem śledczym, jak niektórzy chcieliby go czytać - wyliczył.

Skworz zgodził się jedynie z ocenami, że artykuł „mógł być skrócony i lepiej zredagowany”. - Dziennikarstwo to zawód, który wymaga stałej autokontroli oraz kontroli z zewnątrz - zarówno tej sprawowanej przez czytelników, jak i konkurentów. Nie uchylamy się przed nią. Jesteśmy normalnymi dziennikarzami i jak każda redakcja mamy lepsze i gorsze teksty. Nie boimy się do tego przyznać. Dlatego do najbliższego „Press” zaprosimy medioznawców, by przeanalizowali nasz krytykowany tekst i zweryfikowali słuszność merytorycznych zarzutów. Oddamy też łamy Magdalenie Kicińskiej – jeśli tylko będzie tego chciała - by mogła odnieść się do „manipulacji i nieprawd zawartych w publikacji” - zapowiedział.

Nie zgodził się natomiast z sugestią, że artykuł jest zemstą za to, że Kicińska po ujawnieniu zachowań Skworza wobec podwładnych apelowała o bojkoto konkurs Grand Press. - Jak wiadomo, od prawie dwóch lat nie uczestniczę w jury Grand Press ani w pracach Fundacji Grand Press, która teraz organizuje największy dziennikarski konkurs. Dlatego zdanie z Państwa listu „bojkot nagród firmowanych przez periodyk i jego redaktora naczelnego” nie jest podprogową manipulacją, ale gorzej – właśnie dezinformacją i pisaniem z tezą - stwierdził naczelny „Pressa”.

Formalnie organizatorem Grand Press jest Fundacja Grand Press, przy czym konkurs, tak samo jak inne inicjatywy fundacji, jest szeroko omawiany na łamach magazynu „Press” (co roku publikowane są wywiady m.in. z laureatami głównych nagród). Ponadto wiceprezeska fundacji Weronika Mirowska jest dyrektor wydawniczą „Pressa” i wiceprezeską spółki wydającej magazyn (Andrzej Skworz jest w niej prezesem i jedynym udziałowcem).

W swoim oświadczeniu Skworz zarzuca krytykującym tekst o Kicińskiej, że hejtowali jego autora. Jako inicjującego atak wskazuje Szymona Jadczaka, który porównał artykuł do publikacji TVP za prezesury Jacka Kurskiego. Zaś Natalii Waloch wytknął, że stwierdziła: „Nie widziałam w postach, które czytałam niczego powyżej ostrej krytyki i sarkazmu”, a sama skomentowała skierowany do Mariusza Kowalczyka wpis Pawła Sołtysa: „Najgorsze skurwysyństwo. I oto jesteś. I jeszcze teraz skamlesz, bo świat dostrzegł kim jesteś w istocie”.

- Podczas tego ataku nie wszyscy miarkowali siłę swoich uderzeń. Określano więc tekst i autora „dziennikarskim dnem” i „szambem”, a to wcale nie najgorsze epitety. Media i ludzie kultury od lat upominają się o walkę z mową nienawiści, zadziwiające więc, że nieanonimowi autorzy postów i komentarzy autoryzują takie treści wokół tej sprawy - lub sami takiego języka używają - skomentował Skworz.

- W apelu o przestrzeganie etyki dziennikarskiej autorki i autorzy piszą „czego w tym zawodzie robić nie wolno: manipulować, dezinformować i pisać z tezą”. Zgadzam się, tym bardziej więc mi przykro, że postulując o zasady, sami ich nie przestrzegają - dodał.

Jego zdaniem „wielu sygnatariuszy listu zostało najwyraźniej wmanipulowanych w nieprawdy i zapewne nieintencjonalnie dało się ponieść poetyce internetowych burz”.

Dziennikarz „Pressa”: takiego hejtu nie dostałem nigdy

Mariusz Kowalczyk do zarzutów wobec jego tekstu odniósł się w niedzielę. W obszernym wpisie facebookowym wyliczył znanych dziennikarzy, którzy wcześniej obrazili się na niego po artykułach na ich temat.

- Tym bardziej, że czytanie o sobie lub znajomych może powodować dyskomfort, złość, a nawet wrogość wobec autora. Doskonale to rozumiem. Z niektórymi z wymienionych wyżej osób nawiązałem później nawet kontakty towarzyskie. Ale takiego hejtu, jak teraz, od rzekomo wrażliwych osób, identyfikujących się często ze środowiskami mającymi na sztandarach walkę z mową nienawiści, nie dostałem nigdy - zaznaczył Kowalczyk.

Wyliczył, co rzeczywiście napisał w tekście. -(…) M.in., że „Pismo” od początku sprzedawało się słabiej niż zakładano, że jest robione nad wyraz ostrożnie, że zamknęło się w lewicowej bańce, boi się naruszać środowiskowe tabu, a bohaterka mojego tekstu odrzuciła  temat, by się nim za chwilę promować na fejsie, że pewien autor musiał ujawnić sprawę na Facebooku, by dostać uzgodnione pieniądze, a fotoreporterzy mieli podsuwane do podpisu niekorzystne dla nich umowy, że zanim została naczelną, nie miała doświadczenia w kierowaniu redakcją. Wszystko na przykładach, z rozmówcami, także po długiej rozmowie z bohaterką, która autoryzowała swoje wypowiedzi (dostała je do autoryzacji wraz z opisami kontekstów, w jakich jej wypowiedzi pojawiają się w tekście) - podkreślił.

Zaznaczył, że w artykule są też wypowiedzi pochlebne o Magdalenie Kicińskiej. - Można w nim również przeczytać np. o „nowatorskich formatach medialnych, wspieranych nowoczesną technologią”, jaką okazał się cykl podcastów „Śledztwo Pisma”. Sponsor tego cyklu mówi, że wyniki słuchalności przekroczyły ich najśmielsze oczekiwania. Ale np. według Szymona Jadczaka o podcastach „już się Kowalczykowi do tekstu nie zmieściło” - stwierdził.

Jadczakowi zarzucił też, że teraz wzywa do bojkotu Grand Press, chociaż zgłasza się do tego konkursu, a jako profilowe w mediach społecznościowych ma zdjęcie z sesji dla „Press”. - I nie wiem skąd mu się w ogóle teraz wziął ten Grand Press? Ja nie organizuję tego konkursu, ani nawet nie pracuję przy jego organizacji. Wiem natomiast, że feminiści i feministki próbujące okładać kobietę za działania jej partnera to już lepsza jazda - napisał (Jadczak pytał, czy w tej sytuacji zareaguje Weronika Mirowska, prywatnie partnerka Andrzeja Skworza).

- Niektóre zarzuty sprowadzają się do tego: jeżeli ktoś, np. Magdalena Kicińska, kiedyś wypowiedział się krytycznie na temat naczelnego „Press”, to „Press” już nie może o tym kimś napisać. Naprawdę? Katarzyna Włodkowska (jej tekst o „Press” w komentarzach przywoływany jest niemal jako prawda objawiona), którą Skworz opisał przed laty we wstępniaku jako osobę zmyślającą wywiady i usuwającą pytania dziennikarki, ma prawo pisać o naszej redakcji, ale my nie możemy napisać o „Piśmie”? No jasne… - dodał Kowalczyk.

W komentarzach do wpisu jednym z niewielu, który zgodził się z twierdzeniami Kowalczyka, był Marek Twaróg, do połowy 2024 roku szef newslettera wydawanego przez „Press”. - Mogłeś napisać, że „na rozmowę zgodziło się 40 osób” i byłoby po krzyku. P. Włodkowska w bzdetach o Press tak napisała i wszyscy jej uwierzyli. A poważnie: nie czytałem jeszcze tekstu, ale znam Ciebie i znam Press, i już to powoduje, że Ci wierzę. Ty nie zmyślasz, w przeciwieństwie do Włodkowskiej. I nigdy nie pozwoliłbyś sobie na wygłaszanie piramidalnych bzdur - na przykład takich, jakie usłyszałem na temat Pressa (zatem także o mnie) po tych paszkwilach KW - tylko po to, żeby poszpanować w banieczce kumpli - napisał do swojego byłego kolegi redakcyjnego.

Na jego komentarz odpowiedziała m.in. Aleksandra Ptak-Iglewska z „Rzeczpospolitej”, która kilka lat temu krótko pracowała w „Pressie”. - Ja czytałam tekst, znam Magdę, autora tekstu i pracowałam w tej redakcji. To jest paszkwil, Mariusz na siłę próbował napisać tekst krytyczny i nie pykło. Trudno się mierzyć z zarzutami, że manipulujecie wypowiedziami - stwierdziła. - Co do pracy w Press, tego samego dnia naczelny sponiewierał dziennikarkę przy wszystkich i zagroził jej zwolnieniem, bo się z nim nie zgodziła w ocenie czegośtam, a wieczorem na gali Grand Press mówił o godności zawodu. Panowie mierzycie siły na zamiary, kłamstwo powtórzone tysiąc razy nie staje się prawdą, jeśli jest za wielu świadków - dodała.

Dołącz do dyskusji: Ponad 150 dziennikarzy: tekst w „Press” to paszkwil i wielkie nadużycie. Redakcja skarży się na hejt

5 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Obserwator
Dziennikarze i "dziennikarze" nabrali wody w usta? Nie mają zdania? A może sprawa jest nieistotna i nie godna ich pióra?
11 1
odpowiedź
User
Info
Lewicowe wolne dziennikarstwo w pełnej krasie. Efekt Trumpa?
10 4
odpowiedź
User
Info
Lewicowe wolne dziennikarstwo w pełnej krasie. Efekt Trumpa?
3 3
odpowiedź