SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

To nie koniec technohorroru. Recenzja nowego sezonu „Czarnego lustra”

Dla części widzów „Czarne lustro” najlepsza lata ma już za sobą. Jednak nie sposób zlekceważyć kolejnych scenariuszy napisanych przez Charliego Brookera, który od 14 lat opowiada o tym, jak zmienia się nasza rzeczywistość i relacja z czarnymi ekranami. W siódmym sezonie, debiutującym na Netfliksie, otrzymujemy sześć nowych historii.

„Czarne lustro”, Netflix „Czarne lustro”, Netflix

Nie wszystkie są do końca nowe, ponieważ ostatni odcinek zatytułowany „USS Callister: W głąb Infinity” jest kontynuacją historii znanej z czwartego sezonu (mowa o odcinku „USS Callister”) i z pewnością dla zagorzałych fanów serialu będzie on najciekawszy.

Brytyjska antologia zadebiutowała 14 lat temu (pierwszy odcinek pt. „The National Anthem” miał premierę na Channel 4, czwartego grudnia 2011 roku) regularnie strasząc widzów, a czasem tylko ostrzegając przed przyszłością. Od tego momentu technologie cyfrowe jeszcze bardziej zawładnęły naszym życiem i zmieniły codzienne funkcjonowanie (rozwój mediów społecznościowych, smartfonów, streamingu i sztucznej inteligencji).

Odnoszę wrażenie, że widzowie, którzy od 2011 oglądają serial Brookera, patrzą z większą niechęcią na kolejne sezony niż neofici oglądający „Czarne lustro” od czasu do czasu. Oglądanie pojedynczych odcinków serialu, w oderwaniu od wiedzy o całym „czarnolustrzanym” uniwersum sprawia, że każda opowieść zyskuje na znaczeniu. Nawet ta z pozoru najmniej wywrotowa i banalna.

Rivermind jak UnitedHealthcare? 
Siódmy sezon zaczyna się od odcinka „Zwyczajni ludzie”. Poznajemy historię tytułowej „zwyczajnej” pary świętującej trzecią rocznicę swojego związku. Jednak sielanka Amandy (Rashida Jones) i Mike’a (Chris O’Dowd) nie trwa zbyt długo, gdyż kobieta dowiaduje się o nieuleczalnej chorobie. Jedynym ratunkiem jest subskrypcja programu Rivermind, który może utrzymać Amandę przy życiu, ale jest kosztowny. Ta prosta historia idealnie odzwierciedla globalny problem braku ubezpieczenia zdrowotnego i nadużyć ze strony prywatnych firm czyhających na desperatów potrzebujących leczenia już teraz.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że gdy w grudniu ubiegłego roku w Nowym Jorku zamordowany został szef największej w USA firmy ubezpieczeniowej UnitedHealthcare, Brian Thompson, wywołało to dyskusję nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Amerykanie borykający się z brakiem ubezpieczenia zdrowotnego widzieli w Luigi Mangione, człowieku, który zabił Thompsona, swojego reprezentanta, który stał się metaforycznym Dawidem stającym do walki z Goliatem.

Dopóki płacisz za subskrypcję 
Twórca „Czarnego lustra” pokazuje, że model subskrypcyjny (o subskrypcjach w przewrotny sposób opowiada odcinek szóstego sezonu pt. „Joan jest okropna”) dotarł już do służby zdrowia i wszystko działa, dopóki płacisz. Lojalność wobec klienta wygasa wraz z nieodnowieniem abonamentu. Paradoksalnie, to mimo swojej „zwyczajności”, jeden z najbardziej przerażających odcinków sezonu.

Kolejne skupiają się na innych aspektach naszej technologicznej „uwięzi”. „Bete Noire” uderza w naszą próżność i sięganie po technologie cyfrowe, aby dokarmić nienasycone ego. Spór sięgający czasów szkolnych doprowadza dorosłe dziś kobiety do walki na śmierć i życie. W tym odcinku zdecydowanie zabrakło pogłębionego spojrzenia na problemy szkolnej przemocy na rzecz zabawy tym, jak dalece rozwiną się nasze osobiste relacje ze sztuczną inteligencją, która może działać pod nasze dyktando. Chociaż wątek równoległych wymiarów przypomina nieco szamańskie kursy „trenerek” zapewniających, że afirmacja i wizualizacja to klucz do spełnienia. Wygląda na to, że Verity (świetna Rosy McEwen) wzorowo odrobiła lekcje z kursów „W 7 dni zostań cesarzową wszechświata”.

Zabawy popkulturą 
Kolejne odcinki, czyli retro futuro „Hotel Reverie” i „Bawidełko” bawią (!) się psychologią postaci. W „Hotelu Reverie” oglądamy Issę Rae (znaną z serialu „Niepewne” HBO) jako aktorkę Brandy Friday, która trafia do innego wymiaru w czasie produkcji filmowego remake’u. „Bawidełko” z kolei eksperymentuje z konwencją gry wideo z lat 90. Charlie Brooker jak zawsze oddaje ukłon kulturze popularnej. W sezonie szóstym kpił z mody na podcasty true crime, w odcinku zatytułowanym „Loch Henry”.

Jednak to „In memoriam” wzbudzi w widzach najwięcej emocji. Odcinek z Paulem Giamattim w roli głównej pokazuje bohatera korzystającego z systemu, który pozwala mu odtworzyć wspomnienia z momentów uwiecznionych na fotografiach. Wędrówkach po własnej przeszłości prowadzi do nieoczywistych odkryć.

Czy warto obejrzeć? 
„Czarne lustro” to fenomen kulturowy pozwalający przyjrzeć się temu, jak technologie rządzą naszym życiem, zakradając się niepostrzeżenie w każdą jego sferę, a regulaminy usług cyfrowych to współczesne cyrografy.

Charlie Brooker się nie skończył. „Czarne lustro” wciąż nadąża za szybkim tempem zmian w cyfrowym świecie, wciąż jest krok przed nami i uprzedza o kolejnych niebezpieczeństwach w relacjach ze sztuczną inteligencją, czy następnymi ekranami, w które nieustannie się wpatrujemy. W siódmym sezonie jak zwykle dopisała obsada aktorska i zwroty akcji, czasem śmieszne, częściej straszne. A najbardziej boli konstatacja, że to wszystko o nas.

Siódmy sezon serialu „Czarne lustro” dostępny jest na platformie Netflix.

Dołącz do dyskusji: To nie koniec technohorroru. Recenzja nowego sezonu „Czarnego lustra”

1 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Justyna
Tutaj przelecisz osiemanstolatkę Z𝗡𝐀𝐌𝗖𝗜𝐄.𝗣𝐋
0 0
odpowiedź