Marta Guzowska o odcinku „Opowiem ci o zbrodni”: przypomnę sobie tę historię, kiedy moja córka pójdzie na randkę
- Oprócz makabrycznej otoczki sprawy z odcinka „Opowiem ci o zbrodni” stałam przed dylematem: jak z szacunkiem opisać historię zabitych ludzi? Ich bliscy nadal żyją. Ja mam córkę, ona też kiedyś pozna mężczyznę i pójdzie na randkę. Przysięgam Panu, że przypomnę sobie wtedy tę sprawę i czekając na nią będę o tym myślała - opowiada portalowi Wirtualnemedia.pl pisarka Marta Guzowska, autorka kryminałów i prowadząca program w CI Polsat.
Stacja Crime+Investigation Polsat emituje program „Opowiem ci o zbrodni”, który prowadzą autorzy powieści kryminalnych. Najpierw pisarze - natchnieni autentycznymi sprawami kryminalnymi, które znała cała Polska - napisali opowiadania, będące ich własną interpretacją wydarzeń. Później na tej podstawie powstały scenariusze odcinków cyklu dokumentalnego.
W każdym odcinku pisarz przeprowadza widzów przez kolejne etapy opowieści o morderstwie. Dodatkowo w studiu pojawia się ekspert, z którym prowadzący rozmawia o głównych cechach opowiadanej historii.
Autorka powieści kryminalnych i archeolog Marta Guzowska opisała historię wyjątkowo okrutnego zabójstwa w Dąbrowie Górniczej z lipca 2000 roku. Do domku kempingowego przy jeziorze Pogoria przyjeżdża 37-letni przedsiębiorca Wiesław ze swoją 21-letnią dziewczyną, Iwoną. Mężczyzna ma odbyć spotkanie biznesowe, a dziewczyna towarzyszy. Gdy para przekracza próg domku, oprawcy atakują, duszą, a następnie przez kilka godzin brutalnie znęcają się nad ofiarami. Wreszcie zakopują ich ciała w pobliskim lesie.
Odcinek programu „Opowiem ci o zbrodni” z udziałem Marty Guzowskiej, nakręcony na podstawie prawdziwych akt sądowych, zostanie wyemitowany w środę 14 listopada br. o godz. 22.00.
W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Guzowska wyjaśnia, na czym polega poszukiwanie ludzkich szczątków ukrytych pod ziemią, opowiada o rozbudzonej pasji napisania książki z gatunku non-fiction oraz zwierza się z obaw, które przyniosła praca nad projektem „Opowiem ci o zbrodni”.
W odcinku mówi Pani, że jest archeologiem, między archeologiem a śledczym nie ma żadnej różnicy, bo zastanawiają się nad śladami. Dlaczego?
Marta Guzowska: Obydwa zawody są podobne, bo pracujący w nich ludzie muszą znaleźć jak najwięcej śladów, choć w pracy archeologa jest ich dużo mniej. Inna jest też skala czasowa. Ja na przykład pracuję w epoce brązu, tj. 3,5 tys. lat temu. Ale esencja pracy archeologa i śledczego jest dokładnie taka sama: mamy odpowiedzieć na pytanie, co się stało i jak było.
Cztery lata po zniknięciu Iwony i Wiesława śledczy trafiają na zabójców, ale nadal nie mają zwłok. Dlaczego bez ciała nie ma zbrodni?
W tej sprawie prowadzący śledztwo od początku sporo wiedzieli. Ktoś został zabity, wiadomo było mniej więcej, gdzie to się zdarzyło. Zniknęło dwoje ludzi, a jeden przestępca powiedział w celi innemu przestępcy coś, co mogło pasować do ich zniknięcia. Śledczy łączyli te wątki. Ale Iwona i Wiesław nadal mieli status zaginionych. Byli poszukiwani jako osoby zaginione i można było tylko przypuszczać, że obie sprawy są powiązane. Wiele się zgadzało - czas, miejsce, zeznania świadków - ale tak naprawdę do czasu wykonania testów DNA odnalezionych szczątków nie można było tego oficjalnie powiązać.
Eksperci poszukiwali zwłok przy użyciu georadarów. W końcu udało się znaleźć miejsce, w którym zakopano ciała. Jak wygląda praca geofizyka?
Mamy tu do czynienia z dwoma rodzajami prowadzanych prac - poszukiwanie miejsca ukrycia ciała oraz praca doświadczonych kryminologów już po odnalezieniu tego miejsca. Na drugim etapie powoli, w tempie dostosowanym do terenu zdejmuje się bardzo małe warstwy ziemi na małej powierzchni terenu. Schodząc płaszczyznowo w dół eksperci szukają kości i szczątków ludzkich oraz fragmentów odzieży. Zdejmują warstwy do momentu aż na coś natrafią. To długa i mozolna praca. Po odnalezieniu pierwszego elementu tempo prac maleje, a warstwy ziemi zdejmuje się jeszcze wolniej, aby nie naruszyć pozostałych śladów.
Nigdy nie wiadomo, czy obok znalezionej kości nie będzie kolejnej, dlatego szczątki oczyszcza się bardzo delikatnie pędzelkiem. Kryminolog nie może zarysować materiału, ponieważ ślady na kościach są dowodem w śledztwie i mogą wiele wnieść do sprawy, np. o głębokości zadanej rany.
W odcinku „Opowiem ci o zbrodni” pokazujemy kości i rozmawiamy z ekspertem. Jest to zakonserwowany szkielet pochodzący ze Średniowiecza, pozbawiony tkanek miękkich i - w związku z tym - także zagrożenia epidemiologicznego. Odnalezione szczątki Wiesława i Iwony tak nie wyglądały.
Po latach wynajęci mordercy przyznali się i wskazali zleceniodawców mordu. Trop doprowadził do wspólnika Wiesława, który chciał przejąć jego biznes. Dlaczego ten łańcuch między zlecającymi a wykonawcami zerwał się dopiero po wielu latach?
Ważną rolę odegrały tu dwa czynniki. Pierwszy i najważniejszy to ten, że wspólnik Wiesława nie figurował w żadnych bazach danych, także w dokumentacji firmy, którą wspólnie prowadzili. W przypadku zaginięć i mordów policja w pierwszej kolejności sprawdza m.in. pracowników i wspólników. A tu nie było kogo sprawdzać, bo śledczy bardzo długo nie wiedzieli, że mężczyzna istnieje i nie mogli go powiązać ze zniknięciem Wiesława. Natomiast drugim wątkiem był nagły wyjazd jednego z - jak się później okazało - wynajętych zleceniodawców zabójstwa, którzy mieli znaleźć zabójców. Gdyby pozostał w Polsce to policja zapewne szybciej by do niego dotarła. W pewnym momencie śledztwo po prostu utknęło.
Policjant prowadzący tamtą sprawę, który pojawia się w odcinku, mówi o czterech wynajętych mordercach: partacze. Jakie ślady pozostawili i dlaczego policja szybko trafiła na ich ślad? Co jest w aktach sprawy?
Tak naprawdę ci mężczyźni nic nie dostali za zabicie Wiesława. Obiecano im pieniądze i samochód, których nigdy nie dostali. Wykonali zlecenie za darmo, zamordowali i poszli do więzienia. To byli młodzi chłopcy. Najmłodszy nie skończył 20 lat, a najstarszy miał 22 lata. Nie byli mocno inteligentni, nie mieli planu działania.
Najbardziej makabryczne w tej sprawie jest to, że tych czterech wynajętych zbirów nie wiedziało, jak zamordować człowieka. Próbowali zrobić to w potworny sposób, bijąc Wiesława kijami. Ale on nie umierał. Częściowo widać to na kościach, ponieważ anatomopatolog stwierdził złamanie kości czołowej, czyli jednej z najtwardszych ludzkich kości. W końcu go udusili. Ta kaźń musiała długo trwać, bo oni nie byli zawodowymi mordercami. Chcieli zarobić lub przeżyć przygodę.
W podsumowaniu odcinka mówi Pani o silnych przeżyciach związanych z analizowaniem akt sprawy. Książki są fikcyjnymi historiami, a sprawa zabójstwa Wiesława i Iwony - prawdą, którą musiała Pani opisać.
Był taki moment, kiedy żałowałam, że wybrałam właśnie tę sprawę. Zwłaszcza, że pracowałam nad opowiadaniem w czasie wakacji, kiedy wraz z mężem i dziećmi byłam na wyjeździe. Oni kąpali się w morzu, a ja leżałam na plaży i myślałam o tej sprawie. Czułam opór, ale wciągnęłam się. Teraz zastanawiam się nad napisaniem książki z gatunku non-fiction.
Oprócz makabrycznej otoczki tej sprawy stałam przed poważnym dylematem: jak z szacunkiem opisać historię tych zabitych ludzi. Ich bliscy przecież nadal żyją. Być może obejrzą mój odcinek, być może wezmą do ręki książkę z moim opowiadaniem. Nie mogłam przecież wykreować wymyślonych postaci, ani napisać wszystkiego, co przyjdzie mi do głowy. Ta kwestia była dla mnie bardzo ważna przy pisaniu „Dwóch kasztanów”.
Kontaktowała się Pani z rodzinami zamordowanych?
Nie chciałam tego. Ja mam córkę, ona też kiedyś pozna mężczyznę i pójdzie na randkę. Przysięgam Panu, że przypomnę sobie wtedy tę sprawę i czekając na nią będę o tym myślała. Nie chciałam głębiej tego analizować, nie mogłabym spojrzeć w oczy cierpiącej matce.
Opowiadanie, które Pani napisała w oparciu o akta sprawy, nosi tytuł „Dwa kasztany w kieszeni”. To nawiązanie do Iwony.
Ona znalazła się tam całkowicie przypadkowo, zginęła, ponieważ pojechała na spotkanie z narzeczonym. Nosiła w kieszeni dwa kasztany na szczęście, dla mnie to dodatkowa makabra, bo te amulety przyniosły jej pecha. Wystarczyło, żeby powiedziała wtedy „Kochanie, boli mnie głowa, przyjedź jutro”. Ocalałaby. Tym razem szczęście nie zadziałało. Ciało Iwony zostało wstępnie zidentyfikowane po tym, że znaleziono przy nim dwa kasztany. Rodzina wiedziała, w jakie amulety dziewczyna wierzy.
Dla mnie w tej historii kasztany miały także aspekt osobisty. Co roku pierwszego znalezionego kasztana wkładałam do kieszeni na szczęście. Tej jesieni tego nie zrobiłam, pewnie już nigdy tego nie zrobię.
Marta Guzowska - pisarka, dziennikarka naukowa i archeolog. Pracowała w Grecji i Izraelu, a także przez kilkanaście lat w Troi, na najsłynniejszym stanowisku archeologicznym świata. Jako pisarka zadebiutowała w 2012 roku powieścią „Ofiara Polikseny”, która zdobyła Nagrodę Wielkiego Kalibru dla najlepszej powieści kryminalnej roku.
Dołącz do dyskusji: Marta Guzowska o odcinku „Opowiem ci o zbrodni”: przypomnę sobie tę historię, kiedy moja córka pójdzie na randkę