SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

"Rwanie anteny" w pogoni za newsem, czyli co rządzi telewizją na żywo? Wydawca zdradza kulisy

– Goście przychodząc do stacji, która jest stacją informacyjną, powinni mieć świadomość, że to, co się będzie działo, może być w tym momencie ważniejsze od rozmowy w studio – mówi w rozmowie z portalem Wirtualnemdia.pl wydawca w jednej z ogólnopolskich stacji informacyjnych. - Dzisiaj telewizje gonią za newsem. I to one są najważniejsze - dodaje. 

mat.prasowe mat.prasowe

- Bardzo mi się nie podoba, że przerywacie państwo wywiad z ministrem spraw wewnętrznych, bo podejrzany o poważne przestępstwa w Londynie ma coś powiedzieć na ulicy. To jest absolutnie poniżej krytyki – powiedział we wtorkowym wydaniu „Kropki nad i” minister MSWiA Tomasz Siemoniak. Była to reakcja na decyzję stacji, która przerwała program z jego udziałem, by przenieść się do Londynu i pokazać Michała Kuczmierowskiego, byłego szefa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, który opuścił komisariat w Londynie. Reporter TVN24 próbował mu zadać kilka pytań. 

Zdaniem ministra Siemoniaka, stacja TVN24 wykazała się tym samym brakiem szacunku do widzów. Przytoczona sytuacja z udziałem ministra i Moniki Olejnik była szeroko komentowana w mediach, budząc rozmaite, często skrajne opinie. A jak na te wydarzenia patrzy telewizyjny wydawca na co dzień czuwający nad przebiegiem programów w jednej z ogólnopolskich stacji informacyjnych? 

“Liczy się news”

–  Podejrzewam, że wczoraj była taka sytuacja, że w TVN, tak jak we wszystkich stacjach doskonale widzieli, że będzie wyjście Kuczmierowskiego. Z racji tego, że to są telewizje newsowe, no to wypada taką sytuację wpuścić, pokazać, bo to się dzieje na bieżąco – uważa nasz rozmówca, telewizyjny wydawca z kilkunastoletnim doświadczeniem, pragnący zachować anonimowość. 

–  Goście przychodząc do stacji, która jest stacją informacyjną, powinni mieć świadomość, że to, co się będzie działo, może być w tym momencie ważniejsze od rozmowy w studio – podkreśla, a pytany o to, czy nie można było poczekać i wyemitować fragmentu z Londynu później, odpowiada tak: – Oczywiście, pewnie można było to zrobić, ale w tym momencie widocznie wydawca stwierdził, że wchodzimy teraz, bo to jest coś, o czym mówimy np. od kilku dni. Tym bardziej, jeśli jesteśmy telewizją newsową i to news jest tym, co w danej sytuacji powinno determinować działanie wydawcy – zaznacza nasz rozmówca/ 

- Generalnie sytuacja jest taka, że w telewizji liczy się news i to powinno być tak, że ten news jest sprawą nadrzędną. Nie może dojść do sytuacji, w której coś się dzieje, a my zostawiamy to na za pięć minut, bo w tym momencie trwa rozmowa z zaproszonym gościem albo jakimś ekspertem i w danym momencie, nie wiem, rozmawiamy o kwestii podwyżki emerytur…

Czytaj także: Abonament RTV dla TVP i Polskiego Radia? KRRiT postawiła warunek

Zdaniem naszego rozmówcy, tego typu sytuacje, kiedy zaplanowany program musi ustąpić ważnym lub nieoczekiwanym wydarzeniom, są zrozumiałe i zdarzają się w telewizjach informacyjnych często, choć jak przyznaje, nie są komfortowe ani dla gości, ani prowadzącego. 

– Jeśli dzieje się tak, że w tym momencie wychodzi przykładowo pan Kuczmierowski albo wyszedłby prezes Kaczyński np. z jakiegoś przesłuchania, to wtedy oczywiście rwiemy antenę i wtedy jest ważne to, co dzieje się w tej chwili. Oczywiście do rozmowy można wrócić, rozmowę można trochę przedłużyć i tak dalej, ale zdaję sobie sprawę, że goście na przykład w danych sytuacjach mogą czuć się nieswojo, może im się to nie podobać – przyznaje wydawca, który sam wielokrotnie miał tego typu doświadczenia.

 –  Miałem taką sytuację z programem, gdzie było czterech publicystów w studiu, program miał trwać godzinę. Ostatecznie skończyło się na tym, że rozmowa z gośćmi trwała 10 minut. Był praktycznie finał kampanii, a wiadomo, że w kampanii mamy wszystkie konferencje wszystkich kandydatów. I było tak, że goście rozpoczęli program, chwilę porozmawiali, wszedł jeden kandydat, za chwilę wszedł drugi kandydat i było tak, że goście mogli porozmawiać tylko kilkanaście minut. Oczywiście jest to mało komfortowa sytuacja i dla prowadzącego, i dla wydawcy, i dla gości, bo siedzą i czekają. Ale też jest tak, że gość, przychodząc do programu, musi mieć świadomość, do jakiego programu przychodzi - podkreśla nasz ekspert, wspominając o sytuacjach, kiedy zaproszony do studia gość nawet nie pojawił się na antenie. 

– Zdarzały się sytuacje, że gość przyjeżdżał, ale ostatecznie nawet nie wszedł do studia, bo w międzyczasie wydarzyło się tyle ważnych rzeczy typu nagła konferencja, czy ważni politycy zrobili briefing, który miał trwać 5 minut, a trwał 25 i gość nie wszedł, a później rozpoczynał się już inny program.

W pogoni za konkurencją i komentarzem 

Czy jednak tylko to wpływa na decyzje wydawców o „rwaniu anteny”, jak sami nazywają tego typu sytuacje? Decyzje wydawców determinuje też to, co robi konkurencja. – Czy obserwujemy konkurencję? Oczywiście, że tak. Większość stacji ma u siebie w reżyserce podglądy na wszystkie inne stacje. No i to w pewnym stopniu też jest jakiś wyznacznik. Wiadomo, że liczy się to, żeby pokazać jak najwięcej – podkreśla. Nie bez znaczenia przy podejmowaniu decyzji o przerwie programu jest też to, kim jest sam rozmówca. 

Ranga gościa oczywiście jest ważna. Podejrzewam, że w sytuacji, gdyby w tym momencie gościem był premier czy prezydent, to taki wywiad pewnie nie byłby przerwany – zauważa. – Oczywiście minister też jest bardzo ważnym gościem, ale podejrzewam, że wydawca stwierdził, że coś istotnego dzieje się w tym momencie - tłumaczy, nawiązując do sytuacji z ministrem Siemoniakiem i wtorkowej “Kropki nad i”.   

Wielokrotnie bywa i tak, że stacje chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i decydując się na „brejka”, nie tylko śpieszą z newsem, ale i liczą na komentarz na gorąco. – Często chodzi też o komentarz gościa do danej sytuacji, bo goście, którzy są w studiu w danym momencie, mogą skomentować wydarzenie – zauważa. 

Czy dziś “breaking newsów” i przerw w programach jest więcej niż kiedyś? – Mam wrażenie, że tego jest rzeczywiście więcej. Bo jest tak, że żyjemy w rzeczywistości, która zmieniła się diametralnie tak naprawdę od 8 -10 lat. Od momentu, kiedy zaczął rządzić PiS, w telewizji już nie ma czegoś takiego, jak sezon ogórkowy. Bo politycy nawet w wakacje byli cały czas aktywni i wiele się działo i tak dalej - twierdzi. 

Telewizje walczą o widza 

Kolejna kwestia, która nie pozostaje bez wpływu na nasilenie tego trendu, jest specyfika samego medium, jakim jest telewizja, zwłaszcza w odniesieniu do konkurencji z szybszym i niemal nieskrępowanym w dotarciu do użytkownika internetem. 

Telewizja ma pewną świadomość tego, że jest medium wtórnym, jest za internetem czy radiem. W sieci niewiele rzeczy nas ogranicza. W telewizji jest trochę inaczej. Są reklamy, są różne rzeczy, które też czasami trzeba zrzucić, przerwać i cały program gonić. Więc jest tak, że dzisiaj telewizje gonią za newsem. I to one są najważniejsze. Kiedyś było tak, że były zasady, że danego programu nie przerywamy i przykładowo dopiero po programie pójdzie fragment konferencji albo wypowiedzi i tak dalej. Dziś jest inaczej. Telewizje walczą o widza i walczą o oglądalność. Jest tak, że wiele rzeczy można szybciej pokazać w internecie, o wszystkim można szybciej powiedzieć w radiu, więc telewizja musi się do tego dostosowywać.

Czytaj także: Jeden z chętnych na zakup TVN ma się wycofać

Jak podkreśla nasz rozmówca, zawsze decyzja o tym, co dzieje się na antenie, leży w rękach wydawcy, zdając się głównie na jego ogląd sytuacji i doświadczenie. 

– Wszystko zależy od wyczucia wydawcy. Jeśli temat jest ważny, to dajemy go w całości, a czasem schodzimy w trakcie. Generalnie zasada jest taka, że to wydawca podejmuje te decyzje. Oczywiście jest też ktoś taki, jak wydawca anteny, który ma większy ogląd. Jeśli jest tak, że wydawca zastanawia się, ma wątpliwości, czy coś danego wpuścić, albo jak widzi, że konkurencja w tym momencie weszła, a my jeszcze nie, może skonsultować z nim decyzję. Wydawca anteny też może pewne decyzje zasugerować. Aczkolwiek zawsze ostateczna decyzja należy do wydawcy, bo to wydawca jest tą osobą, która bierze odpowiedzialność za całe wydanie programu – zaznacza.

Dołącz do dyskusji: "Rwanie anteny" w pogoni za newsem, czyli co rządzi telewizją na żywo? Wydawca zdradza kulisy

9 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
m.
Najlepsze to są konferencje polityków, najczęściej jednego polityka, które potrafią trwać przeszło godzinę. Wtedy to już cały pozostały program wylatuje. Na poparcie jednak to się nie przełożyło.
5 4
odpowiedź
User
Dla kolegi pytam
A kim jest ten Wszałek którego cytujecie? Bo nie chce mi sie googlować.
4 5
odpowiedź
User
Jaaa
Telewizje same decydują co pokazać, a co nie. Same mówią odbiorcy co jest ważne, a co nie. Widz nie może sobie sam wyrobić zdania. Jak się uczepią jednego tematu to potrafią wałkować kilka dni wmawiając, że to ważne. A w tym czasie dzieje się więcej innych, ważniejszych rzeczy. I to się nazywa "wolność". Dlatego wolę internet, gdzie nigdy nie czytam tego co jest na czerwono, bo zwykle to mało istotne rzeczy. Tylko media wmawiają, że to ważne. Najciekawsze informacje się w ogóle nie rzucają w oczy.
9 4
odpowiedź