SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Tomasz Lis: My, naród

Już 4 października ukaże się nowa książka Tomasza Lisa "My, naród". Dziennikarz specjalnie dla Wirtualnemedia.pl opowiada o kulisach jej powstawania oraz celach jakie mu towarzyszyły podczas jej pisania.

Kamil Sokołowski:Już w październiku na rynku ukaże się Pana nowa książka. Co nowego chce Pan przekazać czytelnikom?
Tomasz Lis:Od ukazania się mojej poprzedniej książki minął rok. Jednak poczucie, że przesłanie książkowe, z którym chce trafić do czytelnika jest, przynajmniej z mojego punktu widzenia ważne, miałem ostatni raz pięć lat temu. Wtedy wydałem książkę "Co z tą Polską?". Pisałem w niej generalnie o tym co jest w Polsce nie tak i o tym co powinni zrobić politycy, by to zmienić. W przypadku książki "My, naród" założenie jest inne.

Koncentruję się nie na politykach, choć i o nich oczywiście piszę, ale na tym co każdy z nas może zrobić w swym mieście, w wiosce, w miejscu pracy, na swej ulicy i w drodze do pracy, by było nam w Polsce milej i sympatyczniej. Brzmi to diabelnie banalnie, ale ma swój niezwykle poważny wymiar, bo nastrój w kraju decyduje i o tym jak nam się żyje i o tym jaka atmosfera panuje w życiu publicznym, lecz także o wydajności pracy.

Co było inspiracją do jej napisania? Jak długo trwały prace nad nowym projektem?
Piszę o tym we wstępie. Na spotkaniu Young Global Leaders w Dalian w Chinach fantastyczni ludzie z całego świata mówili o tym jak dokonać postępu jeśli idzie o ochronę ?środowiska, ubóstwo na świecie, jak sprawić, by laptop był dostępny dla dzieci, które są
naprawdę biedne. Pomyślałem wtedy, że chciałbym postawić sam sobie takie zadanie domowe, ale że powinno ono dotyczyć Polski, bo przed nami są wielkie wyzwania, a czułbym się niekomfortowo uznając, że owe wyzwania globalne przesłaniają mi to, co dla mnie najważniejsze, czyli to co się dzieje w moim kraju.

Pewną inspiracją była też fala negatywizmu w polskim życiu publicznym, gdzie draństwa, szczucia, podłości i niegodziwości jest tyle co nigdy od 1989 roku. I uznałem, że zamiast załamywać ręce i biadolić o strasznym kraju i złych ludziach, należy napisać coś o
rzeczywistości w fajnym kraju, o masie fantastycznych ludzi, o wielkich rzeczach, które już nam się udały i o tym co powinniśmy zrobić, by znowu ruszyć do przodu, by dać w tej sztafecie pokoleń dobrą zmianę, "szarpnąć" we właściwym kierunku.

Samo pisanie, to u mnie standard, zajęło mi dwa miesiące z groszami. A zbieranie materiałów, porządkowanie ich w głowie i na papierze, myślenie o tym co i jak chcę powiedzieć - to było 10 miesięcy. Jak zawsze na bieżąco konsultowałem się z ludźmi
z wydawnictwa "Świat książki" i z ludźmi z mojego otoczenia do których mam zaufanie, o których wiedziałem, że bez ogródek powiedzą mi co jest w tym co piszę nie tak, co trzeba dodać, co trzeba wyeksponować.

mynarod



Chce Pan edukować rodaków czy dostarczyć im chwili niezobowiązującej refleksji?
"Edukować rodaków" brzmi jakbym Polaków traktował protekcjonalnie. A ja w tej książce nie przez przypadek najczęściej używam zaimka "my". Ja też mam swoje zadanie do wykonania i też tu i ówdzie mam poczucie winy. Więc jeśli już, to rzecz jasna chciałbym skłonić czytelników do refleksji.

Przy czym myślę, że gdy pojadę w Polskę na spotkania z czytelnikami wiele razy usłyszę, że ktoś w tym co napisałem odkrył swe własne myśli. Bo ja w tej książce żadnej Ameryki nie odkrywam, ale piszę o czymś co jest tuż obok albo w nas po prostu, co nas i oblepia i paraliżuje. Mówiąc o naszej wzajemnej nieżyczliwości, mówiąc o dramatycznie niskim kapitale społecznego zaufania, o wciąż bardzo słabym społeczeństwie obywatelskim, o naszych w ogromnej mierze nieuzasadnionych, ale bardzo "dołujących nas kompleksach", o koszmarnej zawiści, o potrzebie promocji w Polsce wszelkich sukcesów, o potrzebie "przesterowania" naszego systemu edukacyjnego tak, by nobilitował on indywidualizm i myślenie oraz o często destrukcyjnej roli jaką w naszym życiu publicznym odgrywają media.

Szczerze. Czy wierzy Pan, że takie publikacja mają szansę cokolwiek zmienić?
Wierzę, że pierwszym krokiem do rozwiązania każdego problemu jest uświadomienie sobie, że on istnieje i sprecyzowanie na czym on polega. Ta książka może być jednym z kamyczków, które spowodują lawinę.

Czy tak będzie? Nie wiem. Wiem, że sprawa jest szalenie poważna, że wyzwanie jest trudne i boleśnie aktualne, a przede wszystkim miałem potrzebę napisania tego i podzielenia się z tym z kimkolwiek, kto chciałby to przeczytać. Dalej książka żyje już własnym życiem.

Od wydania "Co z tą Polską", jak Pan wspomniał, minęło już pięć lat. Jak bardzo w tym czasie zmieniły się poglądy Tomasza Lisa?
W sferze moich wyobrażeń o fajnej Polsce nie zmieniło się nic. Zmieniło się moje przekonanie, że świat naszej polityki jest zdolny do autokorekty, do tego, by zdać sobie sprawę, że interesy kraju są ważniejsze od interesu korporacji polityków, że realizacja sensownego planu dla Polski jest ważniejsza od notowań tej czy owej rządzącej partii. Wtedy byliśmy jakieś dwa lata od wyborów, miałem przekonanie, że po degrengoladzie rządów SLD nadejdzie coś świeżego, nowego, kompetentnego i tak - idealistycznego. Nic takiego się nie stało. Cynizmu jest nawet więcej, kompetencji nawet mniej, idealizmu nie widzę w ogóle.

Ile Pana książek do tej pory sprzedano? To dobry biznes?
Wydałem 9 książek w nakładach od 3 do 123 tysięcy. To nie jest żaden biznes. W czasie potrzebnym do napisania książki można by szybko zarobić o wiele większe pieniądze. Te książki to najczęściej próba opisania czegoś ważnego w historii Polski, jak w przypadku książki "Wielki finał" o kulisach wejścia Polski do NATO lub próba powiedzenia czegoś więcej o współczesnej Polsce na co nie ma miejsca ani w programie publicystycznym, ani w tekstach do gazet.

rozmawiał Kamil Sokołowski

Dołącz do dyskusji: Tomasz Lis: My, naród

1 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
yhy
jestem ciekawa na jakiej podstawie mówi pan o swego rodzaju upośledzeniu obywatelskim? wam się chyba w tej Warszawce wydaje, że cała reszta Polski to prowincjonalni ludzie, których trzeba nauczać z stolicy; wielu twierdzi, że po transformacji chociaż samorząd nam wyszedł - ja się nie zgadzam, ale o ironio, właśnie dzięki temu ludzie jak najbardziej korzystają z darów demokracji, łączą się, działają w stowarzyszeniach itd., tylko wam się wydaje, że my jakcyś tacy...
0 0
odpowiedź