Dlaczego „Ocet jabłkowy” ma wyjątkowo kwaśny smak? Recenzja nowego serialu Netfliksa
Premiera australijskiej nowości Netfliksa zatytułowanej „Ocet jabłkowy” zbiegła się z aresztowaniem w Polsce internetowego oszusta specjalizującego się w leczeniu chorób nowotworowych suplementami niewiadomego pochodzenia. Oskar D., podobnie jak bohaterka serialu, żerował na desperacji, niewiedzy i naiwności chorych. Suplementacyjne eldorado trwa w najlepsze w mediach społecznościowych, podobnie jak sprzedaż dostępu do aplikacji, które uleczą dosłownie wszystko.
„Ocet jabłkowy” to sześcioodcinkowy serial Netfliksa inspirowany prawdziwymi autralijskimi zdarzeniami sprzed dekady. Oparty jest na reportażu „The Woman Who Fooled the World” autorstwa Beau Donelly'ego i Nicka Toscano. Opowiada historię Belle Gibson, autorki aplikacji „Pełna spiżarnia”. Twórczyni aplikacji dietetycznej dla chorych na raka, osiągnęła sukces dzięki promowaniu oferty historią o chorobie, z którą nigdy się nie zmagała. Rak mózgu dodawał jej jednak wiarygodności, zwłaszcza że klienci Gibson naprawdę na niego chorowali.
Internetowe szamanki
Poza Belle Gibson (w tej roli Kaitlyn Denver) oglądamy także losy chorej na raka Milli (Alycia Debnam-Carey). Dziewczyna zdecydowała się zrezygnować z konwencjonalnego leczenia i korzystać z usług szarlatanów dowodzących, że lewatywa z kawy i picie soku leczy nowotwory. Serial opowiada o ważnym temacie, ale podanym w nieznośnej formie.
Przede wszystkim spora ilość bohaterów, różne perspektywy i retrospekcje powodują chaos fabularny. Z jednej strony cofamy się do pierwszych dorosłych doświadczeń Belle, jej relacji z matką, ojcem jej dziecka, poszukiwaniem ścieżki zawodowej, równocześnie obserwujemy fascynację dziewczyny Millą, która z czasem staje się influencerką propagującą alternatywne leczenie raka, a także śledzimy okres, gdy Belle jest już w tarapatach, grozi jej demaskacja, a grupa osób chce za wszelką cenę dowieść, że opinia publiczna ma do czynienia z oszustką.
Dieta sokowa wyleczy raka
Drugim problemem jest niechęć wobec serialowych bohaterek. Naprawdę trudno lubić te zblazowane dziewczyny, momentami nawet Milla jest bardziej irytująca od Belle, bo jej wiara w zbawczą moc lewatywy z kawy staje się kuriozalna. Nie można jednak ze spokojem przypatrywać się ich głupocie i cynizmowi, wiedząc, że aresztowany właśnie Oskar D. przyczynił się do śmierci co najmniej jednak kobiety, która uwierzyła w jego leczenie zamiast pójść konwencjonalną ścieżką. Warto dodać, że aresztowany oszust posiada wykształcenie gimnazjalne, a „leczył” pacjentów onkologicznych.
Serial „Ocet jabłkowy” wspierany jest głosem polskiej lektorki, co jest ciekawym i wciąż rzadkim doświadczeniem. W tym wypadku nie jest to jednak najlepszy wybór, ponieważ w produkcji dominują kobiece postaci, co sprawia, że na ścieżce dźwiękowej nakładają się na siebie damskie głosy (czasem trzy, albo cztery na raz) i przez podobne brzmienie, trudno wychwycić polską ścieżkę dialogową czytaną przez lektorkę.
Lek na całe zło
W chaosie kompozycyjnym, od którego nie jest wolny „Ocet jabłkowy” łatwo stracić cierpliwość. Jesteśmy bombardowani historiami bohaterek, metodami leczenia, informacjami o niesprawdzonych sposobach walki z nowotworem, ale brakuje stanowczego wskazania, że to jedna wielka ściema. W czasach, gdy mordercy inspirują się metodami działania Dextera Morgana, a inni marzą o produkcji metamfetaminy w stylu Waltera White’a, warto jednak zachować dużą ostrożność w podawaniu instrukcji do wykonywania lewatywy z kawy.
Poza tym, że produkcja przywołuje ważny temat, nie ma zbyt wiele do powiedzenia o szarlatankach. Nie są one szczególnie interesujące, poza tym jednym kontekstem. Belle jest łasa na kasę i sławę, podobnie jak Milla, która lepiej się maskuje, udając troskę o to, aby inni mogli leczyć się kawą i sokiem tak skutecznie jak ona.
Współczesna szarlataneria
Dziewczyny zarabiają na ludzkiej naiwności i od patostreamerów różni je tylko ładne opakowanie. Są nawet bardziej od nich niebezpieczne, bo epatują nie tylko głupotą, czy demoralizacją, ale cynizmem udającym empatię.
W „Occie jabłkowym” nie brakuje tanich wzruszeń i narracji rodem z filmów familijnych (zwłaszcza gdy bohaterki sprzedają produkty i zwracają się do swoich odbiorczyń), ale dużo ważniejsze jest pokazanie, że te mechanizmy manipulacji tłumem wciąż się sprawdzają. Leczenie pozytywnym nastawieniem, nadzieją i sokiem nie jest wcale rzadkością. Znajdą się chętni i chętne, by za taką możliwość zapłacić spore pieniądze.
Obserwujemy obecnie fascynację pseudoduchowością, totalną biologią, które mogą wyleczyć wszystko od niedoczynności tarczycy po złamane serce. Oszuści czyhają na naszą uwagę, podobnie jak Netflix kradnąc sześć godzin naszego czasu na serial, który na papierze brzmiał lepiej niż w realizacji. Niekoniecznie trzeba.
Warto za to rozejrzeć się na Instagramie, jakie konta obserwujemy, co nam usiłują sprzedać i czy osoby zajmujące się akwizycją są do tego uprawnione.
Serial „Ocet jabłkowy” dostępny jest na platformie Netflix.
Dołącz do dyskusji: Dlaczego „Ocet jabłkowy” ma wyjątkowo kwaśny smak? Recenzja nowego serialu Netfliksa