Protesty w Chinach. "Władze nie ustąpią, ale skutki mogą być długofalowe"
Protesty przeciwko polityce „zero covid” w Chinach są zbyt małe, by mogły coś zmienić, ale pokazują, że wielu Chińczyków przestało wierzyć w sukces władz w radzeniu sobie z pandemią i lepszą przyszłość pod rządami partii komunistycznej – ocenia w rozmowie z PAP dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).
Ekspert podkreśla, że protesty nie są w Chinach czymś nowym ani niezwykłym, ale nowością jest ich wspólny mianownik – sprzeciw wobec państwowej strategii „zero covid”. Ponadto odbywają się w największych metropoliach i pojawiły się na nich hasła antysystemowe.
„Z tych powodów rządząca Komunistyczna Partia Chin uzna je za niebezpieczne i zrobi wszystko, aby stłumić jak najszybciej. Choć wydaje się, że będzie działać ostrożnie, dawkując represje, jak również pewne ustępstwa, ale tylko na poziomie lokalnym” – ocenia analityk OSW.
This is now on Wulumuqi (=Urumqi) lu in #Shanghai. People holding up white sheets of paper. ‘We don’t need to write anything on it. It is a symbol of the revolution of the people’, someone says. (Don’t manage to send videos.) pic.twitter.com/oWwyADTHuX
— Eva Rammeloo (@eefjerammeloo) November 26, 2022
Chińskie władze wciąż dążą do całkowitej eliminacji koronawirusa. W ramach polityki „zero covid” całe miasta zamykane są w lockdownach, ograniczana jest działalność firm, a miliony ludzi poddawane są przymusowym testom, co wywołuje problemy gospodarcze i niezadowolenie społeczne.
W ostatni weekend do protestów przeciwko polityce „zero covid” doszło w Pekinie, Szanghaju, Wuhanie i szeregu innych chińskich metropolii. W Szanghaju zebrało się około tysiąca osób. Skandowano m.in. hasła: „chcemy wolności!”, „Komunistyczna Partio Chin, ustąp!”, „Xi Jinping, ustąp!”. Symbolem protestów stały się puste kartki papieru, pokazywane na znak sprzeciwu wobec cenzury.
„Same protesty są zbyt małe, aby mogły coś zmienić. Tysiąc osób w 26-milionowym Szanghaju to bardzo mało. W skali całego kraju to było jakieś 35-40 tysięcy na ponad miliard mieszkańców ChRL. Masa krytyczna nie została osiągnięta i jeżeli liczba protestujących w najbliższych dniach drastycznie nie wzrośnie, a na to nic nie wskazuje, to one wygasną same albo zostaną stłumione” – ocenia dr Bogusz.
Zaznacza jednak, że po protestach może pozostać trwały ślad – łączenie postulatów lokalnych z politycznymi oraz świadomość, że można podnosić hasła ogólnokrajowe. Wcześniej w kraju wielokrotnie dochodziło do protestów, ale były wymierzone przeciwko lokalnym obostrzeniom i lockdownom na poziomie osiedla czy dzielnicy, a nie przeciwko władzom centralnym.
Motywem przewodnim najnowszej fali demonstracji stał się tragiczny w skutkach pożar w borykającym się od ponad trzech miesięcy z lockdownami mieście Urumczi, stolicy regionu Sinciang. Zginęło co najmniej 10 osób, a władze cenzurowały w internecie artykuły kwestionujące oficjalną wersję wydarzeń oraz pytania, czy restrykcje covidowe uniemożliwiły ratunek i szybkie ugaszenie ognia.
„Na pewno prysnął jakiś czar i mit. Wielu Chińczyków szczerze wierzyło, że kraj odniósł sukces, kiedy Zachód nie radził sobie z pandemią. Teraz będzie im trudno zaufać władzy drugi raz i to może być długofalową konsekwencją tych protestów. Chińczycy, jeżeli nawet nie protestują w większości, to stracili wiarę w lepszą przyszłość pod rządami partii komunistycznej” – ocenia dr Bogusz.
Zaznacza jednak, że władze nie ustąpią. „Po pierwsze z powodów politycznych, ponieważ uznają, że jakiegokolwiek ustępstwa grożą eskalacją postulatów, również tych dotyczących liberalizacji reżimu” – uważa analityk OSW.
Drugą przyczyną jest trudna sytuacja epidemiologiczna. W ostatnich dniach w Chinach codziennie padają kolejne rekordy zakażeń, a ludność nie nabyła odporności zbiorowej ani poprzez szczepienia, ani za sprawą przechorowania Covid-19. „To niesie ze sobą groźbę, że nagłe poluzowanie restrykcji spowoduje falę zgonów, która zaneguje cały sens prowadzonej do tej pory polityki +zero covid+” - zaznacza ekspert.
Jego zdaniem wszelkie porównania obecnej sytuacji do krwawo stłumionych protestów na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku czy określanie jej „największym wyzwaniem” dla przywódcy ChRL Xi Jinpinga są przesadzone. „Jeżeli coś go może niepokoić, to opieszałość w tłumieniu protestów przez lokalne kadry. To sygnał niezadowolenia z przerzucenia na nie odpowiedzialności za prowadzenie polityki antycovidowej” – ocenia dr Bogusz.
Dołącz do dyskusji: Protesty w Chinach. "Władze nie ustąpią, ale skutki mogą być długofalowe"