Od zakonnicy do ladacznicy? Recenzja polskiego serialu „Lady Love” od Maxa
W ofercie Maxa debiutuje rodzimy serial „Lady Love” z Anną Szymańczyk w roli głównej. Aktorka wciela się w postać dziewczyny z polskiej prowincji, która w burzliwych latach 80. trafia do niemieckiej branży porno. Skojarzenia z biografią Teresy Orlowski nie są przypadkowe, ale twórcy serialu nie mówią wprost o swoich inspiracjach.
Od pierwszych minut serialu, w oczy rzucają się piękne zdjęcia Jacka Podgórskiego. „Lady Love” jest serialem wyśmienitym pod względem kolorów, faktur i scenografii budujących stany emocjonalne bohaterki, pokazujących różnice między polską a niemiecką rzeczywistością lat 80. i życiem Lucyny przed i po ucieczce do RFN.
Lucynę poznajemy w dwóch osiach czasu. Pierwsza to lata 80. gdy dziewczyna wstępuje do nowicjatu i wbrew woli ojca, postanawia poświęcić życie Bogu. Jej pobyt w klasztorze to okazja dla twórców, żeby stworzyć film w filmie. Lucyna jako zakonnica przypomina bohaterkę komedii slapstickowej, chociaż finał jej nowicjatu, daleki jest od komicznego i wzbudzającego radość otoczenia. Ten epizod z życia bohaterki, to dobry pretekst do zabawy formą filmową – za chwilę będzie mrocznie i na serio, a przez chwilę możemy oglądać polsko-katolicką rzeczywistość w krzywym zwierciadle.
Druga oś czasu pokazuje przełom wieków, kiedy Lucyna jest znaną, lubianą i popularną gwiazdą pornobiznesu. O bohaterce przypomina sobie policja, ponieważ jej przeszłość wzbudza wiele pytań i to najpoważniejszego kalibru, tj. czy brała udział w morderstwie. Dwie historie – naiwnej prowincjuszki i gwiazdy rozsmakowanej w zachodnioeuropejskiej beztrosce, przeplatają się, aby pokazać nam, z kim mamy do czynienia. I która maska kobiety jest najbliższa jej prawdziwej naturze.
„Królowa porno Niemiec”
Po obejrzeniu przedpremierowo dwóch odcinków (tyle platforma Max udostępniła dziennikarzom), można powiedzieć, że serial na pewno wzbudzi ogromne emocje. Nie tylko dlatego, że w dniu premiery wyszukiwarki internetowe będą gorączkowo wypluwać nieznane fakty o Teresie Orlowski, a widzowie poczują się spragnieni poznania historii aktorki, która zainspirowała serial, ale także z uwagi na jej milczenie na temat produkcji Maxa. Czy Orlowski zabierze głos na temat serialu po premierze?
„Od zakonnicy do ladacznicy” – tak można bowiem w skrócie i nieco ironicznie skomentować serialową fabułę. O samej Orlowski mówi się, że zrewolucjonizowała filmy pornograficzne lat 80. i 90. skupiając się na kobiecej przyjemności i zmniejszając kulturowe znaczenie męskiego spojrzenia. Żeby jednak móc tę tezę potwierdzić, należałoby się gruntownie zapoznać z filmografią aktorki. W końcu jako producentka „filmów dla dorosłych” wspierała biznes, który długo czerpał profity z nadużywania kobiecych ciał. Pytanie więc o to, jaką dokładnie rewolucję w branży przeprowadziła, wydaje się zasadne.
Scenariusz napisany przez Ewę Popiołek i Dorotę Jankojć – Poddębniak opowiada dwie historie. Pierwsza to wspominany już przaśny PRL, w którym oglądamy jak życie dziewczyny, sterowane jest przez jej rodziców, a ona przestawiana z kąta w kąt niczym mebel. Skoro Lucyna nie została zakonnicą, to musi wyjść za mąż. Skoro już się nie modli, to musi pracować. Skoro ma męża, to musi być posłuszna itd. Wszystko to zarysowane czasem zbyt grubą kreską, daje nam pewne wyobrażenie o tym, dlaczego Lucyna pcha się w paszczę lwa, czyli do obcego świata, którego zasad gry w ogóle nie zna.
„Lady Love”, czyli Anna Szymańczyk na pierwszym planie
Anna Szymańczyk błyszczy w roli Lucyny, ponieważ dostała do zagrania kilka różnych bohaterek. Jedna to właśnie „Lucyna prowincjuszka”; ta, która nie ma pojęcia o dalekim Zachodzie, jest prostoduszna, naiwna, podążająca za głosem serca. Druga, to kobieta po przejściach, nie znalazła jeszcze pomysłu na siebie, ale w Niemczech każdego dnia przekracza kolejne granice i posuwa się coraz dalej, eksperymentując i próbując nowych rzeczy. Trzecia to Lucyna gwiazda, cyniczna, bezwzględna, pewna siebie, pozbawiona dawnej nadziei i ufności.
Każdą z tych postaci Szymańczyk gra bezbłędnie; gdy trzeba, ujawnia swój talent komediowy, a gdy zechce – potrafi być dramatyczna do łez. „Lady Love” to z pewnością dopiero początek i zaledwie próbka talentu Anny Szymańczyk, która sprawdza się zarówno w wersji „nieco rubasznej i prostej dziewczyny”, jak i „melodramatycznej diwy”.
PRL w „Lady Love”
Lubimy melodie, które dobrze znamy, dlatego po raz kolejny oglądamy „stary dobry” PRL z jego szarością, szowinizmem, przemocą i nadużyciami. Twórcy często korzystają z komediowego wytrychu, żeby oswoić nam ten okres. Jest duszno, parno, bohaterów spowija dym tytoniowy i zapach domowych obiadów.
W „Lady Love” PRL oglądamy oczami bohaterki, którą matka próbuje wrzucić w sprawdzone ramy dulszczyzny, czyli ślub, dzieci, rodzina, praca w domu. Ojciec Stefan (w tej roli Adam Woronowicz) jest postacią bardziej złożoną i otwierającą poczet męskich bohaterów komplikujących życie głównej bohaterki.
Warto wspomnieć także rolę Juliana Świeżewskiego, wcielającego się w postać Janusza Lissa, męża Lucyny. Zaopatrzony w wąs i ciuchy z lat 80., w niczym nie przypomina komisarza Jana Góry z „Krucjaty”, którym występem aktor zyskał duże grono fanów. W obsadzie serialu występuje plejada polskich aktorów, jak Michał Żurawski, Piotr Trojan i Borys Szyc, ale szczególną uwagę polecam zwrócić na postać Klausa Barona, graną przez niemieckiego gwiazdora, Clemensa Schicka.
„Lady Love” – czy warto obejrzeć?
Po dwóch odcinkach trudno wyrokować, jak wypadnie cały serial liczący sześć epizodów, ponieważ dwie osie czasu to pułapka, w której łatwo się pogubić. Często zdarza się, że przy tak prowadzonej narracji wątki są nierówno rozdystrybuowane i przez to sceny wybitne sąsiadują z bardzo przeciętnymi. Dwa pierwsze odcinki zapowiadają fascynującą opowieść o przemianach społecznych, emancypacji kobiet, przemocy seksualnej i kulturowych konfrontacjach.
Zastanawiające jest, jak twórcy poradzą sobie z opowiedzeniem historii pornobiznesu, czy pochylą się nad losem branżowych aktorek, a może potraktują temat po macoszemu. Warto przy tej okazji podkreślić, że serial jest odważny pod względem eksponowania scen erotycznych, które są doskonale przemyślane. Zupełne inaczej sfilmowane są seksualne przygody bohaterki w jej cywilnym życiu (pięknie nakręcona scena debiutu seksualnego), odmiennie jej „obowiązki małżeńskie” (wzbudzająca przerażenie scena gwałtu małżeńskiego), a jeszcze inaczej – praca na planie filmowym (debiut jako Lady Love). Widać w tym dużą dbałość o detal ze strony reżysera i operatora.
„Lady Love” zapowiadana jest jako jeden z najważniejszych polskich seriali, kończącego się 2024. Premiera serialu „Lady Love” odbędzie się 20 grudnia na platformie Max. Całość liczy sześć odcinków.
Dołącz do dyskusji: Od zakonnicy do ladacznicy? Recenzja polskiego serialu „Lady Love” od Maxa