Ten serial przywodzi na myśl hit Netfliksa. Czy warto obejrzeć „Czarne stokrotki” od Canal+?
Na serial „Czarne stokrotki” musieliśmy długo czekać. W międzyczasie nie tylko zmienił się jego tytuł (początkowo produkcja była promowana jako „Strange Angels”), ale i kilka razy Canal+ opóźnił premierę nowości napisanej przez Agnieszkę Szpilę i Dominikę Prejdovą. Serial stanowi hybrydę gatunkową thrillera, dramatu społecznego, kryminału, a momentami nawet komedii. Czy to mogło się udać?
Wszystko wskazuje na to, że tak (Canal+ udostępnił przedpremierowo dziennikarzom siedem z ośmiu odcinków serialu), zwłaszcza jeśli tęsknicie za uniwersum „Dark”. „Czarne stokrotki” przywodzą na myśl tamten serial Netfliksa, ponieważ operują podobną estetyką, bawią się osiami czasu i – co najważniejsze – wysyłają swoich bohaterów do podziemnych tuneli po dawnych kopalniach, a nawet więcej – do podziemnego miasta. Jeśli lubicie łamigłówki, tajemnice i silne odniesienia do historii, która lubi odzywać się w teraźniejszości, to serial przypadnie wam do gustu.
Główna antybohaterka Lena
Główną bohaterką jest ceniona geolożka, Lena (w tej roli zjawiskowa Karolina Kominek). Badaczka zamierza udać się w kolejną podróż, na którą właśnie zdobyła finansowanie, gdy przez przypadek dowiaduje się, że zaginęła jej nastoletnia córka Ada (Alicja Wieniawa-Narkiewicz). Co więcej, nie tylko zaginęła, ale jest oskarżona o uprowadzenie z przedszkola grupy dzieci. Ada zniknęła z przedszkolakami i nikt nie wie, co mogło się stać. Lena nie wychowywała córki i nie ma z nią kontaktu, ale wraca do rodzinnego Wałbrzycha, żeby pomóc policji i byłemu partnerowi w poszukiwaniach.
Tego, kim jest Lena, dlaczego jest tak zdystansowaną, wycofaną, ostrożną osobą, dowiadujemy się z czasem. Nie jest bohaterką dającą się polubić od pierwszej sceny. Może budzić niechęć i irytację, ale równocześnie fascynować. To właśnie ona jest naszą przewodniczką po serialowym uniwersum – pokazuje różne strony miasta, rozmawia z naukowcami, policjantami, ale też kloszardami, wszystko po to, żeby poznać prawdę o zaginionej córce.
Warstwy interpretacyjne w serialu „Czarne stokrotki”
„Czarne stokrotki” można czytać na kilka sposobów. Jako serial kryminalny – otrzymujemy bowiem śledztwo policyjne, nadzorowane przez dawnego kolegę bohaterki, Rafała (w tej roli świetnie wypadł Dawid Ogrodnik). Aktor zagrał nietuzinkową postać geja, który w policyjnych szeregach musi radzić sobie z systemową homofobią, nikt nie deklaruje jej wprost, ale wciąż odbija się echem po korytarzach komendy.
Dostajemy też wgląd w życie miasta, gdzie uprzywilejowana filantropka, pani Czarnecka (w tej roli Edyta Olszówka od lat wcielająca się w wyrafinowane i wyrachowane damy z wyższych sfer) rozstawia ludzi niczym pionki na szachownicy, a także mystic thriller zagłębiający się w przeszłość Wałbrzycha i jego mieszkańców.
Przedwojenny Wałbrzych w serialu „Czarne stokrotki”
Nieprzypadkowo twórczynie osadziły akcję serialu w Wałbrzychu. To miasto ma skomplikowaną historię z okresu II wojny światowej. Mówiło się, że Niemcy mieli wobec niego duże plany, miało być główną siedzibą Adolfa Hitlera, a ostatecznie, po wojnie zostało przyznane Polsce. To spowodowało zawirowania losów wielu rodzin przesiedlanych do Niemiec. Podobnie jak Pomorze Zachodnie, Wałbrzych dla współczesnych mieszkańców jest miastem z jednej strony bez korzeni (zamieszkali w nim repatrianci z Zachodu i wysiedleńcy z Kresów Wschodnich), z drugiej – obarczonym przeszłością nieobecnych już mieszkańców z okresu przedwojennego, a nawet – jak między wierszami mówią scenarzystki – „duchami” przeszłości.
Historia Leny to nie tylko poszukiwanie córki, ale i swoich korzeni, to próba dotarcia do sedna jej zagubienia i poczucia bezcelowości, co w kolejnych odcinkach serialu pobrzmiewa coraz donośniej.
Scenariusz „Czarnych stokrotek” stanowi zdecydowany atut serialu. Wraz z showrunnerkami, napisali go Katarzyna Tybinka i Marcin Ciastoń. Poplątana, skomplikowana historia rozgałęziająca się w kilku kierunkach sprawia, że możemy wybrać, czy bardziej interesuje nas towarzyszenie Lenie, a może poszukiwanie dzieci z policjantem Rafałem, albo poznawanie losów romskiej rodziny z perspektywy Luki (w tej roli Piotr Żurawski).
Na drugim planie
W serialu oglądamy solidnie obsadzony drugi plan. Poza Tomaszem Schuchardtem, który ponownie gra zapadającą w pamięć postać policjanta (oglądaliśmy go w tej roli w serialu „Krucjata”, a wcześniej w „Morderczyniach”), oglądamy też Mirosława Zbrojewicza, wspominaną już Edytę Olszówkę, Olafa Lubaszenkę, Roberta Gonerę i Dobromira Dymeckiego.
Nie sposób nie wspomnieć o tym, jak serial jest nakręcony. Poza rzeczywistą i bieżącą akcją, w „Czarnych stokrotkach” oglądamy sny bohaterki, śledzimy sytuację Ady i zaginionych dzieci, a także dawne losy Wałbrzycha na przykładzie kilku postaci, m.in. tajemniczej Ilse (Sonia Roszczuk). Dominuje niebieska tonacja kolorystyczna (nie tylko w podziemnych tunelach, ale i snach Leny oraz we współczesnej osi czasu). Wszystko pokrywa warstwa przypominająca pył węglowy.
Twórczynie serialu, Agnieszka Szpila i Dominika Prejdova wraz z reżyserem Mariuszem Palejem, powoli wchodzą w kolejne rejestry opowieści. Jeśli spieszy się wam, żeby poznać rozwiązanie zagadki, to nie ten adres. „Czarne stokrotki” powoli budują dramaturgię i każą nam czekać na kolejne zwroty akcji. Znaczenie mają detale, które składają się na całość tej skomplikowanej układanki. To również ciekawa propozycja dla kobiet, ponieważ serial rozprawia się z mitami na temat macierzyństwa i tego, kim są współczesne matki.
Serial „Czarne stokrotki” 3 stycznia zadebiutował w ofercie Canal+ i Canal+ online.
Dołącz do dyskusji: Ten serial przywodzi na myśl hit Netfliksa. Czy warto obejrzeć „Czarne stokrotki” od Canal+?