Marek Zagórski, minister cyfryzacji: Jesteśmy przeciwni blokowaniu stron w internecie, Facebook potrzebuje „polskiego regulaminu”
Ministerstwo Cyfryzacji zrezygnowało z planów stworzenia centralnego rejestru serwisów internetowych dotyczących nielegalnej działalności. Podczas spotkania, na które zaproszono Wirtualnemedia.pl minister Marek Zagórski wyjaśniał szczegóły podjętej decyzji i odpowiadał na nasze pytania. - Co do zasady jesteśmy przeciwni wprowadzaniu ograniczeń w internecie, a naszą intencją nie było nigdy śledzenie internautów i kontrolowanie jakie strony w sieci odwiedzają - zapewnia szef resortu cyfryzacji.
Informacje o projekcie wprowadzenia centralnego rejestru stron internetowych oferujących nielegalne towary i usługi oraz blokowania takich witryn pojawiły się w połowie lipca br.
W rozmowach z Wirtualnemedia.pl przedstawiciele organizacji zajmujących się ochroną wolności i prywatności w internecie nie kryli wówczas swojego zaniepokojenia taką koncepcją, niektórzy z nich nazywali ją wprost planem wprowadzenia cenzury w internecie.
W środę Ministerstwo Cyfryzacji (MC) ogłosiło, że rezygnuje jednak z planów stworzenia centralnego rejestru serwisów internetowych dotyczących nielegalnej działalności. Resort tłumaczy, że podjął tę decyzję „po analizach, a także z uwagi na fakt, że propozycje ewentualnego blokowania niektórych stron nie zostały przyjęte”.
Nie chcemy cenzury internetu
W środę Wirtualnemedia.pl zostały zaproszone do Ministerstwa Cyfryzacji na zamknięte spotkanie, podczas którego szef resortu Marek Zagórski wyjaśniał kulisy decyzji podjętej przez MC oraz odpowiadał na związane z nimi pytania.
Minister nie krył swojego rozczarowania faktem, że projekt zaproponowany przez MC został odebrany przez niektóre środowiska oraz media jako chęć kontrolowania i cenzurowania internetu. Przyznał też, że m.in. te podejrzenia spowodowały rezygnację z koncepcji centralnego rejestru domen, choć nie były to jedyne przyczyny.
- Po przedstawieniu przez nas propozycji utworzenia centralnego rejestru domen internetowych pojawiły się, zarówno ze strony rozmaitych organizacji, jak i mediów opinie, że zamierzamy cenzurować internet – przypomniał Marek Zagórski. - Podkreślam, że sugestie jakoby Ministerstwo Cyfryzacji czy rząd zmierzały do ograniczenia wolności słowa w internecie w szerokim pojęciu są całkowicie błędne. Oczywiście otwarta pozostaje wciąż kwestia tego, czy internet na zawsze musi pozostać przestrzenią całkowicie nieograniczonej i niczym nieskrępowanej wolności, czy też powinien podlegać pewnym rygorom związanym chociażby z kwestiami bezpieczeństwa państwa oraz obywateli. Takie dyskusje wciąż się toczą i zapewne jeszcze długo będą się toczyć, także w łonie naszego resortu.
Zagórski potwierdził, że propozycja dotycząca stworzenia centralnego rejestru stron była techniczną odpowiedzią na pojawiające się projekty.
- Chodziło m.in. o to, by obok funkcjonującego już rejestru nielegalnych stron oferujących hazard prowadzonego przez Ministerstwo Finansów uruchomić podobny spis witryn, na których sprzedawane są dopalacze – zdradził minister. - Zaproponowaliśmy więc, żeby stworzyć jeden centralny rejestr zamiast dwóch czy więcej po to, by ułatwić funkcjonowanie całego systemu. Swój udział w powstaniu koncepcji centralnego rejestru mieli także operatorzy telekomunikacyjni, którzy podkreślali, że w wypadku wprowadzenia przepisów umożliwiających blokowanie stron ponad to co obecnie przewiduje ustawa hazardowa będzie im technicznie o wiele łatwiej kontrolować jedną bazę adresów zamiast kilku rozproszonych i oddzielnych rejestrów.
Szef resortu cyfryzacji podkreślił w kontekście rozmaitych projektów, nad którymi trwają prace, że Ministerstwo Cyfryzacji co do zasady jest przeciwne blokowaniu dostępu do stron internetowych.
- Tymczasem po przedstawieniu koncepcji centralnego rejestru powstało wrażenie, że jest inaczej, a nasz resort jest orędownikiem idei blokowania stron. To nieprawda – zaznaczył z naciskiem Zagorski. - Zaproponowaliśmy jedynie technicznie racjonalne rozwiązanie na wypadek, gdyby powstały przepisy pozwalające rozmaitym podmiotom na tworzenie ich własnych baz stron zakwalifikowanych do zablokowania.
Minister zastrzegł, że w łonie rządu być może będą nadal trwały prace zmierzające do oddania w ręce konkretnych resortów lub instytucji możliwości blokowania stron internetowych. Zagórski zaznacza jednak, że w trakcie konsultacji wewnątrz rządu MC opowiadało się i nadal będzie się opowiadać przeciwko tego typu ograniczeniom w sieci.
Nie będzie inwigilacji internautów
Szef resortu cyfryzacji odniósł się także do jednego z elementów projektu centralnego rejestru stron, który przewidywał dostęp określonych podmiotów do danych na temat tego, kto próbowałby odwiedzać zablokowane wcześniej witryny. Na ten wątek jako szczególnie niebezpieczny zwracali uwagę w rozmowie z Wirtualnemedia.pl przedstawiciele Fundacji Panoptykon, ich zdaniem bowiem planowany przepis byłby furtką do szerokiej inwigilacji użytkowników w sieci.
- Zapis mówiący o dostępie do danych telekomunikacyjnych był konsekwencją incydentu, który miał miejsce w wypadku obowiązującej obecnie ustawy hazardowej i związanego z nią rejestru blokowanych stron – ujawnił Zagorski. - Doszło do obejścia blokady, w wyniku czego użytkownik dostał się na stronę objętą zakazem. W związku z tym Ministerstwo Finansów zaproponowało by możliwy był dostęp do danych dotyczących wchodzenia na zablokowane strony, jednak niczyją intencją nie było śledzenie internautów i sprawdzanie jakie witryny odwiedzają. Chodziło jedynie o możliwość ustalania który z operatorów dopuszcza dostęp do blokowanych stron, oraz o dane w skali makro, a nie „namierzanie” konkretnych użytkowników.
Zagórski nie odpowiedział wprost na pytanie, czy rezygnacja MC z koncepcji centralnego rejestru domen oraz ewentualne wycofanie się innych resortów z podobnych projektów była inspirowana przez premiera Mateusza Morawieckiego. Ograniczył się do stwierdzenia, że szef rządu jest generalnie przeciwny stosowaniu jakichkolwiek form cenzury w internecie.
Na Facebooku potrzebny „polski regulamin”
W rozmowie z szefem resortu cyfryzacji Wirtualnemedia.pl powróciły do projektu MC stworzenia zespołu ds. mediów społecznościowych, który miałby ułatwiać kontakty pomiędzy serwisami social media a użytkownikami i pomagać w załatwianiu ewentualnych spornych kwestii.
- Prace nad tym rozwiązaniem są nadal prowadzone – potwierdził Zagórski. - Idea polega na stworzeniu aktywnego formularza, który przyspieszy i ułatwi kontakty na linii serwisy społecznościowe – użytkownicy bez konieczności zatrudniania armii urzędników, którzy mieliby zajmować się poszczególnymi przypadkami. Muszę niestety przyznać, że część serwisów społecznościowych z którymi rozmawiamy w ostatnim czasie zrobiła niejako pół kroku wstecz w swoich deklaracjach. Trzeba pamiętać, że w wypadku tego projektu, tak jak w przypadku rejestru stron dotykamy ogólnej kwestii wolności i swobody wypowiedzi w internecie.
Minister cyfryzacji uważa, że koncepcja stworzenia platformy pośredniczącej w kontaktach i załatwianiu sporów pomiędzy mediami społecznościowymi a użytkownikami jest jedynie pewnym elementem szerszych rozwiązań, które powinny wiązać się ze swobodą wypowiedzi w sieci.
- Od pewnego czasu namawiamy serwisy społecznościowe do stworzenia czegoś, co roboczo nazywamy „polskim regulaminem” - zdradza Zagórski. - W gruncie rzeczy staramy się o dostosowanie procedur tych platform chociażby do naszego kontekstu kulturowego. Podkreślam, że nie chodzi o to, by np. Facebook czy Google wprowadzały u siebie lokalne wersje regulaminów dla poszczególnych krajów. Jednak wśród wytycznych i instrukcji z których korzystają administratorzy platform społecznościowych mogłyby znaleźć się elementy wyjaśniające lokalną specyfikę języka, kultury i obyczajowości. Wówczas być może nie będzie dochodziło do sytuacji, w której treść absolutnie dopuszczalna przez polskich użytkowników jest usuwana, ponieważ nie spełnia ogólnoświatowych standardów ujętych w regulaminach serwisów.
Zagórski przyznaje, że polski rząd w razie potrzeby posiada możliwości wprowadzenia odpowiednich regulacji w funkcjonowaniu mediów społecznościowych w naszym kraju, i być może w przyszłości niezbędne będą rozwiązania podobne do tych jakie zastosował np. rząd Niemiec w kwestii usuwania hejtu. Minister cyfryzacji nie ukrywa jednak, że lepiej by było, gdyby odpowiednie mechanizmy w walce ze szkodliwymi zjawiskami w mediach społecznościowych udało się rozwiązywać we współpracy z serwisami.
Dołącz do dyskusji: Marek Zagórski, minister cyfryzacji: Jesteśmy przeciwni blokowaniu stron w internecie, Facebook potrzebuje „polskiego regulaminu”
Ta władza nie lubi gdy ktoś ma swobodę.
Ta władza wierzy, że przestępcę można złapać zanim popełni przestępstwo.
Jak w pewnym filmie.
Prawdziwym problemem jest zaangażowana politycznie cenzura ze strony korporacji, którą największe serwisy społecznościowe stosują masowo. Robią to całkowicie arbitralnie i poza kontrolą, bo lista ocenzurowanych użytkowników czy treści nie jest dostępna. Często zbanowany czy ocenzurowany użytkownik nie otrzymuje nawet informacji o powodzie decyzji.
Najbardziej nikczemną praktyką jest tzw. shadowbaning i shadowfiltering. Polega on na ograniczaniu widoczności postów czy komentarzy niepożądanych politycznie użytkowników bez ich wiedzy. Czyli ktoś może sobie pisać co chce, ale nikt inny tego nie widzi. Nawet Orwell na coś takiego nie wpadł.
Ostatnio odkryto, że bycie objętym shadowfilteringiem na Twitterze nie zależy od dotychczasowej aktywności samego użytkownika. Wystarczy, że jego posty są często polubiane przez innych niepożądanych politycznie użytkowników, a on sam automatycznie zostaje objęty shadowfilteringiem i widoczność jego postów zostaje ograniczona. W ten sposób można automatycznie eliminować całkowicie określone poglądy czy idee.