Ciężko zarobić na giełdzie, a perspektywy nie są optymistyczne
Jak do tej pory 2014 rok nie zapisuje się najlepiej w pamięci inwestorów. Co gorsza, niezbyt optymistyczne są również perspektywy na dalszą jego część. Nie spełniają się oczekiwania wyraźnej poprawy sytuacji makroekonomicznej, silnie widoczne w pierwszych miesiącach roku. Coraz bliższa staje się perspektywa początku cyklu zaostrzania polityki pieniężnej przez Fed. A na dodatek nastroje psują wydarzenia między innymi na Ukrainie i w Iraku.
WIG20 i WIG od początku roku niemal nie zmieniły swej wartości, wskaźnik średnich firm zniżkuje o prawie 10 proc., a indeks najmniejszych spółek idzie w dół o niemal 19 proc. Warszawska giełda to największe rozczarowanie inwestorów. Nie sprawdziły się optymistyczne prognozy, dotyczące wzrostu kursów akcji. Złożyło się na to kilka czynników, w większości trudnych do przewidzenia. W tej grupie należy przede wszystkim wymienić konflikt między Rosją a Ukrainą i jego eskalację na skalę globalną oraz sytuację w Iraku i Strefie Gazy. Zamiast oczekiwanego ożywienia gospodarczego, mamy zahamowanie tempa wzrostu w Polsce i powrót stagnacji w strefie euro. U nas doszło do tego jeszcze drastyczne ograniczenie roli otwartych funduszy emerytalnych, poważnie wpływające na sytuację na parkiecie. Na pocieszenie można zauważyć, że w giełdowym towarzystwie nie jesteśmy osamotnieni. Poza parkietem amerykańskim, na którym S&P500 zwyżkuje o 5 proc., większe zyski można było osiągnąć niemal wyłącznie inwestując na egzotycznych rynkach wschodzących, takich jak Indonezja, Filipiny czy Tajlandia oraz nielicznych europejskich, jak na przykład Turcja, Bułgaria czy Słowacja i Rumunia.
Zawód sprawiła też większość rynków surowcowych, nawet tych, które w pierwszych miesiącach roku zadziwiały dynamiką wzrostu. Notowania pszenicy, które do maja szły w górę o ponad jedną trzecią, ostatecznie są prawie 13 proc. pod kreską. Podobnie z innymi surowcami rolnymi. Mimo politycznych i militarnych konfliktów w regionach szczególnie wrażliwych, ceny ropy naftowej nie tylko nie wzrosły, ale znajdują się na poziomie o kilka procent niższym niż na początku roku. Strat nie udało się odrobić notowaniom miedzi. Na rynkach towarowych, jeśli nie liczyć zwyżkujących o ponad 20 proc. notowań palladu, dość jasno błyszczy znów złoto, którego ceny idą w górę o 9 proc.
Na tym tle w zupełnie innym świetle ocenić należy tak niepopularne na początku roku lokaty bankowe. Mimo rekordowo niskich stóp procentowych , oprocentowanie oferowane przez banki okazało się wcale nie tak nieatrakcyjne, jak sądzono. Faktem jest jednak, że to zasługa z jednej strony bardzo słabych rezultatów, możliwych do osiągnięcia w przypadku większości instrumentów finansowych, z akcjami na czele, z drugiej zaś, rekordowo niskiej inflacji. Dzięki niej realne zyski z lokat, nawet po opodatkowaniu, sięgają 2-3 proc. Rozpoczęty w lipcu okres deflacji, który prawdopodobnie potrwa kilka miesięcy, będzie dodatkowo premiował zwolenników lokat, przynajmniej tych zakładanych już wcześniej. Korzyści z nowych mogą okazać się znacznie mniejsze, bowiem oprocentowanie nominalne wciąż jest niskie, a w przyszłości należy się liczyć ze wzrostem inflacji. Paradoksalnie więc, ryzyko w przypadku tych uznawanych za najbardziej bezpieczną formę oszczędzania, jest obecnie coraz wyższe. Mowa oczywiście o ryzyku związanym z możliwością nieosiągnięcia zysku w ujęciu realnym lub nawet niewielkiej straty, w przypadku gdyby inflacja mocniej poszła w górę.
Zmiany WIG20 i MiS80
Źródło: Stooq.pl.
Najlepiej jak do tej pory wychodzą ci, którzy zdecydowali się na powierzenie pieniędzy funduszom papierów dłużnych. Napływ środków do funduszy inwestycyjnych zaczął się prawie dwa lata temu. Przeważająca część z nich trafiała właśnie do tych, charakteryzujących się najmniejszym ryzykiem, czyli papierów dłużnych i pieniężnych. Przez pewien czas znów modne były fundusze małych i średnich spółek, ale zdołali na nich zarobić jedynie ci najbardziej odważni, którzy z ich usług zaczęli korzystać właśnie dwa lata temu, gdy zaczynała się hossa w tym segmencie naszego rynku. Im później decydowano się na ulokowanie w nich pieniędzy, tym efekty były coraz skromniejsze. Tymczasem zyski w funduszach dłużnych wyglądają imponująco. W przypadku sporej części funduszy tego typu 24-miesięczne stopy zwrotu przekraczają 10 proc., a zyski z ostatnich 12-miesięcy sięgają 3-6 proc. Gdy wydawało się, że ich dobra passa będzie dobiegać końca wraz ze zbliżającą się perspektywą podwyżek stóp procentowych, otrzymały one nieoczekiwane „wsparcie” ze strony pogarszających się perspektyw gospodarki. Wraz z obawami o utrzymanie wysokiego tempa wzrostu PKB i malejącą inflacją, początek cyklu zaostrzania polityki pieniężnej przesunął się na dalszą przyszłość, a ostatnio coraz bardziej realne stają się kolejne obniżki kosztu pieniądza przez Radę Polityki Pieniężnej.
Inwestorzy będą jednak musieli zmierzyć się z dwoma problemami. Pierwszy, to perspektywa zmian warunków rynkowych, które doprowadzą do przetasowań na inwestycyjnej mapie korzyści. Zakładając, że po okresie trwającej prawdopodobnie jeszcze kilka miesięcy, okresie napięć między Rosją a Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi, dojdzie do złagodzenia konfliktu, a jednocześnie sytuacja w gospodarce strefy euro i w naszej ponownie zacznie się poprawiać, warto będzie w inwestycjach stawiać na akcje. Choć w naszych warunkach perspektywa podwyżek stóp procentowych oddaliła się, to jednak powróci ona prawdopodobnie już za kilka miesięcy, stawiając możliwość osiągania atrakcyjnych dla inwestorów stóp zwrotu przez fundusze papierów dłużnych pod znakiem zapytania. Drugim problemem będzie więc określenie momentu, w którym te zmiany warunków zaczną się realizować. Problem ten jest tym bardziej istotny, jeśli wziąć pod uwagę opóźnienie, z jakim większość inwestorów na te zmiany reaguje.
Roman Przasnyski, Open Finance
Dołącz do dyskusji: Ciężko zarobić na giełdzie, a perspektywy nie są optymistyczne